Pasterz

2010-02-20 13:50

 

ORATORIUM DZIEWIĄTE

„PASTERZ”

 

Wielu Polska wydała Wybitnych Rodaków

Mnogich dała swych synów na pożytek światu

Każdy z nich zapisywał rozdziały Historii

Każdy Polsce przydawał zasłużonej glorii

A najwięcej sympatii dla Polski wyswatał

Ten o którym Watykan rzekł: habemus papam

On to bowiem przybywszy „z kraju dalekiego”

Dał świadectwo oddania swej wierze wielkiego

Totus tuus – ogłosił Pani Matce Boskiej

I nauczał wszem wobec, że Bóg jest Miłością...

 

*          *          *

 

Gdzieś w Beskidach na Śląsku, w klimacie surowym

Narodził się onegdaj świata papież nowy

A tam dokąd wsze drogi wiodą, w Rzymie Świętym

Jego rozdział na Ziemi już stał się zamknięty...

 

Mąż to wielki był stanu, rozumem nad rzesze

Wyrósł choć nigdy pychą i chwalbą nie zgrzeszył

Jawił się jako dobry i ciepły przyjaciel

Ojcem ludziom był wszystkim, kolegą i bratem

Jakowoż nawet bliscy mu w życiu codziennym

Widzieli w nim kapłana i ten dar bezcenny

Powołania Bożego, obcowania z Niebem

Kiedy dzielił się słowem swym jakoby chlebem

Kiedy Ziarno siał wokół na dusze spragnione

Gdy dodawał odwagi sercom wylęknionym

Gdy wybaczał swym wrogom ich czyny niegodne

Kiedy wiatrom przeciwnym dał czoło pogodne

Gdy ucałował Turka bezbożnego czoło

Kiedy o sprawiedliwość na cały świat wołał

Kiedy cześć swą oddawał ludziom uciśnionym

I Ziemi swej ojczystej ciężko doświadczonej –

Wszyscy czuli się dziećmi Pasterza-Mocarza

Który nigdy nikomu siłą nie zagrażał

A jednak świat odmienił i tak nim obrócił

By do wiary początków boży lud powrócił

By szczególnie kto młody poczuł oddech Nieba

I skosztował boskiego świątecznego Chleba

Doprawdy cud jakowyś i nieznane blaski

Składały młodym ręce w burzliwe oklaski

 

Aby pojąć choć w części jego wielką rolę

Trzeba znać wszelkie świata dole i niedole

Jak się tkają Historii długie barwne wstęgi

Jak się Dziejów rozchodzą niewidzialne kręgi

Poznać trzeba co skutkiem – a co jest przyczyną

I odgadnąć co Prawdą może być jedyną

Trzeba ufać w Dar Bożej Wiary i Miłości

I Rozumu co w sprawach i ludziach zagościł

Więc należy się cofnąć ku czasów kolebce

I posłuchać co przekaz pokoleniom szepce...

 

*          *          *

 

Teraz słowa nastąpią dalekie od święta

I niech każdy tę mowę sobie zapamięta

Bo kiedy biskup Rzymu staje w doczesności

Jako każdy mąż stanu gra z innymi w kości

Sięgamy oto w głębię dawnych dziejów świata

Aby pojąć co dzisiaj wokół nas się splata

Pytamy o zdarzenia tajemnicze, dawne

Aby to co dzisiejsze stało się nam jawne

 

Czasu zatem onego w kulturach Orientu

Narodził się był zwyczaj odprawiać zaklęcia

W miejscach wielce tajemnych i w czasie sekretnym

A także w sytuacjach wielce niekonkretnych

Jednym słowem: w meandrach dziejów się zdarzało

Że jakaś tajna wielce grupa spiskowała

Nie były to zaś gusła i tajemne czary

Tylko wyrachowane rządów kuluary

Jakiekolwiek by były oficjalne rządy

Spod skorupy formalnej inny świat wyglądał

Świat dyskretnej narady i tajemnych knowań

Świat wyrafinowanej gry – tę zaś budował

Chytrze ktoś nieznajomy i nierozpoznany

Po trzykroć w sekretnościach zakamuflowany

 

