Ukraiński schemat gospodarczy

2015-03-13 14:30

 

Rację ma Kazimierz Wóycicki (wciąż jestem w Krzyżowej), kiedy powiada, że opowiadamy sobie o Ukrainie słabo skrywając poczucie wyższości. Może zreszta nie tylko o Ukrainie, ale o wszystkim i o wszystkich, którzy są na wschód od Wisły, a im bardziej są na wschód (Baszkirja, Tataria, Kałmucja, a dalej Azja Centralna czy Mongolia) – tym mniej o nich sądzimy. To się bardzo jednoznacznie przekłada na codzienność. Okropną, bo występujemy w roli, którą moja Mama nazywała „z dziada pan”.

Pamiętając o tym stawiam tezę, że choć każdemu krajowi i jego ludności przysługuje niezbywalna „samostijnost” – to w przypadku Ukrainy jej ustrój gospodarczy zakleszczył się w niemożnościach, które przesilić może interwencja z zewnątrz.

O ustroju ukraińskiej gospodarki decyduje kilkudziesięcio-firmowa oligarchia (jest pogląd, że Majdan był wojną milionerów przeciw miliarderom, ale to chyba bzdura). Tak czy owak, oligarchia bez żadnej (również państwowej) kontroli eksploatuje bez pamięci Kraj, nie dając mu nic w zamian, nie dając też nic Ludności.

Państwo – samo w sobie samowładcze, posługujące się wyborami dla picu i fasadowo – jest od oligarchów uzależnione, ale nie materialnie, tylko w taki sposób, w jaki jemioła okrasza schorowane drzewo. Obecne przede wszystkim jako strażnik infrastruktury krytycznej, jest zbieszone wobec „wyborcy”, samo owego wyborcę zniewalając.

Dopiero zanurzywszy sie pod krę oligarchii i państwa – widzimy ukraińską rzeczywistość.

Przedsiębiorczość na Ukrainie w wiekszym stopniu niż u nas – ale podobnie – jest cieniowana: szara, czarna albo rachityczna. Podobnie jak oligarchia eksploatuje rabunkowo Kraj, ale misi to uzgodnić z Państwem (urzędy, służby, organy) na zasadach znanych jako rekiet. Tyle że owa przedsiębiorczość na tym pod-rynku tarmosi się w bezpośrednim, cielesnym obcowaniu z naturalną żywotnością ekonomiczną, czyli Ludnością, znana w ekonomii pod nazwą „popyt”. Niekiedy służy jako dostawca oligarchom i państwu.

Naturalna żywotność ekonomiczna, pozostawiona sama sobie, albo głodowo zatrudnia sie w przedsiębiorczości, w państwie, u oligarchów – albo emigruje za chlebem, kosztem rozkładu substancji społecznej. To jest największa, bo społeczna bolączka Ukrainy, dotyczy bowiem niemal w całości tej 45-milionowej Ludności. Ta zaś – uzupełnijmy – żyje w symbiozie z Krajem, Ojczyzną: zasoby naturalne, dziedzictwo, kultura. I dzieli owa Ludność z Krajem swój przeklęty los.

 

*             *             *

W Krzyżowej zbawiamy Ukrainę również gospodarczo. Po konferencji o tym napiszę. Teraz tylko wspomnę, że w odróżnieniu od panelistów sądzę, że wszelkie rozwiązania z zewnątrz powinny być kierowane wyłącznie ku przedsiębiorczości, z silnym zastrzeżeniem, by nie maczało w tym palców Państwo, uwielbiające wszak rekiet. Brzmi to jak utopia i piszę to świadomie.

Uczestnicy konferencji żywią – dziwne dla mnie – przekonanie, że polskie reformy transformacyjne dobre były i basta, nawet jeśli coś utyka(ło). Ja zaś głoszę: nie eksportujmy naszych doświadczeń takimi jakie one są, tylko je wykorzystajmy i poprawmy co trzeba dla dobra Ukrainy. Bo ma rację J. Piechociński, że nie podołamy fali emigrantów zarobkowych, jeśli ona będzie większa niż dziś (i nie chodzi o wojnę, która – patrz rysunek – szkodzi wyłącznie oligarchom i państwu, poza osobistymi tragediami rodzin). Mają rację inni, sądząc, że pomoc europejska nie jest taka niewinnie charytatywna. I maja racje ci, którzy mówią: europejskiej pomocy raczej nie należy wykorzystywać do tego, by okrężną drogą się militaryzować.

Ciąg dalszy nastąpi...