Kilka pytań, kilkadziesiąt odpowiedzi

2016-04-07 07:35

 

Podstawowym pytaniem szaraków jest dziś takie: czy przeciętniakowi będzie się żyło lepiej. Gdyby je rozpisać na szczegóły, to szarak pyta o dochód (zatrudnienie), o dach nad głową (bezdomność), o sprawiedliwość (ludzkie spory i krzywdy codzienne), o „państwa w państwie” (medycy, bankowcy, ubezpieczeniowcy, akwizytorzy-naciągacze, służby i policja, skarbownicy, wymiar sprawiedliwości, mafie urzędnicze, eksperci, windykatorzy). W moim przekonaniu kluczem do odpowiedzi na te pytania jest uderzenie we wszelkie formy rwactwa: jeśli osnową działań publicznych jest niepohamowana żądza bogacenia się, takaż żądza szarogęszenia się kojarzona z poczuciem bezkarnej władzy oraz żądza korzystnego przyklejenia się do rozmaitych potęg biznesowych, medialnych, politycznych – to o żadnej etyce w dowolnym środowisku nie ma mowy, co jest złą wróżbą dla szaraków. Moim zdaniem potrzeba tu radykalnej zmiany prawa (konwencji) wyborczego, gdzie głównym gospodarzem spraw publicznych byłaby tzw. wspólnota swojszczyźniana (Czytelnik zna mój pogląd).

Elementem tego pytania jest też przestępczość zwana pospolitą: na ulicy, w środkach transportu publicznego, w zakładzie pracy, w stosunku „władzy” do „obywatela”, w internecie, w handlu, w bankowości i ubezpieczeniach, podczas imprez „artystycznych” i „sportowych”. Szarak czuje się „poza domem”, ale też w domu i w miejscach uważanych powszechnie za „bezpieczne” – coraz mniej pewnie.

Pytaniem podręcznikowym, choć nie dla wszystkich aż tak zajmującym, jest ustrój Rzeczpospolitej. W moim przekonaniu o ustroju-systemie (politycznym-gospodarczym) decyduje sposób, w jaki machina Państwa i Prawa ujmuje ludzkie odruchy kulturowe i przekonania ideowe w reżim norm, przepisów i procedur. W Polsce owo „ujmowanie” podszyte jest krańcowo szkodliwą arogancją tzw. elit w stosunku do tzw. mas: otóż elity poddają masy swoistej perystaltyce: wedle „kuchni”, jaką sobie upodobały, elity przyrządzają sobie masy, po czym je ze smakiem wprowadzają do jamy gębowej. Następnie zamykają usta przemiłym towarzyskim uśmiechem, a tam, w układzie trawiennym, potrawki z szaraków przechodzą katusze, wzbogacając odżywczo i witaminizując swoich pożeraczy, tym zaś uśmiech coraz ponętniej rozkwita. Masy, po przetrawieniu przez elity, opuszczają ich układ pokarmowy w postaci tak podłej i plugawej, że prawie siebie samych wprawiają w zażenowanie. Uczony pewien, jeszcze żyjący, nazwał owoc tej perystaltyki w 80-stronicowym eseju pojęciem „l’uomo senza contenuto”. Otóż ustrój Rzeczpospolitej wprowadzony podstępem u progu Transformacji – to pomnik wystawiony rodzimym i „importowanym” elitom, legalizujący i chroniący przed „oburzeniem” całą tę „kuchnię”.

Kolejne pytania mniej zajmują szaraków, bardziej zaś tych, którzy na różnych szczeblach i w różnych niszach „mieszają” rozmaite sprawy i sprawki.

Najważniejsze pytanie tej grupy wydaje się może dziwne: państwo prawa czy państwo prawne? Otóż państwo prawa to takie, w którym normy, przepisy i procedury są zrozumiałe (proste), obowiązujące wszystkich, zbieżne z elementarnym poczuciem sprawiedliwości, przyzwoitości oraz ładu, co razem wzięte czyni Państwo szanowanym. A państwo prawne to takie, w którym rozmaite interesy, najczęściej dalekie od dobra wspólnego, grają prawem jak chcą, byle wszystko było „lege artis”. Przepisy, normy, procedury – są tu narzędziem, polem rozgrywek, nie służą niczemu dobremu. Wojna o TK, która w rzeczywistości jest wojną o władzę w Polsce (nowo wybrani czy nomenklatura) – to najlepszy przykład tego, o czym tu mowa. Ale mamy kilka świeżych lub zadawnionych afer politycznych, prywatyzacyjnych, przetargowo-konkursowych a nawet wyborczych (20%). Jedynym rozstrzygnięciem jest nazwanie po imieniu sedna sporu i ustalenie formuły „kto musi, kto chce”. Bez szermierki prawniczej, bo prawo polskie (nie jedyne) jest tak złożone, tak rozbudowane i tak „nadmuchane”, że nawet specjaliści wąskich dziedzin nie odpowiedzą na żadne pytanie bez kilku dni do namysłu (a tymczasem sądy, służby, organy czy urzędy żądają odpowiedzi natychmiast).