Trzy filary takowym sekretem rządziły:

Pierwszy – to tajemnica żeś w tym gronie miły

Żeś stał się prawym członkiem tajemnej jaczejki

Ni żona, ni przyjaciel, ani człowiek wszelki

Wiedzieć nie mógł pod karą największą z możliwych

Drugi – to cel nieznany, którego nikt z żywych

Nie zna i nie wie nawet jaką celu cząstkę

Tworzy do wspólnej puli jako swą nawiązkę

Trzeci – to niewiadoma nikomu struktura

Kto w niej tkwi nie wie nawet gdzie jest sama góra

A gdzie doły najniższe: dochodzi do tego

Że nawet będąc szefem – nie odczuwasz tego

Zatem trojga rygorów rządzi tajemnica

Całość zaś się nazywa krótko: to – MATRYCA

Z dawnych czasów matryce dotrwały do dzisiaj

I wiele matrycowych mamy dzisiaj przysiąg

Tajne rządy w sekretnych po tysiąckroć trybach

Dzieją się gdzieś obok nas, wcale nie „na niby”

Tajne bractwa czy loże, czy służby specjalne

To przecież matrycowy wokół świat realny!

 

Jeśliś człek poświęcony jest publicznym sprawom

Jeśliś w samorządowej lub państwowej nawie

Alboś dusz lub biznesu wziętym menedżerem

Zasiądłszy więc stanowczo za Historii sterem

Masz by spraw widzieć przebieg pozycję dogodną

Możesz publiczne rzeczy oceniać swobodnie

Wtedy łatwo napotkasz okolice takie

Które nijak wyjaśnić nie da się inaczej

Jak rządów jakichś dziwnych podskórnym działaniem

Tych-to nazwać nie sposób, choć są odczuwane

Jeśli czujesz że dzieje coś się wokół ciebie

Jeśli zmysły cię mylą, acz znaki na niebie

I na ziemi wskazują na nieznane rządy

Jeśli rzecz, którą widzisz, inaczej wygląda

Niźli opis jej zwykły i powszechnie znany

Jeśli czegoś nie umiesz wyrazić słowami

Choć masz pewność nieomal dosłownie zmysłową

Że jest i że wpływa na twój czyn i słowo

Jeśli czujesz że wokół ciebie marionetki

Jakiejś siły nieznanej, jakby tajnej sieci

Jeśli rozum twój przeczy twemu doświadczeniu

Jeśli wszystko wbrew prawom wokół się odmienia

Jeśli sprawy się dzieją mało zrozumiałe

Jeśli los twój się staje zgoła niebywały

Jeśli wszystko co robisz ma odmienne sensy

Jeśli plotą się wokół nonsensy-bezsensy

Jeśli tracisz w swym dziele oparcie gruntowne

Jeśli wspiera cię jakieś działanie wymowne

Albo ścianę jakowąś napotykasz w dziele

Choć wysiłku weń wkładasz – efektu niewiele

- to oznacza żeś zmysły zapewne postradał

Albo chaos twym życiem niepodzielnie włada -

Lecz najpewniej dosięgły ciebie matryc znaki

I dają ci świadectwa obecności takiej

Przemożne - choć rozumem całkiem niewidzialne

O Świecie i Historii decydują walnie

 

Co się tyczy żywota Karola Świętego

Możemy się domyślać czegoś podobnego…

 

*          *          *

 

Matryce już okrzepły, moc ich spowszedniała

Część z nich już przeszła w niebyt, nowych jest niemało

Jak zwykle w takich sprawach, są matryce-niby

Udają same siebie, rosną jako grzyby

Nie przeraża mnogość ich, ale myśleć daje

Nam, szarakom nadzieję pieścić pozostaje

Że na poły tajemne te niby-matryce

Nie wygubią nam losów, wesprą nasze życie

Oto znamy Historię, co na oczach niemal

Dzieje się i świat wokół na inny odmienia

Za naszego żywota coś wielce ważnego

Staje się i rozwija: choć nie znamy tego

(nie zdołamy zrozumieć tych zdarzeń zupełnie)

