Zamach na Trumpa

2017-01-24 11:45

 

Jest w Polsce ładnych kilka ośrodków zamkniętych, w których leczy się – a przynajmniej izoluje – osoby wytypowane jako „niespełna rozumu”. Uprzejmie proszę, aby ten, w którym będę osadzony – złagodził mi reżim na tyle, bym mógł nadal obcować ze swoimi Czytelnikami.

Mam co najmniej przeczucie, że przygotowania do zamachu na Donalda Trumpa są daleko zaawansowane. Jego wyeliminowanie z grona globalnych decydentów leży w interesie takich „amerykańskich ośrodków wpływu”, jak Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Monetarny, Niewidzialna Grupa Obrony Demokracji, a także w interesie dużej części grup przemysłowo-finansowych zlecających na całym świecie organizację giga-eventów sportowych, artystycznych, ekologicznych, konsumpcyjnych, inwestycyjnych.

Nazwę Niewidzialna Grupa Obrony Demokracji (Invisible Group for Defend of Democracy, IGDD) wymyśliłem sam, tak jak jeden konfabulant wymyślił San Escobar. Tyle że ja mam jakieś porządne podstawy do myślenia w tym kierunku.

Zacznijmy od tego, że USA – to największy na świecie od pokoleń terrorysta-zamachowiec. Ustrój USA – to „garnizonia”.  Jest ro ustrój, w którym głównym graczem jest „refugium”, sieć „fortów” i „faktorii” zespolonych w biznesowo-militarne grupy ekspedycyjne drenujące, odsysające wszystko co ekonomicznie pożywne na całym świecie. Interesy „refugiów” rządzą Białym Domem. To oznacza, że cokolwiek się tam obmyśla czy podpisuje – jest inicjowane albo konsultowane z sieciami „refugiów”. Kongres – podobnie jak polski Sejm – pozostaje pod kontrolą kilkunastu osób, które kierują najpotężniejszymi komisjami, wchodząc w niejawne interesy z „lobbystami”.

Ilość spowodowanych przez amerykańskie służby i „refugia” przewrotów „pałacowych”, wojen w najbardziej zasobnych w surowce regionach świata, przekupionych „środowisk opiniotwórczych”, a nawet zwykłych zamachów na wytypowanych „terrorystów” – jest godna wielkiego almanachu.

Drugim naszym krokiem niech będzie konstatacja, że – wedle globalnych mass-mediów – jedynym prawdziwym siedliskiem Demokracji są Stany Zjednoczone. Jest to państwo zdolne nie tylko do zbrodni politycznych i wojennych wspomnianych wyżej, ale też zdolne do totalnej inwigilacji własnego społeczeństwa (wystarczy podać swój numer SSN, Social Security Number), aby kontrolujący nas policjant z drogówki za chwilę wiedział wszystko o naszym życiu: niezapłacone mandaty, skargi żony na awantury, miejsce pracy, sympatie polityczne, zagłużenie: i ta wiedza nie jest niewinna, bo może skutkować np. zatrzymaniem samochodu do windykacji albo aresztowaniem). Jest to państwo, które równie skutecznie jak to robią „totalitaryzmy” – rzuca infamie i anatemy za poglądy. Jest to państwo, w którym można „zniknąć” zwykłych i niezwykłych ludzi bez śladu. Jest to państwo, w którego władaniu jest Guantanamo (tam nikomu się sąd nie należy) i podobne placówki. Jest to państwo, gdzie kilkanaście rozmaitych służb sekretnych może robić z obywatelami co chce – a potem „się wyjaśni). Jest to państwo, które rozsiało po Ziemi i Kosmosie kilkanaście globalnych systemów inwigilacyjnych, jak osławiony „Echelon” (a jest to żarcik wobec najnowocześniejszych instalacji). Jest to państwo, w którym podsłuch najwyższych urzędników i funkcjonariuszy decyduje o wynikach kampanii politycznych, w tym wyborczych. Jest to państwo takiego prawa, które ewidentnie niewinnym potrafi złamać życie, a ewidentnie winnych – uwolnić i oczyścić z zarzutów.

