Wiara, organizacja, wspólnota

2013-07-09 08:13

 

Są rzeczy, które wolno rozumieć po swojemu, niezależnie od tego, jak nas w tych sprawach edukują.

Wspólnota jedna jest tylko: oznacza, iż JA stapiam się w JEDNO z bliźnimi, z którymi obcuję na co dzień, a pozostałych bliźnich traktuję tak samo, jakbym jutro miał z nimi obcować codziennie. Stapianie się w „jedno” oznacza, że nie czynię różnicy między sobą a bliźnimi, z jednym wyjątkiem: moje decyzje i związane z nimi postępowanie biorę na swoją wyłączną odpowiedzialność, przed sobą (sumienie), przed wszystkimi docześnie (zaufanie) i przez Opatrznością, jakkolwiek rozumianą.

Organizacja – to sposób wyrażania się wspólnoty: najczęściej opiera się ona na tożsamości tego co „jest do zrobienia” z tym co „chcę robić”, a jedno i drugie ma przydomek „dla dobra powszechnego”. Organizacja taka nazywa się z grecka ἐκκλησία, „zgromadzenie”, po łacinie: ecclesia (samo słowo „kościół” – to czeska wersja rzymskiego, imperialnego posterunku granicznego, strażnicy). Tak pojęta organizacja – to cały system powołań, nazywany przez świeckich funkcjami, kompetencjami, uprawnieniami.

Wiara jest warunkiem koniecznym, a jednocześnie owocem współdziałania Wspólnoty i Organizacji. Jest ich podpiwniczeniem i zarazem wiechą u szczytu. Wiara to pewność, że coś, co niepojęte – wbrew pojęciu – JEST. Naiwni myślą, że wiara to tylko czołobitność wobec rozmaitych bóstw i sił nadprzyrodzonych, gdy tymczasem wiarą jest każde założenie, którego nie usuwamy po zakończeniu rozumowania, zostawiamy je „na zawsze”: najwierniejsi są ateiści i naukowcy. Np. R. Dawkins, religiożerca.

Kłopotem wszelkich religii jest to, że nie znajdują równowagi i synergii między tymi trzema elementami, przy czym najczęściej Kościół (Organizację) stawiają na piedestale, kosztem Wspólnoty i Wiary. Oznacza to, że prędzej czy później Duchowieństwo, Kler, Hierarchia, Wykładnia, Majątek – formalizują się, petryfikują, „zapominają” o swoich korzeniach, pierwocinach, przesłaniu. Skupiają się na rządzeniu i zarządzaniu, a nie na głoszeniu Prawd (np. Ewangelii) czy Przewodnictwie (nie mylić z kierownictwem). Czytelniku, jeśli przyszedł Tobie właśnie na myśl konkretny Kościół – odgoń czarne myśli.

Pozostaje zatem Kwestia Sumienia, taka sama dla wierzących i niewierzących, taka sama dla wiedzących i niewiedzących, taka sama dla uspołecznionych i egoistów: borykają się z nią naukowcy podczas badań, samorządowcy podczas realizacji programów lokalnych, politycy podczas decydowania o alokacjach dóbr, wartości i możliwości, nauczyciele podczas edukacji, oficerowie na frontach, ale też w koszarowej codzienności, duchowni starający się być bardziej pasterzami i przykładami niż lokalnymi satrapami.

Zanim powiem coś, co już Czytelnik wie beze mnie, dokonam odkrywczego spostrzeżenia: wszelkie dobra doczesne należą ZAWSZE do Kościoła (ἐκκλησία – zgromadzenie), a nie do zarządców, więc jeśli jacyś duchowni mający powołania-upoważnienia-klucze stosują sztuczki w celu przechwycenia tych dóbr pod swoją wyłączną (może kolektywną-elitarną) kontrolę – w rzeczywistości łamią prawo państwa, w którym tak się dzieje, i zarazem prawo wewnętrzne, kościelne. Tu myślę, Czytelniku, właśnie o konkretnej hierarchii.

Na przykład Martin Luter – w Kwestii Sumienia – wyraził nieposłuszeństwo Kościołowi, który „duszpasterzył” – zdaniem Lutra – bardziej strzygąc niż pasąc. Zresztą, wystarczy poczytać o rozmaitych schizmach. Ale bywały też nieposłuszeństwa zdradzające, że dokonano tego „nieładnego” wyboru w Kwestii Sumienia (np. patrz: jak powstał kościół anglikański). Przeciętny człek, który chciałby jedynie zwyczajnie pielęgnować swoją pobożność – ma z tym nielichy ambaras. Bo jak rozstrzygnąć rozumem, czy mamy do czynienia z apostatyczną rebelią, czy z aktem Odnowy? Gdzie jest Opoka (kêpâ, kefas, πετρα, petra, طرس)? Doprawdy, wiele szkody się stąd bierze dla Wiary i Wspólnoty (wszelkiej wiary i wspólnoty, Czytelniku), a stąd już bliska i łatwa droga dla szyderców, plotących coś o Ciemnogrodzie, gdy sami wierzą w „kościół rozumu i racjonalizmu” (patrz: powyżej o założeniach, których „zapomina się” usunąć).

W Polsce na tapecie jest sprawa konkretnego Proboszcza, który deklaruje trwanie w roli Dobrego Pasterza (wspiera go w tym wspólnota „maluczkich”), ale hierarchia nazywa go Zdrajcą Kościoła, Pomyleńcem, czy jakoś tak. Nie mój kościół – chciałoby się rzec. Ale może tak nie wolno? 

Pamiętacie, jak często „pobożni komuniści” przeciwstawiali się „wierze” w to, że każdy będzie mógł żyć lepiej niż przeciętnie, wystarczy być pokornym? Tych też odsądzano od czci i wyrzucano z partyjnego „kościoła” albo skazywano na nieistnienie (jakkolwiek to rozumieć).

Bo taka jest Praktyka: pełna interesów i interesiątek doczesność wdziera się niczym grzybiczna pleśń, rozsadzając, erodując Wiarę i Wspólnotę. Ja akurat jestem tym, który stawia na Wspólnotę, pamiętając o potrzebie równowagi. Stąd tak wiele mojej nieufności do Państwa, zarządzającego Krajem i Ludnością. A „pobożne” zawołania o „demokratycznym państwie prawnym” i podobne deklaracje – studiuję uważnie, porównując z rzeczywistością.