O urokach dziury w moście

2010-07-12 05:24

 

Drodzy bracia i siostry, niewyżyci w piórze! W klawiaturze!

 

Polską dysputę publiczną – w której chętnie uczestniczymy w roli wywoływaczy problemów – dotykają częste plagi: katastrofy, powodzie, mistrzostwa rozmaite. Na skutek ich pojawiania się – planowego lub niespodziewanego – zdajemy się zapominać, że życie publiczne składa się nie tylko z tego co via RTV i prasę widujemy, ale też z tego, co oglądamy wyglądając przez okno, a nawet wyszedłszy czasem piechotą w opłotki.

 

Co prawda, medycyna radzi nam nie wyściubiać nosa z domu w ten upał, naszym zaś pryncypałom każe dostarczyć wody gazowanej i skrócić męki dnia pracy, ale nie zmienia to faktu, że już za kilka miesięcy będziemy na swoje utrapienie czy radość powoływać nasze przedstawicielstwa i zarządy komunalno-municypalne.

 

Nie zapominając zatem o urokach tematów wielkich i znaczących, takich jak wojny, dochody na głowę, Europa z Ameryką, rządy, ideologie, partie i mężowie – spróbujmy, raz na jakiś czas choćby, pochylić się nad sprawami gminy, dzielnicy, miasta, powiatu.

 

Świadomość wspólnotowa i obywatelska rodzi się bowiem nie poprzez ekran i rozgłośnie, ale poprzez ogląd i zaangażowanie w sprawy namacalne, lokalne, wokół nas żywe. Nikła jest moja wiara w to, że skonsolidowane partie polityczne, na przykład parlamentarne, pośród swoich nadętych programów gotowe będą dać upust swojej wyobraźni parafialnej.

 

Kiedy wyściubiamy nos na upał niemiłosierny, to problemy medialne zaczynają nam się widzieć w innej, niemal sąsiedzkiej skali: oświata, ochrona zdrowia, ogrzewanie (?!?), wodociągi, kanalizacja, drobna przedsiębiorczość, sytuacja gospodarstw rodzinnych (domowych), sieć handlu detalicznego, stan dróg, zasięg telefonii, pakiet usług komunalnych, kultura fizyczna i kultura artystyczna, bezrobocie, nędza, przestępczość, jawność pracy administracji, ekologia, opieka społeczna, dostęp do przedszkoli, sprawy „dobrego tonu” i „ludzkiej niecnoty” – zaczynają mieć bardzo konkretne nazwiska i adresy, a tzw. poliszynel i ludzka wiedza o tym „co na miedzy” stają się całkiem bezpartyjne.

 

Moja teoryjka o tym, że przeciętny człowiek jest w stanie świadomie „śledzić” postępowanie około 5 tysięcy osób znajomych (z bliska i ze słyszenia), zaś czynnie i podmiotowo uczestniczyć w życiu grup nie większych niż 100 osób – sprawdza się właśnie w okresach kampanii municypalno-komunalnych. W drodze do pracy, szkoły, sklepu, do stacji kolejowej czy autobusowej, do parku czy urzędu – widzimy wciąż tych samych ludzi i pozyskujemy bezcenną, namacalną wiedzę o nich: o ich myśleniu, postępowaniu, talentach, niedostatkach, stosunku do nas, do siebie samych, do spraw publicznych, do Pana Boga, itd., itp.

 

Zatem – rozważając sprawy donośne i znaczące nad wyraz – od czasu do czasu dajmy sobie szansę na „fokusa” na sprawy codzienne, co to „bliższa ciału koszula”.

 

Nie ma gminy i powiatu, gdzieby nie było tzw. lokalnych mediów. Całkiem lokalnych, a nie tylko miejscowych wersji tego, co ogólnokrajowe. Może warto tam poszukać inspiracji, a nawet aktywizować się?

 

Warto pamiętać, że samorządy terytorialne ogromadzają (powinny) wszelki inny żywioł samorządny: lekarski, rzemieślniczy, pracowniczy, związkowy, organizacji pozarządowych, wspólnot mieszkaniowych, turystyczny, sportowy, artystyczny, itd., itp.

 

I oby nas już plagi oszczędziły!

 

Kontakty

Publications

O urokach dziury w moście

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz