Tradycje demokratyczne – ich imiona i pochodzenie

2016-03-10 10:31

 

Polacy nieoczekiwanie dostali rzadką możliwość podyskutowania przed telewizorami o demokracji jako takiej. Wobec tego i ja włączam swój telewizor. Oto jakie refleksje mi przychodzą na skutek tego włączenia.

A

Bezpośrednia kontrola społeczna. To najbardziej pierwotna, a do tego najlepiej przyswojona przez rozmaite społeczności forma ludowładztwa. Jej istotą jest poinformowanie i orientacja. Demokracja (żadna) nie ustanawia – wbrew potocznym wyobrażeniom – sprawiedliwości społecznej. Nikt zresztą tego od niej nie wymaga. Ale jeśli jesteśmy poinformowani i zorientowani – to stosunkowo łatwo dostrzegamy, kiedy ekonomiczne czy polityczne poczynania liderów, wodzów, przywódców, władców, luminarzy, prominentów – przekraczają granice tolerancji, na które wszyscy albo większość gotowa jest przystać. W tym sensie od nas samych zależy to, czy, kiedy i w jaki sposób zareagujemy na owo przekroczenie granic. W tak pomyślanej demokracji ustawicznie ściera się opcja fachowości zarządczej z opcją społecznego przyzwolenia lub sprzeciwu wobec formy rządów i podziału obowiązków-korzyści.

B

Samorządność. Ma ona co najmniej dwa wymiary: suwerenność-autonomia oraz obywatelstwo. Nie ma samorządności tam, gdzie społeczność zakuta jest w reżim pochodzący spoza niej, nawet jeśli owa społeczność daje na to przyzwolenie. Nie ma też samorządności tam, gdzie członkowie społeczności nie mają wystarczającego rozeznania w sprawach całej społeczności i nie przejawiają bezwarunkowej, a nawet bezinteresownej skłonności do czynienia spraw publicznych lepszymi. Suwerenność i obywatelstwo stosunkowo łatwo jest okłamać, zaprowadzając tzw. obywatelstwo rejestrowe, które z obywatelstwem nie ma nic wspólnego. Czyni ono człowieka „przypisanym” do czterech narzuconych obowiązków: informuj władze o sobie (np. PIT), płać co ci nakazano (np. VAT), głosuj kiedy zarządzono (bez wpływu na listę kandydatów czy temat głosowania), pokornie znoś niedogodności wprowadzane przez zarządcę (np. ograniczanie twoich praw dla ochrony wartości wyższych).

C

Rządy prawa. O ile w Chinach Państwo jest swoistą Zasadą, wobec której wszystko inne powinno się komplementarnie układać – o tyle w Imperium Romanum Państwo podporządkowano Prawu, które obowiązuje wszystkich, również prawodawcę (w Biznacjum zaś prawodawca jest ponad stanowionym przez siebie prawem). Miarą demokratyczności rządów Prawa jest zdolność powszechna do jego absorpcji: przeciętny człowiek wolałby, aby jego życie regulowało 10 przykazań mojżeszowych, a nie 42 zaprzeczenia bogini Maat. A jeśli prawo jest tak rozbudowane i zapętlone, że nawet wybitni specjaliści wąskich dziedzin prawniczych nie są w stanie bez ściągi i namysłu odpowiedzieć jednoznacznie na najprostsze pytania – to prawo staje się „domem niewoli”. Możnaby mówić – na przykład – o demokratycznym państwie prawnym – gdyby zorientowani w przedmiocie obywatele sami inicjowali i redagowali prawa, które biorą na siebie.

D

Anarchia. Chociaż w słowie tym próbuje się zawszeć same niemiłe skojarzenia – anarchia znaczy tyle, co „brak władcy”. Po wypowiedzeniu sto razy zaklęcia „brak władcy” (spróbujcie) zaczynamy pojmować atrakcyjność i ponętność tej formuły. Oznacza ona nic innego, jak wyburzanie w obszarze konstrukcji społecznych wszystkiego, co usztywnia relacje międzyludzkie: przeistacza myślenie „szczurem” (zawijasami labiryntów i torów przeszkód) w myślenie „ptakiem” (widzę jasno cel ostateczny i zmierzam ku niemu najkrótszą drogą w zupełnej abstrakcji od sztywnych złożoności). Anarchia jest – nieco roszczeniową – odpowiedzią na proceder polegający na tym, że urzędy, organy, służby, konstrukcje prawne , choć powstają dla konkretnych zadań, po ich wykonaniu nie tylko nadal trwają (wraz ze swymi prerogatywami i budżetami), ale jeszcze rozrastają się i potężnieją jakby na mocy „prawa parkinsona”. A przecież – zamiast władcy – wystarczy gospodarz.

