Piotr Marny

2010-02-20 23:49

 

PIOTR WIELCE MARNY

/Europa jest nam potrzebna na jakieś sto lat, a potem odwrócimy się do niej tyłem – rzekł car, i tu się pomylił, ale nie w tę stronę, w którą myślą historycy/

 

Był raz sobie watażka, carewicz z drugiego małżeństwa, który od innych różnił się tym, że miał skłonność do nauki, a kraj, którym rządził z woli cerkiewnego patriarchy, wielki był, przeogromny i pełen ludzi dobrych, przez los doświadczonych, wiernych watażce jak psy i poddanych mu szczerze, zwących go carem. Na Kremlu modny był język Polski, a wpływy tam były nie tylko polskie, ale wiedeńskie a nawet weneckie.

Watażka – trochę porządziwszy mieczem przeciw Turkom, strzelcom i innym pohańcom – pojechał na kilka lat do Europy, tej anglosaskiej, choć nie było zwyczajem carów opuszczanie kraju na tak długo. Tam uczył się różnych rzemiosł i zachodniej” konsumpcji: we wszystkim tym był biegły, i choć żywe kontakty z Zachodem – kosztem tradycji rosyjskiej – utrzymywał już Iwan II, Iwan Groźny czy ojciec Piotra Aleksy – Piotr świadomie przebudowywał Rosję kulturowo. Nieprawdą jest, że zgłupiał na punkcie Holandii, choć kazał golić brody, palić tytoń i chodzić w niemieckich strojach: on po prostu uwierzył w efektywność kultury technicznej i wypełniał swoje otoczenie dobrze płatnymi „ekspertami” z Europy, zaś do władzy ich nie dopuszczał. Zbudował sobie stolicę nad Bałtykiem, zbudował wielką flotę wojenną, zbudował sobie imperium i zapisał się do europejskiego establishmentu, jako dobry znajomy, któremu nie wypadało pozostawać poza elitą cesarzy, królów i wodzów.

Ale w duszy pozostał rosyjskim watażką i trochę satrapą, dlatego stać go było na powiedzenie: „ Europa jest nam potrzebna na jakieś sto lat, a potem odwrócimy się do niej tyłem”. Po 25-30 latach, kiedy to ze zdumiewającą łatwością Rosjanie przejęli wszystkie europejskie osiągnięcia, córka watażki Elżbieta zmieniła opcję geopolityczną, jak powiedzielibyśmy dzisiaj.

To jednak jest nieprawda. Stare powiedzenie podaje, że gdzie raz dostałeś miodu, tam będziesz wracał. Rosjanie, będąc ruchliwym etnosem dusz zaczepnych i pożądliwych, jednakowoż wrażliwych i ciekawych świata, już nigdy nie sięgali po inne niż europejskie wzorce, cały swój Wschód, jakże rozszerzający się aż do granic wyobrażenia, traktowali jak prowincję i egzotykę pogardliwie łupioną jako krainę polowań i kopalin, jako poligon dla eksperymentów wojskowych i gospodarczych oraz demograficznych, zaś Europę traktowali jako partnera do układów, w których to układach często oddawali się za bezcen, byle tylko dostać dostęp do kolejnej nowinki technicznej i konsumpcyjnej. Cenę za to płaciła Syberia i podbite ludy. I sami Rosjanie, ci, którzy nie łupili innych, stanowili „mirnyj narod”, upokarzany i łupiony w zamian za ochronę przed barbarzyńcami: dziś taki proceder nazywają w Rosji „rekietem”.

Piotr Aleksiejewicz, któremu legendę wielkiego reformatora zbudowała po latach Niemka ze Szczecina, caryca Katarzyna II, w rzeczywistości ostatecznie wpisał oswojenie w kulturę rosyjską. Przed nim możliwe było jeszcze oderwanie się od fascynacji Europą, widzianą poprzez Wiedeń i Wenecję oraz pro-paryską Warszawę, czyli widzianą jako witryna z pięknymi „igruszkami”. Po Piotrze „igruszki” z witryny, zewnętrzne atrybuty życia towarzyskiego, zmieniły się w konkretne narzędzia i inwestycje gospodarskie, w systemowe wypieranie z rosyjskiej przestrzeni gospodarczej świata nadań i haraczy na rzecz świata firm i przedsiębiorstw. Oczywiście, bez przesady, czyli z „rosyjskim odchyleniem”.

Polityka prześcigania i doganiania – a w razie czego okradania – Zachodu stała się już trwałym elementem kultury politycznej Rosji. To kosztowało ją więcej, niż wszelkie rewolucje, Ententy, zimne wojny i rozpady imperialne: spowodowało to bowiem, że Rosjanie osłabili swego ducha innowacyjności na rzecz podpatrywania i podkradania albo przepłacania za to, co techniczne, europejskie, zachodnie. Sami wiemy, co to znaczy, bo po Piotrze przestaliśmy się dla Rosjan liczyć jako komiwojażerowie kultury, niepostrzeżenie przeistaczaliśmy się w ustawicznie niepoprawnych, przemądrzałych podskakiewiczów, wartych zachodu, ale nie Zachodu. Sami przejęliśmy więc kulturę oswojenia, wypracowaną i wdrożoną w życie codzienne za Piotra, na trwale wpisana we wszelkie doktryny państwowe. To tak, jakby ktoś powiedział, że dorobek i pieśni naszych pradziadów są nic nie warte, skoro za płotem są fajne fanty, więc nastawmy się na sztukę imitacji tych fantów albo pozyskiwania ich wszelkim kosztem, a tradycje zostawmy staruchom i domom kultury.

A Piotr – powiadają – wielkim carem był. Choć wprowadził Rosję na drogę do zguby, choć zbudował imperium z grzechem pierworodnym pożądania cudzego kosztem własnego.

Polacy są podatni na zarazę. Przynajmniej na tą.