Gdzie jest Janukowycz
Powiedzmy, że są dwie skrajne formuły codziennego obcowania ludzi ze sobą: pierwsza wymaga uśmiechu przyklejonego do twarzy (a zatem pełnego uzębienia) i często powtarzanych słów takich jak Amazing, Great, Love You, Appreciate, druga sprowadza się do tego, żeby sprawnie używać zawoalowanej przemocy słownej, wyrażającej się w tonie obcesowym i w specjalnych zwrotach typu O co ci chodzi, Słucham-czego, Nie teraz zajęty jestem, itd., itp.
To są formuły skrajne i wzajemnie wykluczające się. Pomiędzy nimi jest przestrzeń, w jakiej poruszamy się my, środkowo-europejczycy.
No, to teraz miękko wchodzimy w sprawy polityczne
Jakoś nie wyobrażam sobie, by w naszym regionie odsunięty od władzy – dwukrotnie, po dwukrotnie prawomocnych wyborach – najwyższy dostojnik państwowy znikał na głucho. Co prawda, Gomułka, a potem Gierek, przechodzili do czyśćca, ale nie znikali bez śladu z polityki, zwłaszcza Gierek, dyktujący książki.
A Janukowycz zniknął. Zarówno samo jego zniknięcie (i forma) było niespodziewane, jak też to, że po nieudanej prezentacji jego oświadczenia danego bodajże z Rostowa, przy braku pewności, że to nie był sobowtór – ślad po nim pokryty jest kurzem zapomnienia.
Rozumiem „radziecki sznyt” mediów środkowo-europejskich, które wiedzą, że czasem nie wypada pytać o nic. Ale przecież jasne jest dla mnie, że media światowe chciały pogadać z panem Wiktorem po wyborze Poroszenki, niewątpliwie też ciekawe są jego komentarza po wyborach ostatnich, parlamentarnych. A jednak nawet nie widać utyskiwania, że nie mogą go odnaleźć. Chyba że cos przegapiłem. Raczej jednak jest w tej sprawie zmowa zażenowania.
To zastanawiające mnie zniknięcie prezydenta kraju, który odmówił gwałtownego zwrotu w polityce regionalnej (Europa zamiast Rosji) związane jest – jak sądzę – z opisanymi na wstępie formułami obcowania. Janukowycz niewątpliwie rozumiał, że w Europie Ukraina ma większe szanse podnieść ogólny poziom życia ludności za cenę kolonizacji. Europa zapewniała o tym w stylu Amazing, Great, Love You, Appreciate, z przyklejonym „smile” do twarzy całkiem dyplomatycznych. Ale też Janukowycz miał codzienne kontakty z oligarchami ukraińskimi oraz z Dużym Bratem moskiewskim, gdzie formuła obcowania jest zdecydowanie inna. I stawiano przed nim wybór jednoznaczny, czego nie ośmielała się uczynić Europa: albo patronujesz interesom oligarchii, albo nie masz czego tu szukać.
Głos zabrał – w formule daleko nie-europejskiej – Majdan. Swoje dodała Ameryka, zrazu przez harcownika z Chobielina, potem już bez jego usług. I Janukowycz został zniknięty. Na tyle skutecznie, że nikt nie pyta o niego, choć wypadałoby, zwyczajnie, wypadałoby…
Ten wątek będę sobie, na swoją miarę, drążył.