Dorobek połówkowy

2017-11-15 10:26

 

Z wielką uwagą czekałem na „listę chwały”, którą każdy rząd – jeśli tylko ma okazję – prezentuje Ludności i światu.. takie prawo ma od Losu każdy, kto rządzi w dowolnym Kraju, kto zarządza Państwem przytłaczającą większością.

Na wszelki wypadek: niezależnie od tego, że „każdy widzi”, iż Rząd jest jedynie „witryną” formacji rządzącej” – to nawet jeśli owa „witryna” jest bierna wobec „Nowogrodzkiej” – staram się odróżnić Rząd od „większości parlamentarnej”. Inaczej wdałbym się w dysputę, w której już uczestniczyłem ponad 30 lat temu, o niejasnej formule „Partia kieruje, Rząd ministruje”. Tamta debata nie mogła być płodna, więcej siała wątpliwości niż dawała rozwiązań.

Nie przyłączę się ani do korpusu „chwalców” Rządu, ani do rzeszy mającej do Rządu stosunek „nie bo nie”. Nie obchodzi mnie, czy konkretna osoba chodzi „na pasku Prezesa”, czy ma do powiedzenia coś od siebie. Nie zaglądam nikomu ani pod pierzynę, ani do sumień, ani do portfela, ani do internetu. Staram się – poniżej – na chłodno oszacować, czy Nomenklatura myśli i działa tak, by nam – ogółowi – działo się lepiej niż niegdyś – czy nie. wedle moich, wskazanych poniżej, kryteriów. Zakładam zresztą, że tak jak zwycięstwo elekcyjne 2015 nie było przecież kaprysem „wyborców” ogłupionych przez żarłocznych spiskowców (tak mówiono w Polsce „na ulicach” przez jakiś czas) – tak sondażyści też nie są aż tacy omylni, utrzymując wskazania na rządzącą formację na niezmiennie wysokim poziomie.

Jestem pamiętliwy i moje oczekiwania co do dzisiejszego „podsumowania” (to zapewne dopiero przygrywka do kilku konferencji i materiałów) szły w kierunku podsumowania problemów, „dzięki” którym formacja obecnie sprawująca władzę przejęła ją od formacji poprzedniej. W moim przekonaniu chodzi o powody, dla których bujnie rozwijał się w Polsce bukiet „oburzenia” na bezpośrednie rozwiązania transformacyjne i na procesy, które Transformacja uruchomiła. Polskie „oburzenie” (ja z ważnych powodów nazywam je hiszpańskim[1] pięciosłowem: Indignados[2]-Inocentes[3]-Desdentados[4]-Huérfanos[5]-Excluidos[6]) – wiąże się z coraz bardziej niebezpiecznym (do 2015 roku) „rozkwitem” rozmaitych wykluczeń społecznych (jest ich co najmniej kilkanaście poważnych, takich jak bezrobocie, bezdomność, wyrzucenie poza „zdolność kredytową”, wyrzucenie poza formułę przedsiębiorczości, zablokowanie powszechności działań „pozarządowych”, rozkwit „przestępczości rozpaczliwo-batonikowej”) oraz „państwa w państwie”, czyli obszary-dziedziny, w których kamaryle środowiskowe i-lub polityczne przechwytują od Państwa (właściwego) prerogatywy, immunitety, regalia (dobra wspólne) i są w tym do tego stopnia bezczelne, że przeciwstawiają te „ukradzione racje” Państwu (właściwemu), a nie tylko Ludności i Krajowi.

Cokolwiek mówią statystyki, tabele, słupki, wskaźniki, parametry, indeksy, wykresy – powszechne odczucie społeczne było w 2015 roku takie, że w warstwie gospodarczej nastąpiły nieodwracalne, dziedziczne zmiany dzielące Ludność na „jakoś tam urządzonych” i na „odesłanych na szczaw z mirabelkami”, a w warstwie politycznej wytrącano ludziom – pojedynczo, krok-po-kroku – ich obywatelskość, przeistaczając ich w „masę” posłuszną „wyznaniu demokracji i rynku”.

