Kiedy się prawo zapętli

2017-01-13 07:25

 

W naukach społecznych – poza ekonometrią, ale ona zmierza w kierunku inżynierii – trudno jest znaleźć „sposoby” na analizę sytuacji granicznych, czyli takich, w których nawet drobna zmiana może dawać jakościowo różną rzeczywistość. Sytuacje te możemy przyrównać do granicy między plażą a wodą: dwa kroki w tę albo w tamtą – i mamy zupełnie inne środowisko.

Czuję, że z sytuacją graniczną mamy do czynienia w obszarze legislacji, tworzenia i stosowania prawa.

Przede wszystkim na to, co nazywam przepisem właściwym – nakłada się dziesiątki tego, co nazywam regulacją proceduralną i opisem okoliczności zastrzeżonych. W każdej wyobrażalnej, ewidentnej sytuacji „właściwej” – procedury i okoliczności mogą tak zamącić, że aż boli.

Naprawdę trudno jest wyobrazić sobie, że możliwych jest  więcej niż 100 nakazów i zakazów, odwołujących się do zasad Przyzwoitości, Sprawiedliwości i Racjonalności. Egipcjanie ograniczyli tę liczbę do 42 (zaprzeczeń bogini Maat), Żydzi skrócili tę listę to 10 (w tym dwa regulujące relacje Człowieka z Bogiem). No, ale kiedy sędzią może zostać człowiek młodszy (i niewątpliwie mniej doświadczony) od większości tych, których postępki osądza – to trudno się dziwić, że daje mu się do ręki grube tomiszcza, z których ma – wedle nie wiadomo czego – wybrać tych nie więcej niż 25 zapisów, którymi ukrasi uzasadnienie wyroku-orzeczenia-postanowienia.

Najbardziej mnie śmieszy i irytuje zarazem, że nawet specjaliści konkretnej – z kilkudziesięciu(?) – dziedziny prawa, najczęściej nie są zgodni w ocenie konkretnej sytuacji, co owo prawo czyni zabawą w rękach tych, którzy są w nim bieglejsi od innych, albo są zwyczajnymi wydrwigroszami. A jeśli do tego dołożyć zasadę, że nieznajomość przepisów prawa nie zwalnia z odpowiedzialności za ich naruszenie – to mamy problem społeczno-moralny.

Gdyby tak – metodą wiecową – w samorządnych społecznościach wytypować owych nie więcej niż 100 norm, a każdą opatrzyć uzasadnieniem co do Przyzwoitości, Sprawiedliwości i Racjonalności – to uzyskalibyśmy prawo jasne i zrozumiałe, zwłaszcza że tworzone przez samą społeczność, a nie wyrafinowanych profesjonalistów. Tych powinno odesłać się do badań nad wzajemnymi związkami tzw. paremii[1], które – o zgrozo – coraz częściej widzimy przekute w paragrafy!

Właśnie suwerenność społeczności lokalnych w tworzeniu własnej „grypsery” leży u podstaw mojego konceptu Państwa Równoległego (l'Etat parallèle), która nie oznacza jakiegoś dysydenckiego kontr-gmachu prawniczego, tylko tygiel rozmaitych lokalnych „legislatur”.

No, i podstawa: oddzielić Okoliczności i Procedury od tego, co jest rzeczywistym prawem (wywiedzionym z Przyzwoitości, Sprawiedliwości i Racjonalności). Żaden regulamin, instrukcja, okólnik – nie może być traktowany jako prawo! I stawiany równorzędnie obok zakazu zabijania czy nakazu traktowania bliźniego jak siebie samego. Bo wtedy łatwo jest pomylić znaczenia: skazać niewinnego, uniewinnić oczywiste przestępstwo, odesłać chorego, by umarł na schodach szpitala, dopuścić jawną niesprawiedliwość. I wszystko to nazwać łącznie „demokratycznym państwem prawnym”.



[1] Paremia prawnicza – krótka sentencja (zasada, maksyma), sformułowana najczęściej przez jurystę będącego uznanym autorytetem prawniczym (z reguły jurystę starożytnego Rzymu), wyrażająca w przystępny sposób fundamentalną zasadę prawną. Zaletą jest ich uniwersalność, zrozumiałość dla prawników niezależnie od języka ojczystego. Prawnicy współcześnie chętnie sięgają do paremii, stanowią one też częsty element retoryki prawniczej;