Irkucka opowieść biesiadna

2010-09-26 07:42

 

 

W Irkucku jest tylu Mongołów, ilu w Warszawie Wietnamczyków. Tyle że W Irkucku są oni bardzo widoczni, bo miasto nieco mniejsze. Poza tym w Irkucku jest dużo Buriatów, etnicznie też Mongołów, choć jak zwykle w takich sprawach – zainteresowani mają swoje „zdanie odrębne”.

 

Półtorej doby temu w mieszkaniu Mongołów, gdzie spędziłem ładnych kilka dni, zaczyna się kolacja pożegnalna. Mnóstwo rozmaitych potraw, każda oparta na mięsie w cieście wyrabianym bez jajek. No, i to co na stole bywa w takich chwilach, choć nie zmusza się nikogo, by koniecznie spożywał. To sie po ichniemu nazywa "arak", albo podobnie.

 

Rozmawiamy o tysiącu sprawach, które nas zdążyły połączyć w tych kilka dni. Jest miło, zgodnie, fajnie, tak jak zawsze być powinno.

 

Lubię śpiewać, choć nie zawsze oznacza to, że moje talenty powalają słuchaczy na kolana. Jako, że mowa jest o znanym na całym świecie serialu „Czietyrie tankista i sabaka” (u nas zatytułowanym „Czterej pancerni i pies”) – zaintonowałem „Deszcze niespokojne”, piosenkę z czołówki każdego odcinka. I – nie uwierzycie – chór mieszany wtórował mi po mongolsku, wszyscy tę czołówkę znają na pamięć!

 

Potem inne były pieśni, w połowie znane gospodarzom, więc był chór, i było solo.

 

Skąd mi do głowy przyszła Warszawianka 1905 – nie wiem. Może z czasów, kiedy ją wykonywałem w wojskowym chórze? Nic to, śpiewam:

 

Śmiało podnieśmy sztandar nasz w górę,

Choć burza wrogich żywiołów wyje,

Choć nas dziś gnębią siły ponure,

Chociaż niepewne jutro niczyje.

O, bo to sztandar całej ludzkości,

To hasło święte, pieśń zmartwychwstania,

To tryumf pracy, sprawiedliwości,

To zorza wszystkich ludów zbratania!

 

Ktoś równolegle śpiewa to samo w innym języku:

 

Вихри враждебные веют над нами,

Тёмные силы нас злобно гнетут.

В бой роковой мы вступили с врагами,

Нас ещё судьбы безвестные ждут.

Но мы подымем гордо и смело

Знамя борьбы за рабочее дело,

Знамя великой борьбы всех народов

За лучший мир, за святую свободу.

 

Robi się międzynarodowo. Pieśń narasta, tak jest skonstruowana, jak niegdyś hymn radziecki, aż do potężnego uderzenia na koniec:

 

Naprzód Warszawo!

Na walkę krwawą,

Świętą a prawą!

Marsz, marsz, Warszawo!

 

I w tym momencie nagle uświadamiam sobie, że pozostali śpiewają tę pieśń po mongolsku! Ale numer! Nasza antycarska Warszawianka zrobiła karierę w Azji, do tego stopnia, że ludzie dużo ode mnie młodsi znają ją na pamięć, śpiewają na zawołanie!

 

Nooooo!

 

Szkoda, że moi przyjaciele nie podjęli innych, równie ważnych dla mnie piosenek: „Głęboka studzienka”, „Żeby Polska była polska”, itd.

 

Jeszcze wiele jest do zrobienia na niwie polsko-mongolskiej, w nadbajkalskim mieście Irkuck!

 

Zatem - wrócę tu, obiecuję!