Katusze dżentelmena z pierwszego pokolenia
KATUSZE DŻENTELMENA Z PIERWSZEGO POKOLENIA
Niełatwo być dżentelmenem
Na naszym świecie bożym
Ty co i rusz chcesz lepiej
Wychodzi jednak gorzej
Niełatwo pion utrzymać
Śród dworskich pień bohemy
Gdy słowo twoje czerstwe
I łapska jak bocheny
Niełatwo damom sprostać
W salonowym dowcipie
Bo co rozpoczniesz „wica”
To ci się „płenta” rypie
Niełatwo usiąść do stołu
I nie utracić twarzy
Gdy mylisz nóż z widelcem
A i beknąć się zdarzy
Niełatwo być dżentelmenem
Gdy słoma w butach uwiera
Gdy krawat niczym obroża
Dusi cię jak cholera
Niełatwo siorbać jest z lampki
Gdy chce się klina „czystej”
A tutaj winko cieniutkie
Masz zamiast wody ognistej
Niełatwo ręce powstrzymać
Gdy dekolt wielki zaiste
I biusty dwa niesforne
Kuszą nad wyraz sprężyście
Niełatwo jest bzdurzyć o rzeczach
Całkiem nieważnych i głupich
Gdy głowę ci zaprząta
Kto zbiory latoś kupi
Niełatwo jest patrzeć w lustro
Gdzie zamiast lica gładkiego
Pysk pszenno-buraczany
Wskazuje na gminne EGO
Niełatwo wstrzymać pierdnięcie
Po sutym podwieczorku
Skąd mogłem wiedzieć że oni
Nic nie jedli od wtorku?
-----------------------------------------------
Łatwo jest popaść w zadumę
Nad świata złożonością
Którym rządzą jak swoim
Ci salonowi goście
I myśl się szczera rodzi
Jedna, a potem druga:
Możeby jednak od jutra
Z powrotem wrócić do pługa?