Wola czy Prawo? Naród czy Państwo?

2016-11-24 06:29

 

Zadałem powyżej, w tytule, dwa najważniejsze pytania ustrojowe. Problem w tym, że większość czytających te słowa prawie na pewno pomyśli, że dzielę na czworo jakiś włos wydobyty z łupieżu. Zatem kilka akapitów w tej sprawie.

Gdyby ludzkość składała się z kilkudziesięciu osób, które – poza sprawami intymnymi – wiedzą o sobie właściwie wszystko, w dodatku mają możliwość na bieżąco podpowiadać sobie, konsultować, zgłaszać „za” i „przeciw” w różnych sprawach – to powyższe pytania stają się bezprzedmiotowe. W opisanych warunkach liczy się bowiem Naród (w rozumieniu: wspólnota) i jego Wola (w rozumieniu: aktualna opinia).

Tyle że ludzkość dowolnego kraju składa się z tysięcy takich wspólnot, w dodatku nie są one ani izolowane, ani samowystarczalne. Nieuchronnie zatem pojawia się Prawo i Państwo.

Prawo – to dość dynamiczny zestaw przepisów, norm, standardów, upoważnień, certyfikatów, regulacji, procedur, – które pozostają w coraz luźniejszym związku z obyczajem i podobnymi „oddolnościami”, a reprezentowana przez nie Racja (np. ustrojowa) jest definiowana w różnych miejscach przestrzeni publicznej, ale na pewno nie w samorządnych gronach obywatelskich.

Państwo – to w miarę stabilna sieć powiązanych i przenikających się, w dodatku skłonnych do biurokratyzmu urzędów, służb, organów, zaludnionych „rangami” i przypisanymi do tych „rang” ludźmi: mimo, że Państwo sprawia wrażenie hybrydy – w rzeczywistości formalne i nieformalne więzi dają efekt stosunkowo klarownej hierarchii, oplecionej „kiściami” interesów „za” i „przeciw”.

W sposób organiczny Państwo i Prawo zagospodarowują wedle owych interesów tych tysiące wspólnot prymarnych, opisanych powyżej, kierujących się wspólnotową Wolą. To, jak owo „zagospodarowanie” wygląda w praktyce – nazywamy ustrojem.

Polska Konstytucja – przedstawiana i uważana za nadrzędny akt prawa – nazywa Rzeczpolspolitą Polską „demokratycznym państwem prawnym”. Takie sformułowanie obezwładnia potoczna świadomość obietnicą ustrojową: cokolwiek uczyni i postanowi Państwo, będzie to zgodne z Wolą Narodu (no, bo demokracja), cokolwiek uporządkuje Prawo – będzie sprawiedliwe (no, bo wedle demokratycznie zredagowanych przepisów).

Obietnice te opierają się na dwóch bezczelnych „podróbkach” (niezależnie od miejsca na Ziemi):

1.       Podróbka pierwsza – to założenie, że przedstawiciele i reprezentanci Narodu (monarchowie, inteligencja, dyktatorzy, kolegialne ciała wybieralne) – to ludzie pozbawieni jakichkolwiek partykularyzmów, ich życiową misją niesioną w sumieniach jest wyłącznie dobro Kraju i Ludności, które potrafią bezbłędnie odczytać i mają wystarczające umiejętności, by je przełożyć na codzienne działania, skuteczne najbardziej, jak to sobie można wyobrazić;

2.       Podróbka druga – że wszelkie Prawo ustanawiane przez Państwo – jest podszyte wyłącznie dobrem wspólnym, a nie dość że trafia zawsze w sedno społecznych oczekiwań, to jeszcze daje każdemu wciągniętemu w jego wir swobodnie panować nad swoimi sprawami, no, i do tego orientować się we wszelkich procesach (administracyjnych, społecznych, gospodarczych), które on sam uruchamia lub których doświadcza z inicjatywy innych;

Jednym słowem – mamy do czynienia z wielowiekowym fałszerstwem, i to „na wydrę”: nie trzeba być zbytnio rozgarniętym, by wiedzieć, że przedstawiciele i reprezentanci nie „wyłączają” swoich nie zawsze szlachetnych interesów, a do tego uzyskują swoje mandaty przedstawicielskie zadając się z konkretnymi grupami lobbingu biznesowego, politycznego, światopoglądowego, itd. Nie ustanawiają oni prawa sterylnie wyjałowionego z interesów i geszeftów, tylko akurat takie, jakie pasuje im, ich „grupy tożsamościowe”, a bywa – że mocodawców.

