I ty możesz zostać frustratem

2011-10-24 08:09

Frustrację definiuje się jako zespół przykrych emocji związanych z niemożnością realizacji potrzeby lub osiągnięcia określonego celu, który jest osiągalny, ale na jego drodze jest poważna przeszkoda.

 

Deprywacja potrzeby jest natomiast definiowana jako trwający przez jakiś czas brak ważnych dla człowieka czynników: biologicznych, psychologicznych bądź społecznych, przy czym nie widać nadziei na wypełnienie tej luki w wyobrażalnym terminie.

 

Różnica między frustracją a deprywacją jest zatem taka: jeśli zaspokojenie potrzeby jest aktualnie niemożliwe – mamy poczucie deprywacji, jeśli jednak jest możliwe, ale „blokowane” – frustrujemy się.

 

Oczywiście, będę pisał o polityce. W dodatku polskiej.

 

W powyższym kontekście najważniejszym celem polityka jest wywołanie wrażenia, że to, czego oczekuje wyborca (elektorat, publiczność, masy), ale nie otrzyma i nie osiągnie – to nie jest skutek działań polityka, tylko obiektywność, niezależna od nikogo. Polityk zapobiega frustracji przenosząc ją do świata deprywacji.

 

W dobie „globalnej wioski”, kiedy wszyscy wiedzą wszystko z internetu, wmawianie ludności takiego stanu rzeczy jest trudne: dlaczego u nas coś jest niemożliwe, a „gdzieś tam” jest dostępne w sposób oczywisty? Stąd rodzą się – w zależności od okoliczności - agresja, regresja, apatia.

 

Pojawia się nieuchronnie sprzeczność pomiędzy SYSTEMEM a OBYWATELSTWEM.

 

Z wielu definicji Systemu stawiam na taką, która mówi o zespolonym, wewnętrznie domkniętym wielo-oddziaływaniu elementów skupionych w Sieć i poprzez przypisane relacje wzajemne uporządkowanych w Strukturę. Jaśniej: konkretny zbiór elementów (np. dróg miasta) stanowi sieć, poustawiane znaki podporządkowania i pierwszeństwa czynią z sieci Strukturę, zaś realny ruch samochodów i pieszych rozlewający się po strukturze stanowi System.

 

Z wielu definicji Obywatelstwa stawiam na tę, która mówi o wystarczającym rozeznaniu w sprawach publicznych i bezwarunkowej gotowości do czynienia ich lepszymi. Jaśniej: obywatel to ktoś taki, kto orientuje się w sprawach administracyjnych, prawnych, społecznych, gospodarczych w stopniu dającym „prawo głosu”, a jednocześnie zabiera ten głos zawsze, kiedy widzi możliwość usprawnienia, ulepszenia, zapobieżenia stratom – kierowany dobrem publicznym.

 

System ma „obiektywną skłonność” do deprywowania, rugowania ludzkich potrzeb poza „sprawy do załatwienia”, ustawiając (narzucając) w hierarchiach wartości najpierw potrzeby systemowe (których w ogóle bez systemu nie byłoby), a potem dopiero potrzeby pierwotne (dla których system powstał). Np. Kisiel miał zwyczaj kpić, że socjalizm dzielnie zmaga się z problemami, które sam sobie stwarza.

 

Obywatelstwo zaś jest podstawowym pierwiastkiem samorządności. Gdyby świat był zaludniony wyłącznie przez obywateli, żadne Państwo (aparat, system) nie miałoby racji bytu, bo wielopiętrowy i wielowątkowy samorząd wypierałby rozwiązania państwowe (usztywniające, alienujące), a nawet nie dopuszczałby do ich wykluwania się. Np. Marks ukuł pojęcie „zrzeszenie zrzeszeń wolnych wytwórców”.

 

Mamy – w znakomitej większości – fatalną właściwość psycho-mentalną. Otóż – myśląc „system” – myślimy odruchowo „operator” albo „suweren”. Właśnie takie myślenie rodzi antagonizm między systemem a obywatelstwem.  Bo prędzej czy później wyłonimy „operatora” i „reprezentanta”, który w naszym imieniu będzie „doskonalił” System. I w procesie wyłaniania okaże się, że to nie operatora i reprezentanta wyłoniliśmy, tylko władcę, który system obróci przeciw nam.

 

Kiedy System i jego operatorzy mają się najlepiej? Kiedy nie przeszkadza im Obywatel! W obiektywnym interesie dowolnego systemu jest sprowadzenie człowieka do roli trybu, i to pożytecznego, przydatnego trybu. Zabijanie różnorodności, zabijanie „ryzyka” zdefiniowania nowego celu (paradygmatu) i nowych procedur, algorytmów, reguł w społecznej, niekontrolowanej debacie.

 

Dotyczy to każdego systemu: technicznego, społecznego, politycznego, gospodarczego.

 

Dlatego każdy system, w rękach swoich operatorów, „zrobi wszystko”, by sprowadzić nas na poziom wtórnego analfabetyzmu obywatelskiego (B. Smoleń: kiedy śledź wpadnie w sieć…, a gdy tchu już śledziowi brakuje, życie w sieci się normalizuje!)

 

 

*            *            *

Nie dajmy się obezwładnić deprywacyjnej apatii. Nie dajmy się ponieść roszczeniowej agresji. Frustrujmy się, zwyczajnie, po obywatelsku!