Teoria i praktyka Inkwizycji Obywatelskiej. Instrukcja

2014-06-01 19:21

 

/wszelkie psy, reagujące pianą na słowo „terroryzm”, uspokajam: nie mam w sobie pasji pirotechnicznych, nie jestem hackerem, niezbyt się palę by strzelać do ludzi, nie mam też skłonności to porwań i stosowania tortur, znam też te przepisy, które zabraniają dywersji, sabotażu, stalkingu, prześladowań/

 

Na początek idea skrócona.

Jakikolwiek system-ustrój (tu będzie mowa o politycznym i ekonomicznym) redagowany jest w taki sposób, że jego zawołaniem-przesłaniem są wzniosłe idee akceptowalne przez każdego, a jego praktyczna treść odzwierciedla rzeczywisty stan „przepychanki” rozmaitych interesów. Zawołania i przesłania zamieszczane są w dokumentach rzadko stosowanych bezpośrednio (choć jest taka możliwość): Konstytucja, Ustawy – pozostających teoretycznie pod kontrolą takich organów, jak Trybunał Stanu, Trybunał Konstytucyjny, Rzecznik Praw Obywatelskich, Najwyższa Izba Kontroli, Sąd Najwyższy, Parlament, Prezydent. Praktyczna treść systemu ustroju zawiera się w przepisach wykonawczych do ustaw, w statutach urzędów, organów i służb, w instrukcjach i okólnikach, w prawie powielaczowym (wykładnie i interpretacje oraz zalecenia), w codziennych obyczajach składających się na tzw. kulturę prawną (ustrojową), w osławionej pragmatyce (normy, standardy, procedury, algorytmy, certyfikaty, dopuszczenia, instancyjność).

Wspomniana „przepychanka” powoduje, że z czasem zawołania i przesłania stoją obok, a nawet przeszkadzają praktycznej treści ustroju. Podejmowane są więc działania urzędników, funkcjonariuszy i plenipotentów (w urzędach, organach, służbach), na rzecz osłabienia skuteczności zawołań i przesłań, na rzecz nadrzędności praktycznej treści ustroju. System-ustrój okazuje się wypaczony. Nie powinno być wątpliwości co do winy tego stanu rzeczy: każdy funkcjonariusz, urzędnik, plenipotent – odgrywając jakąś rolę w politycznej przepychance – narusza zawołania i przesłania dla realizacji konkretnego interesu, a niekiedy używa prerogatyw, które mu nadano-przydzielono – do realizacji celów prywatnych, krupowych, środowiskowych (klika, koteria, kamaryla) sprzecznych z zawołaniami i przesłaniami. Nie ma to nic wspólnego z zaniedbaniem obowiązków służbowych czy ich przekroczeniem albo błędem: jest to świadome i wyrachowane używanie otrzymanych (dysponowanych) prerogatyw do realizacji zadań odbiegających „od” lub sprzecznych „z” zawołaniami i przesłaniami ustrojowymi.

Jeśli taki proceder staje się masowy (np. jeśli w każdym urzędzie, organie, służbie od gminy po „centrum” mamy co najmniej raz dziennie z opisanym aktem sprzeniewierzenia się zawołaniom i przesłaniom) – to mamy do czynienia z terrorem, czyli ze zorganizowaną opresją wobec licznych obywateli realizowaną w prywatnym grupowym, środowiskowym interesie, związanym z sianiem postrachu pośród ludności, zamykającym ustrojowe drogi dochodzenia sprawiedliwości. Zaklęcia, mówiące o tym, że przecież wszelkie zło to tylko mały procencik tego co się dzieje w Państwie – to ściema. Trzeba wiedzieć bowiem, że nawet kiedy Państwa nie ma – to wszystkie te pozytywne-konstruktywne sprawy się toczą. Państwo zarządzające patologicznym systemem-ustrojem (generujące go) – dosiada się „na wydrę” do ludzkich spraw dziejących się swoim odwiecznym rytmem i przeinacza je w patologię.

Rzecz w tym, że mimo oczywistego naruszenia w takich wypadkach zasad i przesłań systemowo-ustrojowych – sprawcy tych naruszeń mają pewność bezkarności, bowiem jednym z zajęć w ramach powierzonych im prerogatyw państwowych tworzą biliony reguł i przepisów, niby drobnych, ale zupełnie przeinaczających sens i praktyczną treść systemu-ustroju. Najbardziej rażący jest element monopolistyczny zawarty w praktycznej treści systemu-ustroju: urzędnik-urząd, funkcjonariusz-organ, plenipotent-służba – mają zawsze rację, a wolno im wiele, gdy tymczasem obywatel i przedsiębiorca (rozróżnienie celowe), gdyby robił to samo – poddany będzie jak najbardziej „sprawiedliwemu” osądzeniu i ukaraniu.

Krańcowym przejawem tak pojętego terroru jest coraz częstsza w Polsce praktyka nagonki, a nawet linczu, jakiego dokonuje się „urzędowo-służbowo” na obywatelach i przedsiębiorcach, którzy zbyt stanowczo domagają się realizacji zawołań i przesłań, a do tego ośmielają się „przyłapywać” urzędy, organy, służby, urzędników, funkcjonariuszy, plenipotentów  - na nieprawidłowościach („nieprawidłowość” – to oczywisty eufemizm).

Kiedy mówię i piszę – a robię to wielokrotnie w ostatnich latach – że dążę do obalenia porządku konstytucyjnego narzuconego Polsce – to mam na myśli zarówno czynne przeciwstawienie się wypaczaniu systemu-ustroju opisanemu powyżej, ale też korektę ustroju zapisanego w Konstytucji. Pełna analiza niedomagań Konstytucji czeka na swoją publikację, tu przytoczę trzy podstawowe naruszenia:

  1. Społeczna Gospodarka Rynkowa (art. 20 Konstytucji) nie była obecna w Polsce, kiedy w 1997 uchwalano Konstytucję. Oczywistym obowiązkiem organów, urzędów i służb (przede wszystkim Parlamentu i Rządu) było dostosowanie systemu ustroju do zapisu konstytucyjnego. Tymczasem nie dość, że nic takiego nie ma miejsca, to od tamtego czasu stan prawny o codzienna praktyka pogłębiają rozdźwięk między rzeczywistością a konceptem SGR, który nie jest abstrakcją (to zarzut częsty, ale i niepoważny), tylko obfitował w konkretne rozwiązania ustawowe w innych krajach, w tym w Niemczech, gdzie SGR została po raz pierwszy zdefiniowana ideowo i ustawowo;
  2. Trzy dokumenty różnej rangi: Konstytucja, Regulamin Sejmu i Ordynacje Wyborcze – powodują poprzez „koincydencję”, że powtarzany co jakiś czas proceder nazywany wyborami jest w rzeczywistości bezczelną reprodukcją klik, koterii i kamaryl, pozostającą poza kontrolą obywatelską (art. 104 Konstytucji), w pełni kontrolowaną przez kilkanaście osób w kraju (w większości są to liderzy ugrupowań politycznych), a tzw. dyscyplina partyjna przybiera postacie mafijne (weksle przedwyborcze, obowiązkowe myto z dochodów poselskich, niejawne zobowiązania wobec sponsorów kampanii wyborczych, itd., itp.);
  3. Korzystając z potocznego, mylącego rozumienia słowa „samorząd”, kliki, koterie i kamaryle podporządkowały sobie urzędy gminne, powiatowe i wojewódzkie, które są dla nich „łupami wyborczymi” i „mostkami sterniczymi”, ubezwłasnowolniły Rady, przejęły kontrolę nad lokalnymi regaliami (grunty, budynki, zasoby naturalne, szkolnictwo, życie artystyczne, pomoc społeczna, koncesje, zezwolenia, firmy komunalne, budżety, parabudżety, fundusze pozabudżetowe). Sprawują tam władzę niepodzielną i niekontrolowaną, ustanawiając wspomniane biliony reguł i przepisów, konstytuujących praktyczną treść systemu-ustroju;

