Niepewna krytyka pewnego programu (2)

2011-04-11 11:07

 

 /Tuskoizm? Tuskeologia?/

 

W porannym tekście (TUTAJ) pozwoliłem sobie na wyliczenie (i spointowanie) kilku dających się intuicyjnie wyodrębnić )projektów ideologiczno-polityczno-społecznych, jakich doświadczyła i doświadcza powojenna Polska.

 

Karolina Wigura, początkujący naukowiec i całkiem zaawansowana publicystka (Kultura Liberalna), zwolenniczka liberalizmu w tym najpoważniejszym, najgłębszym rozumieniu – dotarła do Gazety Wyborczej, by zamieścić tam swoje rozważania pt. „Odroczony projekt Rzeczypospolitej?”.

 

Mniej ważny wydaje mi się pretekst (OFE), bardziej ważna – próba racjonalizacji tego, co robi (wyprawia) formacja występująca pod imionami PO i Tusk (choć znamionująca dużo szerszy obszar społeczny).

 

Pani socjolog wyraźnie chce przekonać Czytelników do tego, że Tusk ma na sercu i w zamyśle jakiś dający się zdefiniować projekt ideologiczny – i nazywa go (Polityka Niewielkich Napraw) oraz rozbiera go na czynniki pierwsze.

 

Oto one (w wielkim skrócie):

 

1.       Liberalizm – Tusk i jego drużynnicy oraz środowiska wspierające są przywiązane do niezbywalnej podmiotowości indywidualnego człowieka, w tym sensie do równości (porównywalności – JH), rozlicznych swobód oraz do przysługującego każdemu prawa do wciąż poszerzającego się zasobu możliwości (wyboru) – z Państwem jako tym, który wyważa między „każdy swoje” a dobrem wspólnym wyrażanym przez opinię publiczną;

2.       Oświecony interes własny – charakter tego, co zwykło się określać mianem „spraw publicznych” powoduje, że człowiek nie jest w stanie konsekwentnie i purystycznie funkcjonować jako jednostka: w jej interesie jest ustępować z tego co jest indywidualne na rzecz tego co wspólne, nawet jeśli wiązałoby się z koniecznością dzielenia się z innymi jednostkami tym, co owa jednostka osiągnęła i do czego ma „święte prawo”, bo koszty nie podzielenia się byłyby większe;

3.       Sprawiedliwość – idealny rynek (cytuję) nie jest sprawiedliwy, ale (jest) wydajny. Rynek generuje nierówności (zapewne poprzez nierówną efektywność poszczególnych jednostek i ich działań – JH), zatem wymagania sprawiedliwości społecznej – demokracji każą korygować działania Rynku;

4.       Solidarność – to nie tylko alerty w chwilach katastrof i innych nadzwyczajności, ale też „siła spostrzeżenia” (sformułowanie moje – JH), że zdarzają się dość powszechne różnice w efektywności (wiek, choroba), a także „zaawansowanie w bezradności”, zatem bezwzględne działanie „wolnej gry (konkurencji, rywalizacji) wymaga solidarnościowej podpórki w postaci poświęcenia w oczekiwaniu, że „mi też kiedyś pomogą”;

 

W takiej redakcji Pani Karolina zastanawia się, który z tych paradygmatów jawi się Tuskowi jako najważniejszy.

 

Od tej chwili w moje rozważania wkrada się tytułowa niepewność. Otóż – w przeciwieństwie do Pani Doktor Nauk – mam niemal pewność, że to nie jest program Donalda Tuska, PO czy choćby rozmaitych think-tanków wspierających dzisiejszą Władzę. Nie jest to też program dwóch najsilniejszych politycznie jego doradców: Boniego czy Bieleckiego.

 

Stąd moja krytyka utraci za chwilę na jednotorowości: część skierowana zostanie ku temu, co da się przypisać Tuskowi, część jednak odniesie się wprost do poglądów K. Wigury, które poglądami Tuska z całą pewnością nie są, choć ponoć zostały sformułowane na podstawie ostatnich obszernych publikacji D. Tuska.

 

Na początek – cztery priorytety, o które „podejrzewana” jest przez Autorkę obecna Władza.