Dla mnie zatem od jesieni 2015 liczą się działania Rządu w sprawie Wykluczeń Społecznych i Państw-w-Państwie. A dopiero potem wszystkie inne „rozmaitości”.

 

*             *             *

Krótka historia dwulecia, jaka mi się „wdrukowała” w pamięć, jest następująca (będę mieszał porządki gospodarcze i polityczne):

1.       Histeryczna reakcja nowo-rządzących na manipulacje ustępującej formacji dotyczące Trybunału Konstytucyjnego. Moim zdaniem można było ten proces przeprowadzić spokojnie, z mniejszą dbałością o „kadry”, a z większą uwagą poświęconą istocie manipulacji czerwcowo-lipcowej (2015), a do tego można było zadbać o formę, o to minimum elegancji legislacyjnej[7];

2.       Pogotowie socjalne znane w Polsce pod hasłem 500+, sukcesywnie rozwijane w kierunku mieszkaniowym, emerytalnym, leczniczym. Moim zdaniem jest to dobry krok w kierunku Minimalnego Dochodu Gwarantowanego (rzecz nie tylko historycznie dowiedziona jako efektywna, ale też „pełzająco” wdrażana w nowoczesnych gospodarkach). Generalnie – choć mówi się niemal otwarcie o tym, że jest to operacja „polityczno-elektoratowa” – pogardzana i ubezwłasnowolniona, ścigana za „przestępczość rozpaczliwo-batonikową” ludność po prostu odetchnęła;

3.       Nadal niezbyt jasny, ale rysujący się coraz wyraźniej program gospodarczy stawiający na „narodową” przedsiębiorczość, innowacyjność, w moim przekonaniu „obudowywany” wpisaniem polskiej gospodarki w obszar kontrolowany przez globalną finansjerę (powiedzieć, że chodzi o Bank Światowy i o Międzynarodowy Fundusz Monetarny – to mało). Główny trzpień tego przedsięwzięcia, czyli odzyskanie przez Państwo kontroli nad giga-funduszami (banki, ubezpieczenia, budżety) – jest wdrażany w miarę skutecznie, a „pomocnicze” upodmiotowienie rodzimej Przedsiębiorczości – czeka na konkrety, choć już „skarbówka” łagodzi postawę wobec „zwykłych, uczciwych” biznesmenów;

4.       Mocna stawka na resorty siłowe, a szerzej: na Państwo Stricte[8]. Trzy postacie (Macierewicz, Delfin i Kamiński) – dyrygują życiem zakulisowym Państwa, przebudowując je zarówno kadrowo, jak też sieciowo (właśnie w ten sposób należy widzieć szybkie zmiany w najważniejszych spółkach Skarbu Państwa, gdzie oczywistym, ważnym elementem struktury zarządczej jest zawsze np. „komórka kontrwywiadowcza). Uważam, że akurat te trzy nazwiska są nienajlepszym gwarantem „samopowstrzymania” się resortów siłowych od „władzy dla władzy”, a ich lojalność wobec formacji rządzącej nie jest najwyższej próby;

5.       Mocna stawka na koncept Środkowo-Europejski, w moim przekonaniu zmierzający do przeniesienia Europy Środkowej (ABC, Międzymorze) spod wpływów europejskich pod wpływy amerykańskie. Jestem od lat co najmniej dwudziestu współ-wyznawcą poglądu o gospodarczej, kulturowo-cywilizacyjnej i politycznej odrębności Europy Środkowej (wpisanej od stuleci w „trianguł” europejsko-rosyjsko-orientalny), sądzę że – ze względu na zaszłości historyczne (Rzeczpospolita Obojga Narodów, Austro-Węgry, bałkańska Rumelia) – nośnikiem rdzenia środkowo-europejskości jest „około-Karpatia” (Polska, Ukraina Zachodnia, Czechy, Słowacja, Rumunia, Węgry) – ale wolałbym większy nacisk na odrębność-autonomię regionu, bez szukania patrona globalnego, zwłaszcza jeśli jest on od zawsze arogancki;

6.       Przywrócenia Państwu podmiotowości politycznej w stosunkach wewnętrznych i w przestrzeni dyplomatycznej. Wewnątrz naszych granic odbywa się to pod sztandarem „wspólnotowości narodowej” – tu używanie mają ci, którzy rozumieją to jako „piłsudczykostwo bis”, natomiast w przestrzeni europejskiej i międzykontynentalnej odbywa się to „korektą transformacyjną”: ostatecznie odwrócono się plecami do Rosji (konsekwentnie: Chin), a wzmocniono wektor amerykański kosztem wektora europejskiego (unijnego), który w koncepcjach rządowych karleje;

7.       Przebudowa „typowych budżetówek” (lecznictwo, emerytury, szkolnictwo, administracja, itp.). Ktokolwiek pamięta „epokowe” cztero-zmiany firmowane nazwiskiem J. Buzka (zdrowie, edukacja, samorządny, emerytury) – ten chyba już dziś zgodzi się, że ich podstawowym przesłaniem (niejawnym) było drenowanie sieciowe, odsysanie zasobów składkowo-abonamentowych i zatomizowanie „substancji majątkowej”, co było zresztą do przewidzenia od samego początku. Przywracanie samorządności-obywatelskości w tych sferach jest więcej niż potrzebne Polsce, ale jak dotąd trudno jednoznacznie ocenić to, co się przedsiębierze w tym obszarze;

8.       Projekt samorządowy. W moim przekonaniu jest to najsłabszy merytorycznie element programowy polskiego Rządu. Dopóki słowo „samorząd” będzie w Polsce mylone z „administracją lokalną”, zależną poprzez RIO całkowicie od Premiera, a poprzez Ordynację Wyborczą od kamaryl partyjnych, a do tego kojarzyć się będzie z „kiściami geszefciarskimi” żerującymi na przetargach i konkursach, z osobliwym „skorumpowaniem” radnych reprezentujących albo zarząd administracji lokalnej, albo dość konkretne organizacje lobbystyczne (biznesowe, parafialne, ideologiczne) – to samorządności w Polsce nie będzie;

9.       Powtarzające się – od niemal pierwszych dni – przedsięwzięcia starego establishmentu, zapowiadane jako „totalne”, nastawione najpierw na rebelię-pucz (okupacja Sejmu), potem próby „polskiego Majdanu” (wielotysięczne manifestacje uliczne), ostatecznie sprowadzone do „zwykłych” prób podważenia legitymizacji, jak ostatnio „apolityczna” próba przegrupowania budżetowego w wykonaniu „rezydentów”. Ostatecznie główny nośnik „Majdanu” – czyli KOD – okazał się wydmuszką ideową (do tego w sposób wstydliwy skompromitował się lider), zaś opozycję zbyt dużo dzieli, by zmontować sprawną politycznie alternatywę;

10.   Bezprecedensowa, wielowątkowa akcja „wychowawcza” ze strony struktur UE, podjęta wobec Polski (na wyraźne życzenie polskiej opozycji), nastawiona w oczywisty sposób na zarządzanie Polską z Brukseli, w której użyto hybrydowej niejednoznaczności struktur unijnych oraz gróźb i szantażu: najprawdopodobniej tylko to, że w sprawie „imigrantów” Polska okazała się „proroczo przewidująca”, a szyki Unii pomieszał Brexit (referendum czerwiec 2016) – powstrzymało UE przed eskalacją „wychowania” do stadium wszczęcia procedury „zawieszenia” Polski w prawach członka Unii;

Spektakularnym sukcesem dyplomatycznym rządu jest twardy opór przeciw infantylnym i czekającym dopiero na poważne wyjaśnienie działaniom UE w sprawie przyjęcia setek tysięcy tzw. imigrantów. Intuicja polskiego rządu, wskazująca na „przemykanie” w żywiole imigranckim żywiołu zbójeckiego i zorganizowanych sił terrorystycznych, stanowcze postawienie na pomoc potrzebującym tam, gdzie rodzą się powody migracyjne – mimo zagrożenia biurokratyczną opresją ze strony UE – okazała się zbawienna, zwłaszcza wobec problemów społecznych i logistycznych, którym UE nie podołała.

