Klincz globalizacyjny

2011-07-16 17:49

 

Globalizacja trwa od zawsze. Jest to multi-proces budowania technicznych i społecznych instalacji integrujących coraz większe zbiorowości, społeczności i wspólnoty, wcześniej luźno powiązane, z czasem jednoczone. Jest to multi-proces na tyle złożony, by przy odrobinie nieuwagi lub złej woli wszystko, co wspólne „zagubiło” synergię i stało się wyłącznie ciężarem dla „globalizowanych” wspólnot, społeczności, zbiorowości. Suma nowości cywilizacyjnych może być albo efektownym wehikułem – albo przysłowiową kupą złomu.

 

Naturalna żywotność ekonomiczna daje między innymi taki owoc, że człowiek odkłada sobie rozmaite dobra, które ma „za darmo” na potem: buduje dom, tworzy meble, konstruuje palenisko, kleci jakiś pojazd, uprawia ogródek, hoduje zwierzęta, itd., itp.

 

Zbiorowa żywotność (pasjonarność) człowieka przynosi ten sam efekt: powstaje swoista nadbudowa codziennego życia gospodarczego, wiążąca w całość rozproszony ludzki dorobek, np. infrastruktura (i w ogóle ośrodki zurbanizowane), wytwarzane są trwałe dobra techniczne, kreowane są obyczaje, ustanawiane instytucje, itd., itp., co poza efektem integracji daje również okazję do znalezienia synergii, witaminizującej, usprawniającej, dynamizującej metabolizm społeczny.

 

Albo –paradoksalnie – obciążają wspólnoty, społeczności i zbiorowości ponad granice wytrzymałości. Jak to się dzieje?

 

Jest coś nieprzyzwoitego w tym, że niektóre zdobycze cywilizacyjne i ekonomiczne, będące ze swej natury wspólnymi – traktowane są „rynkowo” lub „administracyjnie”, przez co są odbierane prawowitym właścicielom (ogółowi) i służą przede wszystkim jako biznesowy lub biurokratyczny kapitał (tytuł do dochodu). Nie są podporą wspólnotowości i samorządności.

 

Cokolwiek byśmy nie powiedzieli o tym, kto konkretnie coś wynalazł (i – oczywiście – opatentował), cokolwiek byśmy nie powiedzieli o konieczności racjonalnego gospodarowania – to faktem jest niezbitym, że w „obowiązującej” tendencji WSPÓLNE staje się jakoś nagle albo PRYWATNE, albo SŁUŻBOWE. A niekiedy – jak parki narodowe czy zasoby muzealne albo architektoniczne – stają się EKSKLUZYWNE, z dostępem wyłącznie dla wyróżnionych osób.

 

Oczywiście, nikt inny tylko Politycy i Nomenklatura przodują w procederze przewłaszczania i kapitalizowania wspólnego dobra. Biznes odgrywa tu rolę drugorzędną (decyzyjnie), choć bywa, że korzysta najwięcej.

 

Przewłaszczenie, przechwycenia, uczynienie ekskluzywnymi dóbr wspólnych – nie musi oznaczać gospodarskiej o nie troski.

 

Najbardziej hulaszcza jest w Polsce Ultragospodarka. Jest to ta część systemu gospodarczego, która – mówiąc kolokwialnie – nie „zarabia”, tylko „żyje z budżetu” (Infragospodarka dostarcza soczystego owocu pracy ludzkiej, część tego oddaje Ultragospodarce poprzez podatki, akcyzy, opłaty, itp., a „część tej części” może odzyskać jako zastrzyk witaminizujący od Paragospodarki, uruchamianej przez Ultragospodarkę z budżetu, kiedy Infragospodarka słabnie). Na Ultragospodarkę składają się Administracja, Infrastruktura, Walory i Polityka. W „normalnych” warunkach cztery te nieproduktywne obszary decydują na swój sposób o wspieraniu żywej, soczystej, owocnej gospodarki, opartej na naturalnej żywotności ekonomicznej, mnożnikują ją paragospodarczo. Ale akurat u nas Administracja żyje z budżetu „z góry”, nie czuje się w obowiązku wobec „oddolnego” podatnika, a dodatkowo pobiera za każdy swój konkretny ruch, i jeszcze lubi podstawiać każdemu nogę, co zaburza robotę progresywną. Infrastruktura finansowana jest z budżetu, ale odrębnie wystawia rachunki za swoją wątpliwą urodę (płatne drogi, koleje, porty, prąd, internet, co tylko chcesz), a do tego funkcjonuje na zasadzie „pełno jej, a jakoby jej nie było”. Walory (banki, ubezpieczalnie, budżety lokalne, moce kredytowe i gwarancyjne, fundusze typu ZUS, OFE, parabudżety, różne „eko”, itp.) zamiast nasączać Gospodarkę – odsysają ją z „wolnych środków”, a jeszcze sobie życzą prowizje i zabezpieczenia, do tego potrafią zrujnować każdego odmawiając ostatniej transzy. Polityka (czyli wesołe życie koteryjne) zamiast organizować dodatkowe środki, sama robi za jemiołę i obsadza wszystkie rany gospodarcze, gdzie może jeszcze possać krew.