 

A.      Liberalizm uważam za utopię, i to śmieszniejszą niż „komunizm”: liberalizm bowiem jest formułą możliwą do zaprowadzenia tu-teraz, w tym sensie realistyczną, zaś „komunizm” (cudzysłów użyty celowo) jest możliwy – wedle samych komunistów – dopiero w „społeczeństwie wyższej świadomości społecznej”. Przy stanie wiedzy, który wskazuje na znaczne różnice fizyczne, motoryczne, psychiczne pomiędzy jednostkami, opowiadanie o równości jednostek to nieporozumienie. Wysnuwanie na tym poglądzie modeli „czystej gry” jest wręcz niebezpieczne. Podobnie jak ustawiczne odwoływanie się liberałów do Państwa, by „strzegło” tych modeli i owej równości (osobników i ich szans) – szczególnie kiedy Człowiek jako fenomen gotów jest posunąć się nawet do eksterminacji swoich pobratymców dla zmonopolizowania dla siebie jakichś dóbr, wartości czy możliwości. Nie przekreśla to – paradoksalnie – głębokiego humanizmu oplatającego ideowy fenomen liberalizmu;

B.      Oświecony interes własny to nic innego, jak założenie o  (już teraz) możliwym samoograniczeniu człowieka, który – będąc w czymś lepszy od innych – nie monopolizuje tego dla własnych korzyści, tylko we własnym interesie czyni wszystko, by inni stali się co najmniej tak w tym dobrzy, jak on sam. Toż to czysty „komunizm”! A przynajmniej E. Abramowski, a może nawet społeczna nauka Kościoła zawarta w encyklikach społecznych, z książką „Das Kapital” arcybiskupa R. Marx’a na czele! (teraz już jasne, dlaczego słowo „komunista” kładę w cudzysłów). Dalekowzroczność człowieka z wielkim zapałem gaszą choćby media, korzystające z monopolizującego się liberalizmu, ogłupiając – dla reklam choćby – przeciętnego uczestnika rynku;

C.      Sprawiedliwość rozumiana jako „wyrównywanie nierówności” – to dość prymitywne pojmowanie tego fenomenu przez naukowca buszującego w naukach społecznych, który zresztą opiera się na pojęciu Rynku (idealnego). Otóż Rynek – gdyby był możliwy w „czystej” formie – oznacza, że każdy uczestnik życia publicznego dostaje ze społecznej puli dobrobytu proporcjonalnie tyle, ile do niej dostarczył od siebie (podkreślam: proporcjonalnie). W tym sensie Rynek jest sprawiedliwy. Taki Rynek musiałby być trwale „okastrowany” ze skłonności jego uczestników do monopolizowania sobie tego i owego (czyli do wyzysku). Taki też Rynek w oczywisty sposób znalazłby drogę do tego, by godnie mogli żyć ci, którym formuła rynkowa nie odpowiada (takich jest zresztą większość), itd., itp. Wyświetlanie tego ostatniego zagadnienia jako podstawowej legitymizacji Regulacji (Państwa) – jest kolejnym nieporozumieniem;

D.      Z solidarnością (międzyludzką, międzypokoleniową, międzywarstwową?) jest u Pani Doktor tak samo jak ze sprawiedliwością społeczną: zdaje się nie pamiętać, że sens solidarności opiera się wszak na wspólnotowości, bo tylko we wspólnotach reguły ekonomiczne odsunięte są w drugorzędność, liczą się zaś wartości stanowiące spoiwo wspólnoty, w większości są to wartości poza-ekonomiczne. Starsi, młodsi, chorzy czy niepełnosprawni (a także izolowani albo pozostający pod nadzorem) we wspólnocie są „wpasowywani” w społeczne potrzeby i okazują się potrzebnym, nawet koniecznym ogniwem tego co wspólne. Angażowanie do tych robót Państwa – to kreowanie Super-Monopolu, prowadzącego ostatecznie do dychotomizacji ludności na „upaństwowioną” (mieszczącą się w państwowotwórczych „rubrykach i odwzorowaniach”) oraz „marginalną” – ignorowaną lub zwalczaną przez Państwo (nie mylić z polityczną opozycją);

 

Zapewne nie do końca zrozumiałem publicystyczny i stosunkowo krótki wywód K. Wigury, stąd może moja krytyka taka obcesowa.

 

Ale nie ma co się martwić: krytyka „ideologii” Tuska i jego otoczenia jest bardziej dosadna, bo oparta na osiągnięciach praktycznych i publicystycznych serwowanych nam od lat.

 

CDN…

 

 

 

Kontakty

Publications

Niepewna krytyka pewnego programu (2)

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz