Skolioza ideowa

2014-11-23 17:53

 

Byłem dziś (nie całkiem przypadkowo) piątym kołem u wozu, czyli gościem na spotkaniu powyborczym, jednej z partii flibustierskich, która wyrosła na misji niesienia pomocy ludziom wtrąconym w beznadzieję. Z rozpoznawalnym liderem mającym tak zwaną przeszłość.

Ale rozmowa była o przyszłości. Dwadzieścia osób, w miejscu nieco różniącym się od tego „u Sowy”, bo bez obsługi kelnerskiej i jawnie, pełnym głosem – próbowało ustawić busolę na najbliższy rok, czyli wybory prezydenckie i parlamentarne.

Powiada się, że w polityce liczy się skuteczność. I temu podporządkowana była zdecydowana większość racji wykładanych na tym spotkaniu. Pragmatyzm sączył się z rozmaitych konceptów odpowiadających na leninowskie pytanie „co robić”. Można na przykład zaproponować któremuś z kandydatów w dogrywce na urząd Prezydenta Warszawy, by zagwarantował, iż więcej nie odbędą się w stolicy eksmisje na bruk. Poprze – dobrze. Nie poprze – ogłosić że bezduszny jest i szubrawiec. Można skupić w jedną żelazną pięść dłużników, by zaczęli być traktowani jak ludzie (jakoś w zapędzie marszu „pod banki” nikt nie zauważył, że większość polskich długów zamienianych na egzekucje komornicze – to długi preparowane celowo). Można dokojarzać się z innymi planktonowymi partyjkami albo konsekwentnie budować własną markę.

Nie zabierałem głosu, bo tak lepiej gościowi, kiedy zebrani we własnym gronie mają problem w najwznioślejszych sprawach. Po co się wtrącać?

Wizerunek. W Polsce partie i ugrupowania mają rozmaite wizerunki: patrioci, narodowcy, partia władzy, partia „obrotowa” (żelazny koalicjant), lewica parlamentarna, ludowcy, liberałowie, przemysłowcy-przedsiębiorcy, komuniści, nieobliczalni dysydenci, wieczni malkontenci, biurokraci, grupa trzymająca władzę, antyklerykałowie, używkowicze-zielarze, zieloni, konsumenci miejscy – doprawdy, na naszym „rynku” jest ze trzydzieści dość wyrazistych wizerunków.

I te wizerunki są ważniejsze niż polityczna pragmatyka, choćby nie wiem jak była ona wzniośle uzasadniana. Żaden konterfekt nie jest precyzyjny i spójny, jeśli jest on naszym odbiciem w płynącym strumieniu. Bywa, że z trudem siebie odnajdujemy w lustrze trafionym suszarką, pełnym rozgwieżdżonych pęknięć. Kiedy się zatem buduje swój wizerunek na negacji ustroju politycznego i obronie ludzi przed tym systemem – to nie wolno popierać żadnego z kandydatów reprezentujących ustrój. Nie uprawia się marketingu politycznego, kiedy się jest ubożuchną jak mysz kościelna partią – tylko się buduje porozumienie partii z „elektoratem” oparte na autentyczności, niewymuszanej i nie sterowanej. I tak dalej.

Jak znam życie, już niedługo w okolicach ideowego filaru, reprezentowanego przez kilkanaście rozmaitych ugrupowań grających o obywateli w tej samej niszy co moi dzisiejsi gospodarze – powstanie wyposażona w „kasiorę” i wsparta sztabowo przez ….hmmm… partia, która pożre i parlamentarne reprezentacje tej niszy, i rozmaitych podskakiewiczów, ideowych czy rozbisurmanionych. Tak powstało PO.

Można produkować buty dla ludzi – a można dla zysku. Wolę tego pierwszego producenta. Można uprawiać politykę dla skuteczności – a można dla idei. Wolę tego drugiego polityka. Byle obaj trzymali się z daleka od moich codziennych spraw. Może idee nie są orężem szybkim – ale za to ostrym, więc prędzej czy później swoje uczynią, jeśli się ich pryncypialnie trzymać. A pragmatyzm – to narzędzie tępe, choć może sprawniejsze w doraźnej grze wszystkich ze wszystkimi o wszystko.

Zwłaszcza, że narzędzia tego – czyli młota pragmatyzmu – ima się partia raczej mało muskularna. Czyż nie lepiej dla niej będzie, jeśli ludzie będą ją rozpoznawać tak jak u zarania, czyli jako tę, która broni ludzi przed niesprawiedliwością i bezdusznością ustroju? A nie jako przybudówkę, albo grającą w nie-wiadomo-co?