 

Dychotomia polityczna

Najpoważniejszym problemem Polski jest to, że cały obszar Ultragospodarczy został pozbawiony gospodarskiej ręki. Mamy do czynienia z eksploatacją przeniesioną: Ultragospodarka eksploatuje Infragospodarkę, zaś Państwo zagnieżdżone w Nomenklaturze eksploatuje Ultragospodarkę, nie dając tam „gospodarskiego wkładu”. Ruina Ultragospodarki – jest kwiestią czasu. Była kwiestią czasu, bo teraz jest już faktem.

 

Przeciętny obywatel, a na pewno przedsiębiorcza i zapobiegliwa część ludności, ma wrażenie, że bez Ultragospodarki żyłoby się lepiej niż z nią. A skoro za Ultragospodarką stoi „władza” – to my wszyscy zamiast robić swoje zaczynamy też żądać. Powszechniejąca roszczeniowość (albo – jeszcze gorzej – robienie na boku, czyli szarostrefowość) czyni znane już powszechnie dziury budżetowe jeszcze bardziej dokuczliwymi.

 

Pokażmy – w krańcowym skrócie – owa „dialektykę” Ultragospodarki, która może być zarówno błogosławieństwem wszelkich społecznych systemów, jak też ich kancerogenem, zwyrodnieniem.

 

1.      Administracja: służba publiczna contra biurokratyzm

Administracja – to w swym cywilizacyjnym „zamyśle uprzednim” zbiorowy porządek oparty na przesłankach uspołecznienia, dający przejrzystość i strzegący rozmaitych gospodarczych i społecznych równowag.

 

Procedury, instrukcje, systemy, sieci, struktury, pragmatyka, pamięć archiwalna, sprawność biurowa – to narzędzia i zarazem przewagi administracji nad światem nie-administrowanym.

 

a)     Terytorium – adm. może porządkować terytoria albo je sztucznie kawałkować;

b)     Ludność – adm. może opisywać demografię albo ją sztucznie koszarować;

c)      Koncesje – adm. może chronić kraj przed nadmiernym burzliwym rozwojem – albo uczynić z koncesjonowania pole do nadużyć;

d)     Inwestycje – adm. może dbać o harmonię rozwoju albo prowadzić proceder „prowizyjny”;

e)     Standardy – adm. może dbać o ład i porządek oraz estetykę w działalności – albo standaryzować w czyimś konkretnym interesie;

f)      Informacja – adm. może wspierać życie publiczne informacją – albo korzystać z jej monopolizowania i/lub fałszowania;

g)     Bazy danych – mogą służyć adm. do celów archiwalnych i kontaktu z Ludnością – albo zostać „skomercjalizowane”, a nawet służyć działaniom kryminalnym;

h)     Arbitraż (P) – (znaczkiem „P” oznakowano domenę Państwa) może być polem uzgodnień i pacyfikacji konfliktów – albo źródłem patologicznych korzyści zbiurokratyzowanej adm.;

i)       Wymiar sprawiedliwości (P) – może rozstrzygać sprzeczne racje, albo być narzędziem pracującym na rzecz interesów politycznych czy partykularnych;

Warto w tym miejscu jeszcze raz przypomnieć raport brytyjskiej Komisji Nolana z roku 1995 i jej rekomendacje: bezinteresowność, rzetelność, obiektywizm, odpowiedzialność, otwartość, uczciwość, przywództwo. Jeśli takich przymiotów brakuje w Administracji (bo, np. stała się ona „królestwem” kamaryli grających o Państwo i Nomenklaturę) – łatwo jest o patologie.