Spektakularną porażką polskiego rządu, która dopiero „wybuchnie” – jest szeroko zakrojona polityka „dekomunizacji”[9], związana z przemianowaniem nazw publicznych, grzywnami nakładanymi na organizacje lewicowe, aresztowaniem (w maju 2016, do dziś minęło już 18 miesięcy) Dra Mateusza Piskorskiego (byłego znaczącego posła) pod budzącym oczywiste wątpliwości zarzutem szpiegostwa (nie postawionym formalnie) – z jednoczesnym skrajnie nieodpowiedzialnym sposobem wspierania idei „żołnierzy wyklętych” (pod tym hasłem przemyca się do obiegu publicznego nie tylko ludzi mordowanych i uciskanych przez stalinizm, ale też ewidentnych zbrodniarzy i obwiesiów)[10]. Czas, by przeciętny mieszkaniec Polski wypowiedział minimum: wolno być w Polsce komunistą, tak jak wolno być faszystą, muzułmaninem, „kolorowym”, kochającym inaczej. Natomiast NIE WOLNO propagować symboli realnych, doświadczonych ustrojów totalitarnych związanych z tym, kim się jest. Ludzie się kiedyś masowo upomną o te swoje elementarne prawa, i to nie popiskując.

Spektakularnym przykładem „robienia w konia” polskich władz przez rwaczy biznes są tzw. hipermarkety. Już nawet maturzyści wiedzą, że nie są to placówki handlowe – tylko dyskontowe. Ich zyski pochodzą w większości nie z marży handlowej (często zresztą stosują tzw. dumping, sprzedaż towaru poniżej jego kosztów uzyskania i obrotu) – tylko z obrotu „cudzym groszem”: kiedy „nie podlega dyskusji” 3-6-miesięczny termin płacenia dostawcom towarów przez sieci, nawet za dobra „krótkoterminowe w spożyciu” – to znaczy, że zanim hipermarket rozliczy się z dostawcą – kilkakrotnie obraca z zyskiem jego pieniędzmi. Hipermarkety – to są nastawione na rwactwo biznesy finansowe – i jeśli tego nikt nie mówi – nadal udają, że są placówkami handlowymi (zresztą, w tej roli nadal skutecznie niszczą i wypierają rodzimy handel detaliczny, koncentrując popyt-zakupy u „siebie”).

Spektakularnym przykładem „robienia w konia” Ludności są tzw. Więcierze Mętne, czyli specjalne pułapki z przepisów, procedur, obyczajów i przyzwyczajeń oraz marketingu, które służą wyłącznie do uzyskania lichwiarskiego podpisu pod „umowami”, z których wynika bezwzględny obowiązek płacenia drenujących „abonamentów” (pod rygorem przerwania dostawy bez względu na skutki), ale już nie wynika obowiązek „dostawcy-usługodawcy” realizacji mętnie sformułowanych i obostrzonych zastrzeżeniami zobowiązań wobec nabywcy-płatnika. Więcierze mętne są nie tylko praktyką stosowaną przez bandy wydrwigroszy, jak Amber Gold – ale też przez banki, ubezpieczalnie, sieci medialne-tele-informatyczne, nawet tzw. spółdzielnie mieszkaniowe.

