Solidarnosć

2010-02-20 13:52

 

ORATORIUM DZIESIĄTE

„SOLIDARNOŚĆ”

 

Bywa że coś odżywa jak z popiołów feniks

Wyrasta nagle obok niejako spod ziemi

Bywa że coś dyskretnie jak kamfora znika

Nie daje się uchwycić i zmysłom umyka...

 

Posłuchajcie morału w ramach opowieści

O historii co ledwo w głowach nam się mieści

 

Chciałoby się zachować w pamięci fenomen

Który wszystko przenika i czyni znajomym

Pośród licznych okropnych naszych polskich przywar

Czas ich dopiekliwości zawieszenia bywał

Umysł aż wierzyć nie chce, a serce pamięta

Niedługi przecież okres – lecz wielkiego święta

Wielkiej uroczystości nieustannej czasy

Gdy przestały się liczyć prywatne grymasy

Wszyscy stanęli razem jakoby natchnieni

Wspólnym duchem wolności - i tak zespoleni

Trwali gotowi ruszyć na każde skinienie

Historii co akurat miała swe życzenie

Na jakąś krótką chwilę zajrzeć do nas w gości:

Był to czas wielkich przeżyć i SOLIDARNOŚCI

 

Jakoś tak się układa w życiu każdej nacji

Że po trudzie jej znojnym idzie czas wakacji

Że po ciężarze jarzma i cierpieniach duszy

Nagle przychodzi ulga i coś się poruszy

Pękają nagle twarde dotychczas bariery

I człowiek człowiekowi zaczyna być szczery

Zaczyna się radować człek drugim człowiekiem

Jeden drugiemu staje się na wszystko lekiem

Odkrywają więc ludzie swe twarze prawdziwe

Po oczach i uśmiechach widać że szczęśliwe

Podają sobie ludzie swe strudzone dłonie

Dom, fabryka, ulica w serdecznościach tonie

Obejmują się wzajem jak gdyby w podzięce

Wyciągają do siebie kochające ręce

Czują że są ze sobą, tak jak tylko można

Najbardziej, najwyraźniej. Próbują ostrożnie

Tej nowej sytuacji, tych nieznanych zjawisk

Starają się doznaniem nowym siebie bawić

Jeszcze nie dowierzają że możliwe to jest

Ale duszą już czują, serca swe podwoje

Otwierają na oścież a brat lgnie do brata

Częstują się wzajemnie czym chata bogata

W każdym człowiek znajduje najlepszych przyjaciół

I żałuje że tyle dobrych lat potracił

Gdzież jeden przed drugimi-śmy się podziewali?

Ileż dni przeszczęśliwych właśnie-śmy przespali!

W każdym człowiek dostrzega życzliwego druha

A ludzkiej serdeczności piec swym żarem bucha

Tak wygląda to wielkie święto narodowe

Gdy odradza się wszystko, gdy idzie odnowa

Kiedy tchnienia świeżego słów zużytych lista

Nabiera – wtedy mowa znów staje się czysta

Prawda i Sprawiedliwość, Siła, Zaufanie

Wiara, Szczerość, Nadzieja, Człowiek, Miłowanie

Praca i Odpoczynek, Dobro oraz Piękno

Kultura i Wrażliwość, Codzienność i Święto

Dom i Matka, i Ojciec, Modlitwa i Kościół

Bracia, Siostry, Znajomi, Sąsiedzi i Goście

Naród, Polska, Ojczyzna, Rodzina, Przyjaciel

Wszystkie słowa, sens których dawno się zatracił

W codziennym zapomnieniu, w codziennej udręce

Teraz ofiarujemy Niebiosom w podzięce

Za to że sprowadziły na nas ów Sakrament

I w głowach wprowadziły ten serdeczny zamęt

Pośród którego wszystko wydaje się proste

Łatwe, mądre, przyjemne – i przynosi postęp

 

Krótki Solidarności festiwal pokaże

Że nawet my Polacy umiemy być RAZEM

 

Niech Duch zstąpi i zmieni tej ziemi oblicze!

