Tak-tak, nie-nie

2010-02-20 21:32

 

TAK-TAK, NIE-NIE

/mówiąc szczerze, wszyscy żyjemy w jakimś dziwnym dwu-świecie/

 

Bla-bla-bla perfect

 

Zupełnie nieletnie osoby, nazywane dziećmi, mają zwyczaj odruchowego nazywania rzeczy po imieniu, bez zastanawiania się ani nad tym, czy nazywane przez nich rzeczy mają się tak, jak oni je widzą, ani też nad tym, czy ich opinie są sprawiedliwe, nie mówiąc już o tak zwanym takcie (dzieci bywają okrutne – mówią pedagodzy).

Niezależnie od zysków i szkód, jakie to przynosi, ludzkość wpisała zasadę „tak-tak, nie-nie” do kanonu wartości samych w sobie, autonomicznych, poczem przeszła nad tym ustanowieniem do porządku dziennego, a raczej do swojej dorosłości, w której kanony mają znaczenie drugorzędne, a ważna staje się umiejętność prowadzenia gry za pomocą słowa. Słowo w ustach dorosłego nie musi, niekiedy nie powinno wyrażać tego, co bezpośrednio (słownikowo) znaczy: każdy z nas przecież ma jakiś interes do załatwienia na tym świecie, gdybyśmy o tym paplali na prawo i lewo, wszyscy byliby uprzedzeni i mogliby nas „wykolegować”.

Mówienie nieprawdy stało się w świecie dorosłych normą biologiczną: w odróżnieniu od normy moralnej, nad którą człowiek wydaje się panować, norma biologiczna jest od człowieka niezależna. Człowiek mówi jedno, robi drugie. Chce samorządności – a w rzeczywistości czeka na tyrana. Deklaruje pokój – a w rzeczywistości szuka zaczepki, niby chce prawdy – a w rzeczywistości robi wszystko, żeby ją „podrasować”, chce dobrobytu powszechnego – a w rzeczywistości chodzi mu o własne kieszenie. W taki stan nie wchodzi się przypadkowo. Dziecko przyłapane na mówieniu nieprawdy zdradza wiele objawów poczucia winy i wstydu, ale z wiekiem zauważa coraz wyraźniej, że mimo wymaganej od niego normy moralnej zwanej prawdomównością – dorośli jej w praktyce nie wypełniają, a przy tym okazuje się, że „statystycznie” jej stosowanie nie opłaca się przy realizowaniu życiowych celów.

Następuje więc wyparcie normy moralnej z obszaru świadomości i zastąpienie jej normą biologiczną działającą dokładnie przeciwnie. Obie normy są dla siebie przeciwieństwem, odwrotnością, a w połączeniu ze zwykłym codziennym życiem ich alternatywność przeistacza się we wzajemną wrogość: kto mówi prawdę, jest szkodnikiem naszych interesów. Kto mówi nieprawdę, jest utrapieniem dla naszego samozadowolenia. Taki stan inwersji moralnej jest wdrażany w życie poprzez instytucje. Na przykład Amerykanie nawet nie krępują się z tym, że prawo w całej swej złożoności jest u nich polem gry fachowców, a nie stróżem Prawdy i Sprawiedliwości: nawet z najbardziej cynicznym przestępcą gotowi są się układać, jeśli widzą, że w drodze procesowej może on się „wywinąć” od właściwej kary. A u nas w kraju sztandarowym przykładem jest rozdźwięk zawołań i postaw polityków przed wyborami i po ich wygraniu. Norma biologiczna staje się instytucją społeczną i utrwala dwu-świat jako element rzeczywistości.

Można sobie wyobrazić takiego osobnika, który mimo wszystko pozostaje dzieckiem, nazywa rzeczy po imieniu, zgłasza swoje życiowe cele otwarcie, wyraża szczerze swój stosunek do różnych spraw i ludzi. Przecież to samobójca! Uraża wszystkich i wszystko, a jeszcze podkłada się na każdym kroku. Łatwo jest go wykorzystać, oświnić, wykiwać, uczynić trędowatym, a nawet wrobić w bezprawie. Jest jak żółw bez pancerza: smaczny kąsek, do tego bezbronny. Robi w towarzystwie za kłótnika i upierdliwca. A kiedy już takiego się załatwi, sumienia – chwilowo poruszone niepewnością – osiadają z powrotem na swoich miejscach, oddajemy się ciepełku moralnemu. No, może kiedyś postawi się mu pomnik.

Tak rośnie nam kolejne pokolenie ludzi prawych, samorządnych, profesjonalnych, uczciwych, szczerych, miłujących bliźniego, budujących dobre państwo. Ha, ha!

Ci wspaniali ludzie zasilają nie tylko Ordynacką.

 

                                                                          Pamiętajcie o ogrodach

                                                                          Przecież stamtąd przyszliście