Starzec

2010-02-20 22:47

 

STARZEC

/zawsze jest tak, że kiedy już wszystko opada, pozostaje On, jeden-jedyny, Wybawca i Oparcie, Opoka i Nadzieja, a przede wszystkim nasza zewnętrzna Mądrość/

 

W tradycji hinduskiej jest taka postać, którą my poznaliśmy jako GURU. To taki autorytet i wzorzec zarazem, żywy absolut. Przewodnik duchowy cieszący się najwyższym szacunkiem, może bramin, ale taki duchowo ważniejszy.

W tradycji judajskiej (chasydzkiej) mamy CADYKA, super-rabina, wielkiego interpretatora Pisma i Rzeczywistości, uosobienie teologa i radcy prawnego w jednym, wyposażonego w moc cudowną pogodnego mędrca.

W tradycji muzułmańskiej mamy AJATOLLACHA, absolutną mądrość i nieomylność, namiestnika allahowego na Ziemi. Świątobliwość, najwyższy spośród ulemów czy imamów, uczony przywódca.

W tradycji chrześcijańskiej mamy PROROKA, osobę świętą i jasnowidzącą, utrzymującą robocze kontakty z Niebem i uroczyste kontakty z ludem. Charyzmatycznego przywódcę religijnego powołanego przez Boga i obdarzonego posłannictwem do specjalnych zadań.

W Japonii blednie już, ale jest przecież, tradycja boskiego CESARZA, szoguna szogunów, nieomylnego, niezwyciężonego, uświęconego tajemnicą dworu, państwa i religii, postaci uruchamiającej wszelki ceremoniał.

W tradycji Persów (Partów?) występował MAG, mędrzec, znawca przepowiedni, król tajemnic, obdarzony swoistym immunitetem przewodnik intelektualny.

 

Żadna z tych postaci nie pasuje do naszej rzeczywistości. Naszej, czyli wywodzącej się z korzeni sarmacko-scytyjskich, dających prapoczątek żywiołowi Słowiańszczyzny. U nas postacią najważniejszą dla ludu i dla polityki jest STARZEC. Może być grzeszny i bezbożny jak Rasputin, nieodgadniony jak Wernyhora, dobry jak Dziadek Mróz, ludzki jak Piast Kołodziej, szlachetny jak Jurand ze Spychowa. Nieco mityczny i nieobecny: w każdym rzeczywistym i dotykalnym Starcu rozpoznajemy nie tyle jego samego, ile ten idealny archetyp. Starzec w naszej tradycji to nie ten konkretny osobnik, któremu więc wybaczamy jego pospolitą w sumie powłokę, tylko to wszystko, co w konkretnym osobniku chcemy widzieć. Dlatego Starcem chcemy widzieć Piłsudskiego (niestety, jego marna postać pozwala mu być tylko Dziadkiem), Stalina (niestety, zbyt szkodził ludziom i zdaje się był tchórzem), Piotra Wielkiego (niestety, gonił brodaczy do fryzjera), Kazimierza Wielkiego (niestety, był królem): okazuje się, że Starzec nie może być zbyt dosłowny i rzeczywisty w działaniu, powinien łączyć w sobie cierpienie władzy nad stłoczonymi w ludzkim tyglu duszami z ulgą odsunięcia od jakiejkolwiek doczesnej odpowiedzialności za swoje dzieła. Jeśli już jest mężem opatrznościowym – to raczej nie mężem stanu.

Polsce brakuje Starca. To jasne. Pytanie: skąd można się Go spodziewać? Są tacy, których się przymierza do tej roli: Jan Paweł II, Tadeusz Mazowiecki, Jan Nowak-Jeziorański, Czesław Miłosz, Jerzy Giedrojć. Może najbardziej Prymas Tysiąclecia, Stefan kardynał Wyszyński?

 

Ordynacka nie ma swojego Starca. A szkoda, bo przy takim rozmemłaniu aksjologicznym jakie tu panuje mamy dużą potrzebę oparcia się na jakiejś Opoce, na czymś niepodważalnym, do czego można będzie się odwołać w każdej chwili trudnej, przy każdym ważnym sporze.