Rzecze nam człowiek święty – i się nie przeliczy

Papież-Polak co zasiadł na Piotrowym Tronie

Mówi nam że Ojczyzna nasza nie utonie

Że czuwa nad nią jeszcze Opatrzność Niebieska

A on sam swej modlitwy nie zamierza przestać

Polak Wielki co sercem nas wszystkich miłuje

Czy jesteśmy gotowi, czy każdy z nas czuje

Nadchodzącą najnowszą polską Ewangelię

Nowy Wiary Testament, który nasze plemię

Już niedługo otrzyma i dostanie szansę

Rozpocząć Wiosnę Ludów, narodów awanse?

Wnet się zaczną odbywać w tym regionie świata

Przecudne korowody i nastąpią lata

Wielkiej tych ludów próby, wielkiego Colloqium

Gdy trzeba będzie ponad swej euforii opium

Wznieść się i zaprowadzić taki spraw porządek

By na zawsze nastały sprawiedliwe rządy

By na zawsze poddaną ziemię człowiekowi

Uczynić i pamiętać, że to co się robi

Nie dla wszego bogactwa jest ani dla zysku

Tylko ma człowiekowi służyć – ot, i wszystko

 

Papież wcale nie rzucał słów swych po próżnicy

Wiedział przecież że z jego słowem świat się liczy

Paktował on z Reaganem, radził z Gorbaczowem

O tym jak poukładać świata rzecz od nowa

Jak zaorać podziały, bariery i miedze

Jak sprawić by na nowo z sąsiadem sąsiedzi

Patrzyli sobie w oczy z pełnym zaufaniem

By zaczęli się wspierać, być sobie oddani

By przemożny interes światem przestał rządzić

By się dało codzienność na nowo urządzić

By wielka polityka górować przestała

Nad tym co ludziom bliskie jak koszula ciału

By codzienne i proste narodów marzenia

Stały się już na zawsze proste do spełnienia

Wiedział papież że nie ma czarodziejskiej różdżki

Że raczej trzeba czasu działanie dopuścić

Ale wiedział też dobrze, że w kraju ojczystym

Dojrzewa już pragnienie przecież oczywiste

Pragnienie normalności, pragnienie spełnienia

Zrzucenia choć na chwilę jarzma zniewolenia

Nikt tu nie mówił wrogo o mocach nikczemnych

W ludziach jeno dojrzewał skądinąd przyziemny

Pogląd że przecież państwo nie po to jest dane

Żeby ludzi ciemiężyć, aby być ich panem

I pojmować zaczęli powoli rodacy

Że państwo winno służyć ludziom ciężkiej pracy

Że całe narodowe bogactwo tym stoi

Czym trud codzienny zdolny każdego napoić

Że złem jest założenie iż da się pomnożyć

Osobiste bogactwo - i na zaś odłożyć

Tylko z tego powodu że jest się za sterem

Że życia publicznego jest się oficerem

Państwo ludziom ma służyć – tak się rozumiało

Politykę – i myśl ta wciąż się rozszerzała

Chociaż tego dosłownie tak nie nazywali

W ten sposób ludzie pracy głosili socjalizm

Też Laborem Exercens nowa encyklika

W podobny sposób spraw tych subtelnie dotyka

Stała się ona dysput gorących obiektem

Władze ją drukowały tak jak nigdy przedtem

W ten sposób jakby wielkie zamknęło się koło:

Władza wspiera społeczną naukę Kościoła!

