Rzeczpospolita IV B

2010-02-20 22:28

 

RZECZPOSPOLITA IVB

/czytaj: czwarta be/

 

Pierwsza Rzeczpospolita rodziła się za Piastów i Jagiellonów, bywała Rzeczpospolitą Obojga Narodów, Bitwy Pod Grunwaldem, Tolerancji Religijnej, Liberum Veto i Konstytucji 3 Maja. Jej burzliwe, imperialne dzieje wystarczyły do tego, aby wykuć w spiżu światowego dziedzictwa hasło „polskość” tak wyraźnie, że niemal półtora stulecia dziejowej porażki nie zdołały tego hasła skreślić.

Druga Rzeczpospolita odrodziła się na gruzach wrażych imperiów, wydała Piłsudskich, Witosów, Wojciechowskich, Narutowiczów, Paderewskich, Kwiatkowskich, Dmowskich, Sikorskich, Becków i kilkudziesięciu innych, po krótkim zaś spazmie imperialnym zanurzyła się na kilkadziesiąt lat w otmętach cudzych ambicji, próbując pośród nich odnaleźć i zachować własną tożsamość.

Trzecia Rzeczpospolita ujawniła się na przedwiośniu Solidarności, aby po nawrocie silnych mrozów wiadomego stanu rozkwitnąć w pełni pierworodnym grzechem Sejmu Kontraktowego, postępującej anarchizacji życia publicznego, upadkiem koncepcji korzystnego „podłączenia” się do Europy, realizacją najczarniejszych snów o domu penetrowanym w biały dzień przez rodzimych i obcych złoczyńców, podnoszących larum przy wszelkiej próbie zaprowadzenia porządku.

 

Polska

 

Od tysiąca z górą lat jest sobie kraj rozpostarty między Karpatami i Bałtykiem, o „zmiennej geometrii” granicy wschodniej i zachodniej, zapisany na kartach Historii jako Polonia, symbolicznie zaś zwany Lechistanem. Cokolwiek by się działo w tym obszarze, nie sposób odebrać tego kraju czterdziestu milionom mieszkańców mówiących po polsku i kilkunastu milionom polonijnej diaspory czerpiącej z tradycji i kulturowego dorobku znad Wisły. Można ten kraj przyozdabiać różnymi państwami, własnego lub obcego chowu, a i tak pozostanie on Polską. Można ten kraj łupić i rozkładać na czynniki pierwsze – a Polacy i tak nimi zostaną, bo „ten typ tak już ma”.

Słowo „rzeczpospolita” znacznie różni się od słowa „republika”, chociaż w piśmiennictwie są to słowa wzajemnie na siebie tłumaczone. Republika (łac. res publica) – to rzecz publiczna, własność wspólna, w swobodnej interpretacji – wspólna wartość. Rzeczpospolita natomiast – to rzecz powszechna, nawa dostępna dla wszystkich, w swobodnej interpretacji – wartość nie biletowana. Właśnie ze względu na tę różnicę Zachód nigdy nie nazwie monarchii republiką, a Polska rzecząpospolitą szlachecką czy królewską była. Za tą subtelnością stoją różnice cywilizacyjne. Europa czerpie do woli z tradycji judajskich, potem helleńskich i ideałów rzymskich, rozróżnia tyranię od podmiotowości obywatelskiej, Polska zaś wychowana została na wzorcach patronackich: lud pozostaje w dyspozycji władcy, a w zamian ma prawo żądać od niego opieki. Z obywatelstwem i republiką nie ma to nic wspólnego, podobnie jak z tyranią w rozumieniu kpiarza Diogenesa.

 

Po co numerujemy Rzeczpospolite?

 

W historii Polski niemal zawsze mieliśmy do czynienia z modelem Rzeczypospolitej, a nie republiki. Lud zajmował się robotą wedle szablonów zadanych przez jaśnie pana, zaś jaśnie pan zajmował się kreowaniem szablonów i łupieniem ludu, a w wolnych chwilach – próżniactwem. Okresy Konstytucji 3 Maja, parlamentaryzmu międzywojennego czy demokracji socjalistycznej należy w tej perspektywie traktować jako herezje, zaś okres ostatnich 15 lat jest na tym tle intensywnym spektaklem paradoksów. Wszystkie trzy Rzeczypospolite (plus Polska Rzeczpospolita Ludowa) są więc opisem stanów anormalnych, kiedy to ludowi wciskano do rąk narzędzie nieznane temu ludowi i wbrew jego przyzwyczajeniom kazano być republikanami, obywatelami. Czyli świadomymi społecznej metafizyki podmiotami gry politycznej. Skutki – wiadome.

Nie wystarczy być katolikiem i mieszkać po sąsiedzku z Germanią, żeby posiąść wielowiekowe doświadczenie Europejczyków w podmiotowym, obywatelskim sterowaniu nawą publiczną i sprawami prywatnymi wkomponowanymi w substancję publiczną. Są to zagadnienia mentalne, nieomal genetyczne, tego się nie da wychować. Może to nie oznacza rezygnacji z ideałów demokracji, ale na pewno oznacza duży sceptycyzm i zalecaną ostrożność w sprawie implementacji takich wynalazków jak klasa średnia czy organizacje pozarządowe. Prędzej czy później stają się one bowiem „oswojone” na starą modłę: poddane zostają obróbce „centralizmu demokratycznego” i stają się łupem kamaryli.

Numerowanie więc kolejnych Rzeczypospolitych – to ogłaszanie światu, w jaki sposób i ile razy próbowaliśmy odciąć się od własnych korzeni i „zapisać” się do imponującego nam świata Zachodu. Oryginalność naszej pierwszej Konstytucji stoi pod znakiem zapytania, jeśli przyjrzymy się uważniej ówczesnym eksperymentom korsykańskim. To tam po raz pierwszy skonstruowano obywatelski model organizacji państwowej, z którego później czerpali Amerykanie. Nieprawdą jest więc nawet to, czym się chlubimy, że Polacy świecili kagankiem demokratycznym całej Europie, choć – to prawda – w bezprzykładny sposób turbowali instytucję króla, czyniąc zresztą z tego sarmacką cnotę.

 

Który numer, które objawienie?

 

Kronikarze kolejnych inkarnacji Rzeczypospolitych, mający przy tym ambicje wynalezienia polskiego kamienia filozoficznego, skłonni są numerować polityczne przedstawienia państwa polskiego, podstępnie suponując dyletantom, że oto następuje przebudowa filozofii państwa, gdy tymczasem po prostu wschodzi co najwyżej nowa formacja.

Nieudany ze wszech miar eksperyment transformacyjny, herezję w stosunku do tego, co naturalne i normalne dla naszego kraju, liczyrzepy zamykają w piętnastoleciu i odkładają do lamusa, wstydliwie przed samymi sobą udając, że to nie oni transformowali. Teraz ogłaszają czas na absolutną nowość, z wodotryskiem i klimatyzacją, z autostradami i montowniami, z telefonem w małżowinie i chipem na czole. Przy tym wszystkim nie doszli do ugody, co tak naprawdę ma być wyróżnikiem nowej Rzeczypospolitej. W związku z tym pomysłów na „nową redakcję” państwa polskiego jest wystarczająco dużo, aby zacząć je systematyzować: Rzeczpospolita IV A, Rzeczpospolita IV B, Rzeczpospolita IV C, Rzeczpospolita IV D, Rzeczpospolita IV E, itd.

Ja stawiam na IV B. Beeeeee.