Nisko upadło

2017-05-10 00:25

 

Jutro, w czwartek, odbędzie się kolejna rozprawa przed sądem, podczas której prokuratura będzie się domagała dalszego przedłużenia aresztu dla Mateusza Piskorskiego, doktora nauk politycznych, byłego posła, rzecznika Samoobrony, założyciela partii Zmiana, łączącej w programie (dość gruby zeszyt) wrażliwość społeczną z patriotyzmem. Mateusza zatrzymano 18 maja ubiegłego roku.

Wchodzimy w nową jakość. Przepisy mówią, że trzymanie kogoś bez postawienia aktu oskarżenia więcej niż rok jest w zasadzie nadużyciem, chyba że…

Ale nawet wtedy areszt nie powinien trwać dłużej, niż „oczekiwany” rozmiar wyroku…

Tuż po jego zatrzymaniu słyszeliśmy dziwne historie: Mateusz jest szpiegiem rosyjskim, chińskim, irańskim… Całość postępowania utajniono, również przed Mateuszem i jego obrońcami. Zatem spekulacjom nie było końca (w jego szpiegowanie nikt poważny nie wierzył): a to, że nadchodziły dni protestu przeciw wchodzeniu armii USA do Polski (np. w Słupsku), a to, że Mateusz zalazł za skórę niektórym „figurom” jeszcze za poprzednich rządów (PiS-LPR-Samoobrona), a to, że kończono przygotowania wydawnicze książki o Andrzeju Lepperze, a to, że zbyt „proputinowska” jest Zmiana jak na obecne standardy.

Moja wersja jest taka: Mateusz wiele nauczył się z lepperowskiej nieustępliwości. Przez ponad rok odmawiano rejestracji Zmiany pod takimi bzdurnymi pretekstami, jak to, że partia używa barw narodowych, że ma zapisane w statucie dążenie do objęcia władzy w państwie, że podpisy zebrane do wniosku o rejestrację są sfałszowane (wskazywano np. podpisy członków kierownictwa tej partii, co by oznaczało, że swoje własne podpisy sfałszowali). Wreszcie „Piskorscy” znaleźli „myk” omijający te bzdury: pod koniec maja umówione było walne zgromadzenie innej „kanapy”, już dawno zarejestrowanej, do władz tej „kanapy” mieli wejść szefowie niezarejestrowanej Zmiany – i po zabawie, partia działa legalnie, na prawdziwych papierach, potem już tylko wnosi o zmianę nazwy na Zmiana. Więc Mateusza uciszono zamykając w pudle, do fuzji nie doszło, liczono na to, że się „zmianowicze” rozproszą, pójdą w rozsypkę. Zawsze to ważne, aby świadoma rzeczy opozycja, nawet tak mikra, nie miała formalnej podstawy działania, niech robią za „grupę niezorganizowaną”.

Nie poszli w rozsypkę. Mateusz siedział, nie mając szans na skomunikowanie się z kimkolwiek, a niektórych zmianowiczów przesłuchiwano, czasem po kilka razy. Niby dochodzenie utajnione, ale sądząc po zadawanych zmianowiczom pytaniach (np. skąd pieniądze na transparenty, kto sfinansował wyjazd kilku osób do innego miasta) – próbowano Mateusza wrobić w to, że był-jest jurgieltnikiem putinowskim, może chińskim, może irańskim. Możnaby się pośmiać, ale człowiek siedział.

Człowiek siedzący w odosobnieniu dłuższy czas – to jest zdanie nauk medycznych – nieodwracalnie przestawia się psycho-mentalnie. Sprawdźcie sami, nie będę tych potworności cytował. Robią to facetowi, który nie jest byle kim, do tego ma normalną rodzinę i jest aktywnym społecznikiem-politykiem.

W środowisku zmianowiczów narasta wk…rw, rozgoryczenie, nieprzychylna opinia o wymiarze sprawiedliwości i tych, którzy stoją za bezsensownym przedłużaniem trzymiesięcznych „odcinków” aresztu. Ale jednego nie udało się zrobić: Zmiana nie pęka. Działa. Tyle ile może.