 

Nie bez znaczenia były usilne starania

Polskiej inteligencji, która od zarania

Świat próbuje odmienić wedle swojej modły:

Choć nie zawsze starania udać jej się mogły

To jednak cne zastępy rosły robotników

Które lektur przeróżnych były czytelnikiem

Oni z inteligencją pośród obcowania

Zaczęli świadomością poziomy doganiać

Wystarczająco wzniosłe, by swoje wrażenia

Połączyć w jedno razem z całym doświadczeniem

Wielka suma porażek robotniczej braci

Nagle zdała się ludziom w dwójnasób odpłacić

Człowiek który rozumie przyczyny niedoli

Po raz kolejny upaść sobie nie pozwoli

A takich przybywało pośród załóg licznych

Zwłaszcza wśród robotników, tak zwanych „fizycznych”

Biurowi bowiem ludzie byli jakoś cichsi

Chyba że ci najwyższej klasy specjaliści

Coraz częściej więc ludzie miast walczyć o płace

Stawali wbrew dyrekcjom o tych których z pracy

Wyrzucano pod byle pozorem zmyślonym

A naprawdę z porządków niezadowolonym

Zwłaszcza w dużych zakładach podstawieni szpiedzy

Wiedzieli co gadają na przerwach koledzy

Jeśli któryś podburzał albo agitował

(często zresztą szpieg jakiś innych prowokował)

Jeśli komuś się ustrój nie podobał w kraju

Albo też krytykować władzę miał w zwyczaju –

Wtedy relegowano z fabryki takiego

Lecz coraz częściej apel się wtedy rozlegał

„bracia, naszych rugują i z pracy zwalniają

w tarapaty rodzinę i w biedę wpędzają

stawajmy bracia razem w obronie kamrata

bo jutro nas ta sama dosięgnie zapłata!”

Apel często skutkował i wiara widziała

Że edukacja z książek tu się przydawała

Widział też człowiek pracy że razem ich siła

Tą siłą zjednoczona ich świadomość była

 

Aż dnia pewnego w lipcu ludzi rozsierdziło

Że władza żywnościowe ceny podwyższyła

To był pretekst jedynie, bo wnet oznajmiono

Aby do pracy ludzi znowu przywrócono

Ludzi kiedyś zwalnianych za to że stawali

Przeciw draństwom dyrekcji i agitowali

Za wolnymi związkami terytorialnymi

Od Partii Matuleńki wprost niezależnymi

Symbolem stała Anna się Walentynowicz

Która w stoczni od zawsze była suwnicową

A było ich dziesiątki, którzy mieli „krechę”

Wśród nich najbardziej znany był Wałęsa Lechu

Pyskaty był i nie dał sobie w kaszę dmuchać

Każdy stoczni załogant rad był jego słuchać

O nich to upomnieli się teraz rodacy

I kazali ich wszystkich przywrócić do pracy

Strajkował zaś na dobre niemalże kraj cały

W każdym niemal powiecie fabryki stawały

Co władza zarobiła na cenach zwyżonych

Dać dwa razy musiała w płacach podniesionych

Bo takie było władzy ciche przyzwolenie

By łagodzić protesty wypłat podniesieniem

Szlag trafił te podwyżki na masło i mięso

„a bodaj ich pogięło z tym ichnim Wałęsą”

Tak w Partii pomstowano i chwili czekano

Kiedy ludzie strajkować za chlebem przestaną

I już się miało w Gdańsku skończyć strajkowanie

Z dyrekcją wszystko było świetnie dogadane

Gdy ktoś krzyknął „ratujcie te drobne fabryki

Gdzie dyrekcje podstępnie wszystkich wezmą krzykiem

Pozostawione sobie małe i bezpańskie

Padną strajki gdy stocznia je zostawi gdańska”

Racja była w tej myśli jasna jak na dłoni

Zatem Stocznia powraca do strajkowej broni

Nie zakończy protestu pierwej niż w regionie

Pozostaną dziesiątki spraw niezałatwionych

Postulatów dwadzieścia i jeden spisano

A te w imieniu wszystkich rządowi przesłano

Teraz już szło nie tylko o jakieś podwyżki

Ale doszło do zwarcia wartości najwyższych

Tu władza samoistna robotniczej klasy

Tam aparat partyjny wciąż na władzę łasy

Tu do czynu gotowe ręce robotnicze

Tam aparat przemocy, areszty i bicie

Tutaj siła moralna i gorące serca

Tam zaś wyrachowanie, bezwład i inercja

 

