From Arctic Circle till Tropic of Cancer

2014-04-24 08:44

 

Zamieściłem w blogosferze trzy zdawkowe notki na temat bankructwa Europy (TUTAJ), Rosji (TUTAJ) i Ameryki (TUTAJ). Oto rozwinięcie tematu.

Trzy wymienione obszary nazywa się zwykle Białą Północą, podkreślając, że jest to obszar zamieszkany przede wszystkim przez rasę białą. W każdym razie „biały człowiek” tam dominuje. Wcześniejsze notki warto doprecyzować: nosicielami wirusa bankructwa są Stany Zjednoczone, Unia Europejska i Federacja Rosyjska. Samo bankructwo zaś jest chorobą drążącą kraje (gospodarki), które najbardziej intensywnie poddały się Komercjalizacji[1], której początki znajdujemy w połowie europejskiego Średniowiecza. Podręczniki i media nie informują z przesadną starannością, że Komercjalizacja w takich obszarach światowej gospodarki, jak Arabia, Indie, Latinum, Nezje, Afryka (interior), a do niedawna w Chinach – miała się w tym czasie marginalnie. Oczywiście, trudno negować komercję handlową (kupił-sprzedał), wymagającą w długim okresie rentowności. Ale to cały komercjalizm wymienionych regionów[2], nic ponad to.

/źródło mapy: https://www.worldatlas.com/aatlas/printpage/imageetall.htm /

Biała Północ zdołała „pozyskać” dla swoich idei elity Arabii, Bliski Wschód, Japonię, Koreę, Tajwan i ostatnio Chiny oraz metropolie indyjskie (Delhi, Bombaj, Madras) – czyli szeroko pojęty Orient.

Dla jakich idei – zapytajmy. Nie wystarczy powiedzieć, że chodzi o komercjalizm. Bo chodzi o jego kulturowe przesłanie, rujnujące ciągłość między tym co indywidualne i tym co społecznie zagregowane.

/hierarchia potrzeb ludzkich, jedna z koncepcji/

/potrzeby niższego i wyższego rzędu/

Rysunek przedstawia jedną z wielu dostępnych koncepcji hierarchii ludzkich potrzeb: u spodu piramidy są potrzeby biologiczne i fizjologiczne oraz bezpieczeństwa. Powyżej zaczynają się już potrzeby „ponad to”: przynależności i empatii, szacunku i uznania, poznawcze (edukacyjne, badawcze), estetyczne, samorealizacji oraz – esencja kulturowości – wspierania samorealizacji „pozostałych” ludzi i ich konstelacji (rodzin, sąsiedztw, wspólnot, społeczności, zbiorowości).

Komercjalizacja oddziela – w sposób absolutnie nienaturalny – potrzeby niższe od wyższych (tak zwykło się je nazywać), a następnie uzależnia realizację tych wyższych od zaspokojenia niższych „z nawiązką”: kiedy pozostaną nadwyżki po zaspokojeniu potrzeb biologicznych i fizjologicznych oraz bezpieczeństwa – pomyślimy o zaspokojeniu pozostałych potrzeb.

Okazuje się to znakomitym pretekstem do tego, by najpierw „odcinać” z piramidy potrzeb to co stanowi esencję altruizmu (samorealizacja własna, wspieranie cudzej samorealizacji). Potem zaś już całkiem łatwo odcina się kolejne potrzeby (współcześnie mówi się o „napięciach budżetowych” albo „krótkiej kołdrze”). I w konsekwencji znakomita większość społeczeństwa „pracuje dla przyszłych pokoleń”, sama zaś zmuszona jest (nie tyle dobrowolnie, co milcząco) ograniczyć się wyłącznie do Obowiązku.

Zatem komercjalizacja gospodarcza skutkuje komercjalizacją społeczną (będę aktywny, kiedy mi się to opłaci). W ten sposób znika z obszaru postrzegania, z horyzontu intelektualnego i moralnego fenomen DAR-u, czyli takiego świadczenia, które jest „przezroczyste” ekonomicznie, nie wywołuje poczucia długu, samo-zobowiązania do wdzięczności czy rewanżu[3]. A to DAR jest następnym (i najprawdopodobniej ostatnim) „sposobem produkcji” Człowieka, czego nie umieli sformułować Marks z Engelsem.

Bankructwo Białego Człowieka polega na komercjalnym samo-zablokowaniu drogi ku Ekonomii Daru. Wyczerpują się komercyjne możliwości reprodukcji – i klapa gotowa.