Brakuje i w hymnach na cześć sukcesów rządowych:

1.       Porządnego raportu dotyczącego kwestii znanej medialnie jako „Polska w ruinie”. Jeśli większość (czasem zdecydowana) kluczowych przedsiębiorstw, sieci, banków-ubezpieczalni, infrastruktury – jest sukcesywnie oddawana pod zarząd kapitału zagranicznego (a nawet rządów zagranicznych), jeśli „państwa w państwie” bezlitośnie drenują „drobnice i plankton”, nie dając szans na rozwój, a często uruchamiając wilcze-stadne-nagonkowo-linczowe procedury, jeśli całe środowiska społeczne (jak przysłowiowe wsie PGR-owskie[11] czy byłe zjednoczenia uciskane „popiwkiem”[12] i „dywidendą”[13]) są „zaorywane” dla otwarcia pustej, „rynkowej” przestrzeni hochsztaplerom zagranicznym i rodzimym – to krańcowe zadłużenie we wszelkich istotnych wymiarach (gospodarstwa domowe, administracja lokalna, podmioty „rynkowe”, budżet centralny, rozliczenia międzynarodowe) – staje się oczywiste[14];

2.       Stanowczego, nie kunktatorskiego uspołecznienia infrastruktury krytycznej, jak: energetyka, ciepłownictwo, wodociągi, kanalizacje, rurociągi paliwowe, sieci telefoniczne, światłowody, przestrzenie zdigitalizowane i tele-informatyczne, sieci medyczne, melioracje, drogi-koleje-dworce-huby, zapasy strategiczne, sieci ratownicze (strażackie, medyczne, finansowo-budżetowe), znaczące obiekty budowlane, sieci ubezpieczeniowo-kredytowe, sieci edukacyjne. Doświadczenie pokazało, że w każdej z tych dziedzin utrata kontroli administracyjnej nad tymi dziedzinami natychmiast prowadzi do drenażu[15] i do kształtowania się „państw w państwie”, a zwykłymi roszadami kadrowymi nie można zarządzać w takich sprawach;

3.       Poważnego podejścia do tematu samorządności obywatelskiej. Inicjatywy-kreacje zwane obywatelskimi albo pozarządowymi są albo „zagospodarowywane politycznie”, stając się lojalnymi agendami kamaryl politycznych, albo „wytłumiane” ze szkodą dla Kraju i z niepowetowanymi stratami „substancji przedsiębiorczej”. Prawdziwa Przedsiębiorczość ma charakter ukorzenionej społecznie działalności w konkretnym środowisku społecznym (powiedzmy wyraźnie: w gminie, powiecie, w żywiole regionalno-etniczno-kulturowym), wszelkie próby jej wpasowywania w struktury administracyjne jako „zbrojnego ramienia elekcyjnego” – przekreślają ich obywatelskość;

4.       Rzeczywistych warunków „patriotyzmu gospodarczego”: od lat w milionach liczy się kadry najbardziej przedsiębiorcze i fachowe, najsprawniejsze życiowo – które wciąż wiążą swoją przyszłość z pracą na tzw. Zachodzie. Znacznie większe wynagrodzenia i wsparcie socjalno-zabezpieczeniowe, jakie jest dostępne na owym Zachodzie – mimo pozorów nie rekompensuje ani wypaczonego „rozwoju rodzinnego”, ani rozluźnionych więzi z tym co rodzime, ani nie daje dobrych podstaw budowania spójnego społeczeństwa. Powszechną praktyką stało się „wyprowadzanie” dochodów największych biznesów poza Kraj, poza polskie Budżety;

5.       Jasnej, konsekwentnej, nie przewidującej wyjątków kampanii likwidującej „państwa w państwie”: okradanie Państwa (właściwego) z prerogatyw, immunitetów i regaliów (dóbr wspólnych) – to jest wystąpienie przeciw Konstytucji, wiążące się nie tylko z odpowiedzialnością „polityczną”, ale wprost ze „zdradą stanu”: skoro można na podstawie mętnej zagaduj-zgaduli trzymać prawie dwa lata pod kluczem Dra Mateusza Piskorskiego – to równie dobrze można na podstawie oskarżenia-podejrzenia o „odkrawanie” plastrów Państwa wsadzić przywódców rozmaitych „spółdzielni”, odpowiedzialnych za tworzenie gleby pod liczne afery w takich dziedzinach jak „preparowanie” wyroków sądowych, zadłużanie majątku służby zdrowia, wyzbywanie się infrastruktury krytycznej, dziką reprywatyzację, celowe „błędne alokacje” wielomiliardowych obiektów i funduszy, itd., itp.;

