Krótka historia

2016-03-19 08:53

 

PRL – było państwem autorytarno-patrymonialnym. Z jednej strony system-ustrój był doktrynalnym narzędziem w rękach rywalizujących koterii partyjnych traktujących Państwo (Kraj, Ludność) jak nadanie od Losu, z drugiej strony elity władzy pogodziły się z tym, że muszą tak ustawiać proporcje gospodarcze i możliwości polityczne, by najbardziej wpływowe warstwy społeczne były zainteresowane kontynuacją władzy.

Dwa pokolenia PRL owocowały wygenerowaniem nieznanej dotąd warstwy społecznej, w postaci tzw. wielkoprzemysłowej klasy robotniczej. Choć w jej szeregach wielu było „robotników w pierwszym pokoleniu” (stosunkowo późno liczba ludności miejskiej przekroczyła liczbę ludności pozamiejskiej) – to warstwa ta uzyskała w ustroju-systemie PRL pozycję „gwardii politycznej”. Prominenci partyjni zabiegali zarówno o „wielkoprzemysłowe” inwestycje na „swoim” terenie, jak też „dopieszczali” deputatami i przywilejami tę właśnie warstwę, dbając o jej dobre samopoczucie.

Nakazowo-rozdzielcza konstrukcja przepływów wytwórczych i budżetowych – czyli doktryna planistyczna pojmowana jako imperatyw ręcznego sterowania zjawiskami i procesami – powodowała mimo to protesty wzniecane przez tę warstwę i hołdująca jej inteligencję, które miały dwie główne przyczyny: wahania statusu lub bezpieczeństwa materialnego (i tak wyśrubowanego) oraz najszerzej rozumiane ograniczenie swobód obywatelskich, znanych zwłaszcza inteligencji ze źródeł europejskich-zachodnich.

Ostatecznie zbieg różnorodnych okoliczności wyczerpały możliwości Partii i Państwa w zakresie efektywnego zarzadzania Krajem i Ludnością. Stąd – poprzez wieloletnie meandry – pojawiła się i zdominowała scenę polityczną Solidarność.

Nie mając wprawy w łączeniu (a może rozróżnianiu) spraw związkowo-zawodowych i „pozarządowych” oraz rządowych spraw społecznych – Solidarność ograniczyła się do wystawiania glejtów rządom „etosowym”, z różnym zresztą skutkiem, aż ostatecznie stała się „zwykłą” centralą związkową, rywalizującą o rząd dusz zarówno z byłym CRZZ, jak też z licznymi mniejszymi związkami, a cały ruch związkowy w okresie Transformacji stał na czele „marszu w tył” w sprawach fundamentalnych dla każdego związku zawodowego, czyli pracowniczych. Ostatnim skutecznym „aprobatur” Solidarności były rządy AWS.

Jak na patronkę i zarazem legendę polskiej „rewolucji” – Solidarność przegrała na każdym kroku: zamiast Samorządnej Rzeczpospolitej – terapia szokowa niosąca znane powszechnie fatalne skutki ustrojowe, zamiast „wielkoprzemysłowej klasy robotniczej” – wielomilionowa rzesza bezrobotnych i drugie tyle emigrantów zarobkowych, zamiast społecznego solidaryzmu – liczne i pęczniejące wykluczenia. Trudno się dziwić, że potęga Solidarności opiera się coraz bardziej na „plusach ujemnych”, jak zwykł mawiać jej pierwszy, legendarny lider, dziś wrogo nastawiony wobec swojego matecznika, z wzajemnością.

 

*             *             *

Solidarność nie miała większego wpływu ani na kształtowanie się Porozumienia Centrum, ani Unii Wolności, ani Unii Pracy, ani Kongresu Liberalno-Demokratycznego – choć wszędzie tam pierwsze skrzypce grali ludzie „etosu”.

Między tymi czterema partiami – może jeszcze ZChN – rozegrała się batalia polityczna o schedę po Solidarności: tą schedą było poparcie „mas”, które z dużą rezerwą potraktowało Solidarność i „etos” niemal od początku, dając miliony głosów Tymińskiemu, pogrążając Wałęsę na tle Kwaśniewskiego, dwukrotnie oddając władzę „postkomunistom”, poważnie traktując Samoobronę. Ostatecznie na placu boku pozostały PiS i PO. Pomne sukcesu AWS pokusiły się o wspólną kampanię wyborczą „popisu”, eufemistycznie obiecując IV Rzeczpospolitą. Tuż po wyborach współpraca „zjednoczonego etosu” okazała się niemożliwa.

