Edukacja, na przykład moja. Tekst pamiętnikarski

2017-01-23 07:12

 

W moich notatkach znajduję między innymi taką staroć (podaję ją nieco „podrasowaną”, aby Czytelnikowi ułatwić lekturę).

>Ilekroć jestem stawiany przed rubryką ankietową zatytułowaną „wykształcenie” – powinienem zaznaczać: „antyczne”. Po namyśle dodaję: antyczno-renesansowe<

Wyjaśniam to swoim niegdysiejszym referatem, właściwie uwagami, jakie wygłosiłem podczas seminarium prowadzonego przez prof. J. Jeszke z Poznania. Uczestniczyłem przez jakiś czas w spotkaniach seminarium, naprzemiennie w Pałacu Staszica w Warszawie i w „domu pracy twórczej” w Ciążeniu nad Prosną, z którego nazwy-tytułu zapamiętałem sobie „międzykulturowość”, co bardzo mi „leżało” (pełny tytuł właśnie odnalazłem w sprawozdaniu jednego z instytutów PAN: „Międzykulturowy wymiar komunikacji idei w dziejach nauki”). Główna myśl mojego wystąpienia z 2006 roku zawarta jest w kilku poniższych akapitach:

Zajęciom naukowym nadaje się cztery możliwe formy postępu, ułożone poniżej chronologicznie w tym sensie, że akcent ludzkości z upływem czasu historycznego przesuwał się od pierwszej ku ostatniej:

a)      Konfabulacja – to podstawowa metoda naukowa, z której wywiedziony jest cały „plan” ludzkiej nauki, zakreślone dyscypliny, wywiedzione podstawowe aksjomaty i twierdzenia, ukształtowany język (siatka pojęciowa), zdefiniowana mądrość bazowa: konfabulacja polega na swobodnej, nieskrępowanej, wysoce zindywidualizowanej narracji tego, co powstaje z konfrontacji doświadczenia (praktycznego i intelektualnego) oraz odruchowej, spontanicznej refleksji nad tym doświadczeniem;

b)      Koncepcja – to metoda naukowa wywiedziona z poszukiwania uogólnień generalnych dla doświadczeń praktycznych i intelektualnych, ustalająca poziom transcendentalny, a przynajmniej wyższy dla postrzegania tego co rzeczywiste (lot ptaka), tym samym uciekająca w język od-potoczny, nie-ludowy, odnajdująca nowe pokłady refleksji w pierwotnym usystematyzowaniu wiedzy i w pierwotnych próbach abstrakcyjnej manipulacji samą systematyką, w oderwaniu od doświadczenia;

c)       Indukcja – to metoda naukowa polegająca na wywodzeniu wniosków ogólnych z przesłanek będących ich (wniosków) szczególnymi przypadkami: metoda ta po raz pierwszy daje asumpt do planowych eksperymentów, nierzadko nie występujących w sposób naturalny, a także daje asumpt do stawiania hipotez, czyli twierdzeń prawdopodobnych, ale wymagających powtarzalnego potwierdzenia;

d)      Dedukcja – to uchodząca za najbardziej zaawansowaną (cywilizacyjnie) metoda naukowa, opierająca wywody na porównywaniu analizowanego obszaru do obszaru już usystematyzowanego: jeśli moje twierdzenie ma być prawdziwe, to musze je skutecznie porównać do innego, które jest prawdziwe i z którego można wywieść owo moje – zatem dedukcja ma legitymizację ku zupełnemu oderwaniu od doświadczenia;

 

Podane powyżej metody naukowe (dwie ostatnie w sposób niepodważalny są uznane przez świat nauki, dwie pierwsze mogą być postrzegane jako fantazje) odpowiadają pewnej konstrukcji osobowości, która to konstrukcja przewiduje cztery płaszczyzny postrzegania, reagowania i kumulowania relacji osoby i społeczności ze światem rzeczywistym:

a’) instynkt – to behawioralny, „zwierzęcy”, naturalny wzorzec interakcji z otoczeniem, wykształcona ewolucyjnie zdolność do złożonych, nie-wyuczonych działań na rzecz przetrwania, opartych na bodźcach, natchnieniach, popędach, podnietach: instynkt „odkłada” się w osobowości w postaci doświadczenia, czyli swoistego „podręcznego” składziku zapamiętanych okoliczności i ich powiązań z następstwami;

b’) intuicja – to twórcza wyobraźnia, „nos”, przeczucie, zdolność uchwytywania prawdy na podstawie „nieokreślonego słowami”, a zatem nie dającego się racjonalnie uzasadnić wewnętrznego przekonania, a niekiedy nieświadomego przeniesienia dawniejszych doświadczeń na zastaną okoliczność: intuicja „odkłada” się w osobowości na wyczucie, czyli konstatację z pogranicza zmysłów i podświadomości;

c’) emocja – to przede wszystkim przeżycie uczuciowe, związane z pozytywnym lub negatywnym stosunkiem do tego, co jest powodem przeżycia, a „znak” emocji oraz jej siła lokuje ją w konkretnym miejscu swoistej hierarchii: emocja „odkłada” się w system wartości i w ogóle w umiejętność/nawyk wartościowania, zaś istnienie indywidualnych (i zobiektywizowanych w dyspucie) systemów wartości jest nieodłącznym atrybutem i zarazem warunkiem uprawiania nauki (choć są inne zdania);

d’) wyrafinowanie – to zdolność do rozważań i analiz subtelnych, wymyślnych, wyszukanych, „piętrowo” złożonych, skomplikowanych, szczegółowych i przede wszystkim abstrakcyjnych: wyrafinowanie „odkłada” się w wiedzę, ta zaś koronuje osobowość manifestowaną doświadczeniem, wyczuciem, wartościowaniem i wiedzą właśnie