Wobec tego wszystkiego oto co się stało:

Uczestnicy protestów tak swoją dojrzałość

Dowodnie wykazali, że porządek wielki

Zaprowadzili w stoczni i na strajkach wszelkich

Nieomal mikropaństwa w fabrykach tworzyli

A w nich ład i porządek – sami się rządzili

Panowała na strajkach pełna prohibicja

A spraw tych pilnowała wewnętrzna „milicja”

Zachowano w tej sprawie wielką załóg karność

I tak się narodziła Wielka Solidarność

 

Długo by opisywać co się w kraju działo

Gdy już porozumienia teksty podpisały

Trzy MKS-y główne: Szczecin, Gdańsk, Jastrzębie

Odtąd każdy „partyjniak” czerwony na gębie

Traci pewność że ludu on jest awangardą

Bo oto już Wałęsa trzyma ręką twardą

Całą władzę związkową i wielką charyzmę

Robił to zresztą nieźle, trzeba mu to przyznać

To jego słów lud słuchał, a nie sekretarzy

O takiej władzy Partia mogła tylko marzyć

Euforią zjednoczeni, silni zwycięstwami

Poczuli że potrafią rządzić sobą sami

Mury poupadały, zęby krat wyrwane

Pogruchotane baty, zerwane kajdany

Wszystko jak w pieśni barda która jak testament

Niosła po całym kraju wici o wygranej

 

A teraz następuje rewolucji przełom

I staje Solidarność przed trudniejszym dziełem

Jak przekuć to zwycięstwo walne nad Hybrydą

Na lepsze czasy które niewątpliwie idą

Trzeba przyznać że w tym co potem nastąpiło

Dyscyplina ludowa nieco popuściła

W każdym zakątku kraju jęli się prześcigać

Który lepiej pokaże „czerwonemu” figę

Który bardziej partyjnym kacykom dokuczy

Kto sekretarzy prędzej moresu nauczy

Zaczął się więc strajkowy festiwal po kraju

O którym do dziś ludzie opowieści bają

Nie było przedsiębiorstwa, spółdzielni, zakładu

Gdzieżby nie strajkowano, nawet kilka razy

Zawsze szło o podwyżki oraz przywileje

Dodatki – a z zakładem niech się co chce dzieje

Kalkulacji w tym wcale nie było nijakiej

Tylko „czerwonych” gnębić i posłać ich w krzaki

Ugruntował się zwyczaj władzy poniżenia

Dyrektorów za bramę w taczkach wywożenia

Kto tylko dał się poznać jako człek systemu

To najcięższe armaty stały przeciw niemu

Choćby człekiem był prawym oraz szanowanym

Za „czerwoność” dręczony był i poniżany

Festiwal rozwydrzenia, festyn nienawiści

Tak naród przeciw sobie mieli komuniści!

Nieomal hunwejbinizm w polskiej wersji nastał

I to na tej spokojnej ziemi dawnych Piastów!

Swoista też dwuwładza zapanuje w kraju:

