Gospodarka bez lichwy, świat bez kapitału fikcyjnego

2017-06-18 06:47

 

Ci marksiści, którzy nadal tkwią we średniowiecznym wyobrażeniu (już wtedy nie trafiającym „w sedno”), że wyzysk polega na uciemiężeniu prostego człowieka, zmuszanego do źle opłacanej pracy i do wydawania z trudem uzyskanych, nędznych dochodów – wedle widzimisię Kapitału.

Niesieni tamtym wyobrażeniem – długo wmawiali oni opinii publicznej (masom wyzyskiwanym), że wyzysk generowany jest w każdym momencie pracy, bo jakaś część tej pracy na bieżąco jest odprowadzana do przepastnej kieszeni kapitalisty. Zgodzić się z tym można jedynie na poziomie symboliczno-alegorycznym.

Rzeczywistym powodem niesprawiedliwości gospodarczej[1] są dwa meta-mechanizmy społeczne, a pierwszy z nich islam definiuje jako Ribā (wszelkie odsetki), zaś chrześcijaństwo jako Usura (łac: lichwa)[2]. Na Bliskim Wschodzie wszelka korzyść oparta na czerpaniu profitów z samego dysponowania dobrem pożądanym przez innych – od zarania oceniana była jako nieetyczna, a nawet jako grzech śmiertelny lub przestępstwo[3], tym bardziej pożyczka pod zastaw[4].

Drugim powodem niesprawiedliwości gospodarczej jest Kapitał Fikcyjny. Jest on owocem zarówno rozwoju-dojrzewania coraz bardziej wyrafinowanych postaci kapitału (tytułów do dochodu: gotowość do pracy, kapitał techniczny, technologiczny, organizacyjny, finansowy, polityczny), jak też rozwoju Komercjalizmu, który „każe” wyceniać wszystko (ziemię, pracę, towary, usługi, ludzkie ciało, ludzką godność i podmiotowość), a zaczął się ujawniać w postaci symonii [5].

ODSETKI

KAPITAŁ FIKCYJNY

Definicja:

wszelka cena usługi wyrażona procentowo, a nie wartościowo

Definicja:

wszelki tytuł do dochodu bez spełnienia warunku współ-tworzenia dochodu

Tryb generowania:

 naliczanie umowne, transakcyjne, buchalteryjne

Tryb generowania:

wyrafinowane zestawienia instytucji prawnych

Obfitość źródeł:

handel, gospodarstwa domowe

Obfitość źródeł:

finanse, ubezpieczenia, budżety, banki

Stratni:

ludność, drobni przedsiębiorcy

Stratni:

sektory gospodarcze, gospodarki krajowe

 

Niezależnie od tego, jak poszczególne systemy prawne oraz – nie udawajmy – przemoc korporacyjna, wspierają odsetki i kapitał fikcyjny – obie te zmory wyniszczają gospodarkę, wszystko w niej mącą, niweczą, dziesiątkują, rozprzęgają, przetrzebiają, utoksyczniają, rujnują, nękają, dezelują, pustoszą, kancerują, wyszczerbiają, strzępią, paraliżują, miażdżą, trują, degradują, dezintegrują, dekomponują.

Fala kilkunastu ostatnich lat, fala oburzeń obezwładniających Białą Północ globu – Indignados (oburzeni, zbuntowani), Inocentes (niewiniątka, frajerzy) Huérfanos  (osieroceni przez wykluczający ustrój), Desdentados (bezzębni, edentulous, bezradni), Excluidos (wykluczeni społecznie, zmarginalizowani, bez szans) – nie jest przypadkowa: to Biała Północ wymyśliła obie patologie i – paradoksalnie – głównie na sobie je stosuje.

Najbardziej dramatyczne w tym wszystkim jest to – że istnieją proste i łatwe sposoby na obie patologie. Sposoby ukute również na Białej Północy. Związane z takimi nazwiskami jak  Beatrice Potter-Webb, Charles Gide,  Otto von Gierke, Francesco Viganò, w Polsce przez Stanisława Staszica, Edwarda Abramowskiego, Jana Wolskiego, Marię Orsetti.

Formacja ekonomiczna, o której mowa – po niemiecku nazywa się Genossenschaftsbewegung, po hiszpańsku i włosku Cooperativismo, po francusku Le coopératisme, oo grecku Synetairismoús, po hebrajsku קואופרטיבים, po węgiersku Szövetkezetek, po turecku Kooperatifler, . Wywodzi się ze średniowiecznych gildii i konfraterni. Oparta jest na wzajemnictwie i gromadnictwie, na dobrosąsiedzkiej współpracy, samopomocy.