Ważne też jest pytanie o to, kto (persona lub lobby) rządzi rzeczywiście w Polsce. Nieraz pisałem o tym, że szczególny, a do tego nieprzypadkowy zbieg zapisów ordynacji wyborczej, regulaminu Sejmu i Konstytucji powoduje, że realny i ostateczny wpływ na rozwiązania ustawodawcze (szerzej: prawodawcze) ma kilkanaście osób kierujących ugrupowaniami. Dziś największym „sprawcą” jest w tej konwencji Jarosław Kaczyński i narzekania na jego „wszechwładzę bez odpowiedzialności” to strzały kulą w płot. Zakładając, że zarówno biznes, jak też polityka czy media ale też administracja podążają po ścieżce „magnificencji” (potężnienia) i pragną osiągnąć status „monumentu” (nie do ruszenia) – łatwiej przełknąć pogląd głoszony od lat przeze mnie, na który składają się dwie tezy. Pierwsza: życiem publicznym Kraju i Ludności rządzi Pentagram (mega-polityka, mega-gangi, mega-biznes, mega-służby, mega-media). Druga: w sposób bardziej zawoalowany tym samym obszarem rządzą Matryce, czyli „chmury” organizacyjne, w których sekretem jest sama do nich przynależność, rzeczywisty cel „chmury” oraz „moja” pozycja w „chmurze” (czasem nawet jej „szef” nadal myśli, że jest zaledwie szarym ogniwem). O, i teraz ze spokojem przyjmuje uwagi o mojej skłonności do doszukiwania się wszędzie spisków.

Kolejne z ważnych pytań – to rola polityczna Kościoła Katolickiego. Warto przed udzieleniem odpowiedzi sięgnąć do historii tzw. sporu o inwestyturę, zakończonego niestety kompromisem nierozstrzygającym niczego. Szło o to, czy to hierarchia Kościoła będzie nominowała władców i skłaniała ich do generowania swoich rozwiązań prawnych – czy to „cesarze” będą kontrolowali poczynania biskupów wewnątrz swoich suwerennych państw. Nie ma na świecie konkordatu (owoc kompromisu sprzed wieków), który treścią odpowiadałby swojej nazwie (łac. concordatum: uzgodniony). Jest jasne, że księża tak samo jak menedżerowie korporacji czy opiniotwórcza inteligencja – jeśli są obywatelami – mają wszelkie prawa obywatelskie dostępne w Państwie. Ale jest też jasne, że (tak jak opiniotwórcza inteligencja czy menedżerowie korporacji) – mają ponadprzeciętny wpływ na polityczną i urzędniczą pragmatykę i poprzez ten wpływ nieco naruszają wyobrażenie ludowe nt. równości wszystkich wobec wszystkich. Jeśli przy poprzednim pytaniu mowa była o Pentagramie i Matrycach – to pora pojąć, że Kościół, Media, Korporacje (i parę innych ponadnarodowych formacji, np. FIFA) są wehikułami tej twarzy globalizacji-kontynentalizacji, która śmiertelnie zagraża suwerenności Państw. I każde państwo po swojemu sobie z tym radzi. Polska – fatalnie.

I jeszcze jedno pytanie – Rynek-Demokracja-Wolność. W moim przekonaniu mowa jest o Ideach-Racjach (rodem z Europy), a nie o materializującej się rzeczywistości. W każdym razie na pewno w Polsce. Polska zresztą to „taka dziwna kraj”, która wyobraża sobie, że jest pełnoprawnym członkiem rodziny europejskiej, gdy tymczasem dosiadła się do europejskiej biesiady co najwyżej 1000 lat temu i nigdy, podkreślam: nigdy nie miała w Europie nic do powiedzenia w sprawie któregokolwiek jej regionu (Germania, Brytania, Iberia, Galia, Italia, itp.), a sama raz po raz była obiektem politycznej, gospodarczej a nawet kulturowej agresji „stamtąd” lub podstępów. To co piszę to nie jest „rusofilia” (to też polski kompleks), tylko ocena wielowiekowej pozycji Polski w przestrzeni europejskiej. Teraz do rzeczy: wymienionym regionom dość wygodnie jest pokazywać Polsce, Bałkanom, Przybałtykowi, Ukrainie – jak daleko nam do Demokracji, Rynku i Wolności, podkreślają to podpuszczającym słowem dającym nadzieję: „jeszcze”. po czym spokojnie nasyłają na Polskę monopole biznesowe, medialne, biurokratyczne i wszelkie wyobrażalne, dając tym monopolom zadanie „uczenia Polski demokracji i rynku”. Jednym słowem: kulturowo-cywilizacyjnie, a w ślad za tym psycho-mentalnie mamy swoje własne „wykładnie” Demokracji, Rynku i Wolności, ale kurczowo uczepieni swojej wydumanej europejskości udajemy sami przed sobą, że jesteśmy „prawdziwi” jako Europejczycy. Jeśli zauważyć, że podobnie maj cała Europa Środkowa, to rozwiązanie narzuca się samo: im szybciej tym więcej do uratowania.

