Systemowa Reforma Gospodarcza (2)

2011-11-18 08:13

Powtórzmy z pierwszego fragmentu:

 

Główna myśl poniższego jest taka: zamiast kosić podatkami i domiarami oraz opłatami wszystko co żyje „do gołego”, lepiej jest poluzować naturalnej żywotności ekonomicznej (przedsiębiorczości nielicznych i zapobiegliwości mas), a „utracone” w ten sposób wpłaty podatkowe zastąpić samorządową „public collection”, dobrowolnymi przedsięwzięciami angażującymi przedsiębiorców i ludność.  To jest dużo trudniejsze nić zadanie cichcem realizowane przez Vincenta, ale pozwoli uniknąć konfrontacji Rządu ze Społeczeństwem z użyciem środków nadzwyczajnych.

 

KRÓTKA LISTA BANKRUTÓW

W kontaktach międzyludzkich, a także w kontaktach między wielkimi społecznościami oraz między Państwem i Ludem dobrze jest wiedzieć, na ile wiarygodny i przewidywalny jest partner, czyli „ta druga strona”. Bo od tego zależy sensowność i poprawność wszelkiego planowania, projektowania spraw przyszłych, ustawiania sobie tzw. życia.

 

Mam podstawy sądzić, że najmniej wiarygodny i przewidywalny jest zawsze bankrut. Polska zaś bankrutami stoi.

 

Emerytury

Każdy twój dochód oparty na umowie o pracę (etatowy) jest uszczuplany o niemałą kwotę, z której płacone są emerytury. Nie, ZUS nie działa jak OFE, nie musi (i nigdy nie chciał) oddawać emerytom choćby w przybliżeniu tyle, ile z nich zdarł w czasach, kiedy pracowali. Zresztą, OFE też tylko obiecują.

 

Rzecz w tym, że na skutek analfabetyzmu zarządców tzw. systemu emerytalnego oraz tych, którzy wdrażają rozwiązania w sferze zatrudnienia – ZUS jest bankrutem, podobnie jak KRUS. Nie wypłacają „tego co się należy”, a w przyszłości oddali jakiekolwiek roszczenia tych, którzy dziś pracują na umowach nie-etatowych. Ich liczba rośnie w zastraszającym tempie. Niemal całe nowe pokolenia.

 

Dziś niezły kawałek „tego co się należy” wypłaca tzw. Budżet Państwa, dotując ZUS i KRUS miliardami. Społeczny sens tego jest taki: to co tobie kiedyś potrącaliśmy, emerycie – poszło na szczaw. To co teraz potrącamy pracującym – nie wystarcza na potrzeby. No, to im potrącamy chytrze jeszcze więcej, dotując emerytury z budżetu.

 

Oświata

Szkolnictwo podstawowe i tzw. średnie realizuje konstytucyjną zasadę powszechnego bezpłatnego dostępu do oświaty. Kruczek polega na tym, że zawsze można manipulować „minimum oświatowym” (czyli tym, co przeciętny absolwent musi wiedzieć i umieć, a zatem otrzymać bezpłatnie), a do tego można stawiać rodziców w przymusowej sytuacji co do „dodatków”: podręczniki, wyposażenie, materiały dydaktyczne, ubiór, zajęcia nietypowe, w tym wycieczki itp.

 

Około 30% kosztów oświaty publicznej jest więc już teraz pokrywane z pieniędzy wydrążanych z kieszeni rodziców, ewentualnie poprzez rozmaite fundacje i stowarzyszenia oraz ubłagane datki sponsorów. Oświata zwana niepubliczną rozkłada obciążenia bardziej „komercyjnie”, ale wg tego samego „rytu”.

 

To oznacza, że oświata rozumiana konstytucyjnie – jest bankrutem.

 

Ochrona zdrowia

To również jest „obszar konstytucyjny”. Rozmaite projekty systemowe w tej dziedzinie nie wypaliły, żaden. Może dlatego, że jesteśmy chorowici (albo hipochonrykujemy), może dlatego, że na zdrowie łoży się zbyt mało.

 

Podobnie jak w oświacie – mamy ochronę zdrowia „dla wszystkich”, a także komercyjną oraz „dla wybranych”.