Spółdzielczość-Kooperatywizm.

Rozwiązania znane i z powodzeniem stosowane w takich obszarach jak ubezpieczenia, ochrona zdrowia, edukacja, mieszkalnictwo, rolnictwo, rzemiosło, zaopatrzenie gospodarstw domowych, praca nakładcza, mikro-pożyczki (chwilówki) – oparte są na idei dobrosąsiedztwa. Tylko wtedy są skuteczne: kiedy ich „nośniki” organizacyjne rozrastają się do rozmiarów mamucich – wtedy tracą wszelkie zalety, zaczynają być żerowiskami dla dobrze zorganizowanych „drapieżników”, zajmujących prezesowskie i węzłowe punkty obserwacyjne i wodopojowe. I tylko z nazwy są wtedy spółdzielniami, bo sama ideę dobrosąsiedztwa, wzajemnictwa, samoorganizacji – szyderczo przeistaczają w samowładzę i eksploatują bardziej wrednie, niż to czynią tak zwani Rwacze Dojutrkowi, łże-przedsiębiorcy bez ukorzenienia w środowisku, działający na modłę „skubnij i znikaj” (tyle zysku co w pysku). Łże-spółdzielcy nie znikają: okopują się na swoich kluczowych stanowiskach i stamtąd władają spółdzielcami, a zamiast współuczestniczyć – łupią.

 

*             *             *

Jest siedem uniwersalnych zasad spółdzielczych, przyjętych na całym świecie jako elementarne:

1.       Zasada otwartego i dobrowolnego członkostwa – bez dyskryminowania płci, statusu społecznego, rasy, przekonań politycznych i religii.

2.       Zasada demokratycznego zarządzania – władze pochodzą z wyboru lub mianowania, zgodnie z wolą członków posiadających równe prawo głosu.

3.       Zasada udziałów członkowskich – członkowie równomiernie składają się na majątek spółdzielni i demokratycznie go kontrolują.

4.       Zasada samorządności i niezależności spółdzielni – spółdzielnie są samorządnymi, samopomocowymi organizacjami zarządzanymi przez swoich członków.

5.       Zasada kształcenia, szkolenia i informacji – spółdzielnie zapewniają możliwość kształcenia i szkolenia swoim członkom, przedstawicielom wybranym do organów spółdzielni oraz personelowi kierowniczemu.

6.       Zasada współpracy międzyspółdzielczej – w skali lokalnej, krajowej, międzynarodowej.

7.       Zasada troski o społeczności lokalne – dbają o rozwój społeczności lokalnej, realizując politykę zatwierdzoną prze swoich członków.

I jest tysiące sposobów, by te zasady szyderczo znieważyć za pomocą „dowcipów legislacyjnych”, w czym przoduje Polska. Czy ktoś poważny naprawdę sądzi, że wielkie spółdzielnie mieszkaniowe są rzeczywiście spółdzielniami, skoro są wrogie wobec swoich – tylko z pozoru dobrowolnych – członków zarówno w codziennym działaniu, jak też w procedurach „walno-zebraniowych”? czy ktoś uwierzy w to, że „dobrowolne” składki na struktury „związków spółdzielczych” nie są w rzeczywistości opodatkowaniem? Czy wreszcie ktoś uwierzy, że „Pod Orłami” bytuje „naczelny organ samorządu spółdzielczego, do którego należy reprezentowanie polskiego ruchu spółdzielczego w kraju i za granicą, inicjowanie i opiniowanie aktów prawnych dotyczących spółdzielczości i mających dla niej istotne znaczenie” – a nie para-organ nomenklaturowy?

Charakterystyczne, że dla wielu ludzi zaangażowanych w rozmaitych strukturach spółdzielczych – bardziej niż swojszczyźniana autonomia spółdzielni liczy się „obycie” w meandrach przepisów wtórnych, tworzonych na chwałę i dostatek owych spółdzielczych struktur…

 

*             *             *

Idee spółdzielcze, kooperatywne tak dalece zostały w nas przepoczwarzone – że kiedy się je głosi w wersji pierwotnej – nawet całkiem kumaci i przyzwoici ludzie „nie czują”, co się do nich mówi.

Na przykład Polska jest miejscem dla kilkunastu poważnych związków spółdzielczych – z których chyba żaden nie rozumie, że wszelka prowizyjność, władczość, odgórność, monopol – jakże charakterystyczne dla „ogromniastości” – są przeciwspółdzielcze.

Może warto powtórzyć nie tylko to, że „małe jest piękne” (i zrzeszać się powinno wyłącznie pod „zawołaniem”, a nie w struktury o charakterze para-politycznym), ale też „odsetki są nieprzyzwoite” oraz „dochód za pracę, a nie za pozycję”.



[1] Niesprawiedliwość polega na tym, że poszczególne wkłady do Społecznej Puli Dostatku nie są jednakowo (proporcjonalnie) wynagradzane uprawnieniami do czerpania z tej Puli: jedni dają dużo i nie maja nic lub otrzymują niewiele – inni zaś dają niewiele lub nic – a mają tytuły do czerpania ponad miarę;

[2] Dla jednego z największych greckich filozofów – Arystotelesa – sam pomysł, że obracanie kapitałem może przynosić dochód, zakrawał na sprzeczny z naturą. W dziele pt. „Polityka” określał rzemiosło lichwiarza mianem jednego z najbardziej godnych pogardy, ponieważ jego adepci ciągnęli zysk z samego pieniądza. A on „stworzony został do celów wymiany, a tymczasem przez pobieranie procentów sam się pomnaża” – ubolewał filozof. Starożytni Grecy wiele wycierpieli z powodu nadmiernie oprocentowanych pożyczek, które wpędziły w niewolę ogromną liczbę mieszkańców Aten. Kiedy bowiem dłużnik bankrutował, wierzyciel mógł go sprzedać wraz z całą rodziną. Podobnie egzekwowano zaległe należności w większości państw starożytnego świata. Czasami, jak w Republice Rzymskiej, próbowano tworzyć prawa chroniące zwykłych obywateli przed chciwością finansistów. Jednak nawet najbardziej ryzykowne inwestycje zawsze ściągały wystarczająco dużo naiwnych lub zdesperowanych osób pragnących podjąć ryzyko. Potem zaludniały one targi niewolników;

[3] Lichwa – według prawa przestępstwo przeciwko własności popełnione przez osobę, która w celu osiągnięcia nadmiernego zysku, nieopartego na żadnej słusznej zasadzie, oferuje pożyczkę osobie znajdującej się w przymusowym położeniu w zamian za gwarancję uzyskania dochodu przewyższającego ogólnie przyjęte stopy procentowe. Według norm kościelnych – grzech śmiertelny, powodowany chciwością, polegający na dążeniu do osiągnięcia zysków ponad wniesiony wkład. Lichwę jako brak miłosierdzia potępiono zarówno w Starym Testamencie (zakaz ograniczono do „synów Izraela”), jak i w Nowym Testamencie. Słowa wypowiedziane przez św. Łukasza: „[...] czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając” (Łk 6,34–35) legły u podstaw zachodniej tradycji teologiczno-moralnej oraz prawnej, uznającej pożyczkę za akt miłosierdzia, a rekompensatę za nią w postaci określonych korzyści (np. odsetek) – za chciwość. Początkowo za lichwę uważano także każdą transakcję, w której kupiec sprzedawał towar po cenie wyższej, niż sam zapłacił podczas kupna. Prawo rzymskie traktowało lichwę jako nadmierny wyzysk dłużnika pozostającego w potrzebie. Prawo koraniczne zabrania pobierania odsetek i traktuje pożyczkę jako akt miłosierdzia. Cywilizacja bizantyjska, która zachowała autonomię prawa prywatnego wobec prawa kościelnego, nie dostrzegała w lichwie problemu prawno-moralnego. Cywilizacja zachodnia, powstała na zrębach agrarnego społeczeństwa feudalnego, przyczynę nieuzasadnionych zysków dostrzegała początkowo także w obrocie towarowo-pieniężnym;

[4] Za K. Olendzkim, patrz: Langholm O., Economics in the Medieval Schools. Wealth, Exchange, Value, Money and Usury According to the Paris Theologian Tradition 1200–1350, Leiden–New York–Köln 1992. Le Goff J., Sakiewka i życie. Gospodarka i religia w średniowieczu, Gdańsk 1995. Olendzki K., Moralność i kredyt. Kontrakt kupna–sprzedaży w traktatach uczonych środkowoeuropejskich z przełomu XIV i XV wieku, „Roczniki Dziejów Społecznych i Gospodarczych” 1996–1997;

[5] Symonia: handel godnościami i tytułami kościelnymi, odpustami i sakramentami;