Niby Partia zarządzać wszystkim ma w zwyczaju

Ale też z drugiej strony na szczeblach dołowych

Samozwańczy wodzowie i przywódcy nowi

Watażkowie ci dziarscy powiatów panami

Zostawali – kraj rządził się rozrabiakami

Choćby nie wiem jak bardzo ruch ten chcieć szanować

Przyznać trzeba że przyszło tego pożałować

Nie może bowiem tak być by kraj trzymać w szachu

Wiecznym strajkiem sprowadzać fabryki do krachu

Nieomal jakobiński terror zaprowadzać

Swoim niskim instynktom do woli dogadzać

A jakby co – to Partia jest odpowiedzialna

Za nasze rozbrykanie i wynik fatalny

To musiało któregoś dzionka zbankrutować

Nie można przecież ciągle bezkarnie strajkować

Być może nikt nie widział wtedy innej drogi

A może ktoś specjalnie używał ostrogi

Trącał nią i wymuszał sytuację taką

Drążył sprawę tak długo aż dojdzie do draki

I świadomie podążał do tej konfrontacji

Nie bacząc na realia czy na wyższe racje

Dość powiedzieć że co dzień setki i tysiące

Stało fabryk, blokady, przemarsze bez końca

Toż to w każdym powiecie do wyboru miałeś

Komu w mordę naplułeś i kamień rzucałeś!...

 

Tak szesnaście miesięcy w kraju zawieruchy

Na niewidzialną skalę wielkiej rozpierduchy

Solidarność niechcący nowe przyjmie imię

Warcholskiej, niebezpiecznej od wiosny do zimy

Że przy tym odrodziła się bandycka hydra

Pod osłoną strajkową kradziono „na wydrę”

Nielegalne fortuny, lewe kapitały

Podstawy szarej strefy już się kształtowały

Bo obok bohaterów i intencji szczerych

Swoje robiły gnojki i lisie przechery

Ten ukradł, ten coś skręcił, tamten wycwaniaczył

A tamten znowu nierób wszystko przeinaczył

Złe imię dorabiali do solidarności

Mali złodziejaszkowi, podejrzani goście

 

Trzeba przyznać, że w Partii – przestrachu pomimo

Nie brakło towarzyszy co za mordę trzymać

Chcieliby robotniczą brać i chłopskie masy

I każdemu z osobna na tyłek kłaść pasy

Partyjny bowiem beton zwarł już swe szeregi

I milicji nakazał do walki przedbiegi

Wzmocniły się przesławnych ZOMO-wców zastępy

Które w ulicznych walkach robiły postępy

Gdy w aparatu kręgach ta nastała karność

Popatrzmy: tutaj także mamy solidarność!

Sam diabeł, król szubrawców, tego nie wymyśli

Do czego towarzysze sami z siebie przyszli

Wtedy zaczęto w Partii robić ostre rugi

Członków z legitymacją członkowską (tą drugą)

Albo jesteście z nami, albo z tym warcholstwem

Zerwać musicie zaraz z podwójnym członkostwem

Co prawda tam idee głoszą robotnicze

Lecz związek ma charakter czysto rozbójniczy

Antysocjalistyczna cała ta ruchawka

Niebawem wyląduje na więziennych ławkach

Chcesz z nimi siedzieć w celi, ty, dobry towarzysz?

O jakiej ty opinii dla swych bliskich marzysz?

Wybieraj, droga wolna, lecz pamiętaj bracie

Na co tu możesz liczyć – co tam czeka na cię

 

Dziś można już powiedzieć: wziął się problem cały

Z tego że jedni drugich zupełnie nie znali

Nie wiedzieli o sobie niczego co dobre

Tylko plotki, legendy – i to te najgorsze

Pochodzące z raportów przebrzydłych ubeków

Albo z jakichś przedziwnych niby-to przecieków

Gdybyż chcieli ze sobą choć chwilę rozmawiać

Nie musieliby wtedy razów sobie dawać

A tak – trwał bezustanny bezhołowia festyn:

Jedni – w amoku ulic – a drudzy nielepsi

Jedni – w euforii zadym – drudzy silni batem

Nie dało się pogodzić ich zimą ni latem

Solidarność mieliśmy najdziwniejszą w świecie

Solidarność nie RAZEM, lecz jej wariant: PRZECIW

Dwie zwarte stały siły, dwa wraże obozy

Gotowe iść na wojnę – choćby i na noże…

Zaprawdę wielkie szkody poczynił socjalizm

Że w robotniczej sprawie się nie dogadali

Zarówno ci co z ludu oraz z fabryk byli

I ci co na sztandarach tę sprawę nosili

Wszak siebie byli warci, wystarczyło zatem

By Polak zechciał gadać z drugim jako z bratem

 