Lepka maź legislacyjna – przyzwolona i „wzorcowana” w Parlamencie, Rządzie i w urzędach centralnych – rozprowadza się (proliferuje) po całym systemie-ustroju, ostatecznie odsyłając zawołania i przesłania do ustrojowego lamusa. Nawet jeśli mają miejsce – to nieznane są przypadki sądowego czy urzędniczego zastosowania artykułu 8 pkt 2 Konstytucji, a to ze względu na jego szalbiercze sformułowanie: „przepisy Konstytucji stosuje się bezpośrednio, chyba że ustawa stanowi inaczej”. Ów warunek „chyba że” stosowany jest w Konstytucji kilka razy i daje oczywistą możliwość organom, służbom i urzędom niewybieralnym, by ustanawiały swoje prawa wbrew zawołaniom i przesłaniom ustrojowym.

Mamy zatem sytuację, w której panuje powszechne, łatwowierne domniemanie, że przecież mamy znakomity system-ustrój (zawołania, przesłania), a naprzeciw niemu jest bezkarne sprzeniewierzanie się temu systemowi-ustrojowi w codziennej praktyce ustrojowej, podstawiającej nogę owym zawołaniom i przesłaniom.

 

*             *             *

Należę do malkontentów. Do tych, którzy uważają, że jeśli coś jest „załatwione” w 70%, to niewiele się różni od tego, co „załatwiono” w 30%. Bo to, co „niezałatwione” ma w sobie automatyzm proliferacji, czyli skłonność do szerzenia się, rozpowszechniania. Obrazuje to rysunek:

W każdej „uśrednionej” społeczności – tym bardziej w społeczeństwie „zaludniającym” Kraj – sukcesy i porażki rozkładają się wedle „krzywej normalnej”. Im większy sukces – tym większa ślepota na niedoskonałości systemu-ustroju, ale też mniejsza wrażliwość na tych, którzy ponoszą porażki. Im większy sukces – tym lepszym apostołem systemu-ustroju jest jego beneficjent. Dlatego wystarczy znaczna mniejszość beneficjentów systemu-ustroju, aby „masa zadowolenia” tej mniejszości „zarzuciła czapkami” licznych niezadowolonych. Tylko znaczące, krytyczne nieszczęścia mogą to odwrócić.

Może się zdarzyć – i w Polsce się zdarza wciąż od nowa – że „krzywa normalna” nie jest w rzeczywistości krzywą Gaussa, nie jest tak ładnie proporcjonalna, jak na rysunku. Dzieje się tak na skutek porzucenia przez Urzędy, Organy i Służby roli służebnej wobec Kraju i Ludności, na skutek przeniesienia ich aktywności ku działaniom partykularnym (w interesie klik, koterii, kamaryl), które są obiektywnie wrogie Krajowi i Ludności. To oznacza, że w warstwie ludzi przedsiębiorczych, którym takie zachowanie Urzędów, Służb i Organów instaluje „szklany sufit” na drodze do kariery, ale którzy nie utracili przedsiębiorczej pasjonarności – pojawiają się wątpliwości: jest umiarkowane zadowolenie, ale narasta świadomość, że mogłoby być lepiej.

Do „szklanego sufitu” ochoczo przyłącza się – to paradoksalne – owa „masa zadowolenia”, która nie napotkała trudności systemowo-ustrojowych, a może nawet autoryzuje patologie, na czym dodatkowo korzysta. To oznacza, że wątpliwości przedsiębiorczych doświadczających „szklanego sufitu” są dodatkowo tłumione, i to tam, gdzie powinny napotkać wsparcie: w urzędach, organach, służbach. To oznacza, że część owych przedsiębiorców (biznesmeni, twórcy, społecznicy) staje się dysydentami, bo rozumie i doświadcza, gdzie jest „pies pogrzebany”.

Jestem dysydentem.

Większość dysydentów - którzy wszak i tak są nieliczni w masie „małej stabilizacji” – organizuje się w konstelacje pozarządowe, organizacje protestu, w działania flibustierskie-podskakiewiczowskie. Działania te są próżnym i beznadziejnym marnotrawstwem energii społecznej. Nie odnoszą skutku (poza doraźnymi ustępstwami), a budzą niepokój zadowolonych, bo „sprowadzą na nas nieszczęścia”. Nie bez znaczenia jest krecia robota inteligencji, która dzieli zawsze włos na czworo i daleka jest od radykaliów, bo zawsze liczy, że jednak „coś można przecież zmienić”.