Opatrzności – czujemy – nakaz się wypełnia

Więc wypada się przyjrzeć jak najnowsze dzieje

Odwracając świat cały niosły nam nadzieję:

 

Posłuchajmy przez chwilę pewnej opowieści

O historii co w ludzkiej głowie się nie mieści

O carze-sekretarzu i diable wcielonym

Co w radzieckiej krainie rządził w czasach wojny…

 

Mało już pozostało tych co duszą własną

Widzieli jak ktoś inny co na wieki zasnął

Ktoś nie będący wcale kaznodzieją bożym

Choć równie wielkie sławą imperium utworzył

Odchodził pośród płaczu i wielkiej histerii

Pośród szlochów najszczerszych oraz bigoterii

Postać była to mroczna – choć szczerze wielbiona

Wielki smutek był po niej, żałoba szalona

Kiedy skonał ów bat’ka, z urodzenia Gruzin

Drużynnik leninowy, sławny pośród ludzi

Którzy szczerze, serdecznie jego uwielbiali

I drżącymi ustami powtarzali: STALIN

Kiedy zatem na niego pora przyszła owa

Niemal każdy Rosjanin szczerze go żałował

Ale nie dość że łkali bliscy mu rodacy

Inne też łkały nacje, w ich liczbie Polacy

Ojcem bowiem surowym był połowy świata

Ale ojcem rodzonym – brat więc objął brata

Łzy puszczając rzęsiste i głosząc swój lament

I przyjmując najszczerzej ojcowy testament

Zawarty w licznych pracach opublikowanych

Wznawianych też wielekroć pośród DZIEŁ ZEBRANYCH

 

Zamierał ruch po miastach, stawały fabryki

Barwnie liczne po kraju kwiecono pomniki

Nikt na wiece nikogo siłą nie wyganiał

Tamże ludzi szła siła nie do zrachowania!

Podejmowano wielkie produkcyjne czyny

I wszędzie czczono pamięć wielkiego Stalina

Pośród szczerych i świętych słów żałoby pełnych

Zdarzały się naonczas postawy bezczelne

Jednym okiem ktoś płakał i łzy gęste ronił

Drugim okiem karierę konkurenta gonił

Jedną ręką znak dawał swej rozpaczy wielkiej

Drugą ręką zagarniał patrymonium kęsy

 

Cóż owo patrymonium naprawdę znaczyło?

Ano – władzę przemożną, władzę wszech-jedyną

Bezwzględną także rację skupioną w osobie

Należną mu wyłączność – zanim spocznie w grobie

Panem był on dla życia i śmierci bliźniego

Lepiej rzec wypadało: swego poddanego

Patron łaski rozdawał – i skreślał wyroki

Niedopuszczalne były wbrew niemu wyskoki

 

Mało ludzi widziała Historia tak wielkich

Okrutnych panów świata, wydawców praw wszelkich

 

Kiedy żywot zakończył gruziński patrymon

Tyran i samowładca, despota dwóch imion

Ów Josip Dżugaszwili, ów syn Wisariona

Co żył pomiędzy wrogi – i wśród wrogów skonał

Ciemiężca ów, suweren – gdy skończył żywota

Spotkała go największa w karierze zgryzota

Zewłok jego nie zaznał Mauzoleum chwały

A na XX Zjeździe psy na niego plwały

 

Pozostawił imperium mocarne i wielkie

Pierwsze w świecie w swej mocy ponad miary wszelkie

Spytał kiedyś, gdy go o papieża pytali:

„Ileż on ma dywizji, które go ocalą?”