Jakoż niebawem przyszedł czas ich egzaminu

Kiedy trzeba rozumu użyć oprócz czynu

Gdy nie starczy odwagi a sprawa napięta

Trzeba umieć postąpić na ważnych zakrętach

Miała więc się dokonać próba ostateczna

Kogo jutro zapomną – a dla kogo wieczność

Kto sprawę robotniczą potraktował szczerze

A kto w żadne zaklęcia i gusła nie wierzy

Dni wojennego stanu wybiły nam zęby

I przyszłych kraju przemian położyły zręby

Puścił powietrze balon dumy i bezprawia

Przestali się też sobie ZOMO-le zabawiać

Sprawy wojsko przejęło: instancja ostatnia

Której mógł naród ufać i poddał się łatwo

W Polsce zawsze ten mundur wielce szanowano

Same dobre zdarzenia jemu pamiętano

Nie inaczej więc teraz postąpili ludzie

Kiedy naród się świtem zimowym obudził

A pod oknami tanki, koksowniki świerszczą

I wojskowe patrole jak w wojennym wierszu…

 

Internowano wtedy kwiat Solidarności

Niektórych sekretarzy oraz innych gości

Niezupełnie systemu przeciwników wielkich

Ale wokół cenionych: na wypadek wszelki

Aby uniknąć wieców, mieszkaniowych spisków

Wzięto ich z domów rano według tajnej listy

I co się okazało? W więziennych ośrodkach

Przyszło Solidarności twarz prawdziwą spotkać!

Co dzień niemal szkolili jedni drugich w celi

Młodsi solidną szkołę konspiry tam wzięli

Ktoby z boku popatrzył – oni jak na wczasach!

Wykłady, dzieł konkursy, próby referatów

Nawet znaczki, pamiątki z takich „internatów”

Ulotki i broszury, wydawnictwa luźne

Instrukcje postępowań i poezje różne

Rzec by można że powstał wśród polskiej „interny”

Solidarny świat drugi, swym ideom wierny

 

Za murem zaś niemało się bojców ukryło

I swą krecią robotę skutecznie robiło

Trudno spisać dowody ludzkiej ofiarności

Kiedy przechowywano tych z Solidarności

Cała sieć ludzi wiary była w konspiracji

Jakby – nie przymierzając – w czasach okupacji

Nikt tu śmiercią nie groził (jak Niemiec za Żyda)

Ale duch tamtych czasów do czegoś się przydał

Podobno słynna WRON-a inwigilowała

Ale i tak niezgorzej to funkcjonowało

 

Przyszedł czas nieuchronny rozluźnienia więzów

Matki spotkały synów a żony swych mężów

Skończyło się podziemie oraz konspiracja

Kraj się normalizował: jego sytuacja

Gorsza była pod względem liczbowych bilansów

Ale była podstawa do przyszłych awansów

Zdejmowały restrykcje wciąż to nowe kraje

(gospodarcze restrykcje były obyczajem

Europy zachodniej oraz Ameryki

mimo chęci – mizerne przyniosły wyniki)

Chuligaństwo, rozróby, nieprzerwane strajki

Stały się już sprawami jakby z innej bajki

Zdało się że kraj wstąpił z powrotem w rutynę

W zwyczajnej normalności proste koleiny

 

Powszechna solidarność, ta ludzka, sąsiedzka

Wydawała się zasnąć gdzieś-ci na zapiecku

Niegdyś było ich wielu, aż dziesięć milionów

Teraz większość swe bunty zostawiła w domu

Otrzeźwieli przeciętni chłopi, robotnicy

A do więzień trafili groźni rozbójnicy

(powie ktoś: hola-hola, terror nas wykończył

rozerwał bratni związek, co kiedyś nas łączył

ale – bogiem a prawdą – przyczyną tej zguby

było to że nie przeszli najważniejszej próby)

