Mamidło

2017-09-18 14:15

 

/hasło ze słownika Doroszewskiego/

Każdy człowiek w pojedynkę – ale też ludzkie konstelacje (rodzina, sąsiedztwo, wspólnota, firma, organizacja, środowisko, samorząd) wyposażony jest w społeczny-ekonomiczny „szósty zmysł”, który polaryzuje nasze zachowania i dążenia wedle tego samego mechanizmu, jaki każe ćmie dążyć ku płomieniowi świecy. Nic lepiej nie opisze pułapek z tym związanych, jak starogrecka klechta o Ikarze, który zamiast trzymać się ojcowskiej „instrukcji latania” ku wolności – zboczył ku słońcu, porzuciwszy prawidłową trajektorię, zlekceważywszy „pull down”.

Polacy – którzy Wolność pojmują jako „niezakłóconą swobodę” – dla takiej Wolności na całym świecie kładli głowy pod topór i ciała pod salwy. To polski żywioł (głównie kresowy, ale też ten mazowiecki, małopolski a nawet wielkopolski) „wymyślił” Kozaczyznę, a następnie Solidarność czy Samoobronę.

Polacy jednak są „bardziej … niż Ikar”. Cokolwiek ważnego robią – gotowi są to porzucić, kiedy zauważą stragan z „gratisami”. Ileż nieszczęścia przetoczyło się przez Transformację, bo gdzieś na początku „zapachniało garkuchnią”, a okazało się, że wpadamy do wilczego dołu i nijak po piargach nie da się wyleźć…!

Przysłowiowe 10 milionów „ludzi pracy” wzięło solidarnościową „kozaczyznę” za swoją, aby ostatecznie zaskowyczeć pod butem szalonych prywatyzacji i rugów oraz wykluczeń. W żadnym sądzie nie da się skazać animatorów tego mega-szwindlu, bo adwokatom wystarczy sięgnąć po formułkę „sami bardzo chcieli, wręcz wzywali i żądali”.

Polityka – tu rozumiana jako gra o stawki definiowane „wielkimi liczbami” – działa jak fiszbin: płynnie wychodzi naprzeciw „planktonowi”, po czym zamiast go czynić wzbogaconym – odsiewa dla siebie wszystko co pożywne, pozostawiając całą resztą ogłupiałą, wyplutą, poniewczasie liczącą straty i zbierającą się do „zaczynamy od nowa, trudno”.

Jam mam lat tyle, że niejeden fiszbin mnie „czesał”, a wraz ze mną całe rzesze takich jak ja, których „szósty zmysł” zwiódł na manowce, ku straganom z „gratisami”.

Tu przerwę. Nie dlatego, że zaschło mi w gardle, albo że „skończył się inkaust” w kałamarzu, tylko dlatego, że musiałbym przejść do konkretów. I wdałbym się w durne polemiki, na mocy których kazanoby mi się cieszyć z „impetu”, a uznać za drobiazg to, iż ten „impet” skierowany jest „w dół” albo „w tył”. Nie mam zdrowia kopać się z tymi, którzy sami klapki maja na oczach, i koniecznie chcieliby je założyć „widzącym”.