Komercja zaczęła się w Europie na dobre wtedy, kiedy duchowa, wzniosła, szlachetna reprezentacja Ludności (duchowieństwo) zaczęła być wyłaniana metodami „kupieckimi” (symonia). Jej tryumf po kilkuset latach nastąpił, kiedy opustoszałe skarbce monarchów zaczęli zasilać pogardzani dotąd „nuworysze”, robiący rozmaite „biznesy”, ale „nie urodzeni”. Najpierw zaczęli kupować – na wzór symonii – tytuły szlacheckie, a że nie skutkowało to rzeczywistym prestiżem – dokonali rewolucji zwanych burżuazyjnymi, po których Własność (kapitał) wyrugowała Urodzenie z roli podstawowego tytułu do dochodu.

Dziś komercjalizm zżera substancję społeczną, anihilując potrzeby wyższe (indywidualne i zbiorowe). Własność – kluczowa instytucja społeczna wyniesiona do tej roli przez komercjalizm – przestaje być wyznacznikiem efektywności gospodarczej i społecznej, staje się jej „hamulcowym”, a pojęcie to dezintegruje się językowo na rozmaite „cząstkowe-składowe”.

 

*             *             *

Jest dobrym powodem do różnych zapytań, dlaczego Chiny, które przez tysiąclecia odnajdowały się w konwencji duchowej – przyjęły komercjalizm jako formułę gospodarczą. Wiadomo, że Chiny w swoim funkcjonowaniu zorientowane są nie na cel (wskaźnik, parametr), tylko na zasady (standardy, konwencje, normy). Może panuje tam domysł, że jeśli będą trzymać się niezłomnie zasad odwiecznych, to komercjalizm da się „przeinaczyć”, albo „ujarzmić”.

W moim przekonaniu Chiny od dwóch-trzech pokoleń konsumują komercyjny „efekt świeżości”, ale tym samym hodują w swoim łonie wirusa komercjalnego i jako takie – zbankrutują (np. powrócą do konwencji duchowych). Podobnie myślę o przyszłych perypetiach azjatyckich „tygrysów” i o metropoliach indyjskich. Dlatego Chiny – po stosunkowo krótkim okresie dominacji-hegemonii światowej, pójdą na komercjalne dno wraz z „cywilizacjami białego człowieka”, a w to miejsce nadejdą inne, nie komercyjne formuły cywilizacyjne.

Moim domysłem jest, że formuły te mają swoje przesłanki między (umownie) Brazylią i Indiami. Oczywiście, świat i Ludzkość będą wtedy na tyle inne, że wymienione nazwy będą „historyczno-minionymi”, ale podkreślmy, że żywioł techniczny (dominujący cywilizacyjnie i kulturowo pośród bankrutującej Północy), zostanie zastąpiony przez wartości generowane przez żywioł wegetarny (Amazonia, Nezje, Indochiny) i duchowy (Indie).

 

*             *             *

Z konceptem powyższym, analizującym najgłębszą przyczynę stagnacji i zapaści Północy, a jednocześnie poszukującym „nowej redakcji” gospodarczej dla Świata i Ludzkości – noszę się już dłuższy czas.

Jestem w trakcie „koncypowania”, czy nowa rzeczywistość, post-techniczna, zdoła uniknąć totalnej monopolizacji, jaka charakteryzuje glob zdominowany przez Komercjalizm

 



[1] Komercja – działalność nastawiona na zysk, czyli na nadwyżkę korzyści nad nakładami warunkującą w ogóle podjęcie działalności;

[2] Synonimami słowa „komercjalizm” są: chciwość, chomikarstwo, ciułactwo, dorobkiewiczostwo, egoizm, groszoróbstwo, interesowność, konsumpcjonizm, łapczywość, małoduszność, materializm, merkantylizm, pazerność, skąpstwo, wyrachowanie, zaborczość, zachłanność, żądza posiadania, nastawienie na zysk, fetysz korzyści;

[3] Patrz: Spór między Jeanem-Lukiem Marionem a Jacques'em Derridą. Z recenzji książki Urszuli Idziak: Paradoks daru rozgrywa się między nieświadomością, która uwalnia od zadłużenia, a rozpoznaniem, które pozwala na dziękczynienie. Pytanie o warunki możliwości tego paradoksu przeradza się w najważniejsze wyzwanie rzucone filozofii — kwestię relacji z tym, co inne. Spotkanie fenomenologii Mariona i dekonstrukcji Derridy we wspólnej dyskusji o darze wydaje się nie tylko potrzebne do zrozumienia myśli obydwu autorów, lecz stanowi jedną z ciekawszych dyskusji zapowiadających nowy kształt dialogu religii i filozofii w myśli współczesnej;