 

Gdyby nie dodatkowe oddłużanie, gdyby nie rozmaite sponsorstwa (w połowie podszyte lobbingiem), gdyby nie tzw. fundusze pomocowe spoza kraju – byłoby jasne, że ochrona zdrowia jako dziedzina konstytucyjna jest bankrutem.

 

Kolejnictwo

Decydenci nie mogą się zdecydować, czy fakt, iż ludzie masowo co rano lubią jeździć do pracy i szkoły w większej miejscowości, a po południu z niej wracać, poza tym mają rodzinne, zawodowe, turystyczne potrzeby – oznacza szansę komercyjną, czy obowiązek publiczny wobec Ludności.

Z tego niezdecydowania żyją nieźle ci, którzy „robią w kolejnictwie”.

 

Nieźle żyją zarówno co do dochodów i przywilejów, ale też na skutek bezwładu, nie pozwalającego od nich zbyt wiele wymagać.

 

Infrastruktura kolejowa (w tym tory i dworce) w większości „nie istnieje”, jeśli zważyć dane księgowe (amortyzacja). A skoro jest używana, to jest awaryjna, niebezpieczna. Rozkład jazdy, będący w rzeczywistości umową (potwierdzaną przez nas w drodze zakupu biletu) jest dalece umowny, zarówno co do zawartych w nim pozycji, jak też punktualności. Standard podróży – różnie. Możliwość egzekwowania praw pasażerskich – śmieszna. Regulamin kolei gwarantuje wyłącznie, że nas dowiezie (z tego też nie zawsze się wywiązuje).

 

Kolej jest bankrutem

 

Drogownictwo

Właściwie można powiedzieć, że niczym nie różni się od kolejnictwa. Choć różni się wszystkim, co do fasad.

 

Gdyby nie potężne dawki tzw. funduszy pomocowych z zagranicy (kiedyś za to zapłacimy, podobnie jak w oświacie, zdrowiu, kolejnictwie, infrastrukturze, może już płacimy gdzieś „bokiem”) – a także gdyby nie to, że każdy z pojazdów co dzień dopłaca do interesu zużyciem opon, amortyzatorów, paliwa, napraw drobnych uszkodzeń na przeszkodach – to drogi ogłosiłyby bankructwo (szczerze mówiąc, nie wiem jak, co oznacza, że bywają bankructwa, których się nie daje ogłosić).

 

Dopłacamy też wypadkami drogowymi, ze skutkami nie tylko majątkowymi, ale też ze „stratami ludzkimi”.

 

Samorząd terytorialny

Oczywiście, wobec struktury budżetowej i podległości prawno-kompetencyjnej, wobec regulacji stanowiących „kaftan bezpieczeństwa”, mówienie o samorządach terytorialnych że są samorządami – to szyderstwo.

 

Państwo nie daje samorządom możliwości przeżycia bez bankructwa, chyba że zechcą one w spokoju się zapadać pod własnym ciężarem. Dziadzieć.

Albo zakręcić się przy funduszach, co oznacza „mieć kogoś” w zarządach tych funduszy (tej smutnej prawdy nikt nie analizuje systematycznie).

 

Samorządy terytorialne są bankrutami, a pojedyncze egzemplarze dobrze zarządzane, albo wykorzystujące jakąś „nadzwyczajną rentę” położenia lub zasobów – potwierdzają tylko tę zasadę.

 

*             *             *

Bankrut ma to do siebie, że jest nieobliczalny we wszystkim, poza jednym: zrobi wszystko, by oskubać z grosza każdego napotkanego. W żadne jego zapewnienia wierzyć nie warto:

  1. Pracownicy stający się emerytami – są oskubywani „na wydrę”.
  2. Uczniowie i ich rodzice – jak wyżej.
  3. Pacjenci i ich rodziny – a czemużby inaczej…
  4. Podróżni kolejowi i drogowi – jak najbardziej.
  5. Społeczności lokalne „podległe” samorządom terytorialnym – jak wszyscy inni.
  6. Podatnicy – to przecież oczywiste, choćby z definicji słowa „podatek”.