Wierzył w siłę materii zbrojnej, krwawej, butnej

Dosłownej, bezlitosnej, bezwzględnej, okrutnej

I choć przed nim aparat kajał się i słuchał

Stalin nie bardzo wierzył w moc ludzkiego ducha

Nie wierzył w siłę prostą ludzkiego sumienia

I w tę boską Opatrzność co światy odmienia

 

*          *          *

 

A tymczasem śmierć jego uwolniła z więzów

Orientalną tradycję spisku tajnych mężów

Zatoczyła okręgiem swoją długą drogę

Sekretnych stowarzyszeń szedł poprzez świat ogień

Z Orientu ku Europie poprzez chrześcijaństwo

Trawił tam po kolei wciąż za państwem państwo

Ustanawiał dynastie, sterował postępem

Aż wreszcie ku Sowietom skierował zastępy

Za epoki Breżniewa budował swą glebę

I rozpoznawał sprawy na swoją potrzebę

A gdy głasnost’ nastała oraz pierestrojka

Ze Środkowej Europy wyszły krasne wojska

Skończyła się Układu Warszawskiego przemoc

I kraje satelickie ogarnęła niemoc -

Wtedy wyszły matryce niemalże z ukrycia

I rozpostarły macki odmieniając życie

Polonii i Madziarii, Germanii, Bałkanów

Dały tym krajom nowych, zgoła innych panów

Cała Europa Wschodnia została objęta

Wojną ducha z materią, wojną niemal świętą

Ten zatem region świata stał się rozsadnikiem

Światowych ważnych przemian został przodownikiem

Rozleciało się z hukiem imperium radzieckie

Obaliły się mury, a siły zdradzieckie

Ustąpiły przed ludu szczerym entuzjazmem

I stały się przemiany globalne i ważne

 

Nie ma chyba zwątpienia pośród znawców rzeczy

Żaden z profesjonałów raczej nie zaprzeczy

Że nad tą rewolucją czuwali mocarze

I zdaje się że dali nam ją oni w darze

Że prominentnych była tu sterników para

Duet, który ruinę komuny wystarał

Tandem, który świat zmienił od podstaw zastanych -

A byli to: Jan Paweł II-gi wraz z Reaganem

Oni to – mając w rękach sznurki niezliczone

Odgrywali wzajemnie role wyznaczone

Pociągali za sznurki wedle scenariusza

A świat według muzyki ichniej tańczyć musiał

Jeśli głębiej zanurzyć się w sens operacji

To widzimy że Reagan hasłem demokracji

Operował skutecznie, choć we własnym kraju

Demokracji za dużo to oni nie mają

Tyle że wielkim mitem słynie Ameryka

I po świecie jej urok do wszystkich przenika

Papież zaś propagował po świecie donośnie

Przenajświętszy moralny mit Solidarności

Pielgrzymował po świecie, wszędy z dobrym słowem

I solidarność sławił jak ducha odnowę

Chociaż – bogiem a prawdą – w kraju mu ojczystym

Solidarność zostaje zaledwie pomysłem

Transparenty pisane są solidarycą

Acz szara rzeczywistość raczej nie zachwyca

 

Zatem ta para magów, ręka w rękę, społem

Nie wzdragając się przecież przed wielkim mozołem

W trudzie systematycznym, upartym, celowym

Zaklęła rzeczywistość w zupełnej odnowie

Pozostaje pytanie – o odpowiedź trudno

Jeszcze trudniej odpowiedź dostać nieobłudną

Czy ta wielka, prawdziwa ta świata odnowa

Była choćby w najmniejszym stopniu przypadkowa

Czy może wszystko było skutkiem planowania

Gdzieś w matrycowych tajniach, sekretnych zebraniach

I nawet powołanie tandemu na trony

Było – można domniemać – zamysłem spełnionym

Tron Piotrowy - charyzmat objął z ziemi Słowian

Drugi tron - jastrząb władny dla siebie zachował

Biały Orzeł z Jastrzębiem – sobie naznaczeni

Matryc rozumem silni, duchem uniesieni

Lotem ptaka widzący Ziemię im oddaną

Jak w Ewangelii czynią dla siebie poddaną

Pytanie sięga dalej i zarazem głębiej:

Jaką cenę za grę tę światu płacić będzie?

Sojusz ten jest na wieki – czy tylko doraźny?

Co tutaj jest przyczynkiem – co zaś super ważne?

