Plebs, masy, publika, elektorat, szaracy, lud, pospólstwo, prolet, gawiedź, tłuszcza

2013-02-01 08:10

 

Plebs, masy, publika, elektorat, szaracy, lud, pospólstwo, prolet, gawiedź, tłuszcza

To tylko niektóre „kolokwialne” określenia konstytucyjnego SUWERENA Rzeczpospolitej Polskiej. Potrzebuję chwili na doprecyzowania kilku użytych tu pojęć.

Rzeczpospolita Polska – to Państwo, czyli organy, urzędy, służby (zaludnione przez funkcjonariuszy, urzędników i plenipotentów), zarządzające hierarchicznie-hybrydowo Krajem (zasoby) i Ludnością (naturalna żywotność ekonomiczna, przedsiębiorczość) za pomocą Praw (np. przepisów, reguł, norm, standardów, certyfikatów, kryteriów) oraz Instytucji (np. obyczajów, umów, nawyków, itp. w takich dziedzinach jak gospodarka, kultura, polityka, wychowanie, religia, zabezpieczenie społeczne, itp.). Podstawowym przymiotem Państwa (i jego wymienionych elementów) jest Władza.

Konstytucja – to w RP nominalnie najważniejsza regulacja prawna, definiująca zręby systemu-ustroju, nadrzędna nad wszelkim innym Prawem i Działaniem (powinny one być zbieżne, zgodne z Konstytucją). Pozostałe dokumenty prawne (aż do najdrobniejszego aktu „na samym dole”) oraz praktyka ich ustanawiania i stosowania – tworzą tzw. porządek konstytucyjny. Ów porządek ma miejsce nawet wtedy, kiedy Konstytucja i jej „pochodne” są sprzeczne (wewnętrznie czy ze sobą wzajemnie).

Konstytucja RP ustanawia Suwerenem w Państwie – Naród, ten zaś w preambule Konstytucji jest zdefiniowany dość pokrętnie (jako „wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga
będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł” – co wyklucza wszystkich, którzy wymienionych wartości nie uważają za uniwersalne czy nadrzędne), ale zarówno sama Konstytucja (np. art. 104), jak i porządek prawny najpierw „dyskretnie” usuwają Suwerena poza Państwo, a następnie go podporządkowują temu Państwu.

Niezależnie od zaklęć prawników-konstytucjonalistów i państwowotwórczych polityków, Państwo – zwłaszcza jego elity – ma nieograniczone prerogatywy do zarządzania Krajem (dobrem wspólnym) i Ludnością (niby-suwerenem), natomiast Ludność wszelkie swoje akty sprawcze MUSI z Państwem uzgadniać (w celu otrzymania „imprimatur”), przy czym niezwykle rzadko konieczność ta wynika z Racji Wspólnej, a najczęściej oznacza – generowany, ale nie do końca kontrolowany przez Państwo – przymus „odnalezienia” się w grze klik, koterii i kamaryl, przy czym „reguły” tej gry najczęściej zaskakują Ludność i jej pojedynczych przedstawicieli czy grupy, środowiska, wspólnoty, zbiorowości.

Porządek konstytucyjny obowiązujący w Polsce dość precyzyjnie oddziela Państwo od Niby-Suwerena: stosuje w tym celu rozmaite prerogatywy (np. stanowienie prawa, szereg monopoli politycznych i ekonomicznych, uprawnienie do stosowania przymusu i użycia przemocy oraz do wszechstronnej, w tym niejawnej kontroli Ludności), a także normy, standardy, tajemnice, dopuszczenia, certyfikaty, nomenklaturę (rozmaite kategorie stanowisk czerpiących swoje usytuowanie z „nadania” państwowego). Wszystko to razem stanowi Twierdzę Konstytucyjną, wzmocnioną immunitetami i podobnymi zastrzeżeniami oraz przywilejami, wewnątrz której „obowiązują” całkiem inne reguły niż poza nią – i zza murów tej Twierdzy Państwo zarządza Krajem i Ludnością, ustanawiając „tam” reguły reprodukujące Władzę, inne niż wewnątrz Twierdzy (tu panuje „kultura pozycjonowania”).

