Uwaga o cnotach dialogu

2010-02-21 00:14

 

UWAGA O CNOTACH DIALOGU I SZKODACH KŁÓTNI

/tekst autorstwa Leszka Kołakowskiego umieszczony tu bez jego wiedzy, napisany na III Europejski Kongres Uniwersalizmu, Warszawa, 19-26 sierpnia 2003/

 

Między oboma, dialogiem i kłótnią, granica nie jest może całkiem ostra i precyzyjna, ale dość dobra, by się nią posługiwać. Dialog jest to wymiana znaków, w której ten, co znak wysyła, oczekuje od partnera znaku, na który on sam zapewne z kolei odpowie. Zwykłe zabieganie o informację i jej odbiór nie jest dialogiem (Która godzina? Pół do czwartej.) Nie jest też dialogiem rozmowa, której uczestnicy wiedzą z góry, że w omawianej sprawie są tego samego zdania (Ten Tomasz to łotr! – Oczywiście. – Trzeba go więc zabić! – Koniecznie.). nie jest dialogiem rozmowa, której jeden choćby uczestnik jest w sprawie omawianej tak nieugięcie pewny siebie, że wie bez wątpliwości, iż żadne argumenty drugiego nie mogą go skłonić do zmiany czy choćby cząstkowych ustępstw. Taka rozmowa jest raczej kłótnią niż dialogiem i jest bezpłodna. Dialog zakłada pewien stopień niepewności w umyśle uczestników dialogu, pewien stopień solidarności w poczuciu tej niepewności i pewien stopień niezrozumienia wzajemnego partnerów. Ostatni punkt wymaga wyjaśnienia. Nie ma dialogu tam, gdzie obaj jesteśmy niepewni odpowiedzi albo jeden jest niepewny, ale odpowiedź niezawodnie istnieje, jak na przykład gdy chodzi o to, czy liczba (2101 – 1) jest liczba pierwszą – bo ktoś to wie albo potrafi wykalkulować. Podobnie gdy chodzi o jakieś kwestie dające się empirycznie rozstrzygnąć (np. czy węgorz jest rybą czy wężem albo czy Napoleon był żonaty). O dialogu mówimy tam, gdzie niepewność partnerów nie jest wynikiem ich niewiedzy, ale pochodzi z samej natury przedmiotu rozważanego. Że zaś musi być przy tym pewien stopień niezrozumienia wzajemnego partnerów dialogu widać stąd, że gdzie dialog jest w ogólności możliwy, tam wypowiedzi nasze nigdy nie są tak jasne i tak niedwuznaczne, by nie wymagały dalszych wyjaśnień, korekt czy uzupełnień. Przypuśćmy, że powiadam, że równość jest rzeczą dobrą, a partner dialogu twierdzi, że dobra nie jest. Wyobraźmy sobie, ile dodatkowych uściśleń i uzasadnień trzeba nam podać, byśmy wiedzieli, o co temu drugiemu właściwie chodzi: z naszych słów tak krótko wyrażonych nie wiadomo przecież, co to jest równość, co i kto jest czemu i komu równe, pod jakim względem równe o dlaczego jest lepiej albo gorzej, by równość została ustanowiona. Nie jest wprawdzie niemożebne, byśmy po długich deliberacjach i uściśleniach doszli w końcu do uzgodnionego w tej sprawie poglądu, ale nie jest to pewne: zawsze jest możliwe, że dialog nie ma końca, bo zawsze coś do wyjaśnienia pozostaje. Tak się dzieje we wszystkich tych dziedzinach, gdzie wolno nam z sensem o dialogu mówić, w sprawach filozoficznych, religijnych, moralnych czy politycznych, tu bowiem zawsze wtrącają się różne preferencje normatywne, choćby nie wypowiedziane wprost, a słowa używane nigdy nie uderzają słuchacza z taką siłą, by wątpliwości i zastrzeżenia były już niemożliwe. Widać to zresztą stąd, że we wszystkich tych dziedzinach, na wszystkich tych obszarach kultury nie dochodzi w końcu, po tylu wiekach dysput, rozmyślań i kłótni,, do jednej, dobrze osadzonej i przez wszystkich przyjętej, powszechnie uzgodnionej odpowiedzi.

Chociaż więc jest możliwe, że dialog nie zakończy się ugodą, że będzie mógł się ciągnąć bez widocznego końca, to nie należy stąd wnosić, że jest jałowy. Dialog nie zakończony, zawsze otwarty na nowe argumenty, nowe uściślenia, zawsze w oczekiwaniu dalszego ciągu, jest przecież zarówno intelektualnie, jak moralnie dobry i budujący. Przyzwyczaja nas do pożywnej, twórczej niepewności, odpędza samozadowolenie i rozleniwienie umysłowe, każe nam wiecznie podejrzewać, że ci partnerzy dialogu, którzy inne, może przeciwne opinie żywią, niż ja sam, mogą mieć jakieś racje czy cząstkowe racje, których ja na razie nie dostrzegam, ale które eksplorować się godzi i warto. W takiej pozycji zbiegają się w jedno cnoty intelektualne i moralne, i gdy się tak potrafimy ustawić, pojmujemy zarówno pożytki dialogu, jak szkody, które kłótnia wyrządza. I chociaż jest całkiem możliwe, że dialog się w kłótnię przeradza, że kłótnia z niego powstaje (ale w znaczeniu przyczynowym nie jest przecież jego logicznym następstwem), to jednak bierze się to ze zwykłych niedostatków naszych charakterów: kłótnia sama w sobie jest dialogu przeciwieństwem, unicestwia go i niszczy jego pożytki.