Na koniec smaczek: czy i którędy do Ameryki? USA to kraj uchodzący za najbardziej „wyposażony” w Demokrację, Wolność i Rynek. Biorąc pod uwagę kilka amerykańskich grzechów pierworodnych (holokaust Indian, „wymówienie” wobec Korony, import siły roboczej z Afryki), biorąc pod uwagę takie okoliczności, jak wszechwładza globalna amerykańskich korporacji, amerykańskiej armii i amerykańskich służb (w tym sekretnych), biorąc pod uwagę ustawiczny drenaż USA na szkodę całego świata, generowane przewroty polityczne w „suwerennych” krajach i grabieżczo-łupieskie wojny, biorąc pod uwagę terror biurokracji amerykańskiej (inwigilacyjny, sądowy, eugeniczny) wobec własnej ludności – przypisuję sobie prawo do zdania odrębnego. Ale akurat nie to jest sednem mojego poglądu w tej sprawie. Otóż „biała Północ” – mówiąc oględnie – wyczerpała swoje możliwości efektywnego zarządzania losami świata, rolę chwilowego (na kilka pokoleń) hegemona przejmują Chiny i oddadzą tę rolę dwu-biegunowi, jaki powstanie po Indiach i Ameryce Południowej. W tej sprawie trwa wojna na śmierć i życie między USA i Chinami o Arabię, Azję Centralną, Afrykę i wszelkie „przestrzenie nie-ucywilizowane”. Chiny stosują w tej wojnie technikę „retour en avant” (znaną ze sztuk walki) i przygotowują się do zadania ciosu w amerykański splot słoneczny, jakim jest tele-informatyka, a w ślad za nią np. genetyka czy „władza mentalna”. Na tym tle warto zadać pytanie: po co my tak z tą Ameryką i „łaską”? Za co?

A teraz, drodzy mediaści, pytanie do was: o co chodzi w najnowszej polskiej wojence? Dla was to ważne, bo to od waszego prowadzenia się zależy, jakimi słowami będzie rozmawiać „salon”, „ulica” i „władza”. Otóż zaprzychodowałem sobie niedawno słowo „pertynencja” (TUTAJ) i objaśniłem następująco:

Ostatecznie proponuję Pertynencję rozumieć jako zbiorowe, społeczne albo ustrojowe dążenie do monumentalnej wizji kulturowo-cywilizacyjnej stanowiącej podłoże ideologiczne działań politycznych. Owa wizja monumentalna – to konkretny zbiór przedstawień monumentalnych, zapisanych w politycznych programach-ideologiach-projektach, do których się (owocnie lub nie) dąży. Natomiast zmianę Pertynencji – jako działanie o charakterze rewolucyjnym lub korekcyjnym, wywiedzione z nabrzmiałej społecznej RACJI (rewolucja) albo z kaprysu elit rządzących (reforma autorytarna). Jeśli w sposób autorytarny Permanencja zostaje zwiedziona na manowce – reakcja społeczna powoduje korekty.

W Polsce okres Transformacji posłużył tzw. Społeczeństwu-Narodowi to tego, aby na własnej skórze odczuć, jak „zachodnia” RACJA może być przetłumaczona na „nasze” w najbardziej paskudny z dopuszczalnych sposób, co zaowocowało takim a nie innym Ustrojem (patrz: wyżej, pytanie o ustrój). Kiedy już większość pojęła owo paskudztwo (czasem w spazmach: Tymiński, Lepper, Kukiz) – to uciekła w formułę „indignados”: liczba stowarzyszeń, ruchów i partii wskazujących na to, że Ustrój Rzeczpospolitej kłóci się ze społeczną Racją może zadziwić niejednego znawcę procesów rewolucyjnych. Na polskie nieszczęście „ten kto rządzi w Polsce” nie wręczył dyplomu uznania Kukizowi (który raczył rozhuśtać Ustrój), tylko sobie ukradł rację „indignados” jak swoją, ale potraktował ją jak elita traktuje w Polsce masy. Na to wszystko nakłada się wielka niechęć pokonanej wyborczo Nomenklatury i obrastających ją kiści przetargowo-konkursowych do oddania tego, co pożywne i witaminizujące. Kiedy więc pytamy o co chodzi – to odpowiedź jest prosta: stara formacja mówi słowami Lisa, „możecie sobie wygrywać wybory, ale Polski NAM nie odbierzecie”.

A ci się uparli i odbierają…

Jasne?