Do pierwszego klangu

2018-01-07 09:07

 

Będzie słów kilka o rozmowach, debatach, dyskusjach. Czyli o tym, co zanika, a co – udajemy gorączkowo – rozkwita.

Weźmy takiego alkoholika. Bez urazy, każdy ma jakieś uzależnienie, żeby to jedno.

Otóż taki alkoholik – zanim się stał kim jest – rozwijał się intelektualnie w sposób zadany przez Naturę: każdy istotny bodziec – albo pakiet – powodował, że mu się pod czaszką związywały ścieżki synaps, toteż po dwóch-trzech identycznych bodźcach słowo „mama” od razu przechodzi(ło) w słowo „pokarm”, „bezpieczeństwo”, „opieka”, „miło”, itd. Potem słowo „mama” rozwijało się w pojęcie rozbudowane do nie-wiem-jakich rozmiarów. A możliwe, że słowo „tata” nie rozwijało się (bo tata jakoś tak nie był obecny) – i długo to słowo pozostawało abstraktem nieokreślonym, aż odkrycie tego słowa u innych osób zaczęło dawać jako-takie wyobrażenie.

No, i mamy 25-latka, który dysponuje 10 tysiącami słów, z których 7 tysięcy to rozbudowane bogactwem pojęcia, 2 tysiące „coś tam mówią”, a 1000 – to puste, wydmuszkowate abstrakty.

I wtedy 25-latka dopada wódka. Dopada, czyli wgryza się w niego i każe zająć się wyłącznie sobą. Uzależnia. Inni też piją wódkę, więc wszystko wygląda normalnie, ale nasz 25-latek, a potem 30-latek, a potem 35-latek – ma w wódce „przyjaciela na wyłączność”, inni wypiją i idą dalej żyć, a on pije, a kiedy trzeźwieje – nie żyje. Nie uczy się nowych słów, choć je zauważa i gdzieś tam lokuje w zasobach podczaszkowych.

Więc nasz 30-latek, a może 35-latek – jest wyposażony w „manualne” umiejętności, ma w nich wielką wprawność odruchową, którą nabył zanim ożenił się z wódką. Jest sprawnym inżynierem, księgowym, kierowcą, szachistą, majstrem – kimkolwiek. Zanim coś nie skojarzy mu się z przepotężną małżonką.

 

*             *             *

Konia z rzędem temu, kto potrafi uczenie wyjaśnić nasz wtórny analfabetyzm, szczególnie obywatelski. Potrafimy ze swadą rozprawiać o rzeczach, które nas rozwijały „drzewiej”, a już na pewno o „polityce”, czyli o sprawach publicznych – zanim nam jakiś wewnętrzny „klang” nie wywoła odruchu „małżeńskiego”. Wtedy nagle pojawia się blokada percepcyjna: ktoś mówi do nas zdanie, ale nieopacznie wstawił w to zdanie jakieś słowo-wytrych. Wszystko co powie po tym słowie – staje się głuche, nasz alkoholizm czepia się tego słowa i rozwija to, co ma w sobie „w związku z tym”, więc nieważne, czy to jest na temat. Nieważne, że rozmówca dopomina się, by dosłuchano jego zdania do końca, że upiera się przy swoim wątku. Czego on chce…?

Tak wyglądają nasze dyskusje. Mamy w sobie jakiś tajemniczy szalej. Uzależnieni jesteśmy od niego gorzej niż od dopalaczy, nie bacząc na zgubę, jaki on niesie.

Jesteśmy wierszem idioty, odbitym na powielaczu – napisał Kaczmarski, zaśpiewał Gintrowski. https://www.youtube.com/watch?v=QTIJeROtF48