Sens ma zaś godzenie w podstawy praktycznej treści ustrojowej za pomocą narzędzia, jakim są zawołania i przesłania. Skoro urzędy, organy i służby wyżywają się w opresji – trzeba użyć tej samej broni.

 

*             *             *

Słowo „terroryzm” oznacza niemal wszędzie – na skutek przemyślnej propagandy – szalonego barbarzyńcę siejącego okrutny postrach pośród szarej, pokojowej ludności. Kiedy powiem – a właśnie mówię – że organy-urzędy-służby zajmują się (całkowicie lub tylko częściowo) terroryzmem wobec Ludności i rabunkiem Kraju – to wywołuję szok. Niepotrzebnie.

Rysunek poniżej symbolicznie pokazuje, jak działa patologia systemowo-ustrojowa. Otóż jeśli terroryzuje się otoczenie, a zwłaszcza urzędy, organy i służby, za pomocą „prostych i oczywistych” narzędzi (a to jest pierwszy odruch frustratów, zanim nie przeistoczą się w profesjonalną organizację terrorystyczną) – to taki terroryzm jest zabroniony. Ale kiedy maczugi, bejsbole i inne zamienimy na paragrafy, procedury, przepisy, algorytmy – jesteśmy bezkarni. Nawet jeśli używamy ich w złej woli. Świadectwem tego są tysiące rocznie postanowień prokuratorskich „odmawiających wszczęcia śledztwa” albo „umarzających” – jeśli w ogóle obywatel odważy się wystąpić przeciw urzędnikowi, funkcjonariuszowi, plenipotentowi.

Obywatel skarżący się – najczęściej napotyka odzew taki: to, o czym pan mówi, nie ma znaczenia, to zwykłe niedopatrzenie urzędnicze, zaniechanie, błąd. Już się przedawniło, a w ogóle ma niską szkodliwość społeczną.

Obywatel nie wie, że powinien domagać się innej kwalifikacji prawnej: oto człowiek, który ma i realizuje złą wolę popełnienia przestępstwa-wykroczenia na szkodę obywatela, przedsiębiorstwa, organizacji, kraju, społeczeństwa – posługuje się swoim urzędem, organem, służbą, swoimi prerogatywami, które czynić go powinny człowiekiem podwyższonego zaufania społecznego – a okazują się narzędziem przestępstwa. Pierwsze zatem, co powinno go spotkać – to odebranie mu prerogatyw, a nie używanie argumentu, że skoro mu Naród zaufał powierzając prerogatywy – to trzeba mu drobny błąd wybaczyć. Czy napastnikowi ulicznemu wybacza się „drobny błąd” w postaci kastetu i bejsbola?

 

O kim mowa?

Pedia powiada:

Funkcjonariusz publiczny – według definicji z art. 115 § 13 polskiego Kodeksu Karnego to: Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, poseł, senator, radny, poseł do Parlamentu Europejskiego, sędzia, ławnik, prokurator, funkcjonariusz finansowego organu postępowania przygotowawczego lub organu nadrzędnego nad finansowym organem postępowania przygotowawczego, notariusz, komornik, kurator sądowy, syndyk, nadzorca sądowy i zarządca, osoba orzekająca w organach dyscyplinarnych działających na podstawie ustawy, osoba będąca pracownikiem administracji rządowej, innego organu państwowego lub samorządu terytorialnego, chyba że pełni wyłącznie czynności usługowe, a także inna osoba w zakresie, w którym uprawniona jest do wydawania decyzji administracyjnych, osoba będąca pracownikiem organu kontroli państwowej lub organu kontroli samorządu terytorialnego, chyba że pełni wyłącznie czynności usługowe, osoba zajmująca kierownicze stanowisko w innej instytucji państwowej, funkcjonariusz organu powołanego do ochrony bezpieczeństwa publicznego albo funkcjonariusz Służby Więziennej, osoba pełniąca czynną służbę wojskową, pracownik międzynarodowego trybunału karnego, chyba że pełni wyłącznie czynności usługowe.