2.      Infrastruktura: korzyść skali contra labirynt pułapek

Infrastruktura – to w swym cywilizacyjnym „zamyśle uprzednim” instalacje wspólne, najczęściej techniczno-majątkowe oraz organizacyjno-sieciowe, ujawniające swoją przydatność wyłącznie poprzez użytkowanie zbiorowe, masowe, powszechne.

 

Procedury, instrukcje, systemy, sieci, struktury, majątek, stała konserwacja, stała modernizacja, dbałość o bezpieczeństwo, najwyższe z możliwych standardy użytkowania i funkcjonowania – to narzędzia Infrastruktury i potencjał gospodarczo-społeczny, dowód ucywilizowania.

 

a)     Drogi – mogą optymalnie łączyć-wiązać przestrzenie – albo stać się utrapieniem kierowców i sąsiadującej ludności;

b)     Koleje – mogą być tanią siecią masowych przewozów pasażerskich i towarowych – albo awaryjną i niebezpieczną oraz extra-kosztowną „przestrzenią zakazaną”;

c)      Telefonia – może być sprawnym narzędziem łączności na wielkie odległości – albo polem nadużyć (stalking) i utrapień technicznych;

d)     Poczta – może być siecią dystrybucji korespondencji i przesyłek, albo „hamulcowym” psującym kooperację;

e)     Energetyka – może dostarczać elektryczność małej i dużej mocy, gazu, paliw, itp. (jest to praktycznie minimalny wymóg cywilizacyjny) – albo może być przyczyną rozmaitych nieszczęść (awarie, wyłączenia, brak zabezpieczeń);

f)      Regulacja brzegów i Melioracja – może udostępniać nowe tereny rolnicze, leśne i budowlane – albo być powodem dramatów (niszczenie zbiorów, zatapianie majątku, zatruwanie wód gruntowych);

g)     Internet – może być nowoczesną, przyszłościową platformą tele-informatyczną – albo nośnikiem wszelkich patologii znanych Ludzkości od zarania;

h)     Ciepłownictwo – może być siecią łagodzenia warunków klimatycznych – albo powodem licznych dramatów;

i)       Wodociągi – mogą być ułatwieniem życia gospodarstw domowych i gospodarki (jest to praktycznie minimalny wymóg cywilizacyjny) – albo stać się źródłem podskórnego lub jawnego zagrożenia zdrowia i utrapień;

j)       Kanalizacja – może być kluczowym rozwiązaniem sanitarnym i utylizacyjnym (jest to praktycznie minimalny wymóg cywilizacyjny) – albo siedliskiem rozmaitych zagrożeń;

k)     Armia (P) – może być formacją obronną, szkoleniową, nośnikiem postępu i wartości – albo ciemiężcą Ludności i nosicielem patologicznych „misji” oraz siedliskiem patologii społecznych;

l)       Policja (P) – może być służbą zabezpieczającą na bieżąco ład publiczny i praworządność – albo watahą „polującą” na Ludność i jej dorobek, naruszającą jej spokój i poczucie bezpieczeństwa;

m)   Penitencjaryzm (P) – może być obszarem resocjalizacji, a nawet rehabilitacji osób błądzących oraz izolacji jednostek nieprzystosowanych społecznie stanowiących zagrożenie publiczne – albo siedliskiem niewyobrażalnych patologii, w tym „oficjalnego” naruszania praw człowieka;

n)     Edukacja (P) (oświata i wychowanie) – może być powszechnym systemem zdobywania kwalifikacji podstawowych (jest to praktycznie minimalny wymóg cywilizacyjny) i ponadprzeciętnych – albo miejscem demoralizacji i sztampowej, zaliczeniowej  certyfikacji nie mającej żadnego związku z rzeczywistym postępem edukacyjnym;

o)     Ochrona zdrowia (P) – może być obszarem profilaktyki i dbałości o kondycję zdrowotną Ludności (jest to praktycznie minimalny wymóg cywilizacyjny) – albo polem utrapień i siedliskiem patologii, takich jak wykluczenia, ekskluzywność, niedozwolone eksperymenty, dzika komercjalizacja;

