Kraj policyjny

2017-10-03 17:56

 

Dochodzenie do stanu zbiorowej rozumności nie każdemu jest dane. Odmówiono tego przywileju zwłaszcza tym zbiorowościom, które wyobrażają sobie, że zebrały się na szczycie Himalajów ucywilizowania, na przykład demokracji.

Będę mówił o tej nieszczęsnej strzelaninie. Nawałniva komentarzy już się przewaliłem, można wsłuchać się we własne myśli.

A myśl najbardziej natrętna to taka, że ostatnim ustrojem społecznym, w którym każdy mógł sobie przysposobić taką broń jaką chciał, bez żadnej kontroli – to był ustrój „hordy pierwotnej”. Nie mam wątpliwości, że używano tej broni również przeciw bliźnim, czyli we własnym gronie, ale ten kto się na to porywał – rozumiał aż nazbyt dobrze, że tylko uzasadnione użycie ujdzie mu bezkarnie.

No, to jak z tym ucywilizowaniem?

Umiem sobie – z trudem – wyobrazić czasy okupacji, np. hitlerowskiej w Polsce. Szczególnym elementem powszechnej świadomości było wtedy przekonanie, że każde wyjście z domu (kryjówki) na ulicę – to duże ryzyko, że jakiś posiadacz broni zechce skontrolować, niekoniecznie mając powód, a w wyniku kontroli – zatłuc. Albo i bez kontroli, dla sprawdzenia tylko, czy Żyd upadnie na twarz, czy na plecy. Zresztą, w miejscu zamieszkania też nic nie było pewne.

Broni używa się tym łatwiej, im bardziej bezkarne jest jej użycie. Hitlerowcy zatem nie mieli problemu: byli wszak okupantami.

Ale jeśli założyć, że jeden człowiek na każdy 1000 ma nierówno pod sufitem albo jest legalnie uzbrojony jako człowiek formacji dozbrojonej ustawowo – to w Polsce takich mamy kilkadziesiąt tysięcy. Jako człowiek kochający zaczepiać zwierzęta oswojone przykucnąłem kiedyś przy psie (on był za płotem), i nawiązałem rozmowę, w wyniku której ogon zaczął mu merdać, choć „wychów” miał ów pies bojowy, nietowarzyski. Było już po zmroku. Na to wszystko wybiegł z domostwa dziarski wąsacz i zaczął ujadać, a następnie sięgnął po broń!!! Jako że też mam niemałe wąsy, spytałem go grzecznie, jak wąsacz wąsacza: zastrzelisz mnie za smyranie psa za uchem? Obiecał stanowczo, że zastrzeli… A jego rodzony pies zgłupiał, patrzył to na mnie, to na karmiciela, zamiast „regulaminowo” wycharczeć w moją stronę bluzgi. Oj, nie miał chyba z tym ujadaczem lekkiego życia…

W Ameryce wolno praktycznie zrobić wszystko z kimś, kto „wtargnie” na posesję, nawet jeśli nie ma ogrodzenia. Ale też rozmaite władze i służby mogą zarekwirować samochód wysadzając z niego kierowcę, niekoniecznie uprzejmie. Mogą użyć paralizatora i ciepnąć rozkazem człowieka w błoto: z nimi się nie dyskutuje. Mogą każdego, kogo sobie „wytypują” – umieścić w Guantanamo, a żeby nie było tak ponuro – znany jest przypadek uwięzienia (na długo) ojca, który trzymał dziecko na kolanach i przytulał.

Ale przeciętny Amerykanin nie może się nachwalić tej amerykańskiej „demokracji”. W kraju powszechnej (i oczywistej) przemocy ze strony służb i powszechnej niesprawiedliwości ze strony administracji – Amerykanie jakimś chorym zmysłem widzą w tym wszystkim dobrodziejstwo. To zaś powoduje, że nie mają tej „okupacyjnej” przezorności.

Pośród tej dwuznaczności pojawiają się – obok uzbrojonych funkcjonariuszy-bandytów i jeszcze lepiej uzbrojonych tępych, bezmózgich rzezimieszków – ludzie rozumujący jak ja: uznający, że to żaden raj, jeśli można dowolnie kogoś skrzywdzić, a pokrzywdzony musi w tej sprawie poddać się procedurom, chyba że go nie stać (a prawnicy rzadko pracują „pro bono”), wtedy „demokratycznie” zapisuje sobie krzywdę w pamiętniku, bezradny.

Jeśli przedstawiciele „prawa” albo „zwykli, porządni” obywatele, raz na jakiś czas dokonują w Ameryce spektakularnych mordów masowych, a nawet zawiązują szajki „mścicieli” – to nie są oni zdrowi, ale prawdziwym powodem „ataków choroby” jest luka między rzeczywistą „okupacyjnością” stosunków amerykańskich a urojoną „fiestą demokratyczności” zakodowaną w ludziach. W tej luce funkcjonuje osobliwa instytucja „mściwego linczu” bez wskazania „adresata”: nie zastrzelę urzędniczki, która korzysta z durnych przepisów, by mi dopiec odbierając dziecko, nie zastrzelę adwokat strony przeciwnej, który ujawnił talent gracza i zakłamał rzeczywistość. To byłoby zbyt proste. Lepiej już jest urządzić masakrę, aby przynajmniej było wiadomo, że coś mnie rzeczywiście boli i nie mam na to cywilizowanego sposobu.

Więc jeśli Wielki Biały Człowiek ogłasza Ameryce – że oto dokonał się „An act of pure evil” – to trzeba go dopytać, kto był systemu-ustroju amerykańskiego ofiarą pierwotną, a kto „echem”. Oczywiście, że współczuję osobom zupełnie „losowo” ostrzelanym”. Ale też zastanawiam się, jak dalece wściekły był ów rzezimieszek, i na co, że przełamał w sobie wszystkie bariery, choć był nadprzeciętnie zamożnym „zwykłym” obywatelem.