6.       Porządnej interwencji konstytucyjnej: Konstytucja jest zbyt „gruba”, mylą się w niej zasady związane z Racją Stanu i przepisy natury regulaminowo-proceduralnej, dopuszcza do tego, że Krajem-Ludnością-Państwem zarządza w praktyce kilkanaście osób (czyli rządy Parlamentu są iluzją), osoby wybieralne są chronione przed jakąkolwiek rzeczywistą kontrolą społeczną, tzw. samorządy są atrapą w rękach administracji lokalnej, ta zaś podporządkowana kamarylom politycznym;

Rządząca Polską formacja już nie spotyka na każdym kroku zarzutu, że jest faszystowska – tu sukces wizerunkowy. Bo nie jest, choć zadziwiająco łatwo przychodzi jej wspieranie środowisk o jawnie faszystowskich ciągotkach.

Rządząca Polską formacja ma mniej-więcej tyle samo osób zdeprawowanych, niekompetentnych, wynaturzonych społecznie – jak każda inna formacja po 1989 roku. Obwinianie jej za to – to nie tylko zwykły brak rozumu – ale też szkodnictwo.

Sposób sprawowania tzw. władzy – polegający na tym, że „naczelny” stoi „na wzgórzu” i wraz z zaufanym gronem analizuje działania frontowe – jest sprawą formacji rządzącej, a kto ma pamięć, ten wie, że to nie pierwszy taki przypadek w najnowszej polskiej historii.

 

*             *             *

Zbliżają się głosowania zwane wyborami samorządowymi. Musiałby się zdarzyć cud, aby rządząca formacja „oddała władzę suwerenowi”, czyli uczyniła „kluby radnych” rzeczywistymi samorządami kontrolującymi administrację, a sieć samorządów uczyniła władczą nad Parlamentem. Nie ma już czasu na to, by taką zmianę przedyskutować, a choćby tylko przegłosować skutecznie.

Ale jest szansa na lelewelowskie „gminowładztwo”. Na to, by dać konstytucyjne prawo gminom-powiatom (może na początek 16 samorządom regionalnym) stawiania weta poczynaniom rządowym. Głosząc to nie boję się zarzutów o promowanie zgubnego „liberum veto”. Tylko zastanawiam się, dlaczego o sprawach dotyczących gminy-powiatu (szkoły, lecznictwo, życie artystyczne, organizacje obywatelskie, lokalizacje inwestycji, urbanizacja-infrastruktura) – ma decydować Warszawa, biorąc najpierw podatek, a potem zwracając zaledwie jego część, wraz z instrukcją biurokratyczną, „jak ma być”.

Na mojego nosa ten sam skok popularności sondażowej, jaki jest udziałem formacji rządzącej na skutek interwencji socjalnej – byłby powtórzony właśnie po prostej, może ustawowej decyzji dającej administracji lokalnej prawo zatrzymywania podatków związanych z „zarządzaniem adekwatnym” (patrz: przypis dotyczący Państwa Stricte). Farmazony o tzw. budżecie partycypacyjnym, czyli o pozostawieniu społecznikom decyzji o zagospodarowaniu 1-3% tego, co dziś administracja lokalna łaskawie otrzyma „z góry” – niech idą do lamusa. Bo to są fajne, ale niepoważne gadgety.