p)     Nauka i Kultura oraz Media (P) – może być przestrzenią wolności intelektualnej i wyrazu artystycznego (jest to praktycznie minimalny wymóg cywilizacyjny) – albo polem dzikiej, antyspołecznej, sprzecznej z interesem publicznym komercjalizacji i barbarzyńskich „ekspedycji” przeciw Ludności i wzajemnie między wrażymi kamarylami;

q)     Wywiad i Służby (P) – może być polem zabezpieczania poważnych, życiowych interesów społecznych (publicznych) – albo para-gospodarczym siedliskiem podejrzanych gier i biznesów partykularnych;

r)      Inwigilacja (oparta na formularzach, oświadczeniach, wywiadach, doniesieniach) – może być dyskretnym polem wyłapywania nieprawidłowości i patologii – albo jawnym, nachalnym, stosującym przymus i szantaż narzędziem w ręku kamaryl politycznych;

s)      Paramundury (np. straże, służby kontrolne, organizacje ochotnicze, inspekcje) – mogą być szkołą obywatelstwa – albo folwarkami sobiepaństwa realizowanego kosztem ogółu;

Oczywiście, znamy wszyscy ów paradoks: mimo, że Infrastruktura w swej części podstawowej powstaje (finansowana jest) ze składek i z podatków (budżetu), to jej prawidłowe funkcjonowanie najczęściej jest obarczone dodatkową opłatą komercyjną (zupełnie czymś innym są opłaty taryfowe, powszechne).

 

3.      Walory: przyspieszenie wirtualne contra wykluczenia

Finanse (szerzej: Walory) – to w swym cywilizacyjnym „zamyśle uprzednim” pakiety rozwiązań oszczędnościowych, kredytowych, transferowych, ubezpieczeniowych, funduszowych, budżetowych, itp., użyźniających kooperację gospodarczą, społeczną.

 

Controlling, kalkulacja, wycena, ocena zdolności biznesowej, ocena konkurencyjności, budowanie zabezpieczeń – to narzędzia Walorów, zdolne weryfikować dla dobra publicznego rozmaite aspekty gospodarcze.

 

a)     Oszczędności – mogą pozostawać pod kontrolą oszczędzającego i stanowić jego majątek – albo paść łupem graczy, zastawiających nań pułapki;

b)     Kredyty – mogą być źródłem zasilania, czynnikiem biznesu brakującym w czyimś biznesowym „puzzlowisku” – albo narzędziem oszustwa i wrogiego przejmowania co lepszych inicjatyw i przedsięwzięć;

c)      Ubezpieczenia – mogą realizować swoje funkcje wynikające z nazwy – albo stanowić największe z wyobrażalnych pole nadużyć (nie wszystko ubezpieczą, nie zawsze pokryją stratę, praktykują monopole i pułapki);

d)     Reasekuracja – może być częścią gospodarki – albo częścią najbardziej niesmacznej polityki;

e)     Transfery – mogą być krwiobiegiem gospodarki – albo garścią podstawioną pod owocodajne strumienie;

f)      Przewalutowania – mogą ułatwiać biznesowi funkcjonowanie – albo służyć spekulacji;

g)     Fundusze-odpisy – mogą być witaminizującym elementem Paragospodarki – albo polem nadużyć nomenklaturowych, koteryjnych, klikowych;

h)     Budżety-podatki-cła-opłaty – mogą być odzwierciedleniem programu społecznego – albo ciągłą pogonią za równowagą, ucieczką przed długiem wynikającym z niegospodarności;

i)       Lokaty – mogą być zapasem nienaruszalnym tych, którzy oszczędzają – albo łupem instytucji finansowych;

j)       Produkty wszelkie i niezliczone – mogą być ułatwieniem życia dla tych, którzy obracają gotówką – a są narzędziami drenażu i spekulacji;

Obszar walorów poddał się specyficznej „filozofii biznesu”: jego mnożące się „oferty” zmierzają coraz bardziej w kierunku wydrenowania wszelkich rezerw z Ludności i podmiotów gospodarujących, do tego stopnia, żeby już tylko ów obszar (a nie Ludność czy podmioty) „panował” nad płynnością gospodarczą: kiedy jednak ta płynność szwankuje, obszar Walorów wyzbywa się kłopotu, przenosząc „nieprzyjemne” zajęcia na podmioty windykacyjne, komorników i niezwykle życzliwy wymiar sprawiedliwości.

 

4.      Polityka: priorytety contra kamaryle i matryce

Polityka – to w swym cywilizacyjnym „zamyśle uprzednim” obszar najbardziej istotnych decyzji i rozwiązań systemowych w dziedzinie alokacji gospodarczych, obszar nadzoru równowag wszelkich.

 

Oferty medialno-wyborczo-polityczne, proceder APC (opresyjny automatic political controlling), więcierz mętny, zatrzaski lokalne, performed blindness, rwactwo dojutrkowe (wszystkie pojęcia opisane przeze mnie w internecie) – to narzędzia polityki, czyli pozycjonowania własnych interesów przed innymi interesami i kosztem tych innych interesów.

 

a)     Kliki – mogą być kuźnią nowych inicjatyw lokalnych – albo drapieżnymi łowcami, rwaczami łatwych korzyści dojutrkowych;

b)     Koterie – mogą być lokalnymi „grupami zarządzania społecznego” – albo „klikami klik” z wypaczonym, łupieskim spojrzeniem na wszystko, co publiczne;

c)      Kamaryle – mogą być grupami interesów opartych na społecznych racjach i priorytetach – albo bezwzględnymi integratorami „niezorganizowanych grup przestępczych, działających wbrew interesowi publicznemu, ale „lege artis”;

d)     Matryce – „stowarzyszenia” o trzech sekretnościach (przynależność, cel i pozycja w hierarchii organizacyjnej) – mogą być globalnymi animatorami przemian, albo pustymi graczami-manipulatorami, pociągającymi za sznurki spraw ważnych i równie ważnych marionetek;

e)     Związki zawodowe – mogą być stroną kontrolującą proces przeistaczania mechanizmów społecznych ku lepszemu – albo „cichymi udziałowcami” zysków, przez to widać, że związki zawodowe bez Kapitału nie odnalazłyby swojej racji bytu;

f)      Partie (P) – mogłyby być „świadomymi awangardami” klas ekonomiczno-społeczno-politycznych – albo graczami uprawiającymi straceńczy, ryzykowny gambling, częściowo na „użyczonych” (powierzonych) dobrach narodowych, częściowo w swiecie wirtualno-medialnym;

g)     Ugrupowania (formacje) – mogłyby być tymi, którzy „tłumaczą” racje ludowe na racje polityczne, są łącznikami między Ludnością a Państwem – albo stabilizującymi „podpórkami” ustroju-systemu, który bez nich stałby na glinianych nogach;

h)     Lobby (grupy interesów) – mogłyby być społecznymi, oddolnymi detektorami rzeczywistego interesu publicznego – albo „zorganizowanymi rwaczami” grającymi kosztem dobra publicznego o wielkie stawki;

i)       Fiksownicy – mogą być „grupami wsparcia karier” (head-hunter’ami) dla osób wybitnych, albo katapultami karierowiczów, koleżków, lobbystów, swojaków;

j)       Gromadnicy – mogą być formacjami wyprowadzającymi całe pozytywne, pasjonarne środowiska w obszar Rynku z obszaru „próżnych starań” – albo formacjami „zorganizowanej rozpaczliwości” gospodarczej i politycznej;

k)     Flibustierzy – mogą być „społecznymi ratownikami” przed wykluczeniem – albo skrajnie roszczeniowymi organizatorami straceńczych protestów;

l)       Samorządy (w tym NGO – organizacje pozarządowe) – mogą być nośnikiem społecznej samoorganizacji i brania spraw w swoje ręce – albo klientami Państwa i Nomenklatury;

Polityka – osadzona pośród powyższych inicjatyw – z obszaru ważenia racji i godzenia interesów wyrodziła się w obszar gry WWW (wszystkich ze wszystkimi o wszystko), w której wygrywa nie racja publiczna-ludowa, tylko zysk „najlepszego z graczy”, umiejącego obudować swoje sukcesy monopolami.

