SAMORZĄDNOSĆ I DEMOKRACJA LOKALNA (3)

2010-11-25 13:41

 

IV. Uczestnictwo społeczeństwa
w sprawowaniu władz

 

IV. 1. Spo­łe­czeń­stwo oby­wa­tel­skie

 

Obec­ny stan spo­łe­czeń­stwa oby­wa­tel­skie­go w Pol­sce po­zo­sta­je w ty­le za roz­wo­jem w in­nych dzie­dzi­nach, ta­kich jak ustrój czy go­spo­dar­ka. Opóź­nie­nie to jest jed­nym z głów­nych ha­mul­ców roz­wo­ju Pol­ski.

 

Prze­łom ro­ku 1989 za­stał spo­łe­czeń­stwo zor­ga­ni­zo­wa­ne wg wy­obra­żeń i po­trzeb wła­dzy ko­mu­ni­stycz­nej. Or­ga­ni­za­cja spo­łe­czeń­stwa ko­mu­ni­stycz­ne­go wią­za­ła czło­wie­ka z miej­scem pra­cy. To w za­kła­dach pra­cy ist­nia­ły or­ga­ni­za­cje par­tyj­ne i ofi­cjal­ne związ­ki za­wo­do­we dys­po­nu­ją­ce ma­te­rial­nym be­ne­fi­cja­mi. Tam ro­bi­ło się ka­rie­rę za­wo­do­wą, do­sta­wa­ło miesz­ka­nia, przy­dział wcza­sów czy sa­mo­cho­du, a bran­żo­we ukła­dy pra­cy utrud­nia­ły zmia­nę miej­sca za­trud­nie­nia. Nie ist­nia­ły me­cha­ni­zmy łą­czą­ce lu­dzi wo­kół miej­sca za­miesz­ka­nia. Wprost prze­ciw­nie, wła­dze ko­mu­ni­stycz­ne oba­wia­ły się ta­kich form or­ga­ni­za­cji spo­łe­czeń­stwa ja­ko trud­niej­szych do kon­tro­li. Po­nie­kąd słusz­nie z punk­tu wi­dze­nia wła­dzy to­ta­li­tar­nej, bo prze­cież pod­sta­wą spo­łe­czeń­stwa oby­wa­tel­skie­go jest wła­śnie sa­mo­dziel­ne or­ga­ni­zo­wa­nie się spo­łecz­no­ści w miej­scu za­miesz­ka­nia.

 

In­nym wy­mia­rem spo­łe­czeń­stwa oby­wa­tel­skie­go, tak­że wy­klu­czo­nym przez sys­tem ko­mu­ni­stycz­ny, jest two­rze­nie or­ga­ni­za­cji nie­za­leż­nych od władz. Or­ga­ni­za­cje ta­kie dzia­ła­ją na rzecz grup oby­wa­te­li, któ­rych łą­czy wspól­no­ta in­te­re­sów a nie przy­na­leż­ność je­dy­nie do wspól­no­ty te­ry­to­rial­nej, miej­sca pra­cy czy za­wo­du. To or­ga­ni­za­cje po­za­rzą­do­we (NGO), któ­rych sa­ma na­zwa wy­ra­ża isto­tę nie­za­leż­nych od ad­mi­ni­stra­cji pań­stwo­wej i sa­mo­rzą­do­wej or­ga­ni­zmów spo­łecz­nych. W tej dzie­dzi­nie prze­łom rok 1989 otwo­rzył moż­li­wo­ści po­wsta­wa­nia ta­kich or­ga­ni­za­cji, któ­re sta­no­wią istot­ny ele­ment no­wo­cze­sne­go spo­łe­czeń­stwa oby­wa­tel­skie­go. Po­wsta­nie ty­się­cy ta­kich or­ga­ni­za­cji to tak­że suk­ces re­form ustro­jo­wych.

 

Tak­że i tu moż­na jed­nak od­no­to­wać zja­wi­ska nie­po­ko­ją­ce. NGO po­wsta­ją czę­sto ja­ko or­ga­ni­za­cje cha­ry­ta­tyw­ne i ocze­ku­ją fi­nan­so­wa­nia przez wła­dze lo­kal­ne. Tym sa­mym sta­ją się klien­ta­mi sa­mo­rzą­dów. Cześć z tych or­ga­ni­za­cji sta­je w po­zy­cji kon­ku­ren­cyj­nej w sto­sun­ku do in­nych, zwłasz­cza o po­dob­nym cha­rak­te­rze, a pró­by ko­or­dy­na­cji lub tyl­ko prze­ko­ny­wa­nia do współ­dzia­ła­nia trak­to­wa­ne są po­dejrz­li­wie.

 

O ile sto­sun­ko­wo czę­sto i ła­two po­wsta­ją NGO pro­te­stu, to bra­ku­je lo­kal­nych or­ga­ni­za­cji ty­pu watch­-dog, któ­re na szcze­blu lo­kal­nym win­ny mo­ni­to­ro­wać dzia­ła­nia władz, wy­ka­zy­wać nad­uży­cia wła­dzy i na­ru­sze­nia praw miesz­kań­ców. Bra­ku­je tak­że or­ga­ni­za­cji, któ­re mia­ły­by na ce­lu sys­te­ma­tycz­ną iden­ty­fi­ka­cję ce­lów i po­trzeb da­nej spo­łecz­no­ści, a w ślad za tym or­ga­ni­zo­wa­ły wspól­ny wy­si­łek na rzecz ich re­ali­za­cji. Ist­nie­nie ta­kich or­ga­ni­za­cji jest nie­zbęd­ne dla wy­peł­nie­nia prze­strze­ni po­mię­dzy spo­łe­czeń­stwem a wła­dza­mi lo­kal­ny­mi i za­pew­nie­nia bez­po­śred­nie­go bie­żą­ce­go wpły­wu spo­łecz­no­ści na po­li­ty­kę pro­wa­dzo­ną przez wła­dze. Dzia­łal­ność w te­go ty­pu or­ga­ni­za­cjach jest dla przy­szłych lo­kal­nych po­li­ty­ków szko­łą, któ­ra kształ­tu­je spo­łecz­ne po­sta­wy, umie­jęt­ność po­strze­ga­nia pro­ble­mów i or­ga­ni­zo­wa­nia dzia­łań dla ich roz­wią­zy­wa­nia.

 

Aby ta­kie or­ga­ni­za­cje po­wsta­wa­ły w szer­szej ska­li, ko­niecz­na jest chęć i zdol­ność do współ­dzia­ła­nia. Na­szym, pol­skim pro­ble­mem jest jed­nak brak umie­jęt­no­ści współ­pra­cy są­siedz­kiej i nie­zdol­ność do iden­ty­fi­ka­cji swych po­trzeb i ce­lów roz­wo­ju lo­kal­ne­go. Lu­dzie po­tra­fią się łą­czyć przede wszyst­kim w pro­te­stach, a du­żo trud­niej przy­cho­dzi łą­cze­nie się dla dzia­łań po­zy­tyw­nych. Wie­lu Po­la­ków nie utoż­sa­mia się ani z pań­stwem, ani na­wet ze swo­ją spo­łecz­no­ścią lo­kal­ną. Przy­gnę­bia­ją­cy jest brak za­ufa­nia do współ­ro­da­ków. Po­wszech­ny jest brak zro­zu­mie­nia, że za roz­wój pań­stwa jak i swo­jej gmi­ny od­po­wia­da­ją oby­wa­te­le[i]. Brak po­czu­cia współ­od­po­wie­dzial­no­ści idzie w pa­rze z po­sta­wa­mi rosz­cze­nio­wy­mi. Po­wszech­ny jest brak ro­zu­mie­nia źró­deł fi­nan­so­wa­nia i po­wsta­wa­nia bu­dże­tu, nie tyl­ko zresz­tą sa­mo­rzą­do­we­go.

 

Mi­mo tych wszyst­kich pro­ble­mów pro­ces bu­do­wy spo­łe­czeń­stwa oby­wa­tel­skie­go po­stę­pu­je, choć po­stęp jest zbyt wol­ny w sto­sun­ku do wy­zwań, ja­kie sta­ją przed Pol­ską. Pro­ces ten trze­ba przy­śpie­szyć. Ze smut­kiem na­le­ży stwier­dzić, że ża­den z rzą­dów bę­dą­cych u wła­dzy po 1989 ro­ku nie pod­jął po­waż­niej­szej ak­cji wspie­ra­nia roz­wo­ju spo­łe­czeń­stwa oby­wa­tel­skie­go. Do­ty­czy to cho­ciaż­by pro­gra­mów szkol­nych.