W moim przekonaniu formuła Radbrucha „lex iniustissima non est lex” (prawo niesprawiedliwe nie jest prawem[16]) – ma w Polsce gasnące uzasadnienie i zastosowanie: okazuje się, że podczas Transformacji (która nas ponoć wprowadziła w przestrzeń Wolności, Rynku, Demokracji, Swobód, Obywatelstwa, Przedsiębiorczości) oczekiwania Ludu skurczyły się do formuły znanej jako „kura Lema” (St. Lem zauważył, że kury uważają się za niezwykle rozgarnięte, jeśli umieją uciec od ręki trzymającej kij, a biec na wyprzódki do ręki sypiącej ziarno). Od siebie zauważę, że jeśli człowiek budzi się rano i nie biegnie do pracy (bo jej nie ma), a dokądkolwiek indziej pobiec trudno, bo nie ma kasy na bilet, w brzuchu burczy, mieszkanie nie opłacone, telewizor i internet odłączony, a kurtka podszyta wiatrem nie chroni przed zimnem – to taki człowiek raczej obywatelem nie jest zbytnio zaangażowanym.

Niechby więc Rząd – korzystając z okazji głosowań za rok – postarał się, by „opinia publiczna” popierała go nie tylko za „ziarno”, ale też za to, że czyni na powrót nas – Obywatelami.



[1] Używam słów hiszpańskich, bowiem od czasu „teologii wyzwolenia” właśnie w tej mowie formułuje się najważniejsze pojęcia z obszaru „wrażliwości społecznej”;

[2] Indignados – oburzeni, zbuntowani, wywołujący spazmy „epanástasi”;

[3] Inocentes – niewinni, właściwie „niewiniątka”, ofiary losu, „lame-ducks”;

[4] Desdentados – bezzębni, edentulous, bezsilni, pogardzani;

[5] Huérfanos – osieroceni, wyjęci spod opieki, rozproszeni, bezbronni;

[6] Excluidos – wykluczeni, zmarginalizowani, „nieważni”, bez praw respektowanych;

[7] Dawno temu sformułowałem pogląd, że Państwo, pod rządami którego znakomita większość Ludności uważa, że lepiej by się jej żyło bez tego Państwa – to takie Państwo jest nielegalne, choć to ono – paradoksalnie – definiuje to co legalnym jest. Potem – na tle bojów o Trybunał – Kornel Morawieski użył słów „najpierw jest Naród, a dopiero potem Prawo”, czym wywołał ryk oburzenia w wielu kręgach beneficjentów Transformacji, które oczywiście dobrze znają ideę „nielegalnego Państwa” wniesioną do Historii przez Gustawa Radbrucha, ale jakoś stosują ją wyłącznie do formacji aktualnie rządzącej;

[8] W odróżnieniu od Państwa Adekwatnego (przemysł, rolnictwo, usługi, budownictwo, transport, handel, oświata, nauka, kultura, sport, itd.) – Państwo Stricte jest mocno „skoszarowanym”, bezwzględnym lojalnościowo obszarem ustawiającym rzeczywiste relacje w Państwie: skarbówka-budżety-finanse, infrastruktura krytyczna, armia, policja, służby jawne i sekretne, dyplomacja, itp.);

[9] Z uporem maniaka, w moim przekonaniu rozmyślnie, nazywa się „komunizmem” opresyjny, etatystyczny, nakazowo-rozdzielczy, podporządkowany korpusowi policyjno-wojskowo-inwigilacyjnemu reżimowi ustrój bolszewicki ideowo i stalinowski ustrój „menedżerstwa partyjniackiego” (Decydentura-Nomenklatura, „dżilasowska” Nowa Klasa). Tymczasem komunizm – w doktrynie nigdzie dotąd na świecie nie wdrożonej –oznacza upowszechnienie rzeczywistej samorządności i spółdzielczości, która przez swoją obywatelskość „wybija z rąk” Państwa (urzędów, organów, służb, legislatury) prerogatywy, przenosząc je na samorządny żywioł obywatelski. Takie stawianie sprawy, wraz z zapiekłością ideologiczną – w rzeczywistości wyklucza, a na pewno „pacyfikuje-zastrasza” kilkudziesięcio-procentową część „zwykłego, szarego ludu” i jego naturalnych liderów;