 

 

*            *            *

Podsumujmy: Administracja powinna być wciąż „odświeżana”, w ciągłym „alercie” na rzecz służby publicznej, Infrastruktura powinna być wciąż „doglądana” i uzdatniana, modernizowana, optymalizowana, Walory powinny być wciąż na usługach procesów i pojedynczych zdarzeń gospodarczych, Politycy powinni wciąż być „dyżurnymi optymalizatorami” życia publicznego – a jednak w większości przypadków opisanych powyżej możliwości wyboru – dokonywany jest ten wybór gorszy, przeciwstawny interesowi ogółu.

 

Niezorganizowana grupa przestępcza (fragment już kiedyś publikowany)

Działają wspólnie i w porozumieniu, ale nie co do przestępstw, które wciąż od nowa i wciąż bezczelniej popełniają, tylko co do Racji.

 

Ich Racja składa się z pogardy dla szarego człowieka, w zdolności rozróżnienia tego co jest maskaradą od tego co „my wiemy, mrużymy do siebie oko”, z przedkładania interesu koteryjno-kamarylnego nad dobro publiczne, z szyderczego wytrząsania się nad ideami równości, obywatelstwa, samorządności, albo judaszowej powagi przy ich oficjalnym rozstrząsaniu na użytek mediów, na użytek teatru wyborczego, ze skłonności do łatwego sięgania po prerogatywy władzy (przede wszystkim przemocy i przymusu), ze skłonności do zacierania za sobą śladów poprzez rozmaite kolegialne i proceduralne sztuki, zwane ludowo „dupochronami”, z elementarnego rozumienia, iż wtajemniczenie oraz lojalność są ważniejsze od rzeczywistych kompetencji odpowiadających pełnionym funkcjom, świadomie, choć niepostrzeżenie zamienianym w stanowiska i synekury.

 

Kiedy jest się silnie związanym z tak rozumianą Racją – to nie jest ważne, gdzie jest się zatrudnionym (czytaj: postawionym, ustanowionym) i jaką ma się „moc urzędową”: działa się tak samo, w tym samym „prywatno-koteryjno-kamarylnym) celu, a przede wszystkim przeciw „pospólstwu”, który stanowi glebę, tło, surowiec dla „rzeczywistych” celów.

 

Racja, o której mówię – to Racja Nomenklaturowa.

 

Polska Nomenklatura liczy 200-400 tysięcy osób, a trzeba ją szacować pamiętając o wymianie w ciągu 22-lecia. Liczba ta powiększa się 5-7-krotnie, jeśli uwzględnić janczarów-władyków tak skonstruowanego Systemu.

 

Dlaczego „niezorganizowana grupa przestępcza”? Każdy, kto miał do czynienia z rzeczywistym systemem (nie mylić z siecią czy strukturą), ten zna dziesiątki argumentów na taka oto tezę: niezależnie od tego, czy zmowa powstaje „odgórnie”, czy dojrzewa „oddolnie” – ostatecznie jej sprawność mierzona „inżynierską” skutecznością realizacji poleceń (sygnał-reakcja) petryfikuje się na poziomie określonym kulturowo. To kultura dominująca i zawiadująca społeczeństwem czy środowiskiem decyduje o tej sprawności, a nie dobra wola „zawiadowców”, ich kwalifikacje menedżerskie czy „gęstość” instrukcji.

 

W tym sensie naprawdę mało ważne jest, czy mamy do czynienia z bandą rzezimieszków zdemoralizowaną u zarania, z inteligencją zrazu przejętą misją publiczną i popadająca w patologie, z cynicznymi komentatorami, z profesjonalnymi prawnikami, z sekretnymi służbami, z nienasyconym żądzami biznesem – zawsze efekt jest ten sam: grupa przestępcza, zajmująca się pomnażaniem swoich korzyści kosztem ogółu, funkcjonująca jak PLAZMA: niby nikt z nikim nie kolaboruje, ale efekt jest „pentagramowy” (pentagram=układ), przestępczy System działa z kulturowo określoną sprawnością. W tym sensie jest niezawodny.

 

Czy jest jakiś prawnik na Sali, który to przełoży na paragrafy? Bo mam wrażenie, że uparty prawnik, niezależny, znalazłby właściwą „kwalifikację” tego, co z Polską się dzieje.