 

W ogrom­nej licz­bie szkół po­dej­mo­wa­ne by­ły i są na­dal róż­ne­go ro­dza­ju ak­cje na rzecz wy­cho­wy­wa­nia oby­wa­tel­skie­go. W pro­gra­mach edu­ka­cyj­nych bra­ku­je jed­nak ele­men­tów kształ­to­wa­nia po­sta­wy czyn­ne­go za­an­ga­żo­wa­nia oby­wa­tel­skie­go w ży­cie spo­łecz­no­ści lo­kal­nej. Na­wo­ły­wa­nie do pa­trio­ty­zmu przez upra­wia­nie „po­li­ty­ki hi­sto­rycz­nej” nie za­stą­pi kształ­to­wa­nia po­staw oby­wa­tel­skich, na­ka­zu­ją­cych wspól­ne dzia­ła­nie na rzecz roz­wią­zy­wa­nia wspól­nych pro­ble­mów dnia co­dzien­ne­go.

 

Po­zy­tyw­nym wy­jąt­kiem by­ło uchwa­la­nie usta­wy o dzia­łal­no­ści po­żyt­ku pu­blicz­ne­go i wo­lon­ta­ria­cie. Ma ona być wspar­ciem dla or­ga­ni­za­cji spo­łecz­nych. Współ­pra­co­wał przy tym rząd z par­la­men­tem, co moż­na uznać za wy­jąt­ko­we w naj­now­szej hi­sto­rii Pol­ski. Usta­wa by­ła też sze­ro­ko kon­sul­to­wa­na ze śro­do­wi­skiem or­ga­ni­za­cji spo­łecz­nych.

 

 

IV. 2. Or­ga­ni­za­cje oby­wa­tel­skie

 

Po­za­rzą­do­we or­ga­ni­za­cje oby­wa­tel­skie (NGO) roz­wi­ja­ją się po­wo­li. Ist­nie­je wie­le wspa­nia­łych przy­kła­dów dzia­łal­no­ści NGO, ale do ma­so­we­go ru­chu tych or­ga­ni­za­cji jesz­cze da­le­ko. Do mo­men­tu uchwa­le­nia usta­wy o dzia­łal­no­ści po­żyt­ku pu­blicz­ne­go i wo­lon­ta­ria­cie współ­pra­ca sa­mo­rzą­dów z or­ga­ni­za­cja­mi po­za­rzą­do­wy­mi kształ­to­wa­na by­ła spon­ta­nicz­nie i za­zwy­czaj po­le­ga­ła na prze­ka­zy­wa­niu or­ga­ni­za­cjom do­ta­cji na wy­ko­ny­wa­nie za­dań wła­snych sa­mo­rzą­dów. Sa­mo­rzą­dy, w opar­ciu je­dy­nie o za­pis usta­wo­wy wy­mie­nia­ją­cych wśród za­dań wła­snych współ­pra­cę z or­ga­ni­za­cja­mi po­za­rzą­do­wy­mi, do­pra­co­wa­ły się wła­snych mo­de­li współ­pra­cy. Po­wsta­wa­ły rocz­ne pla­ny współ­pra­cy ma­ją­ce swe umo­co­wa­nie w bu­dże­tach sa­mo­rzą­do­wych. Usta­wa o dzia­łal­no­ści po­żyt­ku pu­blicz­ne­go i wo­lon­ta­ria­cie[ii] nie wpro­wa­dza­ła więc za­sad­ni­czo no­wych ele­men­tów a je­dy­nie po­wszech­nie na­ło­ży­ła obo­wią­zek opra­co­wy­wa­nia rocz­nych pro­gra­mów współ­pra­cy na wszyst­kie jed­nost­ki sa­mo­rzą­du te­ry­to­rial­ne­go oraz spre­cy­zo­wa­ła za­sa­dy współ­pra­cy, zwłasz­cza w kwe­stiach fi­nan­so­wych.

 

Dla or­ga­ni­za­cji spo­łecz­nych istot­ne oka­za­ło się wpro­wa­dze­nie w usta­wie de­fi­ni­cji or­ga­ni­za­cji po­żyt­ku pu­blicz­ne­go, zde­fi­nio­wa­nie wo­lon­ta­ria­tu, okre­śle­nie za­sad pra­cy wo­lon­ta­riu­szy oraz utwo­rze­nie na szcze­blu kra­jo­wym re­pre­zen­ta­cji NGO – Ra­dy Po­żyt­ku Pu­blicz­ne­go. Ra­da sta­ła się part­ne­rem rzą­du w kon­sul­to­wa­niu de­cy­zji.

 

Z do­świad­czeń funk­cjo­no­wa­nia usta­wy oraz prze­pro­wa­dzo­nych ba­dań wy­ni­ka, że da­je ona so­lid­ne pod­sta­wy do kształ­to­wa­nia do­brej współ­pra­cy sa­mo­rzą­dów lo­kal­nych z or­ga­ni­za­cja­mi. Zda­rza się bo­wiem cią­gle, że prak­ty­ka współ­pra­cy nie za­wsze jest zgod­na z obo­wiąz­ko­wo uchwa­lo­nym pro­gra­mem.

 

Dla wzmoc­nie­nia uczest­nic­twa or­ga­ni­za­cji w ży­ciu pu­blicz­nym, a tym sa­mym dla roz­wo­ju spo­łe­czeń­stwa oby­wa­tel­skie­go, waż­ne jest:

 

• ‑Opra­co­wa­nie przez sa­mo­rzą­dy we współ­pra­cy z or­ga­ni­za­cja­mi spo­łecz­ny­mi wie­lo­let­nich pro­gra­mów współ­pra­cy spój­nych ze stra­te­gia­mi roz­wo­ju sa­mo­rzą­dów.

• ‑Kształ­ce­nie osób od­po­wie­dzial­nych ze stro­ny sa­mo­rzą­du za współ­pra­cę z NGO, któ­re po­win­ny sta­wać się ani­ma­to­ra­mi roz­wo­ju lo­kal­ne­go.

• ‑Upo­wszech­nia­nie do­brych prak­tyk współ­pra­cy, szcze­gól­nie z za­kre­su roz­wią­zań praw­nych, stan­da­ry­za­cji usług i ich kon­trak­to­wa­nia.

 

W ostat­nich la­tach w pro­ce­sie two­rze­nia or­ga­ni­za­cji po­za­rzą­do­wych za­cho­dzą po­zy­tyw­ne zmia­ny[iii]. Na ob­sza­rze ca­łej Pol­ski po­wsta­ją lo­kal­ne or­ga­ni­za­cje oby­wa­tel­skie, łą­czą­ce lu­dzi dla re­ali­za­cji wspól­nych ce­lów. Ma­ją co­raz więk­sze zna­cze­nie w in­te­gro­wa­niu spo­łecz­no­ści lo­kal­nych i wy­zwa­la­niu lo­kal­nych ini­cja­tyw, od­gry­wa­ją waż­ną ro­lę spo­łecz­ną i go­spo­dar­czą[iv]. NGO sta­ją się po­waż­nym ele­men­tem roz­wo­ju i sta­bi­li­za­cji kra­ju, cho­ciaż cią­gle nie są we wła­ści­wym stop­niu do­ce­nia­ne przez ad­mi­ni­stra­cję[v].

 

Nie wszyst­kie sa­mo­rzą­dy do­strze­ga­ją zna­cze­nie spon­ta­nicz­nej dzia­łal­no­ści spo­łecz­nej dla lo­kal­ne­go roz­wo­ju. Czę­sto trak­tu­ją spo­łecz­ne or­ga­ni­za­cje oby­wa­tel­skie ja­ko uciąż­li­wych pe­ten­tów, a cza­sa­mi ja­ko groź­nych kon­ku­ren­tów, któ­rzy, kry­ty­ku­jąc dzia­ła­nia wła­dzy, chcą prze­jąć man­dat za­ufa­nia spo­łecz­ne­go. Z dru­giej stro­ny sła­be or­ga­ni­za­cje spo­łecz­ne[vi] nie umie­ją, nie chcą al­bo nie ma­ją środ­ków, aby speł­niać bar­dziej od­po­wie­dzial­ną ro­lę. Nie­któ­re or­ga­ni­za­cje oby­wa­tel­skie nie w peł­ni ro­zu­mie­ją swo­ją ro­lę i cha­rak­ter – zda­rza­ją się przy­pad­ki prób od­gry­wa­nia ro­li do­dat­ko­we­go ogni­wa ad­mi­ni­stra­cji. Po­nad­to spo­sób dzia­ła­nia nie­któ­rych NGO ka­że wąt­pić w ich rze­tel­ność i uczci­wość[vii]. Po­stęp jest jed­nak za­uwa­żal­ny, a nie­któ­re mia­sta mo­gą się po­szczy­cić na­praw­dę wiel­ki­mi osią­gnię­cia­mi, dba­jąc o part­ner­ską współ­pra­cę i roz­wój sek­to­ra spo­łecz­ne­go, two­rząc pro­gra­my współ­pra­cy, po­wo­łu­jąc peł­no­moc­ni­ków ds. współ­pra­cy z NGO i po­dej­mu­jąc róż­no­rod­ne for­my wspie­ra­nia dzia­łań.