Jeśli teraz, po tej uwadze, przyjrzymy się sformułowaniu „demokratyczne państwo prawne”, to rozumiemy co następuje: żyjesz w świecie zarządzanym przez najskuteczniejszych spośród graczy wyborczych, którzy twoje sprawy mają gdzieś głęboko, a do tego musisz przestrzegać ustanowionego przez nich prawa, które z niemałym prawdopodobieństwem reguluje rzeczywistość w wielu kwestiach na twoją szkodę.

Gdyby Konstytucja mówiła: kilka tysięcy prymarnych wspólnot deleguje do władz centralnych swoich autentycznych reprezentantów-przedstawicieli i sprawuje nad nimi obywatelską kontrolę z możliwością skutecznej interwencji w ich robotę – to wtedy już tylko przyłożyć się do zapisania tego wedle sztuki prawniczej – i mamy jako-taką demokrację oraz jako-takie prawo.

Tymczasem – mowa o Polsce – mamy do czynienia z obrońcami demokracji, który lżąc urzędującą formację epitetami takimi jak „faszysta” – jasno odmawiają jej prawa do realizowania „woli wyborców” (jak różnica), gdy w rzeczywistości chodzi o to, by „nasz porządek i nasze geszefty” powróciły, a „wasz porządek i wasze geszefty” – unieważnić.

Paradoksalnie, obrońcy demokracji słowem się nie zająkną na temat podróbek opisanych wyżej, choć są one bardziej niż oczywiste. Gotowi są „demokratyczne państwo prawne” wynieść na ołtarze społeczne. Przypomnijmy: żyjesz w świecie zarządzanym przez najskuteczniejszych spośród graczy wyborczych, którzy twoje sprawy mają gdzieś głęboko, a do tego musisz przestrzegać ustanowionego przez nich prawa, które z niemałym prawdopodobieństwem reguluje rzeczywistość w wielu kwestiach na twoją szkodę.

I kiedy – szczerze albo i nie – rządząca formacja mówi (zresztą, ustami seniora Morawieckiego, formalnie z innego ugrupowania), że kiedy Prawo narusza Wolę Narodu, to jest w tym sensie nieważne – podnosi się wrzask, jakby już budowano kazamaty. A ja powtarzam w kółko: jeśli większość ludzi objętych działaniami i władzą Państwa, ma przekonanie, np. oparte na doświadczeniu, że gdyby nie jego prawa i działania, to ich życie i sprawy miałyby się lepiej – wtedy to Państwo jest nielegalne, nawet jeśli brzmi to idiotycznie, bo akurat owo Państwo ma prawo określać, co jest legalne, a co nie.

Akurat rządząca formacja jakoś mało jest w moich oczach wiarygodna w swoich deklaracjach o przywróceniu służebnej roli Państwa wobec Narodu, ale kiedy „gęgacze” (mówię o konkretnej książce sprzed ponad roku) raportują, że nadchodzi faszyzm – to mnie pusty śmiech ogarnia. Bo to by oznaczało, że poprzednia formacja działała wedle prawa i dla powszechnego dobra. I tylko „drobnymi potknięciami” są te liczne „państwa w państwie”, rozmaite wychodzące z szaf wielomiliardowe afery są dziełem wyłącznie złych ludzi, a ludzie powariowali, gromadząc się w coraz liczniejszych organizacjach oburzonych, pokrzywdzonych, oskubanych, wykluczonych, pozbawionych tego co się należy, osieroconych, poniżonych.