 

Co się robi kiedy nic się już nie da zrobić? (fragment już kiedyś publikowany)

Internet  jest już wyraźnie znudzony moimi opowieściami o tym, jakie są głębokie przyczyny zapaści w sferze Nomenklatury (Administracja, Infrastruktura, Finanse, Polityka), jak fatalny wpływ na to ma wyalienowane Państwo (wyobcowane ze społeczeństwa i trzymające nad nim władzę), jak marnieje w Polsce i w nas samych poczucie obywatelstwa, samorządności, jak głęboko ukorzeniony jest nad Wisłą Patrymonializm „domowego, siermiężnego chowu”, jak uciskana i wyzyskiwana jest naturalna żywotność gospodarcza pojedynczych ludzi i tzw. mas, jak większość ludności popada w rozmaite wykluczenia i nędzę, choć „średnią robią” nieliczni giganci sukcesu, jak wszelkie Wartości albo stają się komercyjnymi dobrami, albo nurzane są w błotach rozmaitych, jak zapada się w nicość nasza Demokracja.

 

Pozostała nam ino fałszująca rzeczywistość Konstytucja, mega-neo-totalitarne Państwo, wszech-rządne koterie i kamaryle, atrapy samorządu terytorialnego, iluzoryczna swoboda przedsiębiorczości społecznej i gospodarczej, drapieżny biznes porzucający wszelką misję publiczną, żądne szmalu i oglądalności-poczytności, wielkomiejskie kolorowości mylone z dobrobytem, media przeładowane kłamstwem i reklamami, na koniec egzaltacją, gra wszystkich ze wszystkimi o wszystko, statystyczna propaganda sukcesu, a przede wszystkim porządek konstytucyjno-prawny będący atrapą „demokratycznego państwa prawa” czy „sprawiedliwości społecznej”.

 

Uczelnie ogłupiają zamiast serwować wiedzę i mądrość, ubezpieczalnie biorą składki zamiast ubezpieczać, banki wpuszczają w maliny zamiast wspierać przedsiębiorczość, urzędy uprawiają „spychotechnikę” zamiast wspierać „petentów”, szefowie gardzą „personelem” zamiast organizować go w załogi, funkcyjni uprawiają „tumiwisizm” zamiast spełnić choćby jedną daną wcześniej obietnicę, im kto „wyżej”, tym bardziej ręce ma „ku sobie”, a wzrok ich pilnuje „swego” jedynie, biznes patrzy zysku, który da się osiągnąć bez użytecznej społecznie wytwórczości. Policja walczy z ludnością, tzw. wymiar sprawiedliwości imaginuje sobie jakieś zamaszyste akcje, porzuciwszy sprawiedliwość, armia buszuje po wątpliwych światowych „misjach” okupacyjno-zaborczych, do tego stopnia, że nie jest w stanie w ojczystym kraju zapewnić bezpieczeństwa Prezydentowi.

 

O każdej porze dnia i nocy widzimy – zwartych w bezsensownych pozycjach – obcych nam graczy-mieszaczy, wmawiających nam, żeśmy ich wybrali i ustanowili, zajętych sprawami uroczystymi w różnym nastroju, zajmujących sobie wzajemnie czas i uwagę, aby po chwili zarzucać sobie wzajemnie, że nic nie robią (a ci drudzy z kolei odbijają, że nie robią, bo mają pod górkę, a w ogóle to robią).

 

Salon24 jest tym wszystkim znudzony, na szczęście teksty moje ukazują się jeszcze w innych miejscach, stąd wiem, że nie jest z moimi poglądami aż tak źle.

 

Stara jest prawda, która mówi, że jeśli cokolwiek żywego wpadnie w histerię i – nieopanowane – szkodzi tylko jak pijany słoń, wtedy trzeba czegoś radykalnego: zakląć, uderzyć, wyrzucić za drzwi. Pozamiatać – możnaby zażartować.

 

I budować od nowa.

 

Polska jest w takim stanie, że tu nie ma co naprawiać. Trzeba się poddać z całym tym Pi-aR-em i uznać, że wcale nie idziemy naprzód, choć idziemy przed siebie. Jest źle, jedyni optymiści to ci, którzy liczą na to, że z dużym prawdopodobieństwem nadal będą się karmić publiczną substancją i cudzą żywotnością.