Ale to wszystko nic: od czasów A. de Tocqueville’a Ameryka uchodzi za najfajniejszą demokrację świata.

Nieświadomym ogromu i potęgi Niewidzialnej Grupy Obrony Demokracji podpowiem dwupunktowy kierunek myślenia:

1.       W dobie niemieckiego hitleryzmu doszło do fuzji na nieznaną dotąd skalę korporacji niemieckich i amerykańskich (w tym wymiana patentów i pakietów akcji), w dziedzinie paliw-energetyki, łączności, chemii, banków-finansów-funduszy: polityka niemiecka-hitlerowska była takim samym oczkiem w głowie amerykańskich „refugiów”, jak dziś polityka środkowo-europejska czy w okresie powojennym polityka bliskowschodnia. Przyszła strefa okupacyjna USA była chroniona przed bombardowaniami aliantów (obiekty przemysłowe, skupiska chroniących się nazistów), a jednym z wybitnych, czołowych dla Rzeszy nazistów, któremu pozwolono „wygumkować” życiorys był Walter Hallstein, główny redaktor Traktatów Rzymskich i pierwszy szef Komisji Europejskiej: to USA są akuszerem Europy Teutońskiej, która właśnie zdycha;

2.       Rosja, która ze względu na bogactwa i „pojemność rynkową” jeszcze 100 lat temu była łakomym kąskiem dla brytyjskiej dynastii i potem Ententy, a „urwała się” spod „zachodniego walca” uruchamiając Bolszewię (ta postawiła na autarkię i pełną izolację od kapitału zachodniego) – została strategicznym, długofalowym celem Ameryki od Fulton do dziś: kto wie, który rąbek spódnicy uniesie Historia w sprawie trójkąta Moskwa-Watykan-Waszyngton, który to trójkąt doprowadził do obalenia Muru Berlińskiego, do środkowo-europejskiej Transformacji, a ostatnio do jawnego przewłaszczania Ukrainy ( sporej połaci Europy Środkowej) – przez „demokrację amerykańską”. Na przykład ciekawe jest, jakimi meandrami krąży papieski ekumenizm, zmierzający w kierunku ponownego zespolenia (przyłączenia do Watykanu?) kościołów rabinackiego, prawosławnego i protestanckich;

Nie jestem zapalonym obserwatorem wydarzeń i propagandy, mających miejsce w związku z niespodziewanym uzyskaniem dostępu do amerykańskich „kluczy decyzyjnych” przez człowieka „nie-swojego”, z punktu widzenia Invisible Group for Defend of Democracy. Ale akurat Polacy nie powinni mieć problemów ze znalezieniem „stu podobieństw” między Polską AD 2015 a Ameryką AD 2016-17. Istotą kampanii w obu przypadkach jest: ten, kogo wybrano, nie ma prawa rządzić, jego rządy z założenia obrażają demokrację, bo demokracja to wyłącznie my.

Trochę czniam szok polskiej czołówki politycznej, która z wdziękiem słonia stawia(ła) na „demokrację amerykańską”, a teraz cierpi na zespół pourazowy.

Bardziej mnie interesuje, w jaki sposób Niewidzialna Grupa spowoduje „wyłączenie” Trumpa. Stawiam na zamach, bo to jest ulubione zajęcie Grupy IGDD. Oczywiście, Waszyngton to nie Sarajewo czy jakieś inne symboliczne miasteczko. Dziś narzędziem inwigilacji i działań zaczepnym jest „sub-kosmos”, zaludniony tysiącami dronów, i to nie zabawek kręcących filmiki, tylko „Unmanned combat air vehicle” (UCAV).

Umiem sobie wyobrazić Trumpa, który ni-stąd-ni-zowąd zaczyna podskakiwać i kretynieć na różne sposoby. I widzę, jak „opinia publiczna” – światowa i amerykańska – jest powolutku przygotowywania na taki występ US-Prezydenta, który – „wiadomo” – jest nieobliczalny!