Grendowicz, żyjecie? Larum grają!

2014-04-08 14:40

 

Najbardziej wzięty w III Rzeczpospolitej menago gospodarczy, któremu powierzono około roku temu największy biznes w historii Polski – siedzi niczym trusia w norce i nie wychyla się. Znaczy: nie ma nic do roboty poza celebrowaniem i piastowaniem, albo kręci lody aż miło.

Jako, że firma sprawnie obudowana została otuliną marketingową (kilka osób zarobiło i zarabia), to nie muszę cytować siebie (choćby TUTAJ, albo TUTAJ, albo TUTAJ), mogę czerpać z niezawodnej Pedii. „Program Inwestycje Polskie został zapowiedziany w październiku przez premiera Donalda Tuska podczas tzw. drugiego exposé i ma inwestować środki m.in. w budowę elektrowni węglowych i gazowych, gazociągów, magazynów gazu, infrastruktury drogowej, kolejowej oraz portowej”.

/logo zaprojektowane przez dr. Piotra Garlickiego z warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Ładne, nieprawdaż? I drogie pioruńsko!/

A na stronie PIR SA czytamy w nowomowie: „W okresie od 19.06.2013 do 08.04.2014 spółka przeanalizowała 51 projektów inwestycji bezpośrednich”. Listy tych przeanalizowanych inwestycji nie ma, w każdym razie ja nie umiem znaleźć. Ale policzmy: niecałe 10 miesięcy to niecałe 300 dni, tak zwany Zespół Inwestycyjni (czyli ci, co pracują merytorycznie) liczy 11 osób (Prezes Grendowicz, Wiceprezes, dwoje Dyrektorów, jeden Główny Inżynier, trzech Menadżerów Inwestycyjnych, trzech Analityków (na oko małoletnich), z tego jeden Starszy. Załogantów „technicznych” nie liczę, choć spodziewam się, że jest ich co najmniej drugie tyle (zajrzę kiedyś do siedziby na Książęcej, tak, z ciekawości). Wychodzi – jeśli założymy, że Analitycy, Menadżerowie i Inżynier zajmują się tylko analizami – po 36 dni na analizę projektu. Miesiąc, jeśli odliczyć wolne dni. Ale UWAGA: „Zespół Inwestycyjny PIR przeprowadza szczegółowe badanie due diligence przy wsparciu doradców zewnętrznych”. Oczywiście, żadna analiza nie jest opublikowana (na pewno chodzi o tajemnice biznesowe, he, he). Wstępnie zaakceptowano trzy projekty. Nadzorowała tę robotę 8-osobowa Rada Nadzorcza. Sami spece od kręcenia lodów.

Bardzo proszę Radę Nadzorczą o zatrudnienie mnie w charakterze Super-Menadżera PIR SA. Zaprowadzę tam porządek w trzy dni. Zacznę od pytania, co poza 3-4-letnim doświadczeniem zawodowym wnoszą do firmy analitycy. Z ich biogramów (jeśli je oczyścić z nowomowy) wynika, że robili dotąd za janczarów finansjery. Określam tak ludzi szeregowych i służebnych, którzy biegle wyuczyli się algorytmów i procedur wypracowanych przez świat finansów-budżetów-ubezpieczeń-gwarancji-funduszy, o tak zwanych projektach myślą „flipperowo”, w takich samych „operacyjnych” kategoriach, jak logistyk zespołu Formula 1 myśli o doborze opon, grafiku zjazdów na pit-stop, dotankowaniu bolidu, regulacji spoilera, użyciu rozmaitych systemów przydających mocy na „prostej”. Od komputera różni ich „kopiowy ołówek”, czyli zdolność do korekty po tym, jak ich „cybernetyczno-rachunkowe” wypociny zostaną przesiane przez pozaformalne interesy, co leży w kompetencji władz PIR SA, a nie tych „prostych analityków”. Tę tajemną wiedzę, jak grać ekonomicznie pod interesy polityczne – ma niewątpliwie Grendowicz, specjalny typ nomenklaturszczyka, udający, że pobrał gruntowne wykształcenie z ekonomii.

 

*             *             *

No, dobra, powiem o co mi chodzi. Otóż nie gaśnie we mnie podejrzenie, że PIR SA w rzeczywistości zajmuje się robotą, którą nazwałbym „wiązanie snopków”. Jest wszak (według „Polityki inwestycyjnej”) inwestorem wspierającym, pomocniczym, „dosiadającym się” w takich branżach jak: Energetyka, Węglowodory, Transport, Infrastruktura samorządowa, Infrastruktura przemysłowa, Infrastruktura telekomunikacyjna, a  przecież nieodłącznym elementem „wchodzenia w biznes” jest zawsze pełna wiedza o partnerach (firmach, zarządach, powiązaniach). To zaś oznacza, że PIR jest zalążkiem MEGAFUNDUSZU, o rozmiarach dotąd w Polsce nieznanych, który poprzez polityczne koneksje (udziały, wspólne projekty, inżynieria kadrowa) obejmie z cicha pozycję MONOPOLISTY, pozostającego do dyspozycji konkretnej kamaryli politycznej nawet wtedy, kiedy zmienią się w Polsce rządy.

