Nakarmić sumienie. Gromadnictwo i Wazajemnictwo

2016-03-15 07:18

 

Gdyby ten, kto połapał się na tym, że dłuższy czas błądził, na każdym kroku pamiętał o tym błędzie – prędko wylądowałby w wariatkowie. Nikt nie pozostanie przy zdrowych zmysłach, kiedy ma nieustającą świadomość własnej serii pomyłek i braku racji.

Gdyby ten, kto grzeszy, ciągle żył ze zniewalającą świadomością swojej niedoskonałości – znalazłby się na tym samym oddziale wariatkowa, co ten błądzący. Czy wyobraża ktoś sobie, że sięgając po cudzą rzecz, robimy to w szczerym przekonaniu, że nic nas nie usprawiedliwia?

Sumienie ludzkie to tworzywo bardzo plastyczne. Sumienie zawsze rozumie ludzką potrzebę ozdrowieńczego samooszukiwania się, dla higieny psychicznej.

Sumienie ludzkie działa zawsze w odruchu samoobronnym: może i się mylę, może i grzeszę – ale już nie mówmy o tym, bo ileż można, przeprosiłem się, przyznałem, wybierzmy przyszłość, może się coś kiedyś wyprostuje.

Strach powiedzieć to głośno: najłatwiej jest nakarmić sumienie, kiedy się dowartościuje nosiciela owego sumienia. Awansujesz – jeśli przestaniesz dostrzegać rysy na konstrukcji. Dostaniesz szansę – jeśli machniesz ręką na paskudne obrzeże sprawy. Dostaniesz order – jeśli konsekwentnie będziesz po naszej stronie. Uzyskasz przynależność – jeśli przestaniesz dzielić włos na czworo.

To nie jest więc kwestia „każdy chce żyć i musi mieć za co”. To jest kwestia materialnego i duchowego ostrzału duszy. Samozniewolenia.

 

*             *             *

Zanim coś więcej napiszę – mam prośbę do Czytelnika. Otóż jako figury retorycznej użyję przykładu człowieka, inteligenta[1], mojego pokolenia[2], który niczego mi złego nie uczynił, mam o nim opinię związaną ze słowami „wyważony, przyzwoity, poszukujący” – a jednak spośród moich znajomych najbardziej pasuje do tego, co poniżej napiszę. Dlatego mocno podkreślam, że to figura retoryczna (bez której, obawiam się, gorzej bym wyjaśnił o co chodzi), a nie próba napaści na kogoś, do którego, jak to się mówi, nic nie mam.

 

*             *             *

Ja nie jestem od tego, by kogokolwiek ogłaszać kłamcą czy grzesznikiem. Ale mam to szczęście w nieszczęściu, że NIE dane mi było być dokarmianym. Zatem wezmę na warsztat Pawła W., człowieka skromnego i bardzo chcącego być przyzwoitym, znajomego z „realu”, „frienda” na Fejsbooku. W ostatnich latach zauważyłem, że jest on coraz bardziej pieszczochem środowiska, które wydało z siebie KOD. On sam – o ile go znam – współinicjatorem KOD nie jest. O ile jeszcze 2-3 lata temu jego „wpusty” na FB były lajkowane przez dziesiątki znajomych – dziś są to setki. Co robi Paweł W.?