 

Pań­stwo nie jest w sta­nie speł­nić wszyst­kich waż­nych mi­sji spo­łecz­nych – zwłasz­cza, choć nie tyl­ko, opie­kuń­czych. Ten nie­do­sta­tek nad­ra­bia­ny jest przez or­ga­ni­za­cje po­za­rzą­do­we, a szcze­gól­nie or­ga­ni­za­cje po­żyt­ku pu­blicz­ne­go. Tak dzie­je się w wie­lu kra­jach. Przez pierw­sze la­ta trans­for­ma­cji Pol­ska by­ła, pod wzglę­dem przy­ro­stu or­ga­ni­za­cji po­za­rzą­do­wych, w czo­łów­ce państw. Ten­den­cja ta ule­gła za­ha­mo­wa­niu w ostat­nich la­tach.

 

Ułom­ne w swej po­moc­ni­czej ro­li pań­stwo nie prze­ka­za­ło wie­lu funk­cji ani sa­mo­rzą­dom, ani or­ga­ni­za­cjom po­za­rzą­do­wym. Prze­ciw­nie, środ­ki na wspo­ma­ga­nie tych or­ga­ni­za­cji zna­czą­co zma­la­ły, a wy­móg wno­sze­nia wła­snych wkła­dów w spo­łecz­nie po­ży­tecz­ne pro­jek­ty sku­tecz­nie wy­nisz­cza or­ga­ni­za­cje ma­łe, czę­sto two­rzo­ne przez lu­dzi ze spo­łecz­ni­kow­ską mi­sją, ale bied­ne. Obu­rza­ją­ce jest, że ogra­ni­cze­nie środ­ków na ta­kie or­ga­ni­za­cje od­by­wa się pod ha­słem wal­ki z pa­to­lo­gią nad­uży­wa­nia sta­tu­su NGO, bez prze­pro­wa­dze­nia ja­kie­go­kol­wiek ra­cjo­nal­ne­go ra­chun­ku. Me­dial­ne na­gła­śnia­nie spo­ra­dycz­nych nad­użyć po­je­dyn­czych or­ga­ni­za­cji nie mo­że ni­we­czyć do­rob­ku i po­ten­cja­łu ca­łe­go ru­chu, ty­się­cy ma­łych i uczci­wych or­ga­ni­za­cji dzia­ła­ją­cych na rzecz in­te­re­su spo­łecz­ne­go.

 

 

IV. 3. Re­pre­zen­ta­tyw­ność władz

 

Roz­wój spo­łe­czeń­stwa oby­wa­tel­skie­go w Pol­sce jest opóź­nio­ny. Nie ozna­cza to jed­nak, aby wstrzy­my­wać roz­wój sa­mo­rząd­no­ści do cza­su, gdy (jak mó­wią mal­kon­ten­ci, na­śla­du­jąc ide­olo­gów PRL) „spo­łe­czeń­stwo do­ro­śnie”. Lu­dzie na­uczą się de­mo­kra­cji nie z ksią­żek, a przede wszyst­kim po­przez dzia­ła­nie w in­sty­tu­cjach de­mo­kra­tycz­nych.

 

Eu­ro­pej­ska Kar­ta Sa­mo­rzą­du Te­ry­to­rial­ne­go – mię­dzy­na­ro­do­wa kon­wen­cja, ra­ty­fi­ko­wa­na przez Pol­skę, stwier­dza: „Pra­wo to (cho­dzi o pra­wo za­rzą­dza­nia spra­wa­mi pu­blicz­ny­mi) jest re­ali­zo­wa­ne przez ra­dy lub zgro­ma­dze­nia, w któ­rych skład wcho­dzą człon­ko­wie wy­bie­ra­ni w wy­bo­rach wol­nych, taj­nych, rów­nych, bez­po­śred­nich i po­wszech­nych i któ­re mo­gą dys­po­no­wać or­ga­na­mi wy­ko­naw­czy­mi im pod­le­ga­ją­cy­mi”[viii]. Isto­tą de­mo­kra­cji jest to, aby w cia­łach po­cho­dzą­cych z wy­bo­rów znaj­do­wa­ły re­pre­zen­ta­cję po­glą­dy wszyst­kich istot­nych grup spo­łecz­nych. De­mo­kra­cja to nie tyl­ko rzą­dy więk­szo­ści, ale tak­że za­cho­wa­nie praw mniej­szo­ści. Za­sa­da plu­ra­li­zmu jest nie­wzru­szal­ną za­sa­dą wszyst­kich państw de­mo­kra­tycz­nych.

 

Spo­sób wy­bo­ru rad sa­mo­rzą­do­wych mu­si gwa­ran­to­wać ich re­pre­zen­ta­tyw­ność. Pod­sta­wo­wym wy­mo­giem za­pew­nie­nia re­pre­zen­ta­tyw­no­ści jest speł­nie­nie za­sa­dy rów­ne­go do­stę­pu i rów­nych szans wy­bor­czych dla wszyst­kich lo­kal­nych śro­do­wisk. Ten wy­móg po­wi­nien zmu­sić do po­waż­nej dys­ku­sji o obec­nie obo­wią­zu­ją­cej or­dy­na­cji wy­bor­czej do rad gmin, rad po­wia­tów i sej­mi­ków wo­je­wódz­kich.

 

Prze­pi­sy obo­wią­zu­ją­cej or­dy­na­cji wy­bor­czej prze­wi­du­ją, że ko­mi­te­ty wy­bor­cze mo­gą być two­rzo­ne przez:

 

• ‑Par­tie po­li­tycz­ne i ko­ali­cje par­tii po­li­tycz­nych.

• ‑Sto­wa­rzy­sze­nia i or­ga­ni­za­cje spo­łecz­ne.

• ‑Wy­bor­ców.

 

Spo­śród wy­mie­nio­nych ty­pów ko­mi­te­tów uprzy­wi­le­jo­wa­ne są ko­mi­te­ty par­tyj­ne, któ­re mo­gą ko­rzy­stać z par­tyj­nych fun­du­szy wy­bor­czych (naj­więk­sze par­tie ko­rzy­sta­ją z do­ta­cji pań­stwo­wych), two­rzyć ko­ali­cje, pro­wa­dzić kam­pa­nię wy­bor­czą w ska­li ogól­no­pol­skiej ko­rzy­sta­jąc z do­dat­ko­we­go, bez­płat­ne­go cza­su an­te­no­we­go cen­tral­ne­go pań­stwo­we­go ra­dia i te­le­wi­zji. Ko­mi­te­ty or­ga­ni­za­cji spo­łecz­nych i ko­mi­te­ty wy­bor­ców ta­kich moż­li­wo­ści nie ma­ją. Uprzy­wi­le­jo­wa­nie ko­mi­te­tów par­tyj­nych po­wo­du­je, że li­de­ra­mi i człon­ka­mi lo­kal­nych struk­tur par­tyj­nych sta­ją się czę­sto „in­te­re­sa­riu­sze wła­dzy”, czy­li oso­by za­in­te­re­so­wa­ne wła­dzą ro­zu­mia­ną ja­ko źró­dło wła­snych ko­rzy­ści, a nie ja­ko służ­ba pu­blicz­na w in­te­re­sie spo­łe­czeń­stwa.

 

Zli­kwi­do­wa­nie przy­wi­le­jów par­tyj­nych jest za­tem pod­sta­wo­wym wa­run­kiem za­pew­nie­nia re­pre­zen­ta­tyw­no­ści w wy­bo­rach lo­kal­nych; otwie­ra to dro­gę do or­ga­nów przed­sta­wi­ciel­skich spo­łecz­ni­kom i przed­sta­wi­cie­lom grup oby­wa­te­li. Dru­gim wa­run­kiem jest za­pew­nie­nie prze­strze­ga­nia wy­mo­gów fi­nan­so­wych pro­wa­dze­nia kam­pa­nii wy­bor­czej. Obec­nie kon­tro­lą fi­nan­sów wy­bor­czych zaj­mu­ją się agen­dy Ko­mi­sa­rzy Wy­bor­czych i Pań­stwo­wej Ko­mi­sji Wybor­czej, a sank­cje za prze­kro­cze­nia re­guł fi­nan­so­wa­nia kam­pa­nii spa­da­ją na ko­mi­te­ty wy­bor­cze i peł­no­moc­ni­ków. Po­bież­ny szacu­nek kosz­tów kam­pa­nii po­no­szo­nych przez du­że par­tie po­li­tycz­ne po­zwa­la przy­pusz­czać, że re­gu­ły fi­nan­so­we wy­bor­czej kon­ku­ren­cji są po­wszech­nie lek­ce­wa­żo­ne, mi­mo for­mal­nej popraw­no­ści skła­da­nych spra­woz­dań fi­nan­so­wych. Sku­tecz­na eg­ze­ku­cja za­sad uczci­wo­ści wy­bor­czej bę­dzie moż­li­wa, gdy kon­tro­la fi­nan­sów wy­bor­czych zo­sta­nie po­wie­rzo­na wy­spe­cja­li­zo­wa­nym służ­bom skar­bo­wym, a sank­cją za igno­ro­wa­nie za­sad bę­dzie utra­ta nie­uczci­wie zdo­by­tych man­da­tów[ix].