Wyłudzanie i siłowe wyduszanie datków pod pozorem obiecanej usługi, świadczenia, inwestycji – to praktyka bankruta. Unikanie odpowiedzialności za cokolwiek – to praktyka bankruta. Mimikra pokazująca, że „wszystko się da zrobić” – to teatrzyk bankruta.

 

W porządnym kraju w takich sytuacjach Obywatel puka do Państwa: zrób-że coś, Ministrze, Pośle, Wojewodo, Sądzie, Prokuratorze, NIK-u.

No, tak, ale nasze Państwo jest też bankrutem, nie dość, że nic IM nie zrobi, to samo zachowuje się podobnie…

 

REFORMA

Jasna jest już zapewne Czytelnikowi obecna „redakcja” struktury gospodarczej (odnoszę się do krzywej paranormalnej opisanej powyżej):

  1. nierentownych, deficytowych „producentów chleba” (dóbr, wartości i możliwości podstawowych, niezbędnych) – przybywa na skutek grabieżczej polityki Państwa ekstensywnie ratującego Budżet);
  2. zrównoważonych, zbilansowanych podmiotów gospodarujących, którzy „powinni” stanowić przeważającą cześć Gospodarki – ubywa, a ratują się one nieuzasadnionym podwyższaniem cen na oferowane dobra, wartości i możliwości oraz gwarancjami monopolistycznymi;
  3. rentownych „producentów masła”, żywiących się Przedsiębiorczością – ubywa, bo Państwo z nich też drenuje;
  4. nadrentowne podmioty gospodarujące nie budują swej rentowności na nadzwyczajnych „patentach”, tylko na komitywie z Władzą (patrz: Zatrzask Lokalny, Więcierz Mętny, Rwactwo Dojutrkowe), ich nadzwyczajny dochód jest swoistym „podatkiem komercyjnym” obciążającym gospodarstwa domowe i podmioty gospodarujące;
  5. podmioty progresywne, nad-nad-rentowne, niosące „kaganek” nowoczesności – znikają, zastępują je urzędniczo-państwowe komórki i para-podmioty gospodarujące;

W przełożeniu na Budżet Państwa wspominany na samym początku tego opracowania – Państwo (Rząd) powinno realizować następujące zadania-reformy systemowe:

  1. Możliwie najbardziej obniżyć obciążenia w obszarze „A” Budżetu, przy czym powrócić do podatku progresywnego, z dość wysokim progiem zwolnienia od podatków Ludności (gospodarstw domowych);
  2. Stanowczo postawić na – choćby tymczasowe – uzyskanie znaczącego wzrostu pozycji „B” Budżetu, przy czym zadłużanie się poprzez obligacje i kredyty stosować z uwzględnieniem ich wpływu na okresy przyszłe;
  3. Dla pozycji „C” Budżetu przygotować specjalną ofertę typu „public collection”: zamiast podatków z pozycji „A” uruchomić „rynek” (giełdę) przedsięwzięć korzystnych społecznie;
  4. W pozycji „D” zastosować drastyczne ograniczenia wydatków, ale związane z „odchudzającą optymalizacją” Nomenklatury (Administracja, Infrastruktura, Walory, Polityka);
  5. W pozycji „E” Budżetu przejść niemal w całości do samorządowej formuły „public collection”;

Aby powyższe zadania uzmysłowić sobie – podajmy ich ilustrację wywiedzioną z kształtu budżetu:

 

 

Powyższe ilustruje pola, na których realizować należy punkty 1 i 2 proponowanej reformy. Są to punkty dochodowe Budżetu.

 

Punkt trzeci proponowanej reformy wymaga już zmiany ustrojowo-systemowej (partnerstwo publiczno-prywatne, public collection):

 

 

Pamiętać przy tym należy o tym, co zwykło się ustawowo nazywać Infrastrukturą Krytyczną: termin ten używany w odniesieniu do zasobów mających podstawowe znaczenie dla funkcjonowania Państwa, Społeczeństwa i Gospodarki.