 Powyższe uwagi wielokrotnie wałkowałem potem w różnych „towarzystwach”, nie zawsze znajdując dla tych uwag zrozumienie. A jednak ich się trzymam. Nawet pamiętając opracowanie „Nauka w dziejach kultury europejskiej” i zawartą tam klasyfikację wiedzy:

•          - Wiedza naukowa

•          - Wiedza potoczna (zdroworozsądkowa)

•          - Wiedza artystyczno-literacka

•          - Wiedza spekulatywna (filozofia spekulatywna, religia)

•          - Wiedza irracjonalna

Mój rosyjski przyjaciel z Rostowa, znający moje wywody w obszarze filozofii ekonomii, opisując moje starania intelektualne używa słowa „uzor”. Słowo to oznacza kompletną nienaukowość. Że niby daję całkiem zgrabne, seksowne i atrakcyjne pomysły, które trudno podważyć, ale ich nie udowadniam. Przyjaciel radzi mi, abym swoje koncepty „podszył” cytatami do znanych i sprawdzonych w nauce nazwisk, wtedy dopiero będę mógł być „intelektualistą niezależnym”. Powiada on, że prezentuje moje teorie młodzieży na uczelniach (wykłada w kilku krajach), ale jako ciekawostkę, a nie coś, czego trzebaby się nauczyć.

W odpowiedzi na to pytam go, kiedy mogę: czy Platon albo Arystoteles, Konfucjusz, nie mówiąc już o pomniejszych, służących faraonom albo buddom, cesarzom i papieżom, zdaliby u ciebie jakikolwiek egzamin? Bo jakoś nie znajduję w ich obfitej twórczości zbyt wielu cytatów…. A uchodzą za głowaczy nad głowacze…

 

*             *             *

Najbardziej mnie śmieszy i zarazem przeraża sformułowanie „dyscyplina naukowa”, którego używa się zamiennie ze sformułowaniem „kierunek naukowy” albo „dziedzina wiedzy”. Otóż pojęcie „dyscyplina” kojarzy mi się z różnymi sprawami, ale na pewno nie z radosnym poszukiwaniem istoty (wszech)rzeczy.

Sformułowanie „dyscyplina naukowa” wzięło się z konceptu „siedmiu sztuk wyzwolonych” (łac. septem artes liberales, właściwie siedem umiejętności godnych człowieka wolnego). Otóż pod komendą wszechpotężnej niegdyś instytucji, której nie trzymały się żarty w żadnej sprawie, a szczególności w sprawie „formatowania człowieka”, zdefiniowano coś w rodzaju katalogu prawd pożądanych – i trzymano go się na każdym poziomie edukacji, od szkół parafialnych po uniwersytety. Wyzwolone...?

Chciałem tu użyć słowa „sylabus”, ale w Słowniku Języka Polskiego znalazłem dwie przeciwstawne definicje tego pojęcia:

1. papieski wykaz tez sprzecznych z oficjalną doktryną Kościoła katolickiego;
2. spis zagadnień, które student ma przygotować do egzaminu z danego przedmiotu

Więc nie użyję słowa „sylabus”, a szkoda.

Podobno (powtarzam za Prof. J. Jeszke), Stanisław Ossowski dwa-trzy pokolenia temu wygłosił myśl taką:

Pracownik naukowy - to taki człowiek, do którego zawodowych obowiązków należy brak posłuszeństwa w myśleniu. Na tym polega jego służba społeczna, aby pełniąc swoje zawodowe czynności nie był w myśleniu posłuszny…ani synodowi, ani komitetowi, ani ministrowi, ani cesarzowi, ani Panu Bogu. Jeżeli jest posłuszny, jeżeli swoje poglądy zmienia na rozkaz –
sprzeniewierza się swoim obowiązkom
”.

I to wyjaśnia, slaczego w rubryce „wykształcenie”, po zastanowieniu, do „antycznego” (konfabulant) dodam „renesansowe”: jest bowiem we mnie niepowstrzymany bunt przeciw prawdom raz na zawsze zaklepanym, a im bardziej jakiś pogląd czy teoria są „święte” – tym większa we mnie pokusa obrazoburstwa.

Tenże Profesor J. Jeszke napisał w swoim planie wykładów rzecz podajże dla mnie najważniejszą::

„W wyjaśnianiu naukowym należy odrzucić pojęcie przyczyn na rzecz poszukiwania warunków brzegowych zachodzenia zjawisk, ich stosunku .współistnienia innymi zjawiskami, uwarunkowań zmienności itp.”.

Tłumacząc „z polskiego na nasze”: cokolwiek opisujesz i wymyślasz – bacz przede wszystkim na to, do którego pudełka to wkładasz, albo do którego inni próbują cię upchnąć. Albo jeszcze inaczej: cokolwiek do ciebie dociera, przede wszystkim zastanów się, kto i w jakim celu ów przekaz nadaje.