Dodatkowo Państwo sztucznie rozszerza swoje dominium poza Twierdzę Konstytucyjną, ustanawiając specjalną warstwę Nomenklatury, która opanowuje kluczowe pozycje (władza, dochody, przywileje) w Gospodarce (publicznej, komunalnej, uspołecznionej, nawet prywatnej-!!!), w Świecie Artystycznym i Medialnym, w Świecie Samorządów (nie tylko terytorialnych). Więcej: wiele przemawia za tym, że istnieje realna formuła Pentagramu (objawiająca się na prowincji jako Zatrzask Lokalny), która wiąże „wspólnym duchem” polityków, biznesmenów-menedżerów, ludzi mediów, zorganizowaną przestępczość, służby (sekretne i jawne). Tzw. aparat dowolnego szczebla jest wykonawcą Racji Pentagramu, tylko tło stanowi Racja Stanu, a Racja Ludowa (Suwerena, czyli Racja Konstytucyjna) jest „tam” w ogóle niewidoczna (oto wyjaśnienie funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, urzędów publicznych, nawet trybunałów i rzeczników oraz innych ośrodków „zaufania publicznego”).

Powyższe – to dla mnie punkt wyjściowy rozważań na temat obywatelstwa i roli tzw. „dołów” społecznych we wszelkich procesach dziejących się w sferze publicznej.

Jeśli można mówić – a nie zawsze można – że mamy do czynienia ze Społeczeństwem (niestety, zżera je dezintegracja, nędza cywilizacyjna, atomizacja, niemoc do spółki z bezradnością, postępujący analfabetyzm, opresja i intrygi Władzy), to jest ono „spolaryzowane” w ten sposób, że od Państwa do Niby-Suwerena płyną regulacje, instrukcje, „obowiązujące” interpretacje i wykładnie oraz niezbyt precyzyjne „oczekiwania i żądania” (nacelowane na rozbudowywanie Budżetów, bo to one, a nie Gospodarka jako całość są oczkiem w głowie Państwa). Nie jest zbadane, gdzie jest ów „magiczny próg”, rodzielający „górę” od „dołów”. Mam zresztą intuicję, że mamy do czynienia z dwoma „progami”: jeden oddziela Twierdzę Konstytucyjną od Nomenklatury i jej Monopoli, drugi zaś rozgranicza lokalnego Podatnika od równie lokalnego Decydenta.

Podział ról tych trzech warstw jest oczywisty: wewnątrz Twierdzy preparowana i wciąż od nowa reprodukowana jest Władza w każdym sensie tego pojęcia, Nomenklatura nadania Władzy, z pozycji monopolistycznych uruchamia Władyków systemu-ustroju do drenowania Podatnika i pacyfikowania go (z wykorzystaniem Janczarów), Podatnicy zaś mają zadania krańcowo bierne: informuj o sobie (podaj na tacy gdzie możemy cię oskubać), płać co zarządzone (z nadzieją, że część wróci do ciebie w formie „wsparcia”), posłusznie znoś niedogodności (podskakiwanie jedynie zwiększy opresję), reprodukuj system-ustrój codziennym staraniem i trudem. Ja to nazywam obywatelstwem rejestrowym, opartym na niezbyt perfekcyjnej, ale totalnej inwigilacji za pomocą PESEL, REGON, NIP, adresu, telefonów, via sieci i bazy danych.

Obywatelstwo rzeczywiste – oznaczałoby wystarczające rozeznanie w sprawach publicznych i bezwarunkową skłonność do czynienia ich lepszymi. Takie akurat obywatelstwo jest „nie do pomyślenia” dla „mieszkańców” Twierdzy Konstytucyjnej. To zaś oznacza, że system-ustrój pogarsza warunki życia Ludności w taki sposób, aby reprodukować trash-society (lemingizacja postaw, areburyzacja obywatelstwa, autystyzacja zachowań) i odstręczać ją od okazywania przejawów obywatelstwa (współczesny dyskurs generuje takie zdanie: biopolityka Multitude zostaje zablokowana przez Imperium).