Zwykle z tym terminem są kojarzone środki:

  • do produkcji, przesyłania i dystrybucji energii elektrycznej (energetyka);
  • do produkcji, transportu i dystrybucji paliw gazowych;
  • do produkcji, transportu i dystrybucji ropy naftowej i produktów ropopochodnych;
  • telekomunikacji (komunikacji elektronicznej);
  • gospodarki wodnej (woda pitna, ścieki, wody powierzchniowe);
  • do produkcji i dystrybucji żywności;
  • do ogrzewania (paliwa, ciepłownie, sieci grzewcze);
  • ochrony zdrowia (szpitale, pogotowie, placówki specjalistyczne);
  • transportu (drogi, kolej, lotniska, porty, huby);
  • instytucji finansowych (banki, fundusze, ubezpieczalnie);
  • służb bezpieczeństwa (policja, wojsko, ratownictwo, obrona cywilna, itd.).

Infrastruktura Krytyczna uwzględniona w tym projekcie Reformy Systemowej wymaga nie tylko rozwagi, ale też wycofania się z wielu decyzji (w tym prywatyzacyjnych) już podjętych.

 

Dla punktu czwartego proponowanej reformy tłem niech będzie ilustracja poniżej:

 

 

Zaś dla punktu piątego reformy – jeszcze jedna ilustracja:

 

 

Powiadają, że diabeł zawsze tkwi w szczegółach. Że każdą reformę trzeba „podliczyć”. Potwierdzam.

 

Moja propozycja ma charakter ideowy. Przyjdzie czas – będzie skalkulowana.

 

SERWIS I AUDYT

Najbardziej spektakularne okażą się skutki – pleniącej się po polskiej Gospodarce i po polskim Państwie – oszczędnościowej rezygnacji z serwisu i audytu (dodatkowo jest to bardzo higieniczne, koi nerwy, chroni je przed ustawicznymi sygnałami, że „jest niedobrze”). Lubię przytaczać przykład zatrudnionego na kolei „chodziarza”, który pieszo przechadza się po torowisku dzień w dzień i wyłapuje ukradzione albo poluzowane śruby oraz inne usterkowe drobiazgi, z których każde w pojedynkę jest niegroźne, ale kiedy ich liczba narasta – grożą katastrofą.

 

Oczywiście, istnieją technologiczno-techniczne normy, standardy, wymagania. Niewątpliwie „na papierze” dokonywane są wszelkie przeglądy i serwisy. Ale powstaje pytanie: czy dokumenty są odzwierciedleniem rzeczywiście wykonanych prac serwisowo-przeglądowych, czy tylko „lipą”, odhaczoną z urzędowo-biurokratycznej konieczności?

 

To samo dotyczy też funkcjonowania organów, urzędów i całych połaci Państwa i Prawa. Ileż razy słychać w uzasadnieniach i odpowiedziach na doniesienia i skargi oraz zapytania, że „wszystkie przepisy i procedury były przestrzegane”, że „organ, urząd, sąd miał prawo”, że „oczywista pomyłka”, że „niska szkodliwość społeczna”, a nawet bezczelne, że „skarżący nie jest stroną” albo że „nie jestem upoważniony do udzielania wyjaśnień”, czy na koniec, że „sprawa objęta jest tajemnicą państwową, służbową”?

 

Szczytem są odpowiedzi udzielane petentom z wysoka: „w demokratycznym państwie prawnym (tak zadekretowano w Konstytucji) są służby, prokuratury, straże, sądy, instancje, media, stowarzyszenia i fundacje – oto twoja droga, Obywatelu!”. Co z tego, że jest to „droga niedrożna”? I jeszcze: „w odpowiedzi na doniesienie zapytano tego, na którego donoszono, i on powiedział, że to nieprawda, że wszystko jest ładnie, a my dajemy mu wiarę, bo to godzien zaufania funkcjonariusz, urzędnik, a nie byle kto, jak, nie przymierzając, donoszący”.

 

Już, bez rozpisywania na szczegóły, powiedzmy sobie, że tak samo podchodzi się do jakości produktów i usług (i ich reklamacji), do procesu tworzenia i egzekwowania prawa, do rozliczania urzędników i funkcjonariuszy (wybieralnych, nominowanych, zatrudnianych) z ich obowiązków i odpowiedzialności. Zawsze z pogardą dla kogoś, kto skarży, donosi, zauważa, egzekwuje swoje prawa: najczęściej to ten ktoś miewa kłopoty.

