Bunteczek

2010-02-20 20:18

 

IDEOLOGIA BUNTU

/pracując dla kraju pracujesz dla siebie, a może: pracując dla siebie pracujesz dla kraju?/

 

Powyższy podtytuł jest znamienny: rozróżnia społeczników od polityków. Jeśli polityk nie przestanie mierzyć społecznika swoją miarą i wiecznie będzie go podejrzewał o chęć zrobienia kariery – to społecznik w jego oczach będzie zawsze niepoważny i dziwny, ilekroć będzie „zaprzepaszczał wszystko” jednym gestem rozpaczy, buntu przeciw temu, że polityk myśli i robi dla siebie, nie wspierając społeczników.

Jestem ideologiem buntu w środowisku warszawskim Ordynackiej. Bunciku. Bunteczku. Zamieszanka. Aby nie zabili mnie zamieszańcy za tę samozwańczość, wytłumaczę się, że ich ideologiem mianował mnie główny obiekt ich zamieszaństwa, postać charyzmatyczna i ważna zarazem. Nikomu nie życzę takiego spojrzenia, z jakim Postać ta zachęcała mnie do spełnienia mojej „obietnicy”, że być może zrezygnuję nawet z członkostwa w Ordynackiej.

Dobra, jestem ideolog. Tylko proszę mi nie imputować, że walne zebranie ordynariuszy mazowieckich przeżyło bunt-zamieszanko oparte zaledwie na tradycyjnych antagonizmach międzyuczelnianych. A więc:

Jest spora grupa osób z Ordynackiej, która swoje SZSP/ZSP-owskie czasy skutecznie spożytkowała dla zrobienia karier: „obsadzamy” dziś ok. 200 poważnych stanowisk w rządach, molochach gospodarczych, partiach i ważnych urzędach. Ich talenty, kwalifikacje, zasługi i urok osobisty nie zaprowadziłyby ich tak wysoko, gdyby nie pochodzili z młodo-inteligenckiej, akademickiej, lewicowej i przede wszystkim bardzo licznej organizacji. Oznacza to ni mniej ni więcej, tylko szaroczłonkowski wkład w ich kariery, a dowodem niech będzie fakt, że z cherlawego ZSP lat ostatnich niemal nikt nie robi kariery porównywalnej z ich, „naszych” karierami.

„Szaroczłonki” SZSP/ZSP pamiętają jednak, że za tak zwanej komuny wiele ich inicjatyw lądowało w koszu albo było mocno „temperowanych”, a dziwnym trafem najlepiej owej „dyscypliny” pilnowali ci, którzy dziś stanowią Grupę 200. Mówiąc dużym (i zapewne krzywdzącym) skrótem twierdzę, że karierę ludziom z SZSP/ZSP gwarantowały masy szaroczłonkowskie przez samą swoją liczebność, za to przez swoje wygórowane, wyuzdane pojmowanie swobody działań społecznikowskich masy te występowały raczej w roli „podpadkiewiczów” i na własne kariery szans nie miały. Powtarzam: gdyby nie wielka liczebność szaroczłonków i ich ideowe „niezdyscyplinowanie” zamykające im kariery – nie byłoby karier Grupy 200.

Nie o zawiść tu jednak chodzi, tylko o uczciwość historyczną, jakkolwiek zamaszyście to zabrzmi. Połowa „niezdyscyplinowanych” – to być może nieudacznicy. Ale druga połowa to ci, którzy kiedyś byli karani, odsuwani, „uwalani” za to, co dziś jest dobre i bardzo pożądane. Tak zwana sprawiedliwość nakazuje, aby przyznano im rację i doproszono do kontynuowania tego, co kiedyś dobrze zaczęli. A tu kuku! Grupa 200 mówi teraz językiem tych, których kiedyś „dołowała”, na których liczebności i dorobku (mimo wszystko) wyrosła, zatem ogłasza, że to ich wynalazek, te wszystkie pluralizmy, demokracje nie-socjalistyczne, transformacje, wolności słowa i czynu.

A tu Historia koniecznie chce się powtórzyć. W transformacyjnym rozpędzie nasza władzunia zrobiła dużo krzywdy naszemu krajowi i Szaropolakom. Kraj stoi w rozkroku między sukcesami(?) gospodarczymi i rosnącą nędzą. Szaropolacy stoją zaś coraz bardziej z boku – a nie chcą. Pośród nich sporą grupę stanową szaroczłonkowie SZSP/ZSP, z których niejeden ma problemy z rachunkami do zapłacenia i życiem godnym inteligenta. Grupa 200 mówi: przebudujmy ten kraj. Ogromadza byłych szaroczłonków i mówi im: trzeba, aby kraj nas docenił i zatrudnił do rządzenia nim i do zbawienia go od trosk i niepowodzeń. Ani słowem nie zająkną się, że oto przemawiają do ludzi, których kiedyś dyscyplinowali, na których liczebności kiedyś wskoczyli do dobrego ekspresu.

Stowarzyszenie Ordynacka – gdyby zamknęło się w liczbie 200 plus 1000 tych, którzy wiszą u dwustu klamek – przekaziory następnego dnia zjadłyby na drugie śniadanie jako sitwę, kamarylę, grupę trzymającą władzę. Ale jeśli nas będzie 10 tysięcy – to już co innego. No, to ja się pytam: co oferujecie tym 10 tysiącom za to, że podstawią plecy i pozwolą wam znów robić kariery w roli odnowicieli i zbawców Polski? Mimo oczywistych możliwości nie macie zamiaru wesprzeć czynem żadnych działań merytorycznych, żadnej roboty organicznej: interesuje was tylko nasza liczebność i dla niej jesteście gotowi otworzyć „firmę” na ludzi spoza etosu SZSP/ZSP, gotowi jesteście własnym trudem budować struktury w takich uznanych ośrodkach akademickich jak Wyszków czy Legnica albo Bełchatów (nie obraźcie się, bracia z powiatów, ja sam jestem spod Lęborka).

