Powiesić tych ośmiu – i po kłopocie

2017-01-17 09:52

 

Bill Gates (Microsoft), Warren Buffett (spekulant giełdowy), Carlos Slim  Helú (telekomunikacja), Jeff Bezos (Amazon), Mark Zuckerberg (Facebook), Amancio Ortega Gaona (Zara), Larry Ellison (Oracle) i Michael Bloomberg (informacja-media) – to miliarderzy, którzy razem wzięci mają tyle, ile połowa ludzkości. Ogłosiła to konfederacja organizacji filantropijno-charytatywnych, dodając, że podobna relacja w roku 2010 dotyczyła 43 najbogatszych Ziemian.

No, i mediaści realizują projekt OJ-OJ-OJ: jakże to można tyle mieć! Weźmy się i albo ich opodatkujmy, albo znieśmy podatki, żeby inni mogli ich dogonić, albo …

Jestem zdania, że każdy człowiek dysponujący dochodami, których nie jest w stanie samodzielnie, własnymi siłami ogarnąć i racjonalnie zagospodarować – żyje kosztem innych ludzi. Ideologom pozostawiam ocenę, czy to dobrze, czy źle.

Jestem też zdania, że (wieńcząca i wypadkowa tygla instytucji społecznych) instytucja kluczowa pod nazwą WŁASNOŚĆ nie jest najlepszym organizatorem życia gospodarczego i społecznego, taką zresztą nie była też instytucja kluczowa poprzednia, pod nazwa URODZENIE (szlachectwo).

Jestem zdania, że skoro istnieją setki regulacji prawnych, które dyscyplinują zwykłych szaraków, czy tego chcą czy nie – estetycznie i moralnie dopuszczalne są regulacje dla Ziemian Niezwykłych, które na przykład nakładają na nich zwiększone obowiązki publiczne, niekoniecznie daniny.

Całkiem niedawno opisałem w internecie zarys ustroju społeczno-gospodarczego pod nazwą „garnizonia”: jest to ustrój, w którym podstawową jednostką gospodarującą jest „refugium”, czyli coś takiego, co wynika z połączenia „faktorii” (wsysającej rozmaite dobra z przestrzeni) i „fortu” (żandarma strzegącego interesów i ładu). Wokół liderów biznesu, którzy dysponują sieciami takich „refugiów” – mamy pozorny rynek, gdzie rozmaite „niezależne” firmy ubiegają się o swoje miejsce w przestrzeni redagowanej przez owe sieci.

Przykładem współczesnej „garnizonii” (dawniej taki ustrój cechował Imperium Romanum) są Stany Zjednoczone. A jest to właśnie ustrój preferujący tych, którzy „współpracują z rządem”. Czyli żyją ze zleceń rządowych i zarazem „ustawiają” wszelkich wybieralnych i niewybieralnych urzędników na znaczących decyzyjnie funkcjach, posadach, stanowiskach.

Amerykański model gospodarczy uchodzi za najbardziej liberalny, rynkowy, „wolny”. Dlatego się łatwo rozpowszechnia. Świat powoli zamienia się w „garnizonię”: spolegliwi aparatczycy „robiący w polityce” i decydujące o ich losie sieci „refugium”. Mamy około 50 państw mających „coś do powiedzenia”, to oznacza  może 1000 znaczących polityków w Europie, tylu w Stanach, po 500 w „pozostałej” Ameryce, Chinach, Japonii, Indiach, Afryce, Arabii. Czyli kilka tysięcy osób. Każda – wraz z „drużyna wyborczą” – na żołdzie „refugium”. To są niezauważalne sumy dla Ziemian Niezwykłych. Tak jak „w okolicach” przeciętnego polskiego Więcierza Mętnego (pułapki wciągającej frajerów w stałe opłaty za nic) szacuje się, że pozyskanie frajera kosztuje kilkaset złotych, więc już po kilku wpłatach przynosi on czyste zyski – tak w świecie mega-biznesu szacuje się, jakie „szlachetne i ważne dla ludzkości oraz demokracji” działania muszą podjąć „swoi” politycy, aby zwróciło się to, co wydano na ich zainstalowanie w politykę.

Zatem nie dyrdymały o podatkach, nie szlachetne porywy Gatesa i innych filantropów – tylko DEKONCENTRACJA (nie mylić z decentralizacją) ich potencjału sprawczego. Wszelkie projekty „podstawiające nogę” monopolom – starannie omijają problem koncentracji – no, bi „święte prawo własności”. A gdyby tak wziąć każdego na spytki i zapytać, ile, czego i gdzie ma? A potem zwyczajnie odebrać mu to, o czym zapomniał, albo nigdy nie miał zielonego pojęcia?

I bez egzaltacji, proszę.