[10] Uważam, że żołnierze nazwani po latach „wyklętymi” – to jedna z najbardziej pokrzywdzonych w PRL grup społecznych. Skala bandyckich opresji stosowanych na partyzantach i na ludziach powracających z frontów zachodnich – przekracza wszelkie możliwości usprawiedliwienia ich „potrzebą walki klasowej”. Wypadałoby jednak rozróżniać między ludźmi wykluczanymi i terroryzowanymi wtedy przez nadgorliwe ideowo władze, a zbójami, dokonującymi mordów i całkiem osobistych rozliczeń krwawych;

[11] Kilka tysięcy takich wsi zostało z dnia na dzień pozbawione szans zatrudnienia, a wraz z nimi poupadały lokalne sieci skupu, zaopatrzenia, „ludowe” organizacje życia codziennego;

[12] Popiwek – popularna nazwa podatku od ponadnormatywnego wzrostu wynagrodzeń – instrument (niedozwolonego konstytucyjnie) nacisku-opresji wobec przedsiębiorstw uspołecznionych, państwowych;

[13] Dywidenda – instrument równie niekonstytucyjny jak „popiwek”, który „karał” przedsiębiorstwa uspołecznione, jeśli dysponowały majątkiem chwilowo niewykorzystanym (to dawało żer „spółkom nomenklaturowym” i rozbijało więzi ekonomiczne);

[14] Najbardziej irytuje, kiedy statystycy zauważają wzrost obrotów rozmaitych „produkcji i usług”: szczerze mówiąc, jeśli taki Amazon (i tysiące innych firm zagranicznych) płaci załogantom znacznie mniej niż od nich wymaga, to ich „sukces” gospodarczy nie jest sukcesem polskim, tylko sukcesem odniesionym w Polsce, a to – zdaje się – czyni ogromną różnicę. Umiemy już odróżnić „polskie” obozy koncentracyjne od obozów hitlerowskich w Polsce, a jakoś jeszcze nie umiemy odróżnić „polskich dochodów” od „dochodów uzyskanych w Polsce”;

[15] Największa zmora drenażu polega na tym, że „ustrzeloną” dziedzinę-branżę obciąża się legalnymi obciążeniami w taki sposób, by nie mogła samodzielnie wygenerować nadwyżek, tym samym decydować o swoim rozwoju (modernizacje, inwestycje, przebudowa systemowa): szczególnie bolesne jest to wtedy, kiedy elementy infrastruktury są „prywatyzowane za granicę”, a w rzeczywistości oddawane – jak polska telefonia – nawet państwowym podmiotom zagranicznym;

[16] Formuła Radbrucha – formuła filozoficznoprawna autorstwa niemieckiego prawnika i filozofa Gustawa Radbrucha. Głosi ona, że jeśli norma prawna w drastyczny sposób łamie podstawowe normy moralne, to nie obowiązuje (łac. lex iniustissima non est lex). Taka norma nie dostępuje godności bycia prawem, może być odrzucona i tym samym obywatele nie mają obowiązku jej przestrzegania, a administracja państwowa i sądownictwo jej stosowania. Jest ona jedną z czołowych współczesnych koncepcji zbliżających do siebie pozytywizm prawniczy i prawnonaturalizm. Formuła została zaprezentowana po raz pierwszy w 1945 w audycji „Pięć minut filozofii prawa”, a rozwinięta w klasycznej formie w artykule z 1946 Ustawowe bezprawie i ponadustawowe prawo, który był reakcją na degenerację systemu prawnego w czasach Trzeciej Rzeszy. Według Radbrucha prawnicy niemieccy przez silne przywiązanie do pozytywizmu prawnego nie byli w stanie przeciwstawić się instrumentalizacji prawa przez nazistów (por.: Pedia);