Liczne błędy taktyczne spowodowały utratę władzy przez PiS na kilku frontach, a kiedy PSL, mające elektorat chadecki, połaszczyło się na udział we władzy z kontynuatorami formuły balcerowiczowskiej – lewica i PiS zeszły do opozycji.

Liczne błędy lewicy pogrążyły ją w 2015 roku, a niespodziewana kumulacja „indignados” z popularnym artystą scenicznym w roli najważniejszego „apostoła przemian” – spowodowała przechwycenie urzędu prezydenckiego przez PiS.

Zbliżamy się do sedna, więc lepiej trzymać się „kalendarium”

1.       1 grudnia 2014: Tusk i Bieńkowska, w bezprecedensowych okolicznościach, opuszczają „dwukadencyjną” PO w najbardziej wrażliwym momencie i – będąc premierami RP – wyjeżdżają na wysokopłatne stanowiska brukselskie EB od 1 listopada 2014);

2.       5 stycznia 2015: Michnik – patrząc na sondaże – ogłasza, że Komorowski musiałby po pijaku przejechać na pasach niepełnosprawną zakonnicę w ciąży, by przegrać kontynuację prezydentury na drugą kadencję. Sondaże sięgają 70%;

3.       10/24 maja 2015: wybory prezydenckie wygrywa reprezentant PiS, co oznacza, że dotychczasowa machina biurokratyczna i ustawodawcza Państwa zyskuje „obcą i wrażą” kontrolę;

4.       6 sierpnia 2015: Prezydent Andrzej Duda (mając zapewne jakąś wiedzę w tej sprawie), tuż po zaprzysiężeniu prosi rządzących jeszcze ludzi z PO o nie podejmowanie do października żadnych ustrojowych decyzji;

5.       21 lipca 2015: podpisem Prezydenta BK ustanowiono nową regulację w sprawie Trybunału Konstytucyjnego z dnia 25 czerwca (zainicjowaną przez sędziów TK w stanie spoczynku), z nowym zapisem o tym, iż TK może orzec o niezdolności Prezydenta do pełnienia funkcji: gdyby więc zbyt gorliwie wetował ustawy – mógłby pożegnać się z urzędem (art. 3.1 pkt 6);

6.       8 października 2015: Sejm większością PO-PSL wybiera „na zapas” sędziów TK, zapewniając sobie tam większość na długie lata (więc role się przeredagowują, teraz TK ma ubezwłasnowolnić nie tylko Prezydenta, ale też PiS,);

7.       25 października 2015: wybory parlamentarne zdecydowanie wygrywa PiS (235 mandatów), a komitet KUKIZ’15 zdobywa zaskakująco duże poparcie 42 mandatów. Lewica zbiera smutne owoce złej taktyki (Ogórek, Nowacka) i odchodzi z Parlamentu, PSL ledwo ratuje twarz (16 mandatów);

8.       2/3 grudnia 2015. Na podstawie uchwały unieważniającej wybór sędziów TK z 8 października – Sejm wybiera pięcioro nowych sędziów (dotychczas wybrani nie złożyli przed Prezydentem ślubowania w żadnej dostępnej formie);

9.       22 grudnia 2015: Sejm wycofuje z obiegu rozwiązanie prawne o TK z 25 czerwca, na chybcika wprowadza swoje rozwiązania „przeciwne” (niwelujące zagrożenia wynikające z większości „ludzi PO w TK);

10.   Grudzień 2015 i dni następne. Sejm z większością PiS przyspiesza „udarne” prace legislacyjne, nie dając PO oddechu, dokonuje też wiele przyspieszonych zmian ustrojowych oraz w resortach siłowych, obejmuje też kadrowo media publiczne;        

KOMENTARZ

Jedyną istotną zmianą wprowadzoną do czerwcowej (2015) ustawy o TK był zapis o możliwości „zamrożenia” Prezydenta RP na urzędzie. Zmiana ta została wprowadzona po utracie przez PO kontroli (życzliwości) nad Urzędem Prezydenta RP, niemal w ostatniej chwili przed zaprzysiężeniem nowego Prezydenta. Zakładając, że PO liczyła na to, że wygra wybory parlamentarne – ta zmiana ustawy o TK miała być „biczem” na Prezydenta, zachowującym pełnię władzy PO.