E

Orphania. W sformułowaniu „trash society” mojego autorstwa zawierają się trzy słabości dławiące w człowieku biopolityke (podmiotowe reprodukowanie w sobie obywatelstwa): (1) lemingizacja postaw, (2) areburyzacja obywatelstwa, (3) autystyzacja zachowań. Prowadzą one prostą drogą do wtórnego analfabetyzmu obywatelskiego. W obiektywnym interesie dowolnego systemu-ustroju  jest sprowadzenie człowieka do roli trybu, i to pożytecznego oraz „chętnego”, przydatnego, „spolegliwego” trybu. Zabijanie różnorodności, zabijanie „ryzyka” zdefiniowania nowego celu (paradygmatu) i nowych procedur, algorytmów, reguł w społecznej, niekontrolowanej debacie. Kiedy już „życie w sieci się normalizuje”, czyli obywatele rejestrowi bez wyjątku wprzęgną się w zadania państwowe – cała demokracja opiera się już tylko na wyłonieniu Dobrypana, któremu cnoty nie pozwalają myśleć o sobie, a jedynie o tym, jak dogodzić Ludowi Maluczkich.

F

Umowa społeczna. To najbardziej szlachetny, humanitarny i zarazem cywilizowany projekt społeczny, jaki dotąd wyklarowany. Ojców ma ten koncept bez liku. Epikur, Glaucon, Platon, sanskryt Mahāvastu, Suàrez, Grocjusz, Pufendorf, Locke, Rousseau, Kant, Proudhon, Gauthier, Rawls, Pettit, a nawet Lenin (koncept Kraju Rad). We wszystkich tych konceptach przewija się bardziej lub mniej ukryte założenie, że możliwy jest taki ład społeczny, w którym racje wynikające z poczucia dobra wspólnego (czyli dośrodkowe) są trwale silniejsze od racji partykularnych (czyli odśrodkowych). Istnienie tej nierównowagi sprzyjającej uspołecznieniu jest dla tych wszystkich konceptów swoistym „sacrum”, nawet jeśli rzeczywistość dostarcza licznych, twardych i przemożnych dowodów na profanację dobra wspólnego w codziennej praktyce.

 

*             *             *

W świecie polityki często łączy się pojęcie demokracji z pojęciem rynku (ja też tak czynię). Te dwa pojęcia noszą w sobie rozmaite robocze objaśnienia, na przykład takie:

1.       Prawa człowieka;

2.       Prawa obywatela;

3.       Swoboda inicjatyw publicznych, w tym politycznych, społecznych, gospodarczych;

4.       Równość wszelkich podmiotów wobec siebie, niezależnie od zróżnicowania;

5.       Wolne wybory;

6.       Rozdzielność trzech aspektów władzy (prawodawca, egzekutywa, arbitraż);

7.       Społeczna kontrasygnada istotnych decyzji;

8.       Społeczna kontrola poczynań urzędów, organów i służb;

9.       Kadencyjność władz;

10.   Instancyjność arbitrażu (sądy, inspekcje, administracja);

11.   Służebność władz wobec elektoratu;

12.   Ślubowania funkcjonariuszy i urzędników;

13.   Zasada niezawisłości instancji wobec nacisków i interesów;

14.   Formuła absolutorium i impeachmentu;

I tak dalej.

Choć Ludzkość ma – jak widać – duży wybór, a do tego liczne zabezpieczenia przed przeniewierstwem, patologiami, partykularyzmem – najszerzej pojęte Sitwiarstwo kwitnie prężniej niż obywatelstwo.

Powyższe „nano-kompendium” nie posłuży każdemu, kto rozumie słowa wypowiadane do niego poprzez telewizor, ale wyczuwa podstęp ze strony tych, którzy owe słowa ślą.