 

Ko­lej­nym wa­run­kiem wy­bor­czej re­pre­zen­ta­tyw­no­ści jest znie­sie­nie wszel­kich sztucz­nych me­cha­ni­zmów roz­dzia­łu man­da­tów wy­pa­cza­ją­cych wy­ni­ki wy­bo­rów, ta­kich jak np. ostat­nio wpro­wadzo­ne blo­ko­wa­nie list. W dą­że­niu do uzy­ska­nia ko­rzy­ści po­li­tycz­nych wpro­wa­dzo­no no­we­li­za­cję w spo­sób urą­ga­ją­cy wszel­kim stan­dar­dom de­mo­kra­tycz­ne­go pań­stwa pra­wa, co zo­sta­ło jed­no­znacz­nie stwier­dzo­ne w wy­ro­ku Try­bu­na­łu Kon­sty­tu­cyj­ne­go.

 

Prak­ty­ka udo­wod­ni­ła wy­raź­nie bar­dzo ne­ga­tyw­ne skut­ki te­go roz­wią­za­nia. Do­bit­nie po­ka­zu­je to przy­kład ostat­nich wy­bo­rów do Sej­mi­ku Pod­la­skie­go. Li­sta LiD, któ­ra nie uczest­ni­czy­ła w żad­nym blo­ku uzy­ska­ła 13,81 % gło­sów i 3 man­da­ty. Tym­cza­sem li­sta PSL, któ­ra uczest­ni­czy­ła w blo­ku, uzy­ska­ła 5 man­da­tów, mi­mo że gło­so­wa­ło na nią tyl­ko 8,9 % wy­bor­ców. Je­den z kan­dy­da­tów, któ­ry uzy­skał 4591 gło­sów nie uzy­skał man­da­tu, któ­ry przy­padł kan­dy­da­to­wi z 1427 gło­sa­mi[x]. Li­sta PiS uzy­ska­ła o je­den man­dat wię­cej, po­nie­waż LPR nie prze­kro­czy­ła pro­gu 5% i jej gło­sy za­li­czo­no PiS i Sa­mo­obro­nie. Wy­da­rze­nia, ja­kie na­stą­pi­ły po wy­bo­rach, wy­ka­za­ły fał­szy­wość jed­ne­go z pod­sta­wo­wych ar­gu­men­tów uży­wa­nych przez zwo­len­ni­ków blo­ko­wa­nia. Twier­dzi­li oni, że blo­ko­wa­nie uła­twi szyb­kie utwo­rze­nie ko­ali­cji, któ­re bę­dą pro­stą kon­ty­nu­acją blo­ku wy­bor­cze­go. Tym­cza­sem na Pod­la­siu blo­ki wy­bor­cze two­rzy­ły PiS i Sa­mo­obro­na oraz PO i PSL. Na­to­miast ko­ali­cje rzą­dzą­cą utwo­rzy­ło PiS z PSL, a ich part­ne­rzy – PO i Sa­mo­obro­na – prze­szły do opo­zy­cji.

 

Ten przy­kład jed­no­znacz­nie do­wo­dzi, że sys­tem blo­ko­wa­nia list pro­wa­dzi do wy­pa­cze­nia za­sa­dy re­pre­zen­ta­tyw­no­ści rad.

 

 

IV. 4. Za­ufa­nie spo­łecz­ne

 

Wła­dze lo­kal­ne bez za­ufa­nia spo­łecz­ne­go tra­cą swój sa­mo­rzą­do­wy cha­rak­ter[xi]. Na­le­ży z sa­tys­fak­cją od­no­to­wać, że mi­mo za­uwa­żal­ne­go w Pol­sce bra­ku za­ufa­nia spo­łecz­ne­go do wszel­kich władz to wła­śnie sa­mo­rzą­dy lo­kal­ne cie­szą się więk­szym za­ufa­niem niż po­li­ty­cy szcze­bla cen­tral­ne­go[xii]. Po­twier­dze­niem te­go sta­nu rze­czy jest wyż­sza fre­kwen­cja w ostat­nich wy­bo­rach sa­mo­rzą­do­wych (2006) niż w par­la­men­tar­nych (2005) – mi­mo, że uczest­nic­two w tych wy­bo­rach jest trud­niej­sze niż w wy­bo­rach par­la­men­tar­nych. Po­par­cie po­nad 70%, 80% a na­wet 90%, uzy­ska­ne przez nie­któ­rych pre­zy­den­tów, bur­mi­strzów czy wój­tów jest nie­osią­gal­ne na­wet dla naj­po­pu­lar­niej­szych li­de­rów szcze­bla cen­tral­ne­go. Co cha­rak­te­ry­stycz­ne, wy­bor­cy „pie­lę­gnu­ją” cią­głość wła­dzy: w więk­szo­ści przy­pad­ków do­brzy wój­to­wie, bur­mi­strzo­wie i pre­zy­den­ci miast są wy­bie­ra­ni na na­stęp­ną, czę­sto trze­cią ka­den­cję. Ci­chym zwy­cięz­cą ostat­nich wy­bo­rów sa­mo­rzą­do­wych sta­ła się „Pol­ska lo­kal­na”.

 

Sa­mo gło­so­wa­nie nie jest wy­star­cza­ją­cym mier­ni­kiem za­ufa­nia. Zda­rza się bo­wiem, że część lu­dzi gło­su­je „ne­ga­tyw­nie”, wy­ra­ża­jąc przez ten akt nie ty­le za­ufa­nie do kan­dy­da­ta/tki, ile blo­ku­jąc wy­bór ko­goś nie­lu­bia­ne­go czy nie­wia­ry­god­ne­go. Lo­kal­ni li­de­rzy zda­ją so­bie z te­go spra­wę.

 

Dość po­wszech­na jest nie­uf­ność wy­bor­ców sa­mo­rzą­do­wych do du­żych i eta­blo­wa­nych par­tii po­li­tycz­nych. Wy­bor­cy go­to­wi są dość czę­sto go­to­wi gło­so­wać wła­śnie prze­ciw­ko ta­kim par­tiom i ich re­pre­zen­tan­tom. Kan­dy­da­ci do sa­mo­rzą­dów wie­dzą, że par­tyj­ne człon­ko­stwo sta­no­wi dla nich w oczach wie­lu wy­bor­ców ob­cią­że­nie i po­wo­du­je zmniej­sze­nie po­par­cia wśród wy­bor­ców[xiii]. Lu­dzie chcą po­wie­rzać wła­dze swo­im re­pre­zen­tan­tom a nie no­mi­na­tom par­tyj­nym. Pro­wa­dzi to do pa­ra­dok­sal­ne­go i dość po­wszech­ne­go zja­wi­ska ukry­wa­nia przez kan­dy­da­tów do sa­mo­rzą­du swo­jej orien­ta­cji po­li­tycz­nej pod niepo­sia­da­ją­cy­mi żad­nych ko­no­ta­cji par­tyj­nych na­zwa­mi ko­mi­te­tów wy­bor­czych.

 

Po­zy­tyw­na oce­na spo­łecz­na pra­cy władz lo­kal­nych nie roz­wią­za­ła w Pol­sce kry­zy­su za­ufa­nia do in­sty­tu­cji i do lu­dzi. Ba­da­nia po­rów­naw­cze CBOS po­ka­zu­ją, że spo­śród 17 kra­jów, w tym Chin, USA, Ro­sji, Fran­cji, Nie­miec – Po­la­cy lo­ku­ją się na przed­ostat­nim, szes­na­stym miej­scu pod wzglę­dem za­ufa­nia do rzą­du. Jest to ob­jaw nie­po­ko­ją­cy tym bar­dziej, że idzie w pa­rze z ogól­nym bar­dzo ni­skim po­zio­mem za­ufa­nia spo­łecz­ne­go w Pol­sce.

 

Spo­łe­czeń­stwo sa­mo­rząd­ne i oby­wa­tel­skie opie­ra się na wię­zi spo­łecz­nej, któ­rej istot­ną ce­chą jest nie tyl­ko za­ufa­nie do władz, ale tak­że do sie­bie na­wza­jem. Brak za­ufa­nia nie tyl­ko do władz, ale do lu­dzi sta­no­wi po­waż­ną prze­szko­dę w bu­do­wa­niu sa­mo­rząd­no­ści lo­kal­nej. Po­la­cy za­ufa­niem ob­da­rza­ją człon­ków naj­bliż­szej ro­dzi­ny (97%), dal­szej ro­dzi­ny (ok. 88%). Swo­ich współ­pra­cow­ni­ków ob­da­rza za­ufa­niem już tyl­ko 59%. Po­la­cy wy­ka­zu­ją brak za­ufa­nia wo­bec lu­dzi, któ­rych oso­bi­ście nie zna­ją; tyl­ko 30% udzie­la od­po­wie­dzi: ra­czej mam za­ufa­nie a tyl­ko trzech na stu ba­da­nych de­kla­ru­je peł­ne za­ufa­nie do nie­zna­jo­mych.