Paweł W. jest ekonomistą z wykształcenia oraz informatykiem z pasji, która stała się jego profesją. W przestrzeni FB (z)robi(ł) furorę dostarczając z szybkością rewolweru statystyk świadczących o znacznym sukcesie polskiej transformacji. To są dziesiątki porównawczych tabel, wykresów, parametrów, wskaźników, indeksów, wyników sondaży, raportów rozmaitych instytucji – które dają nienajgorszy (optymistyczny) obraz przemian transformacyjnych, z których jednak nijak nie uda się zrozumieć, dlaczego akurat elektorat dał miliony głosów najpierw Tymińskiemu, potem Lepperowi, na koniec Kukizowi, nie da się wyjaśnić, dlaczego dwukrotnie skompromitowane i znienawidzone „komuchy” zwyciężyły wybory z Etosem, w tym za czasów Kanclerza – piorunująco. Za pomocą tych statystyk nie da się wyjaśnić, dlaczego 70% bankowości i pokaźne połacie kapitałowe w innych wiodących branżach – to kapitał cudzoziemski, dlaczego w milionach liczy się emigrację zarobkową, w takich samych milionach liczy się bezrobotnych, i znów w takich samych liczy się gospodarstwa domowe, które żyją nie wiadomo czym, bo na pewno nie dochodami, dlaczego „elektorat” regularnie kopie po łydkach każdą większość, która kontynuuje Transformację. Nie wyjaśnia, skąd się wzięło tych kilkadziesiąt stowarzyszeń „indignados”.

Wyjaśnienie tych społecznych, wstydliwych przypadłości przychodzi z innej bajki, której Paweł nie uprawia: otóż „elektorat” został poinformowany, że zwariował i dał się zwieść kłamliwej propagandzie „ruiny polskiej”. Bo elektorat jest parafialny, niedorobiony europejsko, podatny na manipulację. No, głupi jak but.

Ja mam wyjaśnienie tych paradoksów trochę inne, a właściwie radykalnie inne. Uczyłem się w tych samych szkołach co Paweł i mniej-więcej w tym samym czasie. Ale różnić się możemy, chyba że to już też mnie dyskwalifikuje, bo przecież nie Pawła…? Pamiętając, jak na tekst, który wysłałem w wiadomościach do Pawła, hejtersko, niczym tłuszcza, zareagowali wobec mnie jego znajomi – ludzie z tytułami i pozycjami – kiedy podjął rozmowę ze mną na jakiś temat poruszony w mojej notce. To był mój typowy tekst, zawierający jakąś doraźną próbę zrozumienia czegoś, co się wtedy działo. Paradoksalnie: od samego Pawła osobiście nigdy nie zaznałem takiego braku taktu i takiej nie-kultury, dlatego zresztą go tutaj „potrącam”.

Widząc, że od przegranej prezydentury formacja przegrywająca źle znosi fakt, iż się jej „Polskę odbiera” – nie oskarżam tej formacji o jej emocje. Oskarżam ją od lat za to, co robi z gospodarką, obywatelstwem, itd., itp. Nawet wtedy, kiedy „rozkwitała” i nikt nie wyobrażał sobie na trzeźwo jej klęski 2015. To nie Paweł, a ja kuję takie pojęcia jak „trash society” czy „orphania” albo „remutualizacja”, nie mówiąc już o „Pentagramie”. To ja zapytałem u zarania i wciąż pytam o PIR, to nie Paweł, a ja pytam o powód rejterady Premiera tuż po historycznym sukcesie. I tak dalej.

Nie szafuję oceną, tylko spostrzegam: Paweł sam nie jest taki, ale swoją robotą firmuje sposób myślenia wyniośle pogardliwy w stosunku do takich jak ja: przyznaj, że nie masz racji, przyznaj że jesteś politycznie obrzydliwy – i od tego punktu wyjściowego możemy rozmawiać o wszystkim. Ten sam stosunek widać choćby dziś w dyskusjach o ewentualnym kompromisie (zaleconym między wierszami przez Komisję Wenecką).

Nie szafuję oceną, tylko spostrzegam: Paweł firmuje ten sposób myślenia, który identyczne w treści rozwiązania konstruktywne – ocenia w zależności od tego, kto je autoryzuje: „rodzina na swoim” to rozwiązanie świetne, „500 plus” to rozwiązanie do kitu.