To się zdarza. Kiedy Janusz Piechociński usiadł w fotelu Ministra Gospodarki, to całkiem liczna grupa „ludzi Pawlaka” pozostała tam nienaruszona, wraz z jej przełożeniami poza-urzędowymi. Gdyby nowy minister chciał pozwalniać to towarzystwo, dobrane wedle lojalności – wywołałby kryzys w PSL, ale też w rządzie. Czyli nic kadrowo nie potrącił. To zaś oznacza – hipotetycznie – że Pawlak w pełni rozeznaje się w pracach Ministerstwa i może (nie musi) wpływać na jego prace. Nota bene: PIR SA pozostaje w zupełnej izolacji od Ministerstwa Gospodarki, a przecież ma zajmować się innowacjami, które – cokolwiek by tu czarować – nie leżą w kompetencjach Ministerstwa Skarbu, a już na pewno nie w urzędowych kompetencjach finansjery (patrz: zarząd, rada nadzorcza PIR), która w Polsce jest zarządzana (jako środowisko) spoza granic Kraju.

PIR SA – to przedsięwzięcie dużo poważniejsze niż Ministerstwo Gospodarki, w dodatku mimo pozorów formalnych zarządzane mniej transparentnie, mniej otwarcie, bo biznes to biznes, i tyle.

Energetyka, Węglowodory, Transport, Infrastruktura samorządowa, Infrastruktura przemysłowa, Infrastruktura telekomunikacyjna – to obszar, w którym „nic nie działa sprawnie” poza enklawami odpłatnymi ekstra. Ktoś, kto ma do dyspozycji kilka miliardów złotych (docelowo kilkadziesiąt), a „trzyma łapę” na sieciach, strukturach, sieciach gospodarczych – ten nawet gdyby nie chciał, to decyduje o rzeczywistej, niekoniecznie oficjalnej strategii całego obszaru gospodarczego.

 

*             *             *

Trzy akapity cytatu ze znakomitej notki blogera „henrykspol”.

Bez innowacyjności nasza gospodarka zawsze będzie gospodarką drugorzędną. Bo produkcja towarów i usług na zakupionych za granicą liniach produkcyjnych i  technologiach jest, siłą  rzeczy,  odtworzeniowa . Ktoś inny wymyślił, produkuje   i sprzedaje   dobro, uzyskując cenę znacznie powyżej kosztów, a przedsiębiorstwo polskie wchodzi na rynek i jedynie ceną może z owym kimś konkurować. Z kolei bez innowacji, oferowane na  rynku towary i usługi ulegają komodyzacji (commoditization). Tracą wizerunek produktu luksusowego, markowego  albo przynajmniej niezastąpionego. Stają się dobrami pospolitymi, jak cukier, mąka, zboże itp. Konsumenci kupują takie dobra kierując się prawie wyłącznie ich ceną. Przedsiębiorstwa konkurują  tylko cenowo, w rezultacie ceny sytuują się w pobliżu kosztów, a zwiększanie wielkości  produkcji jest co najmniej ryzykowne.

Wydaje mi się, że mamy obecnie taką sytuację w Polsce. Według ministerstwa gospodarki, przedsiębiorstwa pieniądze mają,  ale nie inwestują. Nie inwestują, bo  nie mają nic rzeczywiście nowego do zaoferowania, a ile więcej konsumenci mogą kupić kiełbasy zwyczajnej, cukru, lodówek, pralek, żelazek itp.? Zwłaszcza, że towary te bardzo mało się różnią. Jedynie moda wymusza, na paniach szczególnie, kupowanie nowej odzieży i obuwia.

Przy czym innowacja jest korzystna jedynie, jeśli pomaga przedsiębiorstwu osiągnąć przewagę konkurencyjną na rynku. Najwyższą wartość ma innowacja zdecydowanie odróżniająca przedsiębiorstwo od konkurencji, dzięki czemu konsumenci preferują  jego ofertę i są skłonni płacić za nią dodatkowo. Innowacja ma również wartość, jeśli neutralizuje przewagę konkurencji lub zwiększa wydajność.  Wprowadzanie innowacji dla innowacji jest zwykłym marnotrawstwem. Innowacyjność nie dotyczy tylko wprowadzenia nowego produktu na istniejący rynek. Google np. stosuje destrukcyjną innowacyjność (disruptive innovation), tworzącą nowy rynek i sieć wartości (value network) i  wyprzedzającą (przytłaczającą) rynek istniejący. Rewolucyjna innowacyjność polega na przedstawieniu nieoczekiwanej przez konsumentów oferty, jednak nie wpływającej na istniejące  rynki (rower, automobil). Przykładem innowacyjnej integracji jest Microsoft Office. Wiele firm wykazuje się innowacyjnością w projektowaniu i wzornictwie (design innovation).

 

*             *             *            

No, to pytam: PIR SA to innowator gospodarczy mający na uwadze interes polski czy instytucjonalny spec od „inżynierii finansowej”? Oraz, przy okazji, niekoniecznie przyjazna Polsce wywiadownia gospodarcza?