 

Klu­czo­wą ro­lę w bu­do­wie za­ufa­nia spo­łecz­ne­go do sa­mo­rzą­du ma­ją do ode­gra­nia rad­ni. Ich dzia­ła­nia win­ny być opar­te o etos od­po­wie­dzial­no­ści za in­te­re­sy miesz­kań­ców. Etos ten nie­ste­ty nie wszę­dzie się wy­kształ­cił we wła­ści­wym stop­niu. W do­dat­ku rad­ni sto­sun­ko­wo ma­ło są za­in­te­re­so­wa­ni pod­no­sze­niem swo­jej wie­dzy i kwa­li­fi­ka­cji[xiv]. Sta­no­wi to po­waż­ny pro­blem, gdyż od po­zio­mu pro­fe­sjo­nal­ne­go i etycz­ne­go rad­nych za­le­ży suk­ces sa­mo­rzą­du.

 

Spraw­ność ad­mi­ni­stra­cji jest jed­nym z wa­run­ków za­ufa­nia spo­łecz­ne­go. Kil­ka­na­ście lat funk­cjo­no­wa­nia ad­mi­ni­stra­cji sa­mo­rzą­do­wej po­zwo­li­ło na wy­kształ­ce­nie znacz­nej licz­by kwa­li­fi­ko­wa­nych pra­cow­ni­ków ad­mi­ni­stra­cyj­nych. Jed­nak ist­nie­ją­cy sys­tem praw­ny i prak­ty­ka je­go sto­so­wa­nia nie pro­wa­dzi do pro­fe­sjo­na­li­za­cji i sta­bi­li­za­cji ad­mi­ni­stra­cji sa­mo­rzą­do­wej. W efek­cie ja­kość tej ad­mi­ni­stra­cji by­wa ni­ska, mar­nu­je się więc po­ten­cjał lu­dzi, któ­ry w niej pra­cu­ją. Dzie­je się tak w sy­tu­acji, kie­dy, w związ­ku z ko­niecz­no­ścią ob­słu­gi środ­ków z fun­du­szy UE, wy­ma­ga­nia w sto­sun­ku do ad­mi­ni­stra­cji lo­kal­nej bar­dzo wzra­sta­ją.

 

Po­waż­nym pro­ble­mem jest upo­li­tycz­nie­nie, a ra­czej upar­tyj­nie­nie, lo­kal­nej ad­mi­ni­stra­cji. Czę­sto ob­sa­da sta­no­wisk trak­to­wa­na jest przez po­li­ty­ków ja­ko łup wy­bor­czy; po­wie­rza się funk­cje nie w opar­ciu o po­sia­da­ne kom­pe­ten­cje, lecz we­dług klu­cza po­wią­zań po­li­tycz­nych, go­spo­dar­czych, ro­dzin­nych lub in­nych. Cał­ko­wi­te uza­leż­nie­nie ob­sa­dy urzęd­ni­czej od wo­li sze­fów jed­no­stek sa­mo­rzą­do­wych pro­wa­dzi do nie­uza­sad­nio­nych ro­ta­cji i po­wo­du­je utra­tę do­świad­czo­nych lu­dzi.

 

Szcze­gól­nie groź­ne jest uza­leż­nie­nie od roz­dań po­li­tycz­nych se­kre­ta­rzy i skarb­ni­ków sa­mo­rzą­do­wych. Są to urzęd­ni­cy, któ­rzy po­win­ni mieć szcze­gól­nie moc­ną i sta­bil­ną po­zy­cję – po to, aby mo­gli stać na stra­ży pra­wa i pie­nię­dzy sa­mo­rzą­do­wych, na­wet wbrew bie­żą­cym in­te­re­som i po­glą­dom swo­ich sze­fów. War­to przy­po­mnieć usta­wo­wą re­gu­la­cję praw­ną z lat trzy­dzie­stych ubie­głe­go stu­le­cia, któ­ra za­ka­zy­wa­ła zwal­nia­nia se­kre­ta­rzy gmin­nych na pół ro­ku przed i pół ro­ku po wy­bo­rach wój­ta.

 

Cią­głość, pro­fe­sjo­nal­ność i sta­bil­ność ad­mi­ni­stra­cji jest wa­run­kiem suk­ce­su sa­mo­rzą­du. No­mi­na­cje urzęd­ni­cze nie mo­gą za­le­żeć je­dy­nie od opi­nii czy wo­li sze­fa jed­nost­ki. Wła­dza pu­blicz­na po­win­na być wy­ko­ny­wa­na przez wy­so­ko­kwa­li­fi­ko­wa­nych pra­cow­ni­ków za­wo­do­wych, wią­żą­cych swo­je ka­rie­ry z za­wo­dem urzęd­ni­czym. Sys­tem no­mi­na­cji i awan­sów po­wi­nien być sta­ły i jaw­ny i zmu­szać do sta­łe­go pod­no­sze­nia swo­ich kwa­li­fi­ka­cji[xv]. Sys­tem ad­mi­ni­stra­cji lo­kal­nej po­wi­nien wy­twa­rzać od­po­wied­nie wa­run­ki, aby przy­cią­gać oso­by o od­po­wied­nio wy­kwa­li­fi­ko­wa­ne. Oby­wa­tel mo­że mieć za­ufa­nie tyl­ko do ad­mi­ni­stra­cji o wy­so­kich kwa­li­fi­ka­cjach tak pro­fe­sjo­nal­nych jak i mo­ral­nych[xvi].

 

Oma­wia­nie wszyst­kich zwią­za­nych z tym pro­ble­mów wy­kra­cza po­za za­kres ni­niej­sze­go ra­por­tu. Chcie­li­by­śmy jesz­cze zwró­cić uwa­gę na pro­blem bez­pie­czeń­stwa oso­bi­ste­go miesz­kań­ców i ich mie­nia. Bez­pie­czeń­stwo mo­że ulec wzmoc­nie­niu przez sca­le­nie dzia­łań or­ga­nów po­li­cji i spo­łecz­no­ści lo­kal­nych. Po­li­cja pań­stwo­wa sa­ma te­go pro­ble­mu nie roz­wią­że. Ko­niecz­ne jest two­rze­nie praw­nych i or­ga­ni­za­cyj­nych prze­sła­nek dla sta­łej współ­pra­cy po­mię­dzy funk­cjo­na­riu­sza­mi po­li­cji a spo­łe­czeń­stwem i wła­dza­mi lo­kal­ny­mi. Na­le­ży po­waż­nie roz­wa­żyć, za przy­kła­dem wie­lu de­mo­kra­tycz­nych kra­jów, utwo­rze­nie po­li­cji lo­kal­nej pod nad­zo­rem władz lo­kal­nych[xvii].

 

IV. 5. Pra­sa lo­kal­na

 

Szcze­gól­ną ro­lę w bu­do­wie za­ufa­nia spo­łecz­ne­go ma­ją do ode­gra­nia me­dia lo­kal­ne, a szcze­gól­nie pra­sa. Jej roz­wój jest pod­sta­wo­wym na­rzę­dziem w bu­do­wie spo­łe­czeń­stwa oby­wa­tel­skie­go. Z jed­nej stro­ny ak­tyw­ność lo­kal­nych spo­łecz­no­ści sta­no­wi im­puls do po­wsta­wa­nia tych ga­zet, z dru­giej zaś wspie­ra­ją one od­bu­do­wę lo­kal­nej świa­do­mo­ści miesz­kań­ców oraz po­bu­dza­ją do dal­szej ak­tyw­no­ści.

 

Pra­sa lo­kal­na ma w Pol­sce swo­ją dłu­gą, kil­ku­wie­ko­wą hi­sto­rię, prze­rwa­ną przez okres PRL, gdy ga­ze­ty lo­kal­ne by­ły or­ga­na­mi lo­kal­nych ko­mi­te­tów PZPR. Prze­łom 1989 r. przy­niósł ży­wio­ło­wy roz­wój lo­kal­nej pra­sy[xviii]. W tym okre­sie ini­cja­ty­wy wy­daw­ni­cze moż­na li­czyć w ty­sią­cach. Nie wszyst­kie mia­ły szan­sę prze­trwać. Zna­cze­nie pra­sy lo­kal­nej do­strze­gły du­że, do­mi­nu­ją­ce na pol­skim ryn­ku pra­so­wym wy­daw­nic­twa. Przy­stą­pi­ły one do wy­ku­py­wa­nia lo­kal­nych ty­tu­łów, któ­re cza­sa­mi za­tra­ca­ły swój czy­sto lo­kal­ny cha­rak­ter.