Środowisko zmianowiczów nie może pojąć, że znęcanie się „państwa” nad Mateuszem jest do spodu obojętne zarówno ugrupowaniom lewicowym, jak też patriotycznym. Pytani – jedni odpowiadają, że to naziol-faszysta, drudzy zaś – że to p…lony komuch-putinowiec. Nikt nie zająknie się na temat istoty: siedzi człowiek przez rok bez powodu i bez aktu oskarżenia. Dodajmy, dla jasności: w Polsce (Konstytucja, prawo) wolno być naziolem, faszystą, komuchem, proputinowcem. Nie wolno tylko propagować totalitarnych praktyk tego czy tamtego ustroju. Czyli „opinia publiczna” linczuje Mateusza za poglądy, sprzyjając okrucieństwu i tępej zemście paru urzędowych mieszaczy.

Nisko upadło, zbyt nisko, Szanowni…!

Zebrano kilkadziesiąt poręczeń za Mateusza, od zwykłych szaraków, ale też od europosłów, niekoniecznie z Polski. Ja dałem swój mało wart podpis, bo trzeba. Bo widziałem aresztancki pierdel od środka, też za niewinność, choć nie chodziło o politykę (nie, Czytelniku, nie byłem w więzieniu, byłem aresztowany). Bo wiem, że pierdel to jest dla zdrowego człowieka jak dźganie w serce, w duszę, w świadomość, w jestestwo. Tym bardziej dla niewinnego. To miażdżenie jego obywatelskości, ale też „zwykłej” godności.

Słychać, że kilka „dorosłych” osób, w tym dwaj profesorowie (promotor doktoratu i rektor jednej z uczelni) – wycofali się z zamiaru poręczenia za Mateusza – bo dano im jasno do zrozumienia, że źle to wróży ich karierze.

Ale to już nie słuchy, tylko fakt: w drodze z aresztu do prokuratury jakiś (znamy go) funkcjonariusz ABW stłukł Mateusza na kwaśne jabłko. Przy czym – to nietypowe – Mateusza zakuto z rękami do tyłu. To nie ściema: właśnie doniesiono, że prokuratura (inna osoba niż ta, która prowadzi dochodzenie „szpiegowskie”) przyjęła wniosek o dochodzenie, mając zresztą w ręku niezbity dowód w postaci obdukcji.

Wiecie co – mówię zmianowiczom – nie wolno tej sprawy łączyć z „kaczyzmem”. Bo to łatwy żer, tak samo łatwy jak toksyczny. Nie tędy droga. Trzeba po imieniu docierać do sumień tych, którzy „decydują i podpisują”, nie doszukiwać się inspiracji „ze strony władz”. To ślepy zaułek. Prokuratorzy i sędziowie – spróbujmy założyć – są wszak niezawiśli w postępowaniu i decyzjach. Przecież tak mówią wciąż i wciąż…

Trzymać w pierdlu na bezdurno, bić z wściekłości, udawać, że „prowadzi się czynności” – to jest przestępstwo urzędnicze. Konkretne paragrafy. To szkodzi Polsce, Polakom i każdemu Państwu, dowolnej proweniencji. Zrobiwszy takie coś choćby jednemu obywatelowi – stawia się innych w dość szczególnie niejednoznacznej sytuacji. Niestety – efekt osiągnięto. Ja bym na miejscu tych dwóch profesorów kazał odp…dolić się funkcjonariuszom, którzy przybyli zastraszać – i ogłosiłbym to w otwartych pismach do władz i mediów. Kto mnie zna – ten wie, że nie łżę, na moim blogu są takie moje wystąpienia (kopie).

Mam prośbę do tych Czytelników, którzy wierzą, że nie ściemniam w niniejszej notce: jutro, w czwartek, o godzinie 13-tej, poświęćcie 10-sekundową refleksję tej sprawie. Swoją własną, osobistą: jak bym się czuł, co bym chciał zrobić. Tam, w sądzie, będzie się rozpoczynała rozprawa, a Wy mnie wesprzyjcie w zadumaniu nad naszym upadkiem, którzy patrzymy, jak kopią i ćwiartują człowieka bez winy.

Porzućcie wątpliwości: wina szpiegowska, nawet ta „najsłabsza” (kontakty z „obcymi” o których „w zasadzie wiadomo”) – jest łatwa do udowodnienia, nie trzeba na to 12 miesięcy traumy doktora nauk, posła, czynnego polityka-społecznika. Nie trzeba udawanych przesłuchań „o niczym”, zawsze wyznaczanych na dzień po rozprawie o przedłużenie aresztu: jest argument, że „przecież trwają jeszcze czynności”.

Mateusz Piskorski jest dla nas „papierkiem lakmusowym”: na ile pozwolimy się „sobiepanić” tępym funkcjonariuszom. We wszystkich „państwach w państwie”…