Bunt, buncik, bunteczek, zamieszanko ma właśnie takie podłoże. Budzący zażenowanie brak profesjonalizmu w jego przeprowadzeniu nie zmienia słuszności tej ideologii, jaką czytacie powyżej. Tu nie chodzi o anse między-uczelniane, tylko o odwieczny antagonizm między szarakami i luminarzami. Polegający na tym, że szaroczłonkowie mają służyć luminarzom wyłącznie swoim liczebnym członkostwem, a jeśli chcą robić za stowarzyszenie i wykonywać różne roboty organiczne – to OK., za własne środki i jak najdalej od Ordynackiej. Zaś o bratniackiej samopomocy – pomyślimy kiedyś, jak już ugruntujemy kariery.

Mam już duży rozumek i wiem, że z punktu widzenia Grupy 200 wygląda to zupełnie odwrotnie: nikt nikomu nie blokował kariery w młodości, a teraz szaroczłonkowie przylepiają się do Grupy 200, bo chcą jej wyrwać kęs po kęsie jej wielkie zasługi i prywatny, osobisty dorobek, którego nie zdołali sobie – nieudacznicy – wypracować ciężką pracą nad polską Transformacją. W dodatku jest tych 1000 słabeuszy, których umieściliśmy w różnych etatowiskach. Cóż, nazywam to wszystko różnicą poglądów i wiem, że za kolejnych 20 lat – może wcześniej - Historia przyzna mi rację, a tę rację po raz kolejny skonsumuje jakaś nowa Grupa 200, nie zaś nosiciele owej racji.

Jestem pod szczerym wrażeniem – bez blagi – gestu wybaczenia ze strony tych, którzy obnażyli całą niemoc i małość buntu, bunciku, bunteczku, zamieszanka. Zwłaszcza, że buntownicy nie zdołali ani sformułować, po co robią zamieszanko, ani go sprawnie przeprowadzić. A mimo to dostali szansę, obietnicę Grupy 200: nie wyrżniemy was, jak wy nas chcieliście, bo równowaga, rozsądek, harmonia, umiar, braterstwo, powaga, wspólnota.

Moja „obietnica” rezygnacji z członkostwa jest aktualna, mówię to do Postaci charyzmatycznej i ważnej oraz prominentnej. Spełnię ją, jeśli po raz kolejny usłyszę od Ciebie, że wszystkie swoje ideały i wartości, które nie pozwalają mi uniżenie Ciebie prosić, rzuciłbym w kąt, gdybym dostał jakąś posadkę. Ja chcę nie posadkę, tylko szansę kontynuowania przerwanej kiedyś brutalnie roboty merytoryczno-organicznej, zwłaszcza że miałem wtedy rację, o czym świadczą Twoje naprawdę świetne wystąpienia. To nie z głupoty zachowuję się niepoważnie (czyli nie podwijam ogona pod siebie w oczekiwaniu łaski i nagród za wierną służbę), ale z przekonania, iż któregoś dnia Grupa 200 dojrzeje do poglądu, że prawdziwa demokracja to równorzędny udział wszystkich w projektowaniu swojego kraju i wspólnego losu, jakże różniący się od jaśnie oświeconego expose z trybuny. Tak jak dojrzała do tego, że dla dalszych karier potrzebna jest jej liczebna organizacja inteligencka. Pamiętasz, kiedyś wystarczało, żebyście nas dyscyplinowali według oczekiwań mateczki Partii, zatem przez 20 lat zrobiliście wielki krok naprzód, jeszcze tylko sprzedam wam swoją wrażliwość społeczną i jesteśmy braćmi.

Pracując dla kraju, daję mu różnorodną substancję, swoje różne dzieła. Ty pracując dla siebie, konsumujesz te dzieła i umacniasz swoją pozycję, w wyniku czego stajesz się panem mojej dalszej pracy dla kraju. Nie dziw się, że któregoś dnia odmówię Ci – słabym i nieobytym w grach głosem – prawa do moich dzieł. W Twoich oczach będę niepoważnym głupkiem – ale w swoich nadal będę kimś, kto poważnie traktuje swój kraj i swoje w nim miejsce. I zrobię wiele, nawet narażę się na Twoją niełaskę, abyś tylko dołączył do takich jak ja i przestał karmić swoją karierę na kredyt wzięty ode mnie i od tych wszystkich nieudaczników, buntowniczków, zamieszańców.

Słowo do tzw. osób trzecich, które przysłuchują się tej dyskusji: sami widzicie, że po takim tekście nie mam co liczyć na głaskanie po głowie. Zatem spróbujcie nie traktować mnie jak samobójcę politycznego, ale raczej jako społecznika, który politykę ma gdzieś, a zależy mu na tej szaroczłonkowskiej masie, która nawet buntu, bunciku, bunteczku, zamieszanka nie potrafi dobrze przeprowadzić. Ta buntownicza infantylność dodatkowo mnie wzrusza, zachęca do wspierania, ze względu na szczerość, którą w niej widzę między wierszami. Chyba, że się mylę.