 

W pra­sie lo­kal­nej ukształ­to­wał się po­dział na ty­tu­ły nie­za­leż­ne (wy­daw­cy pry­wat­ni, sto­wa­rzy­sze­nia i fun­da­cje) oraz sa­mo­rzą­do­we, wy­da­wa­ne bez­po­śred­nio przez urzę­dy gmin, spół­ki z udzia­ła­mi gmi­ny czy do­fi­nan­so­wy­wa­ne przez sa­mo­rząd. Po­wo­du­je to sze­reg kon­flik­tów. Pod­sta­wo­wym za­rzu­tem wo­bec pra­sy sa­mo­rzą­do­wej jest jej za­leż­ność od władz sa­mo­rzą­do­wych, przez co tra­ci ona funk­cje kon­tro­l­ne w sto­sun­ku do wła­dzy. Sta­wia­ne jest też py­ta­nie: czy wła­dza lo­kal­na ma pra­wo za pu­blicz­ne pie­nią­dze wy­da­wać ga­ze­tę, któ­ra słu­ży tej wła­dzy i któ­ra blo­ku­je moż­li­wość roz­wo­ju in­nym? Pod­no­szo­ny jest za­rzut nie­rów­nej kon­ku­ren­cji.

 

W tej spra­wie ko­niecz­ne jest wpro­wa­dze­nie re­gu­la­cji praw­nych, któ­re wy­klu­czą moż­li­wość fi­nan­so­wa­nia pra­sy lo­kal­nej ze środ­ków pu­blicz­nych. Je­dy­nym do­pusz­czal­nym wy­daw­nic­twem sa­mo­rzą­du po­wi­nien być biu­le­tyn o cha­rak­te­rze ści­śle urzę­do­wym, in­for­mu­ją­cy o de­cy­zjach władz sa­mo­rzą­do­wych.

 

Pro­ces doj­rze­wa­nia me­diów lo­kal­nych z na­tu­ry rze­czy wy­ma­ga cza­su. Mu­si usta­bi­li­zo­wać się nie tyl­ko ry­nek pra­so­wy; ale rów­nież wy­kształ­cić spo­łe­czeń­stwo iden­ty­fi­ku­ją­ce się z okre­ślo­ną „lo­kal­no­ścią”, a więc uczest­ni­czą­ce w roz­wo­ju swej „ma­łej oj­czy­zny” i za­in­te­re­so­wa­ne wia­do­mo­ścia­mi o za­cho­dzą­cych wy­da­rze­niach w swym naj­bliż­szym oto­cze­niu. Ro­la nie­za­leż­nych me­diów lo­kal­nych w tym za­kre­sie jest ogrom­na.

 

IV. 6. Kry­ty­ka i kon­tro­la spo­łecz­na

 

Każ­dy or­gan wła­dzy mu­si pod­le­gać oce­nie i kon­tro­li spo­łe­czeń­stwa. Ogra­ni­cza­nie kon­tro­li wła­dzy sa­mo­rzą­do­wej je­dy­nie do me­cha­ni­zmu wy­bor­cze­go gro­zi nad­uży­wa­niem wła­dzy. Nie­zbęd­ne są wła­ści­we me­cha­ni­zmy bie­żą­cej kon­tro­li. Spo­łecz­no­ści po­win­ny być zdol­ne do iden­ty­fi­ko­wa­nia swo­ich po­trzeb, wy­zna­cza­nia ce­lów roz­wo­ju i bie­żą­ce­go ko­mu­ni­ko­wa­nia ich wła­dzom, a po­nad­to do wy­ko­rzy­sty­wa­nia na­rzę­dzi kon­tro­l­nych i eg­ze­kwo­wa­nia swych ocen. Stąd tak wiel­ka jest ro­la in­sty­tu­cji słu­żą­cych mo­ni­to­ro­wa­niu władz oraz praw­nej ochro­nie in­te­re­sów spo­łe­czeń­stwa i po­je­dyn­czych oby­wa­te­li.

 

Zwy­kli lu­dzie nie ma­ją si­ły, umie­jęt­no­ści i środ­ków, by sta­wić czo­ła wła­dzy, kie­dy ta nad­uży­wa swo­ich upraw­nień. W pań­stwach skan­dy­naw­skich in­sty­tu­cja ombud­sma­na, re­pre­zen­tu­ją­ce­go in­te­re­sy miesz­kań­ców, znaj­du­je się na szcze­blu gmi­ny. War­to two­rzyć i wspie­rać or­ga­ni­za­cje po­za­rzą­do­we re­pre­zen­tu­ją­ce in­te­re­sy spo­łecz­ne i bro­nią­ce praw oby­wa­te­li. In­sty­tu­cje ta­kie po­win­ny mieć do­stęp do lo­kal­nych me­diów, a gdy te są kon­tro­lo­wa­ne przez lo­kal­ne wła­dze lub nad­mier­nie upo­li­tycz­nio­ne – or­ga­ni­za­cje po­za­rzą­do­we po­win­ny two­rzyć wła­sne ka­na­ły in­for­ma­cyj­ne, np. za po­śred­nic­twem in­ter­ne­tu.

 

Wła­dze pod­le­ga­ją kry­ty­ce oby­wa­te­li, a ha­mo­wa­nie kry­ty­ki władz jest ogra­ni­cza­niem praw oby­wa­tel­skich. Try­bu­nał Praw Czło­wie­ka w Stras­bur­gu wy­raź­nie stwier­dził, że kry­ty­ka po­li­ty­ków i osób zaj­mu­ją­cych sta­no­wi­ska pu­blicz­ne jest do­pusz­czal­na w znacz­nie szer­szym stop­niu niż pu­blicz­na kry­ty­ka osób pry­wat­nych. Po­li­tyk bo­wiem z wła­snej wo­li po­dej­mu­je dzia­łal­ność, któ­ra ze swej na­tu­ry jest przed­mio­tem za­in­te­re­so­wa­nia me­diów i opi­nii pu­blicz­nej. Mu­si więc wy­ka­zać znacz­nie da­lej idą­cą to­le­ran­cję w sto­sun­ku do kry­ty­ki je­go słów czy za­cho­wań. Pod wa­run­kiem jed­nak, że jest to rze­czy­wi­ście kry­ty­ka, a nie po­mó­wie­nie. Spra­wo­wa­nie wła­dzy to nie tyl­ko przy­wi­le­je, ale przede wszyst­kim obo­wiąz­ki w sto­sun­ku do spo­łe­czeń­stwa.

 

Try­bu­nał prze­strze­ga, że nie wol­no przez za­stra­sze­nie znie­chę­cać oby­wa­te­li do wy­ra­ża­nia swych opi­nii w spra­wach do­ty­czą­cych in­te­re­su pu­blicz­ne­go. To funk­cjo­na­riusz mo­że skom­pro­mi­to­wać urząd, a nie kry­ty­ka je­go po­stę­po­wa­nia. Je­śli urzęd­nik nie da­wał­by po­wo­du do kry­ty­ki, to nie mia­ła­by ona miej­sca.

 

 

IV. 7. Par­tie po­li­tycz­ne

 

Par­tie po­li­tycz­ne sta­no­wią nie­zbęd­ny ele­ment de­mo­kra­tycz­ne­go pań­stwa. Nie mo­gą one słu­żyć je­dy­nie zdo­by­wa­niu wła­dzy, ale po­win­ny przede wszyst­kim przy­czy­niać się do roz­wo­ju spo­łe­czeń­stwa oby­wa­tel­skie­go, zdol­ne­go i do po­dej­mo­wa­nia świa­do­mych wy­bo­rów dróg roz­wo­ju kra­ju. Pol­skie par­tie po­li­tycz­ne nie speł­nia­ją w wy­star­cza­ją­cym stop­niu te­go za­da­nia.

 

W ży­ciu po­li­tycz­nym na­sze­go kra­ju sto­sun­ko­wo sil­nie za­ko­rze­nio­ny jest mo­del par­tii po­li­tycz­nej ty­pu wo­dzow­skie­go, brak bo­wiem tra­dy­cji spo­łe­czeń­stwa – uczest­ni­ka wła­dzy. Du­ża część Po­la­ków ocze­ku­je sil­ne­go przy­wódz­twa, któ­re speł­ni ich po­li­tycz­ne ocze­ki­wa­nia i nie na­sta­wia się na czyn­ny udział w two­rze­niu po­li­ty­ki. Wy­bor­cy ła­two ule­ga­ją ma­gii po­pu­li­stycz­nych ha­seł, a par­tie kształ­tu­ją swój po­li­tycz­ny wi­ze­ru­nek pod dyk­tan­do gu­stów wy­bor­czych.

 

Usta­wicz­na wal­ka o zdo­by­cie son­da­żo­we­go po­par­cia elek­to­ra­tu, to­czo­na w świe­tle ka­mer i na szpal­tach ga­zet, nie przy­spa­rza sym­pa­tii uczest­ni­kom po­li­tycz­nych po­ty­czek, ani ze wzglę­du na kul­tu­rę de­ba­ty, ani ze wzglę­du na war­tość ar­gu­men­tów. Po­li­ty­cy, szcze­gól­nie w okre­sie przed­wy­bor­czym, po­dej­mu­ją wie­le de­cy­zji słu­żą­cych zdo­by­ciu po­par­cia, a nie roz­wią­za­nia rze­czy­wi­stych pro­ble­mów. Pro­gra­my par­tii ma­ją du­ży sto­pień ogól­no­ści i nie prze­kła­da­ją się na spra­wy lo­kal­ne. W wy­bo­rach sa­mo­rzą­do­wych par­tie nie przed­sta­wia­ją al­ter­na­tyw­nych pro­gra­mów roz­wo­ju po­szcze­gól­nej gmi­ny, po­wia­tu czy wo­je­wódz­twa. Czę­sto skła­da­ją de­kla­ra­cje roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów, któ­re nie na­le­żą do kom­pe­ten­cji tych władz, do któ­rych wy­bie­ra­ni są ich przed­sta­wi­cie­le. Spro­wa­dza to dys­ku­sje na ma­now­ce, gdyż po­dzia­ły zdań w spra­wach lo­kal­nych nie mu­szą być zgod­ne z po­dzia­ła­mi do­ty­czą­cy­mi po­li­ty­ki ogól­no­kra­jo­wej. Przy tym za­cie­trze­wie­nie po­li­ty­ków oraz kam­pa­nie pro­wa­dzo­ne w spo­sób agre­syw­ny utrud­nia­ją współ­pra­cę po­mię­dzy par­tia­mi w ska­li lo­kal­nej i za­wie­ra­nie nie­zbęd­nych kom­pro­mi­sów[xix].

 

Ta sy­tu­acja czy­ni wy­bor­ców ra­czej ki­bi­ca­mi niż współ­uczest­ni­ka­mi po­li­ty­ki. W efek­cie pew­na część spo­łe­czeń­stwa uwa­ża po­li­ty­kę za brud­ną grę, któ­ra nie słu­ży do­bru wspól­ne­mu, ale od­by­wa się je­go kosz­tem[xx].

 


 

 



[i] Andrzej K. Piasecki w artykule „Plebiscyt dla niezadowolonych” opublikowanym w Tygodniku Powszechny Nr 7 ( 2797) 16 lutego 2003 r. wskazuje, iż głównym motywem uczestnictwa w referendach lokalnych był negatywny emocjonalny stosunek do urzędujących władz. „Osobiste niesnaski mobilizowały cały negatywny elektorat, przy raczej biernej postawie zwolenników władz. Jeśli przeciwnicy zdobywali frekwencję na poziomie jednej trzeciej, odwoływano radnych. W ten sposób przez 10 lat odwołano rady 37 gmin.”

Jak zauważa Barbara Węglarz w artykule „Referenda lokalne w sprawie odwołania organów jednostek samorządu terytorialnego czwartej kadencji (lata 2002-2006)” Samorząd Terytorialny 7-8 2007 r. „ (…) zmiana ordynacji wyborczej, umożliwiająca społeczności lokalnej bezpośredni wybór swojego lidera, pozwoliła na odwołanie wójta (burmistrza, prezydenta miasta) w drodze referendum. To właśnie one dominowały w czwartej kadencji. W sumie w latach 2002-2006 na 92 przeprowadzone referenda odnotowano ich 71. W dwudziestu spośród tych ostatnich jednocześnie z organem wyko­nawczym odwoływano radę.”

 

[ii] Ustawa z dnia 24 kwietnia 2003 r. o działalności pożytku publicznego i wolontariacie ( Dz. U. 2003 Nr 96 poz. 873 z późn. zm.).

 

[iii] Prowadzona przez Stowarzyszenie Klon/Jawor ogólnopolska baza danych zawiera dane o 135402 organizacjach pozarządowych. Stowarzyszenie Klon/Jawor jest administratorem portalu www.ngo.pl - zajmującego się tematyką społeczeństwa obywatelskiego. Portal składa się z około 50 serwisów tematycznych i regionalnych. Służy pomocą organizacjom i stowarzyszeniom, dostarcza wiedzy na temat kondycji społeczeństwa obywatelskiego w Polsce. Jest również źródłem informacji dla instytucji publicznych oraz jednostek samorządu terytorialnego, które współpracują z organizacjami, bądź są zainteresowane nawiązaniem takiej współpracy. Na bieżąco informuje o tym, co dzieje się w III sektorze, inicjuje dyskusje na ważne tematy, promuje ciekawe wydarzenia. W jego tworzeniu uczestniczy kilkadziesiąt organizacji i instytucji.

 

[iv] Jako przykład można przytoczyć laureatów ostatniej edycji Dorocznej Nagrody Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej dla organizacji pozarządowych:

Doroczna Nagrodę FRDL w roku 2005 otrzymało Grodziskie Stowarzyszenie na Rzecz Współpracy z Zagranicą (woj. wielkopolskie) – za aktywizowanie społeczności lokalnej w działaniach na rzecz zacieśniania współpracy z gminami wspólnej, zjednoczonej Europy.

Nominowani zostali:

 - Polskie Stowarzyszenie na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym Koło w Rybniku (woj. śląskie) – za wspomaganie osób z upośledzeniem umysłowym i ich rodzin w integracji i uczestnictwie w życiu społecznym.
- Stowarzyszenie Pomocy Wzajemnej "Być Razem" w Cieszynie (woj. śląskie) – za działanie na rzecz reintegracji społecznej osób wykluczonych poprzez tworzenie na bazie prowadzonych placówek pomocy, stale rozwijającego się systemu wsparcia, opartego na współdziałaniu i partnerstwie.
 - Towarzystwo Rozwoju Powiatu Kwidzyńskiego (woj. pomorskie) – za budowanie koalicji samorządów, organizacji pozarządowych, przedsiębiorców i osób prywatnych na rzecz rozwoju lokalnego powiatu.
 - Stowarzyszenie Folklorystyczne "Pawłosiowianie" (woj. podkarpackie) – za integrowanie społeczności lokalnej poprzez kultywowanie i krzewienie tradycji i twórczości lokalnej

Więcej na ten temat: https://www.frdl.org.pl/main/nagrodafrdl_2005.htm

 

[v] Uznanym liderem jest w tej dziedzinie od wielu lat Gdynia, której zmarła prezydent, Franciszka Cegielska, wykształciła efektywne formy współpracy, które są kontynuowane i nadal rozwijane. Od początku lat 90. powołano pełnomocnika prezydenta ds. współpracy z organizacjami samorządowymi. W 1995 r. Rada Miasta Gdyni uchwaliła „ Program współpracy z organizacjami pozarządowymi”. W ostatnim okresie wiele innych miast i gmin może się również poszczycić poważnymi osiągnięciami. Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej wyróżniła ostatnio w tej dziedzinie następujące samorządy: Doroczna Nagrodę FRDL w roku 2005 otrzymało: Lubuskie Trójmiasto (Zielona Góra, Nowa Sól, Sulechów i Stowarzyszenie Dialog-Współpraca-Rozwój) – za przykład współpracy obywateli, organizacji pozarządowych i samorządów, które dla realizacji wspólnych lokalnych celów, zawarły porozumienie o utworzeniu Lubuskiego Trójmiasta.

Nominowani:
- Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego – za wzorcowe realizowanie polityki rozwoju regionalnego.
- Miasto i Gmina Barlinek i Burmistrz Zygmunt Siarkiewicz – za konsekwencję i skuteczność w prowadzeniu dialogu i aktywizowaniu społeczności lokalnej do współdziałania przy realizowaniu programu Agenda 21
na rzecz ochrony środowiska i zrównoważonego rozwoju gminy.

- Rada Sołecka wsi Rodaki (woj. małopolskie) – za pomysł i wizję skonsolidowania społeczności sołectwa wokół tradycji, jaką jest hodowla gęsi.