Nie szafuję oceną, tylko spostrzegam: Paweł firmuje ten sposób argumentowania, który opiera się na tezie: jest tylko jedna w świecie formuła demokratyczna, rynkowa, postępowa, poważna: wszyscy którzy tę formułę wyznają, mają prawo do rozmaitych omyłek i grzechów. Ludzie nie mieszczący się w tej formule – będą „ścigani” za każdą pomyłkę i za każdy grzech. Tak – na przykład – działa mechanizm obsobaczania PiS za utratę „powagi” na arenie międzynarodowej.

Myślę, że Paweł, mimo oczywistych dowodów, nie nazwie państwa USA największym zbrodniarzem w Historii, uprawiającym dziś najszersze praktyki antydemokratyczne wobec rodzimego społeczeństwa, będącym największym terrorystą świata. A myślę, że bez trudu znalazłby właściwe statystyki.

Zresztą, zaproponowałem kiedyś Pawłowi, byśmy w wirtualiach przeprowadzili nasz „spór”: stawiamy temat, on daje argumenty, ja daję argumenty, argumenty sąsiadują, Czytelnik ma wybór. Szkoda, że do debaty nie doszło. Zapewne jestem „zbyt mały”.

 

*             *             *

Ja mam taką naturę, że zanim doszukam się w kimś złej woli, próbuję dociec, „skąd mu się to wzięło”, że „ma inaczej niż ja”. Jeśli zatem widzę w zwarciu dwie formacje, z których jedna ma świeże dwie wiktorie wyborcze, a druga nie czuje się niczemu winna i swoje porażki poczytuje sobie jako krzywdę niezasłużoną – to wymyślam teoryjki.

Oto jedna z nich, dwupunktowa:

1.       Sieć-konwencja uzależnienia duchowego. Najpowszechniej znana w postaci kościelno-religijnej, ale obecna w różnych dziedzinach i wymiarach społecznych. Osoby myślące podobnie ciążą ku sobie: spoiwem jest jakaś sprawa pryncypialna, w sprawach drugorzędnych dopuszcza się odstępstwa, a w sprawach „prywatno-osobistych” podobieństwo jest zaledwie zalecane. Uzależnienie duchowe polega na przynależnościowych standardach, normach, zwyczajach towarzyskich, formach działania wspólnego. Im dłużej taka „inmatrykulacja” trwa – tym trudniej się przeprowadzić do innego środowiska, choć zdarza się. Mniej uczenie tę teoryjkę tytułuję „gromadnictwem”;

2.       Sieć-konwencja uzależnienia prowizyjnego. Jeśli komuś przyszły teraz na myśl łapówki i przekupstwa – to przesadził. Ale jeśli jego myśl krąży wokół „spółdzielczości środowiskowej” – to trafił w sedno. Przecież zawsze będę bardziej wyrozumiały – choćby w głosowaniach – wobec tych, którzy życzliwiej patrzą na moje aplikacje, na moje projekty, na moje inicjatywy, na moje filozofie, na moje starania, na moją sytuację. A kiedy się zdarzy, że ten ktoś ma przeciw sobie niepodważalne dowody na rozmaite swoje „nieładności” – to będę świadczył o jego wielkich zasługach, cnotach i podobnych przewagach, równie niepodważalnych. Mniej uczenie tę teoryjkę tytułuję „wzajemnictwem”;

W słowach „gromadnictwo, wzajemnictwo” nie ma – zapewniam – ukrytego słowa „sitwiarstwo”. To ostatnie słowo zarezerwowałem dla tych, którzy świadomie, wiedząc że sami czynią zło – czynią je nadal, albo wiedząc, że ich „koleś” czyni zło – bezkrytycznie go wspierają i bronią.

W tych moich teoryjkach zło „dzieje się samo”, z wykorzystaniem wspomnianej na początku skłonności sumień do samooczyszczania się. Do trwania przy dokarmianiu duchowym i materialnym.

