Renata Delert – woreczek w zakonie

2013-12-02 12:30

 

Pajacem być – rzecz ludzka, ale czemu się z tym obnosić?

 

"Ślubuję uroczyście jako komornik powierzone mi obowiązki wypełnić zgodnie z prawem i sumieniem, dochować tajemnicy państwowej i zawodowej, w postępowaniu swym kierować się zasadami uczciwości, godności i honoru." – Art. 14 § 1 Ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 r. o komornikach sądowych i egzekucji, Dz.U.97.133.882.

Zatem pomówmy o sumieniu…

Panuje w Polsce przekonanie, że „zawód” nie zawsze pokrywa się z „charakterem”. Dlatego osoby lekkich obyczajów raz nazywa się p… (kiedy puszczają się zarobkowo), a innym razem k… (kiedy oddają się gratis nieposkromionym żądzom).

W przypadku komornika albo komornicy obie te okoliczności muszą się pokrywać, inaczej człowiek wypada z obiegu i robi „ogony”, nic nie warte, żenujące. Komornicy stanowią w Polsce zorganizowaną grupę przestępczą, „krytą” przez wymiar sprawiedliwości, wzajemnie solidarną w robocie. Wystarczy, że dłużnik gdzieś pojawi się na liście wypłat czy w jakimś rejestrze dochodów, praw, majątków – cała komornicza Polska natychmiast o nim wie. I działa. Prawo i ustrojowa pozycja komorników stosowane są w tym przypadku jak „bejsbole” i nie maja nic wspólnego ze sprawiedliwością, za to wiele z podłymi, plugawymi interesami, z arogancją wobec praw człowieka i zasad społecznego współżycia, z tzw. niskimi pobudkami. No, kibole po prostu!

DYGRESJA. W polskim wymiarze sprawiedliwości jedną z najważniejszych zasad jest domniemanie niewinności: zanim człowiek prawomocnie nie zostanie skazany albo nie przyzna się dobrowolnie, to choćby były ewidentne dowody na jego winę – powinien mieć szansę obrony z pozycji niewinnego i za takiego uchodzić w rejestrach. To jest zasada naciągana i nieco obłudna – ale jest zasadą, i basta. I tylko policjanci, wspierani w tym przez prokuratury, traktują tę zasadę a’rebours: wiadomo, że jest winien, a tylko pytanie, kiedy winę zamienimy na karę. Sposób, w jaki policjanci traktują osoby pochwycone, zatrzymane, zamknięte w celi „na dołku” – woła o pomstę do nieba. KONIEC DYGRESJI

Komornicy nie tylko masowo, ale też programowo pozbawiają ludzi prawa do bycia przyzwoitym. Tylko w ten sposób można traktować powszechny, niemal „obowiązkowy” proceder, polegający na działaniu wobec dłużnika „z zaskoczenia”. A przecież w przypadku niewielkich kwot może warto zapytać zainteresowanego, czy ma trochę gotówki, a nie od razu zasadzać się na jego pracodawcę i bank, skąd ściąga się (zawsze bezkarnie) nawet sumy prawnie chronione. O osławionych eksmisjach na bruk czy „ustawionych” licytacjach majątku za bezcen – szkoda gadać, bo to są sprawy kryminalne i tylko nadzwyczajna ochrona sądów powoduje, że komornicy poczynają tu sobie w najlepsze. Bezkarne są nawet oczywiste pomyłki, kiedy komornicy łupią nie tę osobę: to ta osoba ma kłopot, a nie komornik.

Podam tylko najbardziej charakterystyczny przykład wspierania pożądliwości i bezprawia komorników przez państwo: jest przepis (koniunkcja przepisów), który mówi, że w przypadku wyegzekwowania całej należności od dłużnika – dłużnik nie może składać pozwu przeciw-egzekucyjnego. Brzmi to tak:

Dłużnik traci prawo wytoczenia powództwa opozycyjnego z chwilą wyegzekwowania świadczenia, objętego tytułem wykonawczym, czyli z chwilą całkowitego zaspokojenia wierzyciela (por. wyroki Sądu Najwyższego z 20 stycznia 1978 r., III CRN 310/77, LEX nr 8055 oraz z 17 listopada 1988 r., I CR 255/88, LEX nr 8929)”.

To rozstrzygnięcie ustrojowe[1] czyni komorników (i cały „przemysł windykacyjny”) łasym na preparowanie długów. Bo cóż ten powyższy akapit oznacza w rzeczywistości? Jeśli zarabiasz 2000,- złotych do ręki, a ktoś chce wyegzekwować od ciebie spreparowany dług 1000 złotych – siadają ci na wypłatę i nie masz ustrojowej możliwości zareagowania, bo spłaciłeś całość. Jeśli masz Jaguara kupionego wczoraj za 200 tysięcy PLN, a ktoś zastawił na ciebie pułapkę windykacyjną na kwotę 50 tysięcy PLN – możesz pożegnać się z samochodzikiem bezpowrotnie. Jeśli wygrałeś w lotto 2,5 miliona, a komornik „omyłkowo” zedrze z ciebie 2 miliony 400 tysięcy – to nie masz możliwości wyegzekwowania tej kwoty z powrotem.

Niewiarygodne?

Czytamy[2]: "Samorząd Komorniczy z satysfakcją i ulgą przyjął informację o postanowieniu Prokuratury Rejonowej w Sochaczewie z dnia 28 lutego 2013 r. o umorzeniu śledztwa przeciwko Ryszardowi Morycowi, komornikowi z Warszawy, podejrzewanemu o niedopełnienie obowiązków w głośnej sprawie Pani Danuty z Sochaczewa" - pisze w oświadczeniu prezes Krajowej Rady Komorniczej Rafał Fronczek. I dodaje: "Jak wynika z uzasadnienia postanowienia prokuratury o umorzeniu śledztwa "obowiązujące normy prawne nie nakładają na komorników sądowych obowiązku weryfikowania danych dłużnika wskazanych przez wierzyciela, jeśli nie budzą one wątpliwości. (…) Przy przedmiotowej egzekucji obowiązkiem komornika było jedynie zbadanie zgodności danych wskazanych w tytule wykonawczym z danymi wskazanymi we wniosku wierzyciela". W omawianej sprawie "zachodziła zbieżność danych, która nie uzasadniała, aby komornik powziął wątpliwość co do osoby dłużniczki" - czytamy.

O co chodzi? Pani Danuta półtora roku temu dowiedziała się, że ma nowotwór złośliwy. Wiedziała, że na leczenie będą potrzebne pieniądze. Ale kiedy poszła do banku po swoje oszczędności okazało się, że wszystkie zabrał komornik. Egzekucja komornicza miała jednak dotyczyć innej osoby o tym samym nazwisku. Pomimo rozbieżności w numerze PESEL komornik podjął interwencję. Nie widział też nic niestosownego w swoich działaniach. Pani Danuta złożyła do sądu skargę na komornika. Ten nie dopatrzył się błędów w jego pracy i sugeruje założenie sprawy cywilnej. Sprawa była szeroko komentowana w mediach. Zajął się nią też minister sprawiedliwości. Ostatecznie pieniądze kobiecie zwróciła Krajowa Rada Komornicza.

Konkluzja: Komornik – udając niechlujstwo – złupi osobę bogu ducha winną, nie poniesie za to żadnej kary, a dopiero kiedy taka absurdalna, wręcz kryminalna sprawa zostanie podjęta przez media – izba komornicza zrobi „ściepę” i odda kobiecie pieniądze (jest pewne, że gdyby nie media, kobieta zostałaby z ręką w nocniku, skoro nie ma winnego). W tym czasie prawdziwy dłużnik… eech!

Pani Renata Delert nie ma w zwyczaju podporządkowywania się postanowieniom sądu, przy którym jest afiliowana (egzekwuje dług mimo postanowienia sądu o wstrzymaniu egzekucji, pobiera raty długu i blokuje konto bankowe dwa miesiące po uprawomocnieniu się wyroku oddalającego dług, a rzutem na taśmę bezprawnie zarządza sobie zaocznie, że mimo oddalenia długu, wyegzekwuje swoją prowizję od niemałej kwoty). Sąd zresztą wspiera ją w tej robocie „paląc głupa” (np. pyta, na jakiej podstawie prawnej ma zdyscyplinować nieposłusznego „swojego” komornika). Pani Renata Delert dopuszcza się też przestępstw (nie mylić z błędami czy z nadużyciem uprawnień).

Otóż w sprawie znanej w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Prag-Północ pod sygnaturą IC 819/09 znajdują się dokumenty jakże charakterystyczne! Komornik prosi pracodawcę dłużnika, by anulował „mylne” zajęcie komornicze z czerwca 2009 na kwotę 153 tysiące PLN, i dołącza we wrześniu – antydatowane – prawidłowe zajęcie komornicze na kwotę 67 tysięcy PLN. Różnica znaczna, ale skąd się wzięła? W pismach wierzyciela (i jego imieniu działała Renata Delert) zlecających egzekucję stoi jak byk ta niższa kwota 67 tysięcy!

Wyjaśnijmy: pracodawca nie ma możliwości anulowania pisma komornika (nikt poza sądami albo instancjami nadrzędnymi nie ma prawa anulowania cudzej decyzji). Skoro zatem „prośba o anulowanie” skierowana do pracodawcy jest nieskuteczna z mocy prawa, to od września dłużnik był komornikowi winien 67 + 153 czyli 220 tysięcy, choć faktyczny dług wynosił 67 tysięcy!

Komornik nie ma prawa samodzielnie naliczać odsetek do długu, zatem jeśli Renata Delert to zrobiła bez wiedzy wierzyciela, w którego imieniu działała – popełniła przestępstwo usiłowania wyłudzenia na kwotę 153 – 67 = 86 tysięcy złotych (art. 286. § 1 Kodeksu Karnego stwierdza, że kto w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8).

Bardziej jednak jest prawdopodobne, że „przez pomyłkę” pani Renata Delert zastosowała wobec pracodawcy dłużnika ten sam „myk”, jaki wykonała wspólnie z wierzycielem: pani Renatko, anulujemy tamto pismo z czerwca, niech idzie do kosza, bo tam kwota jest nie taka, w to miejsce dajemy z taką samą datą nowe pisemko na niższą kwotę. Inicjatorem poświadczenia nieprawdy w dokumentach był zatem wierzyciel (nota bene – organ Państwa). Poświadczenie nieprawdy to nie tylko antydatowanie, ale też podmianka nowszego pisma w miejsce starego, dokonana po przypadkowym dowiedzeniu się, że nie wolno naliczać odsetek. Przestępstwo poświadczenia nieprawdy w dokumencie uregulowana jest w art. 271 § 1 kodeksu karnego, który przewiduje, iż „Funkcjonariusz publiczny lub inna osoba uprawniona do wystawienia dokumentu, która poświadcza w nim nieprawdę co do okoliczności mającej znaczenie prawne, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.

Wierzyciel zresztą odrębnie dokonał przestępstwa dużo dawniej, uzyskując sądowy tytuł wykonawczy przypisujący dług nie tej osobie, co trzeba, zaniechawszy ścigania rzeczywistych dłużników. Artykuł 272 Kodeksu karnego: Kto wyłudza poświadczenie nieprawdy przez podstępne wprowadzenie w błąd funkcjonariusza publicznego lub innej osoby upoważnionej do wystawienia dokumentu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Tu oszukano Sąd zasądzający dług i wydający tytuł wykonawczy.

Nie dacie wiary: prokurator powiadomiony o powyższym nie dopatrzył się znamion przestępstwa (przeinaczył doniesienie, kwalifikując jego treść jako „przekroczenie uprawnień”). Sąd odwoławczy podtrzymał zdanie prokuratora. Oto podłoże bezkarności mafii windykacyjnej.

Gdzie tu – zapytajmy – miejsce na pajacowanie Renaty Delert i jej podobnych? Otóż zaatakowany podstępnie i bezpodstawnie dłużnik, wybroniwszy się przed samym długiem, wystąpił do sądu przeciw wierzycielowi i komornikowi o odszkodowanie-zadośćuczynienie. No, i pani Renata Delert raczyła zauważyć w piśmie do sądu, że ona przecież w ogóle nie ma nic wspólnego ze sprawą, wykonywała tylko swoje obowiązki! Kiedy na przesłuchaniu wstępnym przed sądem pokazano na jej oczach ogrom jej szkodniczej i przestępczej działalności – na następnej rozprawie nie pojawiła się. Pewnie zapomniała, albo cierpi, czy jak. Wobec normalnego obywatela sądy natychmiast stosują areszt, a przynajmniej doprowadzenie (zagrożenie wysoka karą). No, ale Renata Delert nie jest normalna…

Komornik – w polskim ustroju nazywany funkcjonariuszem publicznym realizującym zadania państwowe – pełni w rzeczywistości trzy odrębne funkcje:

  1. Przedstawiciela (plenipotenta) państwa, podlegającego szczególnym prawom i standardom;
  2. Przedsiębiorcy, żyjącego z prowizji od wyegzekwowanych kwot;
  3. Zleceniobiorcy, realizującego odpłatnie (i ze zwrotem kosztów) powierzone zadania;

Jest oczywiste, że w przypadku kolizji interesów komornik powinien być przede wszystkim funkcjonariuszem, a dopiero potem przedsiębiorcą i zleceniodawcą. Ale akurat pani Renata Delert i 99% komorników zachowują się jak „zwykli” biznesowi windykatorzy rejestrujący „zwykłe” firmy: siedzi w komornikach wielki dominujący biznesmen, który każe zleceniodawcy i funkcjonariuszowi działać wedle interesu komercyjnego. To jest zdegenerowane rozwiązanie ustrojowe, a nie problem moralny.

Forest Gump PL

 



[1] Ustrój (porządek konstytucyjny, system społeczno-prawny) – to nie tylko zapisy konstytucyjne, ale rozmaite ustawy, rozporządzenia, uchwały, rozstrzygnięcia sądowe i administracyjne, fakty dokonane, a nawet algorytmy, procedury i obyczaje skutecznie wpływające na rzeczywiste funkcjonowanie obywateli, funkcjonariuszy, urzędników, plenipotentów, urzędów, organów, służb;