Jednym słowem: kraj zwolna powstawał na nogi

Wchodził na tę normalną i codzienną drogę

 

U Wielkiego zaś Brata, za Bugiem, na wschodzie

Jakby się Duch Historii na nowo narodził

Gorbaczow „pierestrojkę” i „głasnost’” ogłosił

Każdy dzień nowe wieści przedziwne przynosił

Wiele lat potem sami powiedzą Rosjanie

Że to była ich Smuta, kara losu za nic

Wtedy jednak świat cały z przejęciem oglądał

Jak prawdziwa reforma w Imperium wygląda

 

Dla Polski skutek taki był tego zdarzenia

Że nasza sytuacja na lepsze się zmienia

Już – cokolwiek się działo – nie ma dylematu

Że „wejdą czy nie wejdą” nam do Polski bracia

W 80-tym pierwszym groźba interwencji

Była – i myśmy czuli dobrze co się święci

Teraz rzecz się inaczej oczywiście miała

Niemal wolni byliśmy – swobodni bez mała

Co więc robi tłum myszy kiedy kota ni ma?

Ano brykać, harcować, rozrabiać zaczyna

Wróciło bezhołowie i czysta rozróba

Strajk na strajku i nowa dawnych szaleństw próba

Opis tego co w kraju znowu wyprawiano

Powoduje że trzeba brać tabletki na noc

Strajkowy straszak działać zaczął po dawnemu

I nie było sposobu by zapobiec temu…

 

Mniej-więcej dziesięć lat po słynnym festiwalu

Solidarność współrządzić jęła w naszym kraju

Rozpoczęła się wielka kraju Transformacja

Niech Historia oceni całą sytuację

Jednak z punktu widzenia zdarzeń Kronikarza

Spójrzmy co też naprawdę nam się oto zdarza

Z postulatów dwudziestu jeden ogłoszonych

Przez lat wiele ni-jeden nie będzie spełniony

I to wtedy gdy władzę Solidarność dzierży

Ma wszystkie możliwości zrobić jak należy

Tu się kończy jednakoż solidarna siła

Która ludzi łączyła i spoiwem była

Wykluła się elita ludzi „solidarnych”

Która się dochrapała apanaży fajnych

Cała reszta – choć działa „ich” nomenklatura

Nawet resztek z pańskiego stołu nie zgarnie jak kura

Zresztą, nawet elita – tych kilka tysięcy

Nie umie dobrze dzielić władzy i pieniędzy

W ramach „wojny na górze” co ją wszczął Wałęsa

Zaczęli żreć się wszyscy o dobra i kęsy

O funkcje i znaczenie, nawet o legendę

Jako dobry Kronikarz – pisać tu nie będę

Świństw jakie sobie wzajem robią „solidarni”

Jednym słowem: skończyła Solidarność marnie

Węszą jeden drugiego, który był agentem

Kto ubekom donosił co dzień i od święta

Nienawidzą się wzajem, jak pies z kotem żyją

Każdy dzień niemal kończy się jakowąś chryją

Jeśli tak ma wyglądać polska polityka

To każdy kto ma rozum do nory umyka

Emigracja wewnętrzna – przebrzmiałe pojęcie

Zaczyna w nowej Polsce mieć poważne wzięcie

 

Sama nazwa i hasło „Solidarność” bywa

Polem sporów gdzie jeden lub drugi wygrywa

Nikt nie zliczy już prawnych intryg oraz sporów

Wokół „solidarności” oraz jej utworów

 

Można rzec że w tym wielkim zamieszaniu całym

Ktoś tu Solidarności zdradza ideały

Myślę także najgorsze co się może przyśnić:

Ideały te wzniosłe zdradzają dziś wszyscy!