Liczniki w ruch! (4) Nie podpalić Polski!

2010-04-29 05:49

 

(część czwarta)

 

 

Włodzimierz Cimoszewicz, przedmiot wyborczych westchnień „lewicy”, zwierzył się Monice Olejnik, że obawia się, iż jeden z kandydatów do funkcji Prezydenta RP ma w sobie gen bisurmana, który to dla własnych szalonych wizji gotów jest podpalić kraj. Wyraźnie celował w jedno konkretne nazwisko, dawał też do zrozumienia, że ten inny kandydat raczej podpalaczem nie jest, do tego ma sojusznika, naczelnego strażaka ochotniczego Polski.

 

Oto link do tej rozmowy (uwaga, osoby o niskim poczuciu humoru proszone są o zainstalowanie wyciszaczy w uszach). Rzeczowy dowód na stronniczość mediów w kampanii, polegającą przede wszystkim na dostrzeganiu wyłącznie 2-ch kandydatów i rozgrywaniu wirtualnej, wyreżyserowanej przez owe media, przepychanki pomiędzy nimi.

 

Włodzimierz Cimoszewicz najprawdopodobniej nie był nigdy nocą w Bieszczadach. We wrześniu otryckie buki ognisto-brunatnie czerwienią się listowiem, po burzach parujące z lasów charakterystyczne dymki ukuły powiedzenie „niedźwiedź fajkę pali”. Ale „fachowców” bieszczadników urzekało niegdyś co innego. Wynajdowali starsze egzemplarze drzew, stojące pionowo już tylko siłą skorupy, wewnątrz pełne próchna. Podpalali to znalezisko przez którąś z dziupli. Próchno zajmuje się tlącym żarem – i po 3-4 dniach widowisko gotowe.

 

Trzeba nocą stanąć 100 albo tysiąc metrów od tak doświadczanego drzewa. Na tle czarnego lasu widać ognisto-czerwony kształt, w którym rozróżnić można całą strukturę gałęzi. Niezapomniany widok! Żywcem można to przenosić do Zachęty, do najlepszych galerii świata! Buki tlą się przez kilka dób, aż padają z roziskrzonym hukiem. Za dnia nic nie widać, tylko w pobliżu drzewa czuć swąd i żar.

 

Nasza umęczona Polska jest od 20 lat jak ten otrycki buk, rozżarzony dla czyjejś uciechy. Tli się od środka przedśmiertnym żarem, ale stoi twardo siłą fasady statystyczno-wskaźnikowo-parametrowej. Udaje zieloną wyspę na tle Europy, ale kiedy zgasić światło – widać wszystkie płonące cicho szczegóły, niewidoczne w blasku jupiterów. Widać prywatyzacyjne wyzucie kraju z majątku na rzecz krajowych rekinów i zagranicznych żarłaczy, widać zdemoralizowanie władzy wszelkiej, od polityków i urzędników po policję, wojsko i wymiar sprawiedliwości, widać dochodowe rozwarstwienie ludności godne krajów Czwartego Świata, widać zapaść w dziedzinie infrastruktury i olbrzymi deficyt sprawności w porządkowaniu zwykłych spraw ludzkich, widać bezsilność Państwa wobec tego wszystkiego. Za to widać też ustawiczne igrzyska, niczym za propagandy sukcesu lat 70-tych. Widać zadowolonych z tej sytuacji Ludzi Sukcesu, którym sukces odbiera wzrok i wyczucie moralne: tak okaleczeni widzą wyłącznie swój sukces i propagują go jako sukces kraju (bogaćmy się, a Polska będzie dostatnia naszym sukcesem!).

 

Może trochę przesadziłem: wszak poza próchnem tli się nad Wisłą naturalna żywotność ekonomiczna człowieka, którą karmi się propagandowa, polityczna skorupa.

 

Włodzimierz Cimoszewicz boi się otwartego ognia, który może powstać od iskry przemian mających przyprowadzić nasz kraj do porządku. Już niech lepiej wszystko, całe dobro nasze, tli się sekretnie i wypala od środka. Póki my żyjemy. Póki dla świata jesteśmy nocnym widowiskiem (za dnia nas klepią serdecznie i szczerze po plecach). A po nas… choćby zgliszcza.

 

Włodzimierz Cimoszewicz, jak wielu luminarzy noszących metkę lewicową, porzucił swój „rodzony” elektorat i opisuje urodę świata doczesnego językiem oswojonym z tym co indywidualne, jednostkowe, rynkowe, konkurencyjne, liberalne. Niech mu się darzy. Niech sobie wyobrazi swoje ukochane żubry pośród wypalonych zgliszczy – i poniewczasie wzywa strażaków.

 

I kiedy ów mąż opatrznościowy puszczańskiego socjal-liberalizmu powiada „Polska nie może wyjść z wyborów podzielona” – to w rzeczywistości słyszymy: wszyscy powinni dołączyć do jednej konkretnej filozofii politycznej, jednego konkretnego stylu zarządzania krajem, do frontu jedności transformacyjnej. I zająć się igrzyskami 2012 najlepiej.

 

Dla uczciwości politycznej oświadczam: nie mam poglądów politycznych (nie stawiam na żadną drużynę przeciw innej drużynie), nie stoję rozdarty pomiędzy III-cią i IV-tą Rzeczpospolitą. Mam – jak każdy – swoją prywatną „ideologię”, złożoną z wartości non possumus i z pakietu pragnień do dyskusji, z gotowością do kompromisu.

 

Na to, by mój kraj spalał się od wewnątrz, by stanowił rożno, na którym przysmażają mnie sobie rekiny i żarłacze oraz wszelkiej maści cynicy - zgody nie daję. Gotów jestem rozwalić ten piknikowy kram, nawet jeśli otwartym ogniem spali się scenografia i salonowe kreacje.

 

 

Ciąg dalszy nastąpi…

 

 

Kontakty

Publications

Nie podpalić Polski!

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz