W sprawie Krzyża

2010-02-17 16:05

/polskiej demokracji zdecydowanie szkodzi świadomie uruchomiony proces uświęcania krzyżem wciąż nowych terytoriów, budynków, pomieszczeń, dziedzin życia, przejawów świadomości, obyczajów/

 

W SPRAWIE KRZYŻA

 

Podstawowym pytaniem jest: czy w świątyni można załatwiać sprawy samorządowe albo państwowe bez obaw, że przestaną one być „cywilne”?

 

W Polsce rzeczą oczywistą jest faktyczna dominacja prawa kanonicznego, rzymsko-katolickiego, nad prawem ustanawianym przy ulicy Wiejskiej oraz z inspiracji parlamentarnej. Dowiodły tego praktyki liczone w dziesiątkach tysięcy przypadków, a także liczone w setkach procesy sądowe (przed sądami świeckimi). Nie zmienią tego żadne zaklęcia, anatemy czy święte oburzenie. Kościół katolicki ma wiele poza-państwowych i ponad-prawnych prerogatyw, które czynią go uprzywilejowanym na gruncie gospodarczo-majątkowym, jego kapłanów czynią a’priori wiarygodnymi w sprawach świeckich (samorządowych, państwowych, przed sądami), do tego ci sami kapłani przeważnie łagodniej są traktowani przez wymiar sprawiedliwości wobec przestępstw pospolitych, nierzadko odrażających. Kościół nie ponosi żadnych konsekwencji, jeśli celowo, z rozmysłem, bezczelnie i cynicznie unika odpowiedzialności majątkowej, wykonywania wyroków, oraz jeśli chroni swoich przedstawicieli (kapłanów) przed konsekwencjami łamania prawa, pomagając im w ukrywaniu się fizycznym lub ukrywaniu tożsamości. Na koniec zawłaszcza dla administracji kościelnej lub dla prywatnych interesów dobro wspólne Kościoła (a więc parafian).

 

Kościół uzurpuje sobie „prawo kontrasygnaty” na wybranych dokumentach-decyzjach urzędowych, stawia też urzędy i organy oraz konkretnych urzędników i funkcjonariuszy pod przymusem dawania takiej „kontrasygnaty” na decyzjach kościelnych, co ma nadać im urzędową klauzulę wykonalności.

 

Kościół katolicki prowadzi otwarcie pozapaństwową agenturę, dowolnie gromadząc i korzystając z gromadzonych danych osobowych, udostępniając je bezpłatnie osobom bez sprawdzenia ich uprawnień, prowadząc notatki i opracowując raporty kierowane do innego państwa, ustanawiając placówki publiczne i cykliczne „akty” służące „formowaniu” na użytek Kościoła i propagowaniu go (przedszkola, szkoły, uczelnie, media, święta, pielgrzymki, procesje, domy pomocy).

 

Kościół katolicki – nie będąc tu zresztą wyjątkiem, ale doprowadziwszy proceder do perfekcji – rozgrywa cynicznie zarówno swoje „podporządkowanie” dwóm systemom prawnym (podobnie czyni PZPN, PKP i wiele innych wielkich podmiotów sieciowych, w tym partie polityczne i związki zawodowe), jak też dwoistość formalnych ról społecznych swoich funkcjonariuszy (z jednej strony ogniwa hierarchii kościelnej, z drugiej strony obywatele Państwa). Podwójne podporządkowanie prawu i dwoistość ról społecznych zawsze (podkreślam: zawsze) jest polem nadużyć i bezprawia.

 

Najbardziej antypaństwowa jest jednak kościelna polityka „uświęcania” kolejnych przestrzeni publicznych. Metodą owego „uświęcania” jest stawianie i zawieszanie krzyży pod byle pretekstem, w dowolnym upatrzonym miejscu, przy dowolnej nadarzającej się okazji.

 

Jest rzeczą oczywistą, a poza tym godną nabożnego zastanowienia, że narzędzie kaźni Jezusa Chrystusa przeistoczyło się po latach w traktowany z czcią symbol religijny. Nie doświadczyła tego ani szubienica, ani gilotyna, ani topór, ani karabiny plutonów egzekucyjnych, ani cykuta – ani żadne inne narzędzie zbrodni: po prostu krzyż „miał szczęście”, że w czasie pielgrzymki Jezusa po ziemi był akurat prawnie usankcjonowanym instrumentem w rękach oprawców wykonujących wyroki rzymskie. Nie znam opracowania analizującego społeczny, psycho-mentalny, kulturowy proces wyniesienia krzyża do rangi wizytówki religijnej, ale jest faktem, że krzyż zapadł nam w dusze i serca, stał się dla nas wszechobecnym elementem codzienności i odświętności, nawet cywilizacyjnym freskiem.

 

Ludzie wierni Bogu w kościele katolickim, na widok krzyża (nie każdego, tylko charakterystycznego) popadają w nastrój religijny, objawiający się różnie: przeżegnaniem się, modlitwą, przyklęknięciem, wyciszeniem wewnętrznym, itd. Podobnego szacunku i należytego zachowania w obecności krzyża słusznie wymagają od innych: niewierzących albo wierzących w inny sposób, w innych kościołach.

