Syndrom żaby, dylemat kozła

2010-02-21 00:13

 

SYNDROM ŻABY, DYLEMAT KOZŁA

/notatka z kozetki psychoanalityka/

 

Trudno znaleźć taki życiorys, w którym nie ma punktu mówiącego o tym, że wyrządziło się komuś poważną krzywdę, na przykład średnio raz w roku. Oznacza to, że im ktoś starszy, tym więcej ma wrogów, takich ludzi, którzy raczej nigdy mu nie zapomną zła, jakie od niego zaznali.

Paradoksalnie – najczęściej zainteresowany, czyli krzywdziciel, nie pamięta zła, które wyrządził, i to nie dlatego, że zastosował klasyczne freudowskie wypchnięcie, higieniczne usunięcie z pamięci elementów zniekształcających pozytywny wizerunek własny, tylko dlatego, że najczęściej krzywdziciel nie zauważa swoich postępków (nie wie co czyni), wpatrzony w swój cel nie wie nawet, że po drodze depcze ludzki dorobek, godność i co tam jeszcze. Można sobie wyobrazić żabę rozjechaną przez kierowcę (ona traci życie lub zdrowie, on patrzy daleko a nie pod koła), albo kozła ogryzającego korę drzewa (on zjada smakowitą warstwę spod kory, drzewo zaś doznaje poważnej kontuzji). W idealnym świecie kierowcy powinni jeździć bardzo wolno i omijać żabki skaczące po asfalcie. W idealnym świecie kozły powinny co najwyżej czochrać się o drzewa, a potrawki sporządzać z trawy, która zresztą też piszczy z bólu.

Krzywdzeni nie są w stanie wymusić na „kierowcach” zachowań ratujących im, krzywdzonym, żabie życia i kręgosłupy. Natomiast ci, co krzywdzą, nawet nie biorą w swej nieświadomości pod uwagę takiej możliwości, że mogliby się „przekwalifikować” na trawkę, zamiast siać spustoszenie w drzewostanie.

Ta dziwna asymetria (suma odczuwanych krzywd nie pokrywa się z sumą krzywd wyrządzonych) powoduje, że nader często dochodzi do tragikomicznych sytuacji: ktoś podnosi larum, że dzieje mu się dramat, a pozostali zdumieni patrzą na niego i dziwią się, o co mu chodzi. Weź na spokój – uciszają zrozpaczonego. Pośród tych zdziwionych najczęściej jest również sprawca całego zamieszania, ów krzywdziciel, który albo zielonego nie ma pojęcia, co uczynił bliźniemu, albo udaje, że „to nie ja, to kolega”.

Doprawdy, aż trudno pogodzić się z wyobrażeniem, jak wielka jest ta przestrzeń pomiędzy krzywdzonymi a krzywdzicielami, przestrzeń pusta, wyzuta z wrażliwości jednych, pozbawiona wyrozumiałości drugich, przestrzeń zamykająca szczelnie wszelką możliwość porozumienia. Nosiciele syndromu żaby do końca życia będą pamiętać niektórym sprawcom, że są/byli sprawcami. Nosiciele dylematu kozła zawsze będą się dziwić, dlaczego mają uginać kark w kierunku trawki, kiedy smaczniejszy miąższ mają wygodnie na wysokości łakomego pyska.

Cały czas mam na myśli Ordynacką. Jest to przecież środowisko żabek i kozłów.