- Sołectwo Grzegórzki w Gminie Nidzica (woj. warmińsko-mazurskie) – za umiejętność wzbudzenia kreatywności, odpowiedzialności i dbałości o dziedzictwo historyczne i materialne – więcej informacji: https://www.frdl.org.pl/main/nagrodafrdl_2005.htm

 

[vi] Według raportu Stowarzyszenia Klon/Jawor „Najważniejsze pytania – podstawowe fakty. Polski sektor pozarządowy w liczbach 2006” Przychody połowy organizacji w roku 2005 nie przekroczyły 10 tysięcy zł. To o 3 tysiące mniej niż w roku 2003 (i o 9 tysięcy mniej niż w roku 2001). Co dziesiąta organizacja pozarządowa (10%) nie miała w roku 2005 żadnych przychodów, zaś mniej więcej 1 na 5 organizacji (20,4%) dysponowała przychodami nie przekraczającymi 1 tys. zł. Podobny odsetek organizacji (19,3%) rozporządzało budżetem większym niż 100 tysięcy zł., z czego co piąta (4% wszystkich organizacji) zadeklarowało przychody przewyższające 1 mln. zł. Tak więc przy stosunkowo dużej liczbie fundacji – 8 212 – wg danych baza REGON na koniec III kwartału 2006 r. – mają one w większości niewielki potencjał ekonomiczny.

 

[vii] Niechlubnym przykładem mogą być pseudoekologiczne organizacje, wymuszające haracze od inwestorów.

 

[viii] Dz. U. z 1994 r. Nr 124, poz. 607. art. 3.2.

[ix] Rażącym przykładem lekceważenia reguł prawa i bezradności sądowej jest przypadek posłanki Beger, która, według wyroku sądu, uzyskała mandat w 2001 r. drogą przestępstwa wyborczego, a mandat poselski sprawowała do końca ostatniej kadencji, aktywnie uczestnicząc w życiu publicznym.

 

[xi] O zaufaniu społecznym dla samorządu terytorialnego świadczą badania opinii społecznej:

- Magdalena Szponar. Samorządność lokalna na przykładzie gminy i miasta Tyczyn; M. Niezgoda, T. Chrobak, A. Marcinkowski, P. Długosz (red.) Wybory samorządowe w małej gminie, Tyczyn, WSSG, 2006, s. 183-191,

- Polacy o reformie terytorialnej kraju, Raport z badań, Warszawa, styczeń 1998.

 

[xii] W styczniu 2007 respondenci po raz pierwszy oceniali władze samorządowe nowej kadencji. Wyniki
są znacznie lepsze niż w odniesieniu do władz centralnych:

 

Tabela.4. Wyniki badań opinii społecznej, ocena władz centralnych i samorządowych – styczeń 2007.

Jak ocenia

Pan/Pani pracę:

DOBRZE

ŹLE

Sejmu RP

24%

65%

Prezydenta RP

38%

51%

Samorządu terytorialnego

68%

20%

 

Opracowano na podstawie: CBOS. Opinie o działalności instytucji publicznych. Warszawa, luty 2007 r. https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2007/K_017_07.PDF

 

[xiii] Wybory wójtów, burmistrzów i prezydentów miast w 2006 r. najczęściej wygrywali kandydaci niezależni. W skali kraju około dwóch tysięcy wójtów, burmistrzów i prezydentów pochodzi z własnych lub lokalnych komitetów. Spośród partii najczęściej wygrywali kandydaci PSL - w 253 miastach i gminach. Kandydaci PiS zwyciężyli w 77 jednostkach samorządowych, PO - w 46, Lewicy i Demokratów w 42, Samoobrony w 25, a LPR – w trzech. Informacyjna Agencja Prasowa. 27.11.2006 r.

Warto podkreślić, że większość „rekordzistów” pośród prezydentów wybranych w wyborach samorządowych w 2006 r. w miastach w Polsce prezydentów stanowili kandydaci komitetów nieużywających nazw partii: np.:
Gdynia – Wojciech Szczurek ( Komitet Wyborczy Wyborców Samorządność Komitet Wojciecha Szczurka) – 85,81 proc.;

Wrocław – Rafał Dutkiewicz (Komitet Rafała Dutkiewicza) - 84,53 proc.;

Rzeszów – Tadeusz Ferenc (Komitet Tadeusza Ferenca "Rozwój Rzeszowa") - 76,59 proc.;

Katowice – Piotr Uszok (Forum Samorządowe) - 73,01 proc.;
Kielce – Wojciech Lubawski (Porozumienie Samorządowe Wojciech Lubawski) - 71,98 proc.;
Toruń – Michał Zaleski (Komitet "Czas Gospodarzy") - 70,62 proc.;

Olsztyn – Czesław Małkowski (Komitet Po Prostu Olsztyn) - 51,72 proc.;

 

[xiv] Jako przykład może służyć fakt, że według badań Serwisu Samorządowego PAP radni stanowią jedynie 1,9% jego czytelników.

 

[xv] Zjawiskiem, które daje się, w skali masowej, odnotować od roku 2002, a które jest powieleniem mechanizmu centralnego, jest zatrudnianie w urzędach samorządowych osób zasłużonych w kampaniach wyborczych. Pojawiają się nowe stanowiska urzędnicze (doradcy, pełnomocnicy, gabinety polityczne), które nie mieszczą się w strukturach urzędu lub dla których trzeba te strukturę zmodyfikować. Konsumują one część funduszu płac, a na ogół nie mają przypisanej odpowiedzialności. W efekcie tworzy się „nadstruktura” urzędnicza osób z łatwiejszym dostępem do burmistrza, wpływem na decyzje i wynagrodzeniami niejednokrotnie nieosiągalnymi dla pracowników o podobnym wykształceniu i znacznie dłuższym stażu pracy. Prowadzi to w sposób naturalny do frustracji, poczucia krzywdy i „buntu” starych pracowników i podziału urzędów na starych do „pracy” i nowych do „koncepcji”.

 

[xvi] Ciekawym przykładem ograniczonego zaufania do administracji samorządowej ze strony władz centralnych, a jednocześnie wyrazem dążenia do centralizacji jest decyzja by tzw. „jedno okienko” dla przedsiębiorców było w urzędzie skarbowym. Decyzję tę uzasadniano m.in. tym, że z trzech administracji - ZUS, urzędy skarbowe i administracja samorządowa, najbardziej sprawna jest ta skarbowa. A wydaje się, że efektywność tego rozwiązania byłaby znacznie większa gdyby rolę tę przejęły samorządy, które już w wielu miejscach stworzyły aktywnie działające Biura Obsługi Mieszkańców.

 

[xvii] Stworzenie policji lokalnej było jednym z dezyderatów reformy 1990 roku. W tamtym okresie, gdy MSWiA było w rękach przedstawiciel dawnego reżymu, było to jednak nie możliwe. Stąd wprowadzono możliwość tworzenia straży miejskich, które były rozumiane jako pierwszy krok w tym kierunku. Lata następne, w których władze sprawowały partie przeciwne decentralizacji nie dawały możliwości nawet dyskusji na ten temat. Dopiero w czasie reformy 1998 roku wykonano mały następny krok, wprowadzając finansowanie lokalnej policji z budżetów powiatów, co dawało starostwu prawo do nadzoru nad jej działalnością. Również starostowie otrzymali prawo głosu w procesie nominacji lokalnych komendantów. Jednak rząd SLD niezwłocznie przywrócił centralne finansowanie policji eliminując w ten sposób możliwości nadzoru ze strony władz samorządowych. Sprawa utworzenia policji lokalnej nie została podjęta przez następny rządy.

 

[xviii] Por. J. Opałka, Media lokalne a samorząd terytorialny w Polsce. Maszynopis. Arch. FRDL.

 

[xix] Podczas naszej wizyty w jednym ze średnich miast, wyróżniającym się rozwojem i sprawnym kierownictwem, rozmawialiśmy z liderami lokalnych partii wspólnie zarządzającymi miastem. Ich największą obawą było to, że zaostrzający się konflikt w skali kraju doprowadzi do otrzymania od swych władz partyjnych zakazu współpracy z przedstawicielami innych ugrupowań.

 

[xx] Jedynie co czwarty Polak (24%) ma poczucie, że to, co się dzieje w kraju, w jakimś stopniu zależy także od niego. Znacznie większa liczba ankietowanych (42% ogółu) deklaruje poczucie wpływu na sprawy lokalne – swojego miasta, gminy Wynika z badań opinii społecznej przeprowadzonych przez CBOS w lutym 2007 r. ”Czy zwykły obywatel ma poczucie wpływu na sprawy publiczne?”

https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2007/K_024_07.PDF

 

[xxi] Według danych Ministerstwa Rozwoju Regionalnego władze samorządowe wykorzystują fundusze UE w najwyższym stopniu.

 

[xxii] Jednym z najlepszych tego dowodów jest przykład Wrocławia, którego stabilne władze potrafiły nie tylko zdobyć ogromne zaufanie społeczne, ale dzięki współpracy ze wszystkimi środowiskami, wypromowały miasto jako idealny teren dla inwestycji i imprez o znaczeniu międzynarodowym. Ilustruje to dobrze stanowisko Rady Fundacji Unia Metropolii Polskich z dnia 26 lutego 2007 r. w sprawie poparcia Kandydatury Wrocławia jako miasta organizatora Międzynarodowej Wystawy EXPO 2012. Jak również warta odnotowania jest opracowana przez Wrocław, pierwsza w Polsce