Suwerenność

2016-05-23 13:05

 

Akurat tego słowa – sądzimy – nie trzeba chyba w Polsce nikomu objaśniać. Choć od czasu Konstytucji 3 Maja paradoksalnie suwerenność nie jest naszą mocną stroną, ale „się staramy”.

W rozmaitych europejskich językach słowo to brzmi Souveränität, sovranità, sovereignty, soberanía, , souveraineté – i wiąże się z takimi pojęciami jak niezawisłość, podmiotowość, niezależność, samostanowienie, kardynalność, samorządność, kluczowość, priorytetowość, konstytucyjność. Na przykład: to jest twoja suwerenna decyzja – się powiada. Tłumacząc „z polskiego na nasze” mówimy o suwerenności, kiedy mamy jej podmiotowego, dbającego o niezależność nosiciela zdolnego do świadomego kierowania swoim losem i codziennością, a kiedy „wpisuje” się w szerszą konstelację polityczną – potrafi upilnować różnicy między współdziałaniem opartym na umowie a działaniem w ramach „nad-reżimu”.

Istnieje słowo „biopolityka”, które oznacza zdolność do reprodukowania własnej podmiotowości. Operowali tym słowem – cieniując jego znaczenie -  Rudolf Kjellen (stawiający na dobrodziejstwa autarkii), Michel Foucault, Georgio Agamben, Antonio Negri, Michael Hardt, Rosi Braidotti (autorka ważnej książki „Po człowieku”). Analizując owe różne podejścia do pojęcia biopolityki można zauważyć, że istnieje dość cienka granica między suwerennością ułomną (której odebrano ważne wyznaczniki) a nad-suwerennością (która uzurpuje sobie prawo do redagowania cudzej suwerenności.

W tej drugiej sprawie – nad-suwerenności – dokonało się zresztą paradoksalne odwrócenie greckiego pojęcia  „κυριαρχία” (kiriarchia), które pierwotnie oznacza (ło) „suwerenność”, ale zaczęto go (w myśli europejskiej) używać jako oznaczenie systemu społecznego zbudowanego na dominacji, opresji, submisji-uległości (patrz: prace Elisabeth Schüssler). W tym znaczeniu nad-suwerenność (kiriarchia) używana jest do wspólnego znakowania seksizmu, rasizmu, homofobii, instytucjonalnego wyzysku, kolonializmu, etnocentryzmu, militaryzmu, kastowości, urzędowej opresji, dyskryminacji-uprzywilejowania. Słowo „kiriarchia” zakłada zainstalowanie w przestrzeni publicznej-społecznej rozmaitych hierarchii władczych żerujących na podporządkowaniu (bez swobody wyboru), instytucji dyskryminujących implementowanych przez ofiary dyskryminacji, opresji, autorytarności.

Najbardziej „odlotowym” pojęciem zdolnym objaśniać sens suwerenności, biopolityki czy kiriarchii jest „zoe-centryzm”, pojęcie bazujące na rozróżnieniu między „bio” a „zoe”. Otóż „zoe” oznacza w starogreckim życie esencjalne, pan-życie, wobec którego „bio” (życie indywidualne, podmiotowe) występuje w roli „trybiku”, tak jak życie mrówki, ryby, ptaka, pszczoły jest drobną, koniecznie wpasowaną cząstką mrowiska, ławicy, klucza-stada, roju.

Zoe-centryzm tyle nam mówi o suwerenności, ile mówi nam zawołanie: warto zainwestować część lub całość swojej podmiotowości na rzecz wpasowania się w liczniejszą, masywniejszą, przemożniejszą rzeczywistość „podmiotu zagregowanego.

 

*             *             *

Rozróżniam między obywatelstwem rzeczywistym i rejestrowym.

Obywatelstwo rzeczywiste polega na wystarczającym zorientowaniu w sprawach publicznych (dotyczących wszystkich, dobra wspólnego) i bezwarunkowej, bezinteresownej skłonności do czynienia ich lepszymi.

Obywatelstwo rejestrowe (patrz: kozacy rejestrowi) polega na podporządkowaniu człowieka rozmaitym rejestrom (NIP, PESEL, REGON, konto ZUS, adres, paszport, konto bankowe, kartoteki w służbach) z zadaniem: sprawozdawaj o sobie, płać co nakazano, głosuj kiedy zarządzono, z pokorą znoś niedogodności generowane przez system-ustrój.

Nie sposób zauważyć, że Europa – zakątek globu ukonstytuowany na Demokracji, Rynku i Wolności – ma duży kłopot ze swoją nad-suwerennością. „Społeczność europejska” – jak lubią się przedstawiać oficjele brukselscy – we własnych oczach jest uosobieniem „zoe” i woli, aby poszczególne kraje i państwa oraz społeczności członkowskie przyjęły wobec dyktatu unijnego rolę mrówki, ryby, ptaka, pszczoły.

Oto dlaczego uważam ustawę o suwerenności za potrzebna i głęboko uzasadnioną – choć zapewne napisałbym ja inaczej, kładąc naciski nie na „wolno’ć tomku w swoim domku”, tylko na „tyle nad-interwencji, ile niesie ona dobra wspólnego”.