Porozmawiajmy o Kaczyńskim – matowa strona lustra

2016-03-31 13:33

 

Notka „Porozmawiajmy o Kaczyńskim” (TUTAJ) spotkała się z oczekiwaną reakcją jednych i równie oczekiwanym brakiem reakcji drugich. I trzecich, i kolejnych.

Najbardziej mnie ugryzł komentarz Osaunny o brzmieniu: „Polska Kaczyńskiego nie pasuje, ani do czasu, ani do miejsca w Europie ”. W tym komentarzu mieści się właśnie to, co zawarłem w pierwszym zdaniu tamtej notki: odmawia się Kaczyńskiemu prawa do rządzenia. Ktoś bystry zauważył w innym komentarzu: przecież rządzi. Prawda, ale – nawet kiedy rządzi – odmawia mu się prawa do tego. Prawa do rządzenia odmawiają Kaczyńskiemu ci, którzy zastawiają pułapki na „jego ludzi” (najsłynniejsza to zapis w ustawie o TK z czerwca 2015 o możliwości ubezwłasnowolnienia Prezydenta RP przez TK).

Zostawmy to. Jest jasne, że Kaczyński (i „jego ludzie”) burzą europejskie i amerykańskie wyobrażenia o Polsce jako miejscu, gdzie mogą się szarogęsić dzięki silnemu korpusowi oddanych „zachodowi” urzędników różnej miary. W tym sensie faktycznie Polska Kaczyńskiego nijak nie pasuje do tych wyobrażeń, zwłaszcza teraz, kiedy głównym zmartwieniem Europy jest poszerzenie obszaru kolonizacji Europy Środkowej, a głównym zmartwieniem USA jest zrekompensowanie sobie „utraty” Sewastopola niemal trzymanego już w garści.

 

*             *             *

A teraz obiecane strony ciemniejsze. Przyznam się, że burzą mi one tak zwaną „całość”, ale są obecne we mnie, kiedy próbuję dotrzeć do sedna polskiej polityki, a to niełatwe, zwłaszcza dla kogoś, kto nie jest wewnątrz tygla.

„Na oko” oceniam, że z dwojga braci to Jarosław był reżyserem ich codzienności. Niesprawiedliwie podaję, że „zanim Lech pomyślał, Jarosław już go cisnął, by działać”. Ale to nie takie proste, dlatego niesprawiedliwe. Wszyscy słyszeli, że Lech zameldował Prezesowi wykonanie zadania, ale nie wszyscy słyszeli, jak Lech podkreślił w jakiejś rozmowie, że „ja to nie mój brat”. Wyobrażam sobie, że gdyby obaj bracia urodzili się jako jeden człowiek – byłaby to postać pełna: energiczna, ale zdolna do namysłu, władcza, ale ciepła dla współpracowników, niezłomna, ale szanująca racje odrębne. Jarosławowi wyraźnie brakuje dziś tej „drugiej połówki”: jest energiczny, władczy i niezłomny, a niedostatek brata to nie tylko ludzki ból i pustka, ale też brak przeciwwagi dla samego siebie. to nie przysparza mu ani przyjaciół, ani zwolenników, tym bardziej „szacun”, że doprowadził do podwójnej wiktorii w 2015.

Pierwsze zwycięskie wybory PiS – to obietnica IV Rzeczpospolitej, do której przyłączyli się „tuskowici”, aby razem pogrzebać „kanclerskie” SLD. Kto wie, może gdyby nie ten maksymalizm Platformy, która przecież chciała być „szyją” kręcącą PiS-em w tej koalicji – może tak podzieliliby resorty, by PiS realizował „misję”, a PO dbała o kondycję gospodarczą? Wiem, marzenie ściętej głowy. Tym bardziej ciekawe są rozwiązania 2015. W nowym rządzie znaleźli się ludzie, o których twierdzę, że nie umieją opanować całkiem niepolitycznych żądz i odruchów, którym wybacza się wszelkie bezeceństwa, a nawet nieposłuszeństwa – oraz ludzie „adoptowani”, nie będący „zakonnikami”, zwłaszcza Wicepremierzy, którzy w swoich dziedzinach maja własny, niezależny dorobek życiowy. Moja wyobraźnia nie może sobie poradzić z pogodzeniem tych dwóch „korpusów”, zwłaszcza że opowieść o IV Rzeczpospolitej nie powraca.