 

Obalenie komuny – zaledwie początkiem

Judymowa trwa praca tymż samym obrządkiem

Jeszcze Ziemi połacie poza świętym wpływem

Jeszcze są siły co się rządzą innym trybem

Obalone imperium wrażego Gruzina

Jeszcze walczy o swoje i nieźle się trzyma

Jeszcze mentalna siła gniazd Solidarności

Radziecki sznyt pamięta i obyczaj gości

Demokrację zaś jakoś dziwnie pojmujemy

Jako zgodę że czynić dowolnie możemy

Każdy robić chce co mu się żywnie zapragnie

Bezhołowiem stoimy, chaosem, bezprawiem

Sercem, duchem, pamięcią z Ojcem zespoleni

Czynem i codziennością – my są radzieckiemi

Biały Orzeł i Jastrząb wprzęgli w tę mentalność

Dwie siły: demokrację oraz solidarność

Demokracja wspólnotom każe się zarządzać

Solidarność zaś owe wspólnoty urządza

Nie dojrzeliśmy jednak do tej miary chyba

Która całe narody wielkimi nazywa

Jeszcześmy chudym karłem, do czynów niezdolnym

Masą-śmy i publiką, durną i bezwolną

Mając takiego Ojca i takiego Brata

Prowincją zostajemy nadal tego świata

 

Powiedzą – słowa twoje są obrazoburcze

Poniżają Majestat, zaprzeczają twórczym

Racjom przemian globalnych i prawdom Historii –

Ja się trzymam swojego – niech to nawet boli

 

*          *          *

 

Nieobecny już ciałem wielki Polak Święty

Pogrzeb jego zgromadził największe zastępy

O jakich śnić mógł tylko dowolny dynasta

Modliły się za niego wioski oraz miasta

Zbierały się na placach nieprzebrane tłumy

Dziś – kto był blisko niego – ma powód do dumy

Wcześniej odszedł do nieba Jastrząb Imperator

Wspólny z Papieżem świata wielki reformator

Skutki ich działalności – już nieodwracalne

Codziennie nam widoczne – co dzień namacalne

Ich następcy z podziwu godną konsekwencją

Idą w ślady poprzednich swoich prezydentów

Kto chce dostrzec w tym sens ów – z mojej opowieści

Ten bez trudu dowodów znajdzie w życia treści

Dostrzec upór i owo się zapamiętanie

Wszelkiej władzy co krajach rzeczonych nastanie

Silna więź spadkobierców Wielkiego Tandemu

Nieraz przeciwko światu, ludowi własnemu

Nieraz wbrew rozsądkowi i logice prostej

Władze czyniły w jedną tylko stronę postęp

Karmiąc lud bałamucją, podstępem, mitami

Ziemię sobie niewoląc słowem i batami

Kładą jako daninę z ofiar swej potęgi

Całkiem nowego świata wyciosane zręby

 

Oto jak widzę łaski dane memu światu

Prezydencji sławetnej i Pontyfikatu

 

*          *          *

 

Jamż Polak tu rodzony oraz wychowany

Rodak tego Papieża, jemu przypisany

Żyję w kraju gdzie On był przez lata Pasterzem

I gdzie wciąż wielkie rzesze w Jego świętość wierzą

Dziecięciem będąc płochym, niewinnym i głupim

Jamż wiarę w Pana Boga za prawdziwą kupił

Wspierałem swoim śpiewem Kościół Nasz Powszechny

Żałowałem za swoje popełnione grzechy

Kiedym dojrzał – to inne zwyciężyły plany

Poczułem się Idei Lewicy oddany

Raju ludziom na ziemi – i ich szczęścia chciałem

Wszystkie młodzieńcze siły tej sprawie oddałem…

 

Solidarności podmuch dotarł do sumienia

Gdym z młodego działacza w mężczyznę się zmieniał

Burza w kraju – i burza w mej studenckiej duszy

Zamęt w kraju mnie także głęboko poruszył

To, żem był radykalny i zdecydowany

Rzuciło mnie w wir walki – i odniosłem rany

Serce, dusza, sumienie, rozum oraz ciało

Grad ciosów przyjmowały – bardzo to bolało

 

Chcąc w tym wszystkim odnaleźć chociaż trochę sensu

Czytałem encyklikę „Laborem exercens”

