Co powino być za darmo

2011-06-14 07:01

Naturalna żywotność ekonomiczna daje między innymi taki owoc, że człowiek odkłada sobie rozmaite dobra, które ma „za darmo” na potem: buduje dom, tworzy meble, konstruuje palenisko, kleci jakiś pojazd, uprawia ogródek, hoduje zwierzęta, itd., itp.

 

Zbiorowa żywotność (pasjonarność) człowieka przynosi ten sam efekt: powstaje infrastruktura (i w ogóle ośrodki zurbanizowane), wytwarzane są trwałe dobra techniczne, kreowane są obyczaje, ustanawiane instytucje, itd., itp.

 

Jest coś nieprzyzwoitego w tym, że niektóre zdobycze cywilizacyjne i ekonomiczne, będące ze swej natury wspólnymi – traktowane są „rynkowo” lub „administracyjnie”, przez co są odbierane prawowitym właścicielom (ogółowi) i służą przede wszystkim jako biznesowy lub biurokratyczny kapitał (tytuł do dochodu).

 

Cokolwiek byśmy nie powiedzieli o tym, kto konkretnie coś wynalazł (i – oczywiście – opatentował), cokolwiek byśmy nie powiedzieli o konieczności racjonalnego gospodarowania – to faktem jest niezbitym, że WSPÓLNE staje się nagle albo PRYWATNE, albo SŁUŻBOWE. A niekiedy – jak parki narodowe czy zasoby muzealne albo architektoniczne – stają się EKSKLUZYWNE, z dostępem wyłącznie dla wyróżnionych osób.

 

Oczywiście, nikt inny tylko Politycy i Nomenklatura przodują w procederze przewłaszczania i kapitalizowania wspólnego dobra. Biznes odgrywa tu role drugorzędną (decyzyjnie), choć bywa, że korzysta najwięcej.

 

Konkretny przypadek, z tych najnowszych – to internet. Czy wyobraża sobie ktoś pobieranie opłat za prawo do odzywania się na bazarze? A jednak za internet pobiera się opłaty, oczywiście mając na to siedemdziesiąt osiem uzasadnień. Czy wyobraża sobie ktoś, że pośrodku bazaru stoi policjant i reguluje, co można mówić i kiedy, a czego nie wolno? W przypadku internetu wydaje się to coraz bardziej oczywiste.

 

Internet to nie pierwsza zabawka, która odbiera się ludzkości, stawiając bariery ekonomiczne i/lub polityczne. Dlatego wszelkie dyskusje, a zwłaszcza uzasadnienie prezydenckie dla poprawek w prawodawstwie w tej dziedzinie – uważam za zwykłą ściemę.

 

I tyle.

 

Z góry przyznaję rację tym, którzy jednak mają milion argumentów na rzecz komercjalizacji i ograniczeń w internecie. Tak jak rację przyznaję rodzicom, którzy wiedzą, że jak dziecku za młodu nie dasz po łapach, to będzie bisurmanem do końca życia. Szkoda gadać.