Edukacja, Nauka, Religia, Art, Media, Sport, Socjal, Samorząd, itd., itp. – są tym bardziej „dopieszczane” przez system-ustrój, im bardziej deprywują Ludność pozbawiając ją obywatelstwa rzeczywistego, zniewalając ją (homo sacer) i powodując, że człowiek przestaje mieć cokolwiek do powiedzenia sobie i innym (l’uomo senza contenuto). Wtórny analfabetyzm obywatelski – to najwygodniejsza „kwalifikacja” Ludu w oczach Twierdzy Konstytucyjnej.

 

*             *             *

Idzie kryzys – powiadają (moim zdaniem już dawno jesteśmy bankrutem, tyle że nie ma komu tego faktu ogłosić, nikt się nie kwapi). W czasie kryzysu nagle Pentagram zaczyna odczuwać empatię wobec Ludności. Taka gra.

W rzeczywistości wszystko jest „po staremu”, tylko zmieniła się „narracja”, a i to niezbyt gwałtownie. Ale i to dobre. Z tytułów prasowych, z ekranów, z trybun emitują prestigitatorów udających inicjatywy „dla ludu”, szalbierzy podpowiadających, że ten kryzys to wina Europy i Ameryki (nie całkiem się mylą). W rzeczywistości już klecą „całkiem nowe prawo”, które ostatecznie uniezależni Budżety od Gospodarki, a konstytucyjnego Suwerena pozbawią jakiegokolwiek wpływu na Państwo, Kraj, siebie samego. Zero podmiotowości, maksimum tresury. Kiedy nazwałem to kilka lat temu Mega-Neo-Totalitaryzmem – wybitny luminarz polskiej inteligencji potraktował mnie marnie. Ciekaw jestem, czy trwa w swoim apostolstwie na rzecz „zielonej wyspy”.

Wyzysk ma to do siebie, że ci co mają niewiele dofinansowują tych co mają ponad miarę, ponad możliwość racjonalnego zagospodarowania wciąż rosnącego bogactwa.

Na fali są teraz problemy ludu pracującego oraz ludzi wykluczonych. Mądrale pośpiesznie szukają odniesień w pismach klasyków i klecą własne teoryjki. Byle nie wypaść z mediów, byle nie oddać innym tantiem za analizy i raporty. Co z tego, że ich argumenty okazały się puste?

Całość idzie w takim kierunku, aby rodzące się spontanicznie oddolne inicjatywy ludzi pracy i środowisk broniących się przed ostatecznym wykluczeniem – pocieszyć jakimiś „ustępstwami”, nakarmić „kozłami ofiarnymi”, dokonać rekonstrukcji potiomkinowskich fasad – i spacyfikować, wcześniej przeniknąwszy w ich szeregi. To jest tak oczywiste, jak to, że żadna Władza nie pójdzie sama z siebie „pod nóż”. A do tego „nasza” Władza jest lepiej zorientowana, więcej ogarnia niż my (skutkuje wpędzanie nas we wtórny analfabetyzm obywatelski).

Kiedy zatem mówię, że trzeba obalić (niekoniecznie koktajlami mołotowa) „obowiązujący” w Polsce porządek konstytucyjny – to wyrażam swoją uzasadnioną niezgodę na to, co ze mną wyprawia system-ustrój. I daję znać obawie, że jeśli skupimy się wyłącznie na „obronie” – to nawet jeśli opanujemy do perfekcji technikę „catenaccio” – przeważające siły systemu-ustroju nas „przemielą i wyplują”. Cały szlachetny zapał wielu – rozsypie się w podskakiewiczostwie.

Alternatywą jest wzajemnictwo, samorządność, kasy oporu, spółdzielczość. Aby już nikt nie śmiał nazwać „oddolnych” z pogardą: plebs, masy, publika, elektorat, szaracy, lud, pospólstwo, prolet, gawiedź, tłuszcza, „siła robocza”, „kapitał ludzki”.