Uczyłem się na nowo we mszach i orędziach

Słów które konsekwentnie On nam dawał wszędy

Dobro – czynić pospołu wokół nakazywał

Miłość - roznosić kazał, cenić - Sprawiedliwość

Pobożność, szczerą Wiarę w przemożną Opatrzność

Rodzinę pielęgnować na trudy nie patrząc

Świętość wielbić, Modlitwą zaś wyjednać Niebo –

Tak to wtedy pojąłem, że tego nam trzeba

 

*          *          *

 

Po latach – już dojrzały (tak myślę o sobie)

Klarowniejszy świat widzę spod zmrużonych powiek

Świat widzę rozpostarty na trzy równe strony

Fenomeny-żywioły: opowiem tu o nich

 

Pierwszy z nich – konserwatyzm – ideę człowieka

Głosi jako osoby, co na Stwórcę czeka

Transcendentalnych zleceń z Tamtąd oczekuje

Opatrzności osobę, siły ofiaruje

Drugi żywioł – prawicą onegdaj nazwany

Szczerze jest gospodarczym działaniom oddany

Nocnego stróża w państwie oraz prawie widzi

A z socjalnych zapędów kpi sobie i szydzi

Lewica – ten najmłodszy fenomen ludzkości

Przejęta jest losami ubogiej ludności

Ludzi pracy chce wspierać i walczyć z wyzyskiem

Postęp widzi w równości dla mniejszości wszystkich

 

Trzy zatem fenomeny – trzy państwowe nawy

Każda oddzielnym trybem dba o swoje sprawy

Konserwatyzm chce państwa które wychowuje

Prawica zaś takiego co ładu pilnuje

Lewica zaś chce państwa całkiem ludowego –

Zatem trzy opcje państwa mamy: znakiem tego

Jeśli sojusz Jastrzębia z Białym Orłem śledzić

Warto czegoś się o ich zamysłach dowiedzieć

 

Aby górną teorią tutaj nie zanudzić

Spróbujmy się codzienną praktyką potrudzić

Oto bowiem Historia jasno pokazuje

Że świat przedziwne iunctim ciągle preferuje

Pośród tysięcy formuł już praktykowanych

Jedna jest dominanta, jedno rozwiązanie

Z jednej strony gromadna wspólnota ludowa

Z drugiej strony charyzma kapłańska gotowa

Tu rzeczywistość gminna, dumą solidarna

Tam powinność kapłańska, ciepła i ofiarna

Kiedy one się schodzą w jedno pandemonium

Nie ma przeciwnej siły która ich dogoni

Tyle że w owym iunctim Nieba oraz Ziemi

Chaos tkwi ów piekielny, co siły wszystkiemi

Włada jakby demonów tysiące hulało

Odnaleźć w tym porządek rzadko się udało

Oto jakie cesarstwo było w Wielkim Planie

Orła oraz Jastrzębia: a cóż się zostanie?

 

Choć początek sojuszu Wielkiego Tandemu

Zdał się wszystkim sukcesem – to nagle zaniemógł

Wydawało się proste sił tych zespolenie

Ale wynik jest taki, że tylko zmartwienie

Któż chciał widzieć w cierpieniu Polaka-Papieża

Krach potężnych zamysłów, w które on tak wierzył?

Myślę sobie, że Ojciec Święty do swych planów

Całkiem nieciekawego przygarnął kompana

Konserwatysta z niego był przecież od serca

Ale wylazł też z niego zły komunożerca

Ideowy pion trzymał nasz Rodak jedynie

Zatem poprzez Historię myśl jego popłynie

Partner jego niegodny, do pięt nie dorastał

Cóż, potomek pionierów – a nie dziecię Piasta…

 

Hmm! matryce lepiły tylko z takiej gliny

Jaka była dostępna: reszta – ponad siły

 

*          *          *

 

