Katalonia. Podtrzymuję pogląd

2017-10-02 05:43

 

Wbrew podejrzeniom, ja nie osłaniam "madryckich". Piszę o tym, że Generalitat de Catalunia to prowokatorzy, bo wiedzieli, że wywołają tą właśnie, paskudną i niepowazna politycznie, reakcję "madryckich", a skutek docelowy - to osłabienie idei autonomii i do tego zasłonięcie problemu społecznego, podnoszonego przez "indignados".

 

Napisałem wczoraj notkę „Kilka gatunków baranów” (TUTAJ), w której na gorąco zawarłem następujące „mądrości”:

1.       Jest różnica między samorządnie usposobionymi (od zawsze) Katalończykami a centralistycznie usposobionym rządem madryckim;

2.       Pomiędzy nimi operuje Towarzystwo zarządzające Katalonią (Generalitat de Catalunya) – to są ludzie kompromisu, którym wystarcza poparcia stołecznego, by ich nie usunięto z list, wystarcza też poparcia lokalnego, by obsadzić urzędy;

3.       Towarzystwu temu z jakichś powodów „odbiło” i wbrew rodzimemu prawu katalońskiemu (autonomicznemu w ramach prawa ogólno-hiszpańskiego) rozpoczęło akurat teraz ryzykowną grę;

4.       Na całym zamieszaniu – w którym pełno egzaltacji a mało debaty – traci Katalonia jako region-społeczność i traci rząd madrycki, a prowokator (Generalitat de Catalunya) udaje, że „to nie ja, to kolega”;

5.       Ani królewięta (którym historycznie mało do Katalonii), ani wszechmądra Europa (UE) nie uczestniczą otwarcie w debacie, a powinny;

Napisałem, że jestem bezdyskusyjnie, od zawsze, zwolennikiem dominacji racji samorządowej nad racją państwową. Ale nie jestem anarchistą: po prostu sądzę, że jakiekolwiek Centrum Państwowe powinno pozostawać na usługach i pod kontrolą samorządów, nie zaś odwrotnie.

 

*             *             *

Mam o sprawie katalońskiej zdanie takie samo, jakie miałbym o każdej prowokacji. Nie dość, że idea autonomii – znana i żywa w Iberii – dostaje właśnie cięgi, to jeszcze na drugi albo jeszcze dalszy plan spychany jest żywioł „indignados”: separatyści wypierają z aktualnej debaty problemy Świata Pracy, Stosunków Społecznych, Demokracji – podpinając je jako zaledwie załączniki do sprawy Samostanowienia, szytej grubo i jakoś nie w porę. W każdym razie nie widzę dobrego powodu, by teraz napinać struny.

Korci mnie do porównań.

W Polsce pod pozorem obrony Demokracji przemyca się pogląd o dobrodziejstwach Transformacji. Oczywiście, że mamy nad Wisłą problem z Demokracją, ale ową Demokrację należy Polakom przypominać nie poprzez apologetykę formacji odsuniętej „słusznie” od władzy. Bo stwarza się wrażenie, że Solidarność stała murem za komitywą biznesu i polityki, chwytaczy i decydentów, a nie za Samorządną Rzeczpospolitą.

Ruch „indignados” (ja dodaję jeszcze określenia „huerfanos, inocentes, desdentados, excluidos”) – wykreował hiszpańską Podemos (damy radę). A ta wdaje się teraz w przepychanki poboczne, jak, nie przymierzając – polskie ugrupowanie młodzieży walczące ze śmieciówkami. Jasne, że śmieciówki to problem dolegliwy, ale jest on ledwie „szczególnym przypadkiem” problemu poważniejszego, konfliktu Świata Pracy ze Światem Rwactwa i Ucisku Nomenklaturowo-Biznesowego.

Jasne, że problem jeszcze większej samorządności-autonomii Katalończyków to problem żywy w tym regionie, ale – powtórzmy – jest on ledwie „szczególnym przypadkiem” problemu poważniejszego, konfliktu Świata Pracy ze Światem Rwactwa i Ucisku Nomenklaturowo-Biznesowego.

 

*             *             *
Wynik zamieszania katalońskiego jest dla mnie oczywisty: wyrosną na nim nowi „bohaterowie ulicy” oraz „ofiary reżimu”, ale sama sprawa katalońska właśnie dostaje nóż w plecy, za sprawą prowokatorów z towarzystwa Generalitat de Catalunya (nie poprawiajcie mnie, wiem że to nazwa władz autonomicznych Katalonii). A obok idei autonomii kuksańca dostaje ruch „indignados, huerfanos, inocentes, desdentados, excluidos” – i o to właśnie chodzi, drodzy lewicowcy wzruszający się siniakami Katalończyków od madryckich kul gumowych.

Czkająca wciąż od nowa swoim rozdemokratyzowaniem Europa nie podejmie poważnie problemu Samorządności, bo w Europie Demokracja ma za zadanie kojarzyć się  Państwem Prawnym (państwem przepisów, norm, standardów, certyfikatów, dopuszczeń, procedur, algorytmów, instrukcji) – a nie z Wzajemnictwem, Gromadnictwem, Samostanowieniem, Solidaryzmem, Samopomocą, Wspólnotowością, Kooperatywizmem (patrz np.: Mondragón Corporación Cooperativa w innej autonomii iberyjskiej, stające się coraz bardziej korporacją).

Może posuwam się za daleko: jeśli Europa jest konsolidowana politycznie „w duchu teutońskim” (łączącym biurokratyczną hybrydę niejasnego zarządu, czyli sitwy realizującej dziwne projekty w mętnej wodzie – z przedsiębiorczością nomenklaturowo-funduszową, np. Soziale Marktwirtschaft jako ćwiczenie z ordoliberalnej deproletaryzacji mas przez upowszechnienie własności) – to nie w smak jej „jakieś” koncepty samorządności. Sposobem jest skompromitowanie idei autonomii przez pokazanie, że za autonomią kryje się zwykłe warcholstwo.

Powtórzę myśl główną, bo ona ma zwyczaj umykać: ktoś równie sprytnie, co bezczelnie – zagrał na emocjach separatystycznych, prowokując zarówno przewrażliwionych Katalończyków, jak też rząd madrycki. I to właśnie tego kogoś już teraz trzeba zacząć rozliczać za regres, jaki nastąpi.

Napisałem w tym swoim artykule wczorajszym: Katalończycy – ochłonąwszy, bo teraz wszyscy będą winić wszystkich – powinni rozpisać jak najszybciej wybory nadzwyczajne i pogonić „rodzimych” prowokatorów z Generalitat de Catalunya – i w ten sposób pokazać rzeczywistą, a nie papierową autonomię. Takie prawo mają, niepodważalne. Jeśli dadzą się wpędzić w manifestowanie krzywd post-frankistowskich – przegrają na jakiś czas swój wizerunek.

 

PS

Oczywiście, Amerykanie zdołali dolepić do tej hecy „prowokację rosyjską”. Noż, kurczę, jest jakiś lekarz…?