Według innych aktów normatywnych oraz orzecznictwa, prawa funkcjonariusza publicznego ma: lekarz udzielający świadczeń w ramach pomocy doraźnej, pielęgniarka i położna podczas i w związku z udzielaniem świadczeń zdrowotnych, osoba udzielająca pierwszej pomocy, kwalifikowanej pierwszej pomocy oraz podejmująca medyczne czynności ratunkowe, od maja 2007 roku nauczyciel, podczas lub w związku z pełnieniem obowiązków służbowych, asesor komorniczy, gdy pełni zlecone mu obowiązki zastępcy komornika, bądź prowadzi zlecone mu czynności egzekucyjne w trybie art. 33 ustawy o komornikach sądowych i egzekucji (Dz. U. z 2011 r. Nr 231, poz. 1376), jednakże zdania Sądu Najwyższego nie podziela doktryna, rachmistrz spisowy w czasie wykonywania obowiązków związanych z narodowym spisem powszechnym.

Z ochrony prawnej przysługującej funkcjonariuszom publicznym korzystają również sołtysi, członkowie komisji wyborczych i wykonawcy spisu powszechnego, przewodniczący zarządów osiedli i dzielnic na podstawie ustawy o samorządzie gminnym, a także pracownicy ochrony wykonujący zadania ochrony obszarów, obiektów i urządzeń podlegających obowiązkowej ochronie.

Funkcjonariusz państwowy – to pracownik urzędów i instytucji państwowych pracujących zawodowo za wynagrodzeniem na podstawie nominacji lub umów o pracę. Przepisy kodeksu cywilnego do grupy pracowników państwowych oprócz pracowników organów władzy i administracji państwowej zaliczają również osoby działające na zlecenie tych organów, żołnierzy, sędziów i prokuratorów.

Odpowiedzialność za szkody wyrządzone przez pracowników państwowych ponosi w zasadzie na podstawie przepisów kodeksu cywilnego skarb państwa (czyli – pośrednio – również pokrzywdzony). Odpowiedzialność ta ograniczona jest do odpowiedzialności za szkodę wyrządzoną przez funkcjonariusza państwowego z jego winy, a w przypadku wydania orzeczenia lub zarządzenia tylko wtedy, gdy wina sprawcy jest stwierdzona.

W swoich notkach wielokrotnie używam takiego zestawu profesji, łączących uprawnienia państwowe i zarazem podwyższone zaufanie społeczne: funkcjonariusz państwowy i publiczny, a także „operator” rozmaitych instalacji kulturowo-cywilizacyjnych – to w Polsce np. lekarz, prawnik, policjant, dziennikarz, inspektor, kontroler, strażak, nauczyciel, menedżer, urzędnik, ochroniarz, oficer-generał, duchowny, pilot-mentor, polityk, naukowiec, inżynier-konstruktor, planista-projektant, komornik, notariusz, celnik, pogranicznik, bankowiec, ubezpieczyciel, handlowiec.

Nadal przedmiotem mojego najwyższego zdziwienia jest powód, dla którego rozmaite rzezimieszki, zainteresowane jawnie interesem własnym nawet kosztem interesu swoich mocodawców, otrzymują prawne upoważnienie do stosowania przymusu państwowego i takiejż przemocy: tu używam przykładu „kanarów” (Art. 33a Prawa Przewozowego), ale takich przypadków jest niemało.

 

Ogłaszam, że od dnia publikacji niniejszej notki wszystko inne, całe swoje życie, podporządkowuję czynnemu zwalczaniu opisanej patologii systemowo-ustrojowej. Jednocześnie wycofuję nawet te resztki zaufania, którymi darzyłem profesje wymieniane powyżej. Nawet jeśli są tam „sprawiedliwi”.

Ktokolwiek zechce mnie w tym wesprzeć osobiści lub w inny sposób – witam na pokładzie. Ale uprzedzam, że to nie jest ani zabawa w podchody, ani „gameboy” – tylko walka z ustrojem tyleż niepoważnym, co szkodliwym.

 

CIĄG DALSZY NASTĄPI - TUTAJ, a potem TUTAJ