Co najbardziej mnie w Ojca cnej postaci wzrusza

To widoczna na dłoni jego prawa dusza

Gdy kamera przybliża jego mądre oczy

To w nich głębia rozumu każdego zaskoczy

To nie kapłan jedynie, nie mąż Watykanu

Ale Pasterz prawdziwy ludzkości oddany

Pasterz co ledwie sługą chce być świata tego

Opiekunem, strażnikiem porządku boskiego

Pośród meandrów ziemskiej materii zawiłej

On szukał Dobrej Drogi, niekoniecznie miłej

Dzieckiem będąc wychowan w ciężkim doświadczeniu

Straty bliskich, zła wojna – i inne cierpienia

Nie poddawszy go smutkom i rozpaczy cieniom

Duch Święty poprowadził ku pierwszym święceniom

Dał się poznać w tym czasie jako człek rozumny

Kapłan Bogu oddany, ale też i dumny

Wojna przeszła, zaś Polskę wzięły we władanie

Radzieckie zagońszczyki, te bezbożne dranie

I z nimi sobie radził z uśmiechem pokornym

Nie poznali się na nim do czego jest zdolny

Nie ujmując Mu zasług, świętości i chwały

Mniemam to że już wtedy matryce czuwały

Za lat kilka, gdy został biskupem krakowskim

Przydzielono mu szpionów od Ludowej Polski

Donosiciel w sutannie – rzecz wtedy praktyczna

Zaczęły się na Lolka raporty rozliczne

Lolek – to od Karolka zdrobniałe nazwisko

Filuterne dla bliskich poręczne przezwisko

Jakież ludzkie w nim było, że pomimo tiary

Zwolił sobie na żarty i drobne przywary

Poszedł pomiędzy ludzi jak zwykły turysta

Jako brat i przyjaciel do młodzieży przystał

Jak wiadomo młodzieży w głowie jest zabawa

On ich sportem zaraził, do zawodów stawał

Prowadził ich kajakiem poprzez Suwalszczyznę

A między wierszem uczył kochać swoich bliźnich

Uczył pośród przepięknych polskich krajobrazów

Opatrznościowej wiedzy i boskich nakazów

Sam będąc dla nich wzorem postawy i wiary

Okazywał się zawsze jakby druhem starym

Jakby bratem najbliższym, codzienną opoką

Więc pośród młodych sława szła jego szeroko

Gdy z ambony ogłaszał kolejną wyprawę

Chętnych zawsze bez liku miał do swojej sprawy

Dziś we wspomnieniach żyje nieomal tysiąca

Jak przyjaciel i człowiek najlepszy pod słońcem

W jego życiu niemałą też odegrał rolę

Artystyczny duch który wspierał jego dolę

To aktorem się dobrym czasem okazywał

To niekiedy sam piórem dramaty pisywał

Czego nie mógł przekazać kaznodziejski wykład

To łatwo zawierała wiersza poetyka

 

Kiedy wstąpił w szeregi zacnych kardynałów

Słowiańska jego postać urzekła bez mała

Dostojników i ojców Kościoła całego

I słuchali go pilnie, uważnie, bo tego

Co miał do powiedzenia uprzednio nie znali

(choć kardynałów Wschodniej Europy niemało)

On to bowiem swój uśmiech dobrotliwy siejąc

W słowach kilku przedstawiał co się w Polsce dzieje

Jak naród między ducha i szarą codzienność

Dzieli na tym padole życie, dając lenno:

Państwu – to co państwowe, Bogu – to co boskie

A sobie znój codzienny i codzienne troski

Słuchali tego pilnie, bo myśleli wprzódy

Że nad Wisłą wciąż żyją barbarzyńskie ludy

Że mimo tysiącletniej ewangelizacji

Tu homo sovieticus rządzi pośród nacji

Ale i to nie wszystko, albowiem Wojtyła

Nosił w sobie charyzmę, ta zaś wielką była

Przemożną i uroczą, jako dar od niebios

I chcieli być z nim blisko, bo byli w potrzebie

Duch z niego promieniował świeży i nieznany

Ścielił się po świętego kątkach Watykanu

 

Aż nadeszło konklawe w swe skutki znamienne

Po nim wszystko w Kościele miało być odmienne

Przez dni kilka w Kaplicy Syksta się zmagały

Matryce wszego świata – aż się dogadały

Biały dym ponad dachem kaplicy się mieni

Nastał na Tron Piotrowy syn piastowskiej ziemi

Pierwsze kroki skierował na Ojczyzny progi

By zakrzyknąć „Nie gaście Ducha w swym narodzie!”

„Niech Duch zstąpi – powiada w rozmowie z wiernymi –

i odmieni oblicze ziemi: naszej ziemi!”

Jak natchnieni rodacy tą iluminacją

Odkrywali w swych duszach jakąś wyższą Rację

Niebawem owo Słowo objawi się Ciałem

Poniosła Solidarność się po kraju całym

A na czele – stoczniowiec rodem z małej wioski

Co miał w sercu – a także w klapie – Matkę Boską

 

*          *          *

 

Matryce przystąpiły do głównego szturmu

W sprawach dla przeciętnego zbyt wielkich rozumu

Oto bowiem – choć ruch był przecież robotniczy

Poprawy socjalizmu i reform dotyczył –

Stery nawy państwowej wzięły liberały

I w odmiennym kierunku krajem sterowały

Ojciec Święty – rozumiał wszak o co tu chodzi –

Niemal ciałem chciał zmianie tej drogę zagrodzić

A gdy pojął że na nic rozgrywki lokalne

Na pielgrzymkę się udał, wydał bitwę walną

Ze Słowem Apostolskim odwiedzał narody

By matrycowych błędów ograniczyć szkody

Nie taka była przecież umowa z Reaganem

Aby liberalizmu ułatwić wygraną

 

Trwa sojusz Ameryki z Świętym Watykanem

Lecz na nim skaza ciąży na tle oszukania

Miało być zjednoczenie Wspólnoty i Ducha

A tutaj liberalna wszędy zawierucha

Miała być święta misja, colloquia communia

A tutaj rządzą jeno zyski i pecunia

Nie tak się nam ziściła Historii powiednia

Nie taki miał być dzisiaj świata chleb powszedni

Zamiast zwycięstwa Dobra i najwyższej Racji

Świat dostał ów najgorszy typ globalizacji

W której nie dobro ludów i nie racje ducha

Tylko zysk korporacji, wojenna posucha

Szatan w kułak się śmieje i kosi swe żniwa

A marzenie ludzkości kątem dogorywa…

 

Dobry Pasterz obnosił się ze swym cierpieniem

Jakby chciał tę pomyłkę fatalną odmienić

Jakby pragnął każdemu z osobna tłumaczyć

Że wszystko czego pragnął – nie to miało znaczyć

Gdy zawierał z Reaganem swe pacta conventa

W domyśle był dobrobyt oraz misja święta

Matryce rozrzucone po całej Europie

Zdawały mu się szydzić: „masz za swoje, chłopie”

Z Jastrzębiem chciałeś ugrać troskę o pisklęcie

Aś przeoczył że pisklę ma u niego wzięcie

Tyle że żadną miarą nie jak podopieczny

Tylko jako posiłek w porządku odwiecznym

Spółka niedobra z wilkiem dobrego pasterza

Że stado się ostanie – niewielu w to wierzy

 

*          *          *

 

Nowe zatem rozdanie szykują matryce

Wierzę że będzie ono przeciw Ameryce

Przeciw globalizacji oraz korporacjom

Za to na pomoc ludom i duchowym racjom

Ekumenizmu postać fałszywa i słaba

Ustąpi rychło na rzecz nowego Nababa

Ten swoim majestatem cały świat ogarnie

I skieruje na tory prawdziwie ofiarne

Jerozolima – tygiel igrzyska bożego

Ustąpi na rzecz Ducha Imperium nowego

 

O Papieżu-Polaku taka myśl zostaje

Tym bardziej jesteś świętym – im bardziej się stajesz

Nie jest świętym kto w świętość wstępuje gotową

Ale ten kto uświęca się co dzień od nowa

Takim On pozostanie w mej wdzięcznej pamięci

A pamięć owa niech się wciąż święci i święci

 

Między modły zaś wplećmy o tym też myślenie

Czym nas zajmą niedługo tajne sprzysiężenia