Pod ogniem ciągłym

2013-09-05 11:54

 

Kiedy jeszcze polskiej Władzuchnie wydawało się, że panuje nad tym, co się w Polsce dzieje, i że rządzi (w rzeczywistości ograniczała się ona instynktownie do moszczenia sobie krajowego koryta i europejskiego legowiska) – od czasu do czasu, dla potrzeb budżetowych i nomenklaturowych – uruchamiała ona kanonadę w kierunku Obywateli i Przedsiębiorców (tych rzeczywistych, a nie Rwaczy będących pupilami każdej władzy).

Kanonada, albo pojedyncze miny i bomby, związana była z zaskakiwaniem ludzi wciąż nowymi „ofertami”, te zaś polegały na tym, że „Naród zapłaci za obietnice, a potem my się zastanowimy, czy te obietnice zrealizować”. Kto był w artylerii ten wie, że każda kompania dział (bateria) ma swoich ładowniczych, celowniczych, rachmistrzów i dowódców. Ładowanie (nas na minę) odbywa się przede wszystkim poprzez podatki, odpisy, narzuty, opłaty, cła, abonamenty, grzywny, itd., itp., wykonują to urzędy skarbowe, instytucje finansowe, administracja terenowa, organy kontroli i porządku publicznego. Celowanie odbywa się poprzez PIT i CIT: obywatele i przedsiębiorcy mają obowiązek sami na siebie donosić, ile czego mają odłożone i ile dostają dochodu na bieżąco, a jeśli jakiś rodzaj danych statystycznie zaczyna coś znaczyć – natychmiast się go opodatkowuje. Rachmistrz w artylerii – to bardzo ważna postać: dostaje od obserwatorów dane o położeniu celu do „utrafienia”, dostaje meldunki o tym, jak udały się dotychczasowe „strzały” – i na tej podstawie, używając uproszczonych rachunków trygonometrycznych oraz różniczkowych – ustawia działa najlepiej jak potrafi. Jest w tej sprawie ważniejszy niż dowódca. U nas głównym rachmistrzem jest niejaki Jan Vincent.

Jako się rzekło – zrazu, na początku tych „rządów”, strzelano pojedynczo do dużych celów, by zaspokoić głód młodej władzy, albo uruchamiano kanonady. Z czasem okazywało się jednak, że w Gospodarce nic „samo nie chodzi”, więc powoli przechodziliśmy na ogień ciągły. Od takiego ognia nikt nie ucieknie, więc tylko obywatele i przedsiębiorcy chylili karku, coraz niżej: coraz liczniejsi padali bankrucim trupem, coraz liczniejsi poszli w rejteradę zagraniczną, nieliczni podpalali się przed Urzędem Najważniejszym, inni skakali z mostu czy inne desperacje czynili – toteż ogień ciągły musi się wzmagać, bo ci co padli i ci co wyjechali – nie płacą, a potrzeby rosną.

Przygnieceni do ziemi – wytrzymujemy, dopóki nie zostaniemy ubłoceni, dopóki nas głód i niedola nie wkurzą do białości. Coś mi się widzi, że lada dzień powstaniemy.

Jak to się dzieje, że takie coś jest w ogóle możliwe? Przecież całe te dywizjony artyleryjskie, zwane dla uproszczenia Nomenklaturą, miału ustrzeliwać różne fajne cele dla powszechnej sytości i zadowolenia, miały więc te dywizjony służyć Krajowi i Ludności, a nie łupić swoich!

Twierdza konstytucyjna. W rozpędzie demokratycznym zawierzyliśmy swoje losy ludziom, którym niestety dowierzać nie wolno. Oni – kiedy tylko dostali do ręki możliwość tworzenia prawa – zaczęli od budowania Twierdzy Konstytucyjnej, której budulcem są przepisy, normy, standardy, cesje, certyfikaty, paragrafy, procedury, algorytmy, kompetencje, upoważnienia, wtajemniczenia, dopuszczenia, uprawnienia (np. do stosowania przemocy). Twierdza ta wciąż jest rozbudowywana, ale już od dawna „spełnia warunki”, by służyć Władzuchnie.

Zza murów tej Twierdzy możnaby bezpiecznie budować pomyślność Kraju i Ludności, ale to jest robota żmudna i niewdzięczna, wymagająca pilności, rzetelności, samozaparcia, uczciwości, a przede wszystkim kwalifikacji. O wiele łatwiej jest – pod pozorem, że zbieramy środki na lepsze jutro – wyduszać daninę z najdrobniejszego ludzkiego zakamarka, poświęcając dobro wspólne, ludzkie zdrowie, łupiąc biednych. Bogaci i Ważni – zawsze znajdą sposób, by uniknąć ognia artyleryjskiego, stać ich przecież na kupienie specjalnych masek, a nawet na przekupienie celowniczych i oszwabienie rachmistrzów.

Nomenklatura, czyli te wszystkie dywizjony artyleryjskie prowadzące ogień ciągły przytłaczający nas wszystkich, zapewniwszy sobie bezkarność, zrzuciwszy z siebie jakąkolwiek odpowiedzialność, zagwarantowawszy sobie trwałe dochody i rozmaite swobody (których poskąpiła ogółowi) – uruchamia w Gospodarce swoiste DYSZE, które „swoim” wieją w plecy, wspierają ich łapczywość – a „szarakom” dmuchają w nos, dodatkowo ich uginając. Niekiedy „szarak”, już wpasowawszy się w uciążliwy wiatr z przeciwka – nagle dostaje podmuch z boku, i cała jego stabilizacja, nawet uzyskana w skrajnie niekorzystnych warunkach,  idzie na chorobowe.

To Twierdza Konstytucyjna wyzwala w ludziach Władzuchny tę potworną arogancję, niechęć do uczenia się, odrazę do współczucia ze społeczeństwem, pogardę dla maluczkich i dla Kraju. Cokolwiek to towarzystwo zrobi nie tak – „szaraczkowie” mają „obowiązek oczywisty”, by się pochylić, ugiąć, znosić uciążliwości. Jeśli ktoś się nie pochyli, jeśli „podskakuje”, wystaje ponad zglajchszaltowaną masę uciemiężoną – tym bardziej łatwym jest celem. Ostatecznie nie winowajcy-artylerzyści ponoszą karę za swoje bezeceństwa, niecnoty i bezprawie – tylko ci, którzy im to wypominają. Im bardziej krytycy władzy mają rację – tym ciężej są doświadczani, bo są nieliczni pośród „przykulonej” Ludności. Łatwo ich dopaść, nauczyć moresu. A przykulona Ludność to widzi i utwierdza się w przekonaniu, że trzeba tę ofiarę ponieść, by nie doznać losu „podskakiewiczów”.

O, przepraszam, czasem kara dosięga kogoś z Władzy albo Nomenklatury: jednak po bliższej analizie konkretnych przypadków okazuje się, że powodem ich ścigania i osądzania jest nie ich wredna, perfidna, nieludzka, niekonstytucyjna, bezprawna działalność – tylko jakaś „podpadka” wewnątrz Twierdzy: po prostu zostali wytypowani do odstrzału jako zdrajcy i podpadziochy albo niepewni. To wyjaśnia, dlaczego spośród licznych ewidentnych „przestępstw władzy” – tylko nieliczne trafiają do organów ścigania, a już wyjątki kończą się karą.

Częściej karę za przewiny Władzy i Nomenklatury ponoszą ich ofiary, za to, że „podskakują”. Coś wiem o tym.