 

Społeczność katolicka – liczona w dziesiątkach i setkach milionów – jest zbyt duża, aby nie zagnieździli się w niej szalbierze, zbrodniarze, oszuści, faryzeusze, przestępcy, ludzie niegodni, zarówno „wierni” jak i „kapłani” – dlatego temat ten nie jest poważną płaszczyzną krytyki. Są przecież „kościoły”, które w całości ufundowane są na cynicznym oszustwie. Tyle tylko, że istnieją wewnętrzne kościelne instrukcje nauczające jak „ogrywać” lokalne prawo i opinię publiczną, zatem mowa jest o przestępczo zorganizowanej sieci środowisk zarządzanej centralnie z ośrodka poza zasięgiem Państwa. Pod pozorem i pretekstem ewangelizacji księża i wierni uczestniczą – bardziej lub mniej świadomie – w realizacji interesu gospodarczego i politycznego niezgodnego z interesem Państwa. Dodajmy: szerzenie Ewangelii jest prawnie zaszeregowane jako sprawa między dwiema osobami, nie istnieje (w Polsce, w prawie tu obowiązującym) ewangelizacja instytucjonalna, bo nawet jeśli odbywa się ona zbiorowo (np. podczas mszy), przeznaczona jest do duchowości pojedynczych zebranych osób, każdej z osobna

 

Pod pozorem tejże ewangelizacji Kościół regularnie, jawnie i masowo podważa zarówno konstytucyjne dobra, jak też kompetencje organów, urzędów, funkcjonariuszy Państwa, a także przyjęte programy oraz przygotowywane lub ustanowione akty prawne, na wszystkich szczeblach administracji.

 

Nierzadko przywódcy społeczności katolickiej „komercjalizują” symbole religijne, w tym krzyż, dokonując czynności i procederów niewątpliwie obrażających uczucia religijne pobożnych wiernych, ale za to wyposażeni w „imprimatur” hierarchii. Sprzeniewierzają majątek kościoła, w całości pochodzący ze zbiórek publicznych na określony cel, który wszak ze swej cywilno-prawnej istoty jest dobrem wspólnym parafii i Kościoła, zatem jeśli jest używany niezgodnie z deklarowanym przeznaczeniem – podlega zwrotowi. Potrafią posunąć się nawet do bezczeszczenia zwłok, jeśli mogą liczyć na brak interwencji rodzin „zainteresowanych”. Oraz do praktyk sprzecznych nawet z prawem kanonicznym, dokonywanych na uświęconych terenach, na obiektach i przedmiotach kultu, w przestrzeniach zarezerwowanych dla duchowej kontemplacji i nabożeństwa, na osobach należących – z własnej woli lub poprzez „rejestrację” – do grona członków wspólnoty kościelnej. To samo – jeśli czynią osoby, organizacje i urzędy spoza wpływów hierarchii kościelnej – jest przedmiotem konsekwentnych, bez wybaczenia, dochodzeń na drodze prawnej, a także niemal zawsze nagonek i rozmaitych form wściekłej egzaltacji.

 

Praktykowane wobec „niewiernych” lub „innowierców” oraz wobec pokrzywdzonych upominających się o sprawiedliwość mobbing, anatemy, publiczne znieważanie, odmawianie praw – choć nadają się na zwykłe dochodzenia i procesy „z urzędu” – uchodzą w 99,99% płazem.

 

Przyparty do muru w jakiejkolwiek sprawie (kiedy upadają argumenty pozaprawne) – Kościół zasłania się swoimi kanonicznymi tajemnicami i odmawia poddania się procedurom prawnym.

 

Uwzględniwszy powyższe – warto poważnie przeanalizować zarówno szczerość kultu krzyża, jak też jego sensowność z punktu widzenia prawa cywilnego.

 

Wszyscy mamy świadomość, że obecność symbolicznego dla katolików krzyża w jakimkolwiek miejscu publicznym, zwłaszcza jeśli krzyż ten jest poparty obecnością księdza (kapłana) albo został wcześniej uroczyście pokropiony – wymaga, aby najbliższa okolica (a na pewno pomieszczenie, w którym się on znajduje) podporządkowały się owej „świątynnej magii”, rytowi szacunku pomieszanego z posłuszeństwem Bogu i prawom przezeń ustanowionym. Dlatego stawianie i zawieszanie krzyży powinno być przedmiotem wielkiej ostrożności ze strony inicjatorów takiego stawiania lub wieszania – i ich delikatności wobec skutków, a jeśli stawia się krzyże i zawiesza w obiektach publicznych (komunalnych i państwowych) – powinno być przedmiotem zwykłego, rutynowego nadzoru właściwych organów co do skutków cywilno-prawnych.

 

Jeśli nie jest – to można podejrzewać albo głupotę i dezynwolturę inicjatorów, albo ich bezgraniczny cynizm. W szkole, w urzędach, w szpitalach, na placach będących własnością komunalną, w parlamencie.