Demokracja europejska

2017-01-19 08:11

 

Europa uchodzi za kolebkę idei demokratycznych. Te idee to wolność-podmiotowość każdego w pojedynkę i jego zrzeszeń, to „rynek” równoprawnych poglądów i wypowiedzi, to prawo obowiązujące każdego, włącznie z tym, kto prawo ustanowił, do zakaz uprzywilejowywania (monopolu) i dyskryminowania z jakichkolwiek powodów, to społeczny nadzór (wyborców i społeczności) nad postępowaniem państwa i jego poszczególnych urzędników, funkcjonariuszy, plenipotentów, to domniemanie niewinności i welo-instancyjność postępowań, to prawo do sądu i adwokata to rozdzielenie (wzajemne uniezależnienie od siebie ) rządu, legislatury i sądu-arbitrażu, to swoboda podróży, działalności gospodarczej, wypowiedzi, zrzeszania się, to ochrona człowieka przed przemocą fizyczną i mentalną, przed inwigilacją, przed linczem i anatemą-infamią, to ochrona prywatności i tego co osobiste, to obowiązkowy humanitaryzm organów, służb, urzędów i legislatury, to ochrona słabszego przed silniejszym, to prawo do uczestnictwa w życiu publicznym i (samo)kształcenia obywatelskiego.

Takiej demokracji – po prostu nigdzie nigdy nie było.

Imperium Romanum pękło na dwoje, a wraz z nim pękło chrześcijaństwo. Bizancjum zatraciło swoją europejskość emanując co najwyżej prawosławiem skłonnym do symbiozy z władzami państw autorytarnych, na które się rozszerzało. Europa zaś zachodnia – cesarsko-papieska – przemieszczała swój środek ciężkości łukiem z Italii ku potędze frankijskiej, potem prusko-brandenburskiej, następnie austriackiej. Oba państwa niemieckie przeistoczyły się w domeny zarządzane przez dynastie Hohenzollernów i Habsburgów, największe z niemieckich. Zarówno te dynastie, jak i niektóre mniejsze znaczeniowo, nie-cesarskie – mieszały swoją krew  z dynastiami brytyjską, rosyjską, hiszpańską, francuską itd.

Ostatecznie Europa – nominalna i duchowa spadkobierczyni helleńskich Symmarchii (zadaniowych dobrowolnych związków samorządnych „polis”) i Imperium Romanum (państwa zbudowanego na prawach, normach, standardach) oraz przesłania chrześcijańskiego (Piękno, Dobro, Prawda, Sprawiedliwość) – została uporządkowana w nieco przewrotny sposób: wzorcem dominującym stała się „rzesza” (Reich), czyli współczesna Symmarchia różnorodnych podmiotów społecznych i politycznych, ale w miejsce wybieralnego „Kaisera” z jego „aparatem przybocznym”, wprowadzono niemożliwą do społecznego skontrolowania hybrydę kilku formuł zarządzania, której najważniejszym motorem działania jest przetarg o pozycje budżetowe.

Tu dotykamy najdelikatniejszego problemu demokracji europejskiej. Otóż jedną z niepisanych zasad demokracji jest krystaliczna czystość osób i intencji pozostających w „obrocie państwowym”. A w przypadku procesu integracji europejskiej – wątpliwości co do tej kryształowości nieco by się znalazło, zaś podstawowe są dwie:

1.       Głównym autorem założycielskiego pakietu rozwiązań konstytuujących Unię (Traktaty Rzymskie) jest-był Walter Hallstein, bezdyskusyjny nazista, który – i to jest wątpliwość – przeszedł psim swędem przez alianckie-amerykańskie sito sprawdzające przeszłość niemieckiej inteligencji: nie dość, że był profesorem prawa porównawczego, nie dość że był aktywnym członkiem nazistowskiego Związku Obrońców Prawa, nie dość, że w styczniu 1939 wygłosił tzw. przemówienie motywacyjne (na rzecz hitleryzmu) w Rostocku – to jeszcze współdziałał na rzecz prawnej koncepcji Wielkich Niemiec (Europy zjednoczonej pod dyktando hitlerowskie). Walter Hallstein ostatecznie został pierwszym z przewodniczących Komisji Europejskiej, a ludźmi podobnymi sobie obsadził wiele wspólno-europejskich stanowisk węzłowych;