UWAGA: pełnią władzy nazywam dysponowanie przez PO (z przystawką PSL niewiele się liczącą w dzieleniu władzy) mocą prawną zezwalająca na dokonywanie regulacji (przepisy, procedury) oraz ostanawianie „kadr” w następujących obszarach Państwa i Gospodarki:

1.       Parlament i Rząd oraz Urząd Prezydenta RP i tzw. organy konstytucyjne (NIK, itp.);

2.       Jednostki administracji terenowej (patrz: nadspodziewany sukces wyborczy PSL);

3.       Zarządy i rady nadzorcze parabudżetów (np. Funduszy, Agencji);

4.       Zarządy i rady nadzorcze firm z udziałem Skarbu Państwa;

5.       Wielkie alokacje gospodarcze (na czele z PIR);

6.       Setki tysięcy małych i dużych stanowisk decyzyjnych w urzędach, służbach i organach;

7.       Konkursy i przetargi dotyczące kadr i biznesów;

W obliczu nieuchronnej październikowej porażki parlamentarnej, Platforma w ostatniej chwili wybrała nowych sędziów TK, zapewniając sobie w ten sposób większość w TK na długie lata. Należy to rozumieć jako „dodanie” Trybunałowi nowego zadania politycznego: blokowanie prawa stanowionego przez PiS.

Zwycięstwo parlamentarne PiS z października 2015 postawiło PiS w sytuacji identycznej, jaką miał Janusz Piechociński obejmując tekę Wicepremiera i Ministra Gospodarki: wszystkie istotne funkcje obsadzone były z nadania Waldemara Pawlaka, więc nie musiał on specjalnie spiskować, by mieć znaczący, niejawny wpływ (potencjalny) na funkcjonowanie poszczególnych komórek, zwłaszcza że był w dobrej komitywie z Premierem Tuskiem.

PiS nie mogło sobie na to pozwolić: robota parlamentarna mogła być sabotowana przez TK i zarazem bojkotowana przez kadry. Zatem „uziemienie” TK i szybka wymiana kluczowych kadr Nomenklatury – to było minimum skutecznego rządzenia. Tak się też stało.

Od PiS oczekuje się (mowa o „elektoracie”) właściwie dwóch rzeczy:

1.       Odzyskanie przez Ludność (gospodarstwa domowe) poczucia bezpieczeństwa materialnego, a przez Przedsiębiorców poczucia niezależności od kaprysów urzędniczych (państwa w państwie, geszefciarskie kiście nomenklaturowe);

2.       Odzyskanie przez Państwo Polskie wyrazistej podmiotowości w Unii Europejskiej: najbardziej uwiera „wyższość” prawa unijnego nad prawem polskim oraz „perystaltyczne” wymuszanie przez europejską biurokrację swojej woli na krajach członkowskich;

Pierwsze miesiące rządów PiS stały pod znakiem zabezpieczania się nowej władzy przed sabotażem starej władzy, co owa stara ogłasza światu jako zamach na Demokrację, Rynek i Wolność. Tak jakby przez 8 ostatnich lat rozkwitały te wartości.

Następne miesiące powinny (to moje przekonanie) stać pod znakiem „oddawania władzy narodowi”. Mam wiele wątpliwości, czy tak się stanie. Ale taka jest uroda demokracji, że złe intencje ocenia się „po”, a nie „przed”.

Dopiero potem będzie czas na wielkie gospodarcze alokacje zmieniające (również co do kierunku) dynamikę gospodarczą Polski.

Histeria i egzaltacja PO jest zrozumiała i była do przewidzenia. Na całe nieszczęście, mamy do czynienia z „linieniem” byłej formacji rządzącej, która z „Tuskowej” przeistacza się w „.Nowoczesną”. to powoduje wzmożoną histerię w PO i wzmożoną egzaltację u „nowoczesnych”. A razem wzięte – źle służy klimatowi politycznemu.