Kiedy mowa o powrotach – połączę wątek Kukiza i Samorządnej Rzeczpospolitej. Spazmy Tymińskiego, Leppera i ostatnio Kukiza – ten trzeci oparty na dojrzałej formacji „indignados” – dają światu jasny sygnał, że procesy uruchomione przez Transformację nie napotykają poparcia szerokich „mas”, a do tego obiektywnie szkodzą kondycji Polski. Korzystając w widomy i oczywisty sposób z tego, że Kukiz niemal jednoosobowo rozklekotał formację „tuskowitów”, Kaczyński tuż po wyborach parlamentarnych powinien był go uhonorować jakimś poważnym gestem, tanim o tyle, że Paweł sam się zastrzegał, że nie chce stanowisk rządowych, ale ważkim o tyle, że dziesiątki stowarzyszeń „oburzonych” zauważyłyby to podejście. Tymczasem Kaczyński zdaje się okradać Kukiza z jego niewątpliwej zasługi, co czyni cały rok 2015 rokiem utraconej szansy. To się jeszcze zemści.

Bracia Kaczyńscy wynieśli z domu (tak to widzę) głęboką pogardę dla szarej masy wyborczej, co przyniosło takie sformułowania jak „spieprzaj dziadu”, „ludzie wychowani na podwórku”, „drugi sort” i podobne. Polska jest pełna rozmaitych grup, zwłaszcza inteligenckich (pisałem kiedyś często o „zakonach”, np. TUTAJ), które mają o sobie zdanie dużo lepsze, niż o ich własnych „czytelnikach, wychowankach, członkach organizacji, grupach docelowych”. Tym samym w polską kulturę codzienną wkradł się ten szczególny kod nobilitacyjny, na mocy którego przywódcy „zakonni” przydzielają i odbierają swoim akolitom „łaskę wywyższenia”. Np. tylko w ten sposób umiem wyjaśnić niesłychany awans Ewy Kopacz w dość sprawnym politycznie ugrupowaniu, gdzie ludzi mądrzejszych, skuteczniejszych i bardziej przebiegłych oraz poważniejszych wizerunkowo – nie brakuje. Ten ryt namaszczenia Jarosław Kaczyński uczynił formułą zarządzania w PiS.

Kolejną ciemną stronę matowości najlepiej opisał bloger TomcioB w komentarzu, który przytaczam w całości (nieco poprawiwszy składnię). „Z Jarosławem Kaczyńskim to ja mam problem tylko jeden. Czy widzi pan kogoś, kto pana Jarosława mógłby zastąpić (gdy Pan Bóg zdecyduje, a niezbadane są wyroki boskie)? Aż się boję pomyśleć, kto mógłby zostać liderem dla PiS-u (partii rządzącej), szerzej prawicy i jednocześnie dla Polski? Tak jak po Janie Pawle II i po Prymasie Tysiąclecia nie widać postaci podobnego formatu tak i w przypadku pana Jarosława jest pustka znaczeniowa. Może jeszcze się pojawi, może się wykształci, może ujawni – ale na dzień dzisiejszy go nie widzę”. PUSTKA ZNACZENIOWA – to jest to, co pozostawił po sobie Kwaśniewski, Pawlak, Tusk, a wszystko wskazuje na to, że pozostawi Jarosław Kaczyński. Bo Jarosław oznacza dla PiS ten szczególny „nowo-patriotyzm”, który opisałem w cytowanej na początku notce. I nieliczni, którzy go w pełni pojmują (np. A Zybertowicz, P. Lisicki, T. Sakiewicz) – na pewno nie pretendują do roli następcy.

 

*             *             *

Pod wieloma względami Jarosław Kaczyński jest zwykłym, choć wybitnym politykiem. Funkcjonuje od dawna w roli „nad-polityka”, od 1989 roku na pewno ani przez minutę nie był „szarym członkiem” jakiejkolwiek organizacji czy też „zwykłym zjadaczem chleba”. To go obciąża nie tyle w sposób obwiniający, ale w sposób czyniący go bezbronnym w rozmowach o życiu codziennym obywateli.

Należy też niewątpliwie do tych kilkunastu osób, które „trzęsą” polskim Parlamentem niezależnie od tego, w którym jego miejscu zasiadają. Bloger Popiel I dopisał niechcący zakończenie do tej części mojego eseju o Jarosławie:

„Pański bohater wraz ze swym „zakonem” należy do głównych beneficjentów III RP. Podobnie jak ich oponenci (od 25 lat) prowadzą luksusowy żywot na koszt podatników. Typologicznie to XIX-weczne partie wodzowskie tworzące tzw. model konkurujących oligarchii. Grupy te nie reprezentują nawet swoich członków, cechuje je negatywny dobór personalny, ich celem jest wzmacnianie własnej władzy i drenaż środków publicznych. Generalnie według wszystkich znanych badań skutecznie niszczą państwo”.

Cóż, mogę tylko przypominać i przypominać, że Samorządna Rzeczpospolita (projekt mający 35 lat) czy IV Rzeczpospolita (mająca swoją literaturę również pozytywną) oraz Społeczna Gospodarka Rynkowa – będąca wciąż niezrealizowanym artykułem Konstytucji – to nie sa puste wydmuszki, tylko bardzo konkretne pojęcia.