Od Autorów

2010-02-17 16:07

/tu zamieszczono krótkie myśli, których nie dało się wkleić w inne miejsca. Jan Herman konsekwentnie twierdzi, że wiele z treści tej książki powstało w przyjacielskiej, wielomiesięcznej dyspucie z Andrzejem Mazurem - stąd autorska liczba mnoga/

 

OD AUTORÓW

 

Demokracja – powiernicza czy każda inna – jest zmartwieniem „Europy i okolic”. Nie bez znaczenia jest wrażenie, że w krajach dalekich od Europy „leżą na stole” zupełnie inne problemy do rozwiązania w pierwszej kolejności. Dlatego niniejsza książka nie przejawia ambicji uniwersalnych. Właściwie skierowana jest na „rynek” polski.

 

Czymże jest ideologia? Z jednej strony jest autorskim lub "pobranym z biblioteki" opisem rzeczywistości, z drugiej zaś - pakietem wartości "naczelnych" i tych "drobniejszych" im towarzyszących, które służą jako gleba dla twórczości społecznej i postulatów politycznych.

DEMOKRACJA POWIERNICZA - to książka napisana latem  i wczesną jesienią 2009 roku, początkowo na zamówienie osób ze środowiska Stronnictwa Demokratycznego. Jak zwykle w takich przypadkach na zamówieniu się skończyło, bo tuż potem jak nadesłano im wstępne tezy - z entuzjazmem je przyjęto i - zamilkło. Przypomnijmy, że chodzi o czas, kiedy stery w SD objął Paweł Piskorski, a jego partia stawia(ła) na Andrzeja Olechowskiego w nadchodzących za ponad rok wyborach prezydenckich.

Jak wspomniałem, zacichły zapytania stamtąd o moje rewelacje ideologiczne. We mnie już jednak się twórczo "zagotowało", zatem przysiadłem fałdów i napisałem to, co tutaj serwuję. I bez tego siedziało to-to we mnie, czekając na okazję.

Moim miejscem ekspresji publicystycznej jest od jakiegoś czasu niemal wyłącznie Studio Opinii, prywatny portal redagowany przez takich tuzów dziennikarstwa jak St. Bratkowski, E. Skalski, J. Pałasiński, B. Miś, A.J. Wieczorkowski, bloger Azrael, A. Lubowski, S. Popowski - i kilka innych wybitnych postaci publicystyki. Nie mają oni najlepszego zdania o moich "konszachtach politycznych", ale chyba też nie wiedzą, że ja już od tysiącleci nie zajmuję się polityką, zaś moje wizyty w gronach ludowych, lewicowych, konserwatywnych, związkowych, liberalnych, ordynackich czy tych z Demokracją w nazwie mają charakter "rozpoznania bojem", podczas którego ja pogłębiam swoje zorientowanie "co w trawie piszczy", zaś rozmaite środowiska tych opcji przypominają sobie, że ktoś taki jak ja - dycha jeszcze.

Prawie na pewno już nigdy nie wejdę do żadnego zespołu redagującego zamaszyste i podniebne programy środowisk partyjnych, inteligenckich, społecznikowskich. Trochę się do tej roboty zraziłem, zwłaszcza widząc i doświadczając, jak niecne są zamiary animatorów tej roboty co do końcowych skutków: pomachać ładnym papierem przed publicznością, ugrać co się da na zgrabnych hasłach, z mądrą miną rozmawiać z ewentualnymi wyborcami - i przejść do następnego etapu, czyli konsumpcji sukcesu politycznego lub rozpamiętywania porażki.

Zatem papiery mogę tworzyć, aby nikt nie zarzucił, że kraj zaniedbuję (komu zresztą na tym zależy?), ale już bez angażowania się w konkretnych miejscach.