2.       Unia Europejska przeistacza się w para-państwo, a jej liczne procedury elekcyjne i prawotwórcze sprawiają wrażenie mętnej wody, pośród której nawet dobrze przygotowany obywatel ma trudności w orientacji, co dopiero zaś mówić o podmiotowym w niej żeglowaniu. To zaś oznacza, że – sięgnijmy po sprawę najbardziej aktualną – Donald Tusk rozgrywając gabinetowo rozmaite „parytety” biurokratyczne – ma dużą szansę pozostać „kimś” w strukturach europejskich mimo wyraźnego wycofania poparcia przez rodzimy kraj, i to zarówno wycofania w sensie politycznym (jego formacja spektakularnie przegrała wybory w Polsce i rozbiła się na dwoje), jak i w sensie formalnym (władze Polski odmawiają mu legitymizacji), no, i w sensie moralnym (jako Premier RP zrejterował niegdyś w połowie kadencji „na saksy” unijne);

Jednym słowem: Unia Europejska, przywołująca najstarsze i najlepsze tradycje ideowe i doświadczenia – nawet nie udaje, że pilnuje się demokratycznych wzorców. Wygenerowała kilku-tysięczny korpus urzędniczy, kierowany przez kilkudziesięciu wiodących polityków, ci zaś mają do dyspozycji niepoliczalne zastępy usłużnych pomocników. Cały ten „zakon” wynagradzany jest po królewsku, a poszczególnym krajom (ich elitom) wygasza się wątpliwości za pomocą dotacji budżetowych lub wsparcia ich biznesowych starań.

W każdym europejskim kraju, zrzeszonym w UE, funkcjonują odrębne rządy, odrębne „systemy prawne” (nawet uwzględniając nadgorliwość niektórych państw w „dopasowaniu”), odrębne ustroje społeczne i gospodarcze. Unia Europejska robi wszystko, by tę różnorodność „przykryć” w taki sposób, że poczynania biurokracji europejskiej staną się punktem odniesienia nawet dla drobnego lokalnego samorządu, dla niewielkiej lokalnej organizacji pozarządowej.

Tak opisaną demokrację trzebaby chyba nazwać „spolaryzowaną”: po jednej stronie są oczekiwania obywatelskie (projektowe) i sub-obywatelskie (roszczeniowe) – a po drugiej stronie urzędowo uśmiechnięta hybryda, w której nikogo nie da się złapać na gorącym uczynku, ale działa ona pod nieformalną komendą pryncypałów i to ich sygnały decydują o stosunku biurokratów do spraw, a procedury i postępowania wyłącznie „kontrasygnują” ten stosunek.

Demokracja spolaryzowana, dzieląca wszystkich na „upoważnionych” i „pozostałych” – jest nie tylko poprzez ukorzenienie – teutońska. Nie jest przypadkiem, że życie w takiej demokracji polega na „zbieraniu punktów europejskości”, aby – po przekroczeniu barier i spełnieniu kryteriów – stać się „Europejczykiem”, czyli odpowiednikiem  „nadczłowieka” (Übermensch). Czyż na poziomie symbolicznym nie takie jest przesłanie ideowe KOD? Nie działania świadczą o naszej czy waszej demokratyczności, tylko sama przynależność (lub jej brak) do rodziny „Europejczyków”! oczywiście, skoro „uchwalono”, że „podludzie” nie mają prawa wygrywać wyborów – to teraz trzeba zrobić wszystko, by się oni kompromitowali, a kompromitacją jest wszystko, co nowi rządzący robią nie tak, jak my byśmy zrobili. Nawet geszefty i świństwa w „naszym wykonaniu” są „niezręcznością”, a w „ich” wykonaniu – są nielegalne i niekonstytucyjne.

I jeszcze jedno: kolonizacja.

Oczywiście, nikt nie potwierdzi, że cała ta środkowo-europejska transformacja była operacją przechwycenia kapitałowego i decyzyjnego poszczególnych rynków branżowych i terytorialnych. Ale efekt jest dokładnie taki. Rodzimym gospodarkom pozostało „nadskakiwać” liderom rynków, akurat tak się składa, że pochodzącym z jakiegoś „nadczłowieczego” kraju. A kto ma w ręku kapitał i decyzję – ten ustala, które reguły, zasady i idee demokratyczne – są obowiązujące i w jaki sposób dotyczą ciebie i wszystkich.