 

Czyż nie w ten sposób - jako ustawiczne zapobieganie upadkom, z wyrachowaniem obliczonym na łut szczęścia (bo się śrubek nie sprawdziło, bo się protokół serwisu wypełniło przy kawie) – trzeba interpretować sytuację w LOT, która dała kpt. Wronie szansę popisania się kunsztem? Albo awaryjność w grupie PKP? Albo niemoc w sprawie powodzi i innych kataklizmów? Albo walenie się nadwerężonych konstrukcji budowlanych? Albo pogarszający się w oczach stan dróg, mimo finansowanej przez Europę ich modernizacji?

 

 Ktoś dowcipny zajął się funkcjonalną analizą ludzkiego chodu. Otóż chód – powiada ów światły mędrzec – polega na tym, że najpierw wychylamy swoje ciało do przodu, a następnie, aby zapobiec upadkowi, podstawiamy jedną z nóg i w ten sposób, wykonując tzw. „krok”, utrzymujemy się w równowadze. Następny krok wygląda tak samo: wychylamy się, podstawiamy nogę we właściwym miejscu i zapobiegamy upadkowi. Idący człowiek zatem w rzeczy samej wciąż broni się przed upadkiem, zresztą sytuacje upadkowe sam sobie generuje.

 

Można powiedzieć, że jeżeli człowiek chce osiągnąć w marszu jakikolwiek cel, to musi wciąż prowokować upadek, po czym zapobiegać swojemu upadkowi, i to tyle razy, ile kroków dzieli go od celu.

 

Zauważmy, że nie dotyczy to – oczywiście – istot czteronożnych lub wielonożnych.

 

Historia zakpiła sobie z Polaków okrutnie: najbardziej uroczysty, reprezentacyjny narodowy taniec polski nazywa się swojsko „chodzony”, ale z francuska – Polonez (fr. polonaise, la polonaise, wł. la polacca, w domyśle: taniec polski).

 

Polonez (cytuję Pedię) jest tańcem uroczystym, w którym gracji ruchów towarzyszą posuwiste kroki. W zależności od regionu, polonez znany był pod różnymi nazwami: taniec polski, chodzony, pieszy, łażony, wolny, powolny, okrągły, starodawny, staroświecki, chmielowy, gęsi, wielki.

 

RACJE KRADZIONE

Polska ma jeszcze jeden niedobry zwyczaj. Polega on na izolowaniu i „dołowaniu” tych, którzy zauważają, skarżą, donoszą, egzekwują. Traktuje się ich jako dokuczliwców, upierdliwców. Psują nastrój samozadowolenia. A przecież, mimo drobiazgów, wszystko idzie w dobrą stronę!

 

I kiedy na koniec nadejdzie zapowiadana przez upierdliwców katastrofa – do naprawy systemu nie powołuje się upierdliwców, bo mają oni złą opinię dokuczliwców, tylko tych, którzy do katastrofy doprowadzili, bo są oni nastawieni konstruktywnie, a do tego mają doświadczenie w sprawowaniu odpowiedzialnych funkcji!

 

 

*             *             *

Przedstawiona propozycja-podpowiedź co do sposobu zarządzania naszą dzisiejszą – pogrążającą się w kryzysie – Gospodarką oraz – zanurzającym się w funkcjonalnej niemocy – Państwem, skierowana jest z jednej strony do Decydentów (bez większej wiary w to, że jestem tam słyszalny), a z drugiej strony do Obywateli (nie rejestrowych, tylko rzeczywistych, chcących mieć jako-takie rozeznanie w sprawach publicznych i mających dobrą wolę wpływania na nie dla dobra publicznego).

 

Pod tym kątem będę „czytał” zarówno jutrzejsze (18 listopada 2011) expose Premiera, jak też obserwował poczynania dalsze Rządu.

 

Spodziewam się, że Pan Premier w swoim expose zaproponuje Polsce „chodzonego, łażonego, gęsiego”, czyli wielokrok złożony z licznych zapobieżeń upadkowi.

 

Poloneza czas zacząć? Oby nas nie wciągnął on na dobre!