W moim przekonaniu Paweł aktywnie nakręca formułę „gromadnictwa”, a nie uczestniczy we „wzajemnictwie”. Czyli łączy ludzi wokół racji, które głosi i obudowuje argumentami, ale nie sięga po frukty, jakie mógłby z tego mieć. Mówię tak z przekonaniem, bo mamy wspólnych znajomych, którzy już tak bezinteresowni nie są, a nawet bardziej są „wzajemnikami” niż „gromadnikami”. Paweł na ich tle to oaza poprawności.

 

*             *             *

Jeśli wierzyć enuncjacjom, Komitet Obrony Demokracji powstał zainspirowany artykułami na portalu, którego Redakcję miałem honor poznać osobiście. To redakcja „wzajemników”. Dwójka z jej publicystów napisała niedawno książkę „Raport gęgaczy”, którą skonsumowałem w notce „Gra w pomidor”, TUTAJ. Gdyby Redakcja zainstalowała u siebie kącik „zdania odrębne” – wysłałbym tam kilka moich tekstów. Ale Redakcja takiego kącika nie ma, co czyni ją westalką jednej-jedynej racji.

Nie trzeba być uważnym obserwatorem, by zauważyć, że społeczność KOD-owa to cztery odrębne żywioły:

1.       Gromadnicy, którzy w manifestacyjnym ciepełku pielęgnują wspólnotę racji i doszlifowują się w argumentach;

2.       Animatorzy, którzy redagują sobie w tej formule swoje „5 minut”, używając dowolnego pretekstu: Trybunał, Bolek, Wenecja – dam sobie uciąć, że pojawią się tematy mające z demokracją wspólnego niewiele;

3.       Politycy, którzy, tak jak dwojga nazwisk egzaltowana nowoczesna lala – lansują się przemówieniami przygotowanymi przed lustrem;

4.       Poszukiwacze etosu, którzy dotąd nie dopracowali się „przynależnościowo-tożsamościowego wspomnienia na całe życie” (pisałem o interferencji „osobistej summy” i „martwej fali”, TUTAJ);

Tych pierwszych poważam i szanuję, tym ostatnim współczuję, a polityków i animatorów ogłaszam szalbierzami politycznymi. O jakości inicjatywy świadczy to, że zwołując nader często wielotysięczne „eventy” nie wyklarowała charyzmatycznego przywódcy, męża opatrznościowego, a przecież aż prosi się „w tym temacie” o takiego. Wypadałoby napisać: „niczego nie ujmując Kijowskiemu”. Nie napiszę tej formułki, bo Kijowski to dla mnie jakaś postać…

Nie, nie chodzi o wygląd, nie chodzi o jego osobisto-prywatne sprawy. Chodzi o to, co czuję, kiedy on otwiera usta wydając z siebie słowa.

 

*             *             *

Trój-myślą główną KOD jest to, co już sformułowałem TUTAJ i TUTAJ: parafianie i złogi PRL nie mają prawa być oburzeni na Transformację, w ogóle nie przystoi oburzać się na Transformację, a już obrażać się na Transformację w taki sposób, że w drodze wyborów odbiera się Polskę jej prawowitym „właścicielom” – to już przedobrzenie.

I ja zupełnie poważnie zastanawiam się, jak to się sprzęga z sumieniami, zwłaszcza demokratyczno-rynkowo-wolnościowymi.

 

 



[1] Inteligent: ktoś kto otarł się o proces akademicki (np. studiował), dużą część pracy i hobby poświęca zajęciom umysłowym, ma poczucie społecznej misji (czyli nie jest egoistą), zatem potrafi i chce redagować etosy;

[2] To jest pokolenie, które jak przez mgłę pamięta Marzec 68 i okropieństwa Grudnia 70, kształtowało się i doroślało w epoce Gierka, świadomie przeżyło eksplozję Solidarności 80, w 1989 roku miało dojrzałe poglądy pozwalające na samodzielne oceny;