Może warto wyjaśnić moją pozycję polityczno-ideową. Otóż jestem - mam nadzieję że w oparciu o namysł intelektualny, a nie wyłącznie humanistyczną egzaltację - zdecydowanym prześmiewcą prawicy (przy całym szacunku dla jej wkładu w Ludzką Refleksję), w tym jej naczelnego nurtu ideowego w postaci Liberalizmu i jego rozmaitych neo-mutacji. Uważam cały fenomen prawicowości za wybryk Historii, jej fałszywe residuum, dowód na prawdziwość rozmaitych koncepcji Dialektyki. W dziejowym "kręgu idei" lokuje mnie to - zwłaszcza że nie lubię rozwiązań pośrednich, miękkich - dokładnie naprzeciw opcji liberalnych, czyli w miejscu, gdzie stykają się konserwatyzm (z Personalizmem jako flagowym) i lewicowość (z Socjalizmem jako podstawową inspiracją). Jeśli ktoś jest wrażliwy i do tego zapamiętały w bojach ideologicznych - może mnie za moim przyzwoleniem nazywać zarówno komunistą, jak też misjonarzem: używszy tych słów krytyk mój w równej mierze pomyli się, co trafi w sedno, a wynika to z konotacji potocznej tych słów zupełnie różnej od tego, co one w rzeczywistości znaczą. Zatem godzę się na te określenia wobec siebie - jeśli nie będzie za nimi czaiła się nienawiść, ta najbrzydsza, "bezinteresowna", czyli faktycznie próba podważenia mojego człowieczeństwa.

Najbliżej mi do polskiego ruchu ludowego, tyle że nikt w tym ruchu nie ma ochoty mnie wysłuchać, a i ja nie jestem natrętny.

Poważnym dla mnie powodem do zastanowienia nad kondycją polskiej polityki jest fakt, że w ciągu minionego pokolenia (od Solidarności i Okrągłego Stołu) na około 5 tysięcy osób należących do ścisłego politycznego establishmentu (parlamentarzyści, ministrowie, najważniejsze urzędy polityczne, organizacje gospodarcze, instytucje propagowania kultury, gabinety i doradcy, media) - ponad 50% składu osobowego nadal czynnie trwa w "karuzeli", choć logika wskazuje na to, że - poza postaciami ponadczasowymi - 95% z nich powinno odejść w niebyt ze względów biologicznych albo pokoleniowych. Nie trzeba geniuszu aby pomyśleć, że co najmniej 2000 osób z tego grona po prostu zmonopolizowało dla siebie polską politykę, spetryfikowało swoją w niej pozycję. Czyż trzeba lepszego dowodu na obumarcie wszelkiej ideologii, na zdominowanie sceny politycznej przez odsączony z jakiejkolwiek myśli społecznej "pragmatyzm"?

Niniejsza książka nie jest podręcznikiem czegokolwiek, nie jest też rozprawą naukową. Jest pisana swobodnym (chyba), osobistym językiem, nie temperowanym przez autocenzurę czy poprawność polityczną. Wymaga jednak od Czytelnika uwagi, nie jest  opowieścią "przy kominku". Gdybym miał marzenia, to pomyślałbym sobie o tym, aby wzięli ją na warsztat autorzy ideologii dla jakichś ugrupowań politycznych. Żeby ją sobie wzięli już bez mojej osoby. Może nie od razu ideologii, ale na pewno jakichś katalogów aksjologicznych, misji, czegoś takiego...

 

Jest też książką nieco eklektyczną: każdy z esejów pisany jest innym stylem, bowiem nie pisałem całości jednym tchem, tylko tak, jak mi akurat „zagrało”. Nierzadko przytaczam dosłownie – nie zmieniając stylu – teksty napisane nawet kilkanaście lat temu. Są części w formie esejów, felietonów, rozprawek i innych form wyrażania myśli. Niech to nie zwiedzie Czytelnika: w moim pojęciu praca jest kompletna. Czyż bowiem – jeśli ktoś mówi nieskładnie – koniecznie oznaczać to musi, że mówi od rzeczy? Jeśli wywołam dyskusję – choćby znalazły się tam głosy przeciwne mojemu – będę sobie tę dyskusję cenił bardziej, niż cenię sobie swój „geniusz i dorobek intelektualny”, który pozwolił mi sformułować Demokrację Powierniczą.

 

Duża część książki traktuje o sprawach konstytucyjnych. Powiadają, że ze względu na symboliczność, związaną z tym ogólność wielu zapisów konstytucyjnych, trzeba do jej ewentualnych zmian podchodzić niezwykle ostrożnie. Bo można obudzić oszołomów.

 

No, tak. Ale czy w związku z tym fasadowość, pastelowość, miejscami akwarelowość Konstytucji trzeba już na zawsze uświęcić i taką szanować? Choćby była pusta i fałszywa?

W wersji opublikowanej w Internecie: na lewym marginesie strony, w niebieskim słupku są tytuły poszczególnych esejów, w których zawarłem swoje aktualne, choć niepełne, grubo ociosane poglądy na to, jak powinna wyglądać Polityka, z naciskiem na politykę w moim kraju, Polsce. Właściwie można czytać te eseje odrębnie, choć czytanie ich w podanej kolejności może okazać się łatwiejsze.