Spróbujmy przez chwilę zająć się poszukiwaniami Starca dla Ordynackiej. Najpierw rozważmy, kto zacz jesteśmy. Inteligencja? Chyba tak, skoro spędziliśmy trochę czasu w salach wykładowych, a dodatkowo w organizacji młodzieżowej jako piewcy dobra publicznego. Politycy? Chyba tak, mimo wielu zastrzeżeń, że nas interesuje dobra robota a nie stołki, skoro większość z nas doświadczyła kariery na wybieralnych funkcjach, nieważne jak wielkiej. Europejczycy? Chyba tak, skoro już na studiach podróżowaliśmy (średnio) dużo więcej niż nasi rówieśnicy, więc nawet jeśli mamy wiele sceptycyzmu, to przesiąknęliśmy tym szczególnym inteligenckim internacjonalizmem, charakteryzującym Europę. Awangarda? Z wątpliwościami, ale chyba tak, skoro chcemy zbawiać świat i w tym celu spędzamy mnóstwo czasu na dyskusjach o „górnych” sprawach i na kreowaniu projektów dla kraju, dla kultury, dla różnych regionów i środowisk. Pragmatycy czy ideowcy? Ooo, tu jest kłopot, bo pod tym względem różnimy się pomiędzy sobą znacznie. Można nawet powiedzieć, że dzielimy się na dwa przeciwstawne (acz nie wrogie) obozy. Synowie Kościoła? Zdecydowanie nie, choć większość z nas znała w dzieciństwie pacierz i otrzymała pierwsze sakramenty: po prostu pogubiliśmy to wszystko pośród meandrów ideologicznej kontestacji form i przesłania Polski Ludowej, państwa wielkich ideałów i marnej ich aplikacji w rzeczywistej praktyce. Patrycjusze? Raczej nie, zbyt wielu z nas pobiegło na studia wprost z ubogich i siermiężnych domów, gdzie nasączyliśmy się prosto-ludowymi manierami „brat-łata”, a nabyta potem wyniosłość i wyrozumiałość dla prostego ludu ma korzenie w pysze i bucowatości, a nie w świadomości wyższości własnej „rasy”. Rewolucjoniści? Jak wszyscy: za młodu porywczy i bezkompromisowi, potem może trochę bardziej rozważni, wstydliwie rakiem porzucający buńczuczne słowa i gesty. Ludzie godni szacunku? Cha, cha, cha!

Któż mógłby być naszym Starcem? Może Fredro, choć hrabia, za to artysta i świntuch zarazem, poszukiwacz nowego, wieczny malkontent, ale z biglem? Kopernik, człek mądry, odważny i bezkompromisowy, a choć kapłan, to Europejczyk, widzący dalej niż wypadało w jego czasach? Staszic, uczony, filozof, przyrodnik, działacz, pisarz polityczny, uczestnik Sejmu Czteroletniego, fundator Pałacu w Warszawie, odkrywca węgla w Zagłębiu, inicjator spółdzielczości rolniczej, pionier taternictwa, współtwórca uniwersytetu? Stawiam na niego, gdyby żył w naszych czasach, zacząłby karierę w ZSP, bez dwóch zdań. Może jednak jakiś encyklopedyczny Poczet Starców?

Nie jest nam łatwo w Polsce bez Starca. Szczególnie w czasach upadku moralnego i mizerii gospodarczej, w czasach rosyjskiej Smuty, środkowo-europejskiej Transformacji, europejskiej Unii, amerykańskiego Super-mocarstwa, arabskiej Intifady-Dżihadu, chińskiego Przełomu.

Nie jest nam lekko w Ordynackiej bez Starca, bo i kraj nasz nic nam nie podpowiada w tej sprawie, sami zaś zajęci jesteśmy bardziej sobą niż tym, co na widnokręgu, a zatem – mając narzędzia obserwacyjne, robimy wszystko, by nas zaskoczyła najbliższa rzeczywistość.

Choćby przejrzał Historię Polski od deski do deski, choćby wypisał na kartce tysiąc postaci, choćby odkrył kulturowo-cywilizacyjny kamień węgielny Polski, choćby od nowa napisał dzieje ruchu młodzieżowego – nie poradzimy sobie bez takiego patrona, który – jako uznany Starzec – nie wpisze nas w świadomość społeczną jako pełnoprawne ugrupowanie godne prezentacji swoich racji pod publiczny osąd.