 

Konstytucji – z gruntu antydemokratycznej – nie da się naprawić „nowelami”. Obślizgłego, ustawionego przeciw obywatelowi prawa nie da się naprawić kolejną ustawą czy interwencjami Strassburga. Sypiącej się Infrastruktury nie podeprą kolejni kolesie. Samorządów wiszących (powieszonych) u klamki z dnia na dzień bardziej totalitarnego Państwa nie uczynią obywatelskimi klienckie koterie lokalne, pozorowanych albo „zblatowanych” z Administracją organizacji pozarządowych nie da się zastąpić od jutra rzeczywistymi inicjatywami oddolnymi. Sama Administracja – skoro nic nie umie zrobić bez „dodatkowego zasilania” – nie nadaje się do „remontu” poprzez instrukcje i całe to prawo powielaczowe. „Systemu” napuszczania janczarów-władyków na obywateli i ich dorobek nie da się odwrócić od jutra. Drapieżnych banków, ubezpieczalni, pożyczkodajni, funduszy, budżetów – nastawionych na wydrwidroszowy drenaż – nie da się od jutra zastąpić życzliwymi i prospołecznymi „friendly officers”, skoro dziś instrukcje i procedury „wychowują” ich dokładnie na odwrót. „Systemów” usługowych, które zamiast służyć, wyduszają podstępnie z klienta „darmowe” sms-y i rozmaite zobowiązania sprzeczne z ideą usługi – nie uda się przywołać do pionu karami administracyjnymi. Popadającego w nędzę ludu, deprywowanego ze swego obywatelstwa i człowieczeństwa – nie uczyni się od jutra „społeczeństwem obywatelskim”, zwłaszcza że nie ma w tym interesu trwająca i umacniająca się w pogardzie dla ludu „inteligencja służebna”, cyniczna, bezideowa, bezczelna (tfu: asertywna), i takaż „inteligencja korporacyjna”.

 

Ci, co to ich widzimy celebrujących swoje indywidualne i zbiorowe „ja”, zajmują się szpachlowaniem i lakierowaniem coraz liczniejszych „wiosek potiomkinowskich” i ani im w głowie rzeczywista robota. Służą zresztą nie „wyborcom”, którymi gardzą, tylko całkiem komuś innemu.

 

Trudno będzie mnie wybić z przekonania, że to wszystko trzeba „od nowa”. Huknąwszy uprzednio, ale tak, żeby resztki tego, co zmurszałe i spleśniałe osunęło się w niebyt.

 

Czapińskiego diagnoza społeczna.

Nie podważając – chyba – osiągnięć którejś już redakcji tych badań, zastanawiam się, w jaki sposób docierają badacze do środowisk wykluczonych. Nie tylko do tych, którzy już zupełnie pogodzili się z porażką i niczego nie oczekują, zwiesiwszy głowę, ale też do tych, którzy są bezdomni, którzy utracili stałe źródło dochodu, albo do tych, którzy mają się świetnie, tyle że zaabsorbowani pracą przez 24 godziny na dobę nie rozwijają się nijak poza tym. Otóż ta ostatnia „warstwa ludności”, a po trosze, ale odpowiednio słabiej, warstwa bezdomnych i warstwa bezrobotnych, nie przyznaje się sama przed sobą, że ma jakiś problem. A ma, i to poważny. Diagnozową „szczęśliwość” skorygowałbym o formułę obowiązującą tam, gdzie walczy się o szanse życiowe: „keep smiling”.

 

Klincz globalizacyjny

Rozpoczynając tę notkę – miała być krótka – chciałem pokazać, jak łatwo jest owoce globalizacji (czyli wciąż „masywniejszej” integracji społeczeństw i gospodarek oraz zarządzających nimi państw) przeistoczyć z witaminizującej karmy w wyalienowany (wyobcowany, przemożny) ciężar, stopniowo stający się nie do zniesienia.

 

Ultragospodarka obraca się przeciw Człowiekowi. Zamiast – załóżmy, że paradygmaty i priorytety cywilizacji europejskiej są sensowne – rozbudowywać samorządność, obywatelskość i w konsekwencji demokrację – popadamy w mega-neo-totalitaryzm, w paranoiczny fałsz „tych na górze” – czego owoce zebrał ZSRR, a teraz zbiera Ameryka czy Europa.

 

Dopóki tzw. Lud nie podporządkuje sobie państwa i nie przeistoczy go w samorząd-samorządów – państwo zawsze będzie w sobie chętniej